- Pracujesz dla Butragueño? - brat wbił we mnie wściekłe spojrzenie. Skuliłam się w sobie, skupiając wzrok na kubku z kawą. I to tyle, jeśli chodzi o moją odwagę.
Dani miał wrócił do Europy na początku lutego i tak też się stało. Momentalnie powietrze w domu zgęstniało, a Theo mało co się odzywał. Chodził ze spuszczoną główką, nie chcąc się narazić wujkowi. Serce krajało mi się na ten widok, jednak musieliśmy pocierpieć jeszcze przez pewien czas.
- Pracuję dla żony Saula. - podkreśliłam.
- Jako kelnereczka. - prychnął.
- Dani, to jest kulturalna kawiarnia, a nie obskurny bar. - westchnęłam. - Doskonale wiesz, że szukałam pracy. Akurat znalazło się miejsce u Leire.
Dani miał wrócił do Europy na początku lutego i tak też się stało. Momentalnie powietrze w domu zgęstniało, a Theo mało co się odzywał. Chodził ze spuszczoną główką, nie chcąc się narazić wujkowi. Serce krajało mi się na ten widok, jednak musieliśmy pocierpieć jeszcze przez pewien czas.
- Pracuję dla żony Saula. - podkreśliłam.
- Jako kelnereczka. - prychnął.
- Dani, to jest kulturalna kawiarnia, a nie obskurny bar. - westchnęłam. - Doskonale wiesz, że szukałam pracy. Akurat znalazło się miejsce u Leire.
- Ciekawe jak długo. - mruknął pod nosem. Rosa posłała mi pełne wsparcia spojrzenie, po czym wróciła do robienia drugiego śniadania dla Theo. Szczerze mówiąc, spodziewałam się gorszej reakcji brata na te rewelacje. Nigdy mnie nie wspierał, a wręcz dołował. Wszystkie moje porażki przyjmował z uśmieszkiem, dobijając jeszcze bardziej. - A Ty, młody? - zwrócił się do Theo. Trzylatek podniósł niepewnie główkę znad płatków śniadaniowych. - Przestałeś się moczyć?
- Dani! - błyskawicznie zareagowałam.
- No co? - prychnął. - Tylko cioty się moczą. To duży chłopak!
- Nasz młody człowiek ma dopiero trzy latka. - obok pojawiła się niezawodna Rosa, która jako jedyna potrafiła choć w małym stopniu uspokoić mojego brata. - To nie koniec świata, gdy czasami zdarzy mu się mały wypadek. W przeciwieństwie do większych chłopców. - mruknęła z iluzją. Nie raz zajmowała się pijanym Danim, więc wiedziała o czym mówi.
- Zjadłeś? - zwróciłam się do syna, który pokiwał główką. - To uciekaj ubierać buciki i kurtkę. Zaraz wychodzimy. - bez słowa sprzeciwu pobiegł do holu.
Kwadrans później maszerował obok mnie w stronę przedszkola. Posłusznie trzymał się mojej dłoni, lecz myślami był gdzie indziej.
- Rozchmurz się. - poprosiłam go. - Dzisiaj wybieracie się na wycieczkę do Oceanarium. Na pewno będzie super. A potem pójdziesz z Rosą do parku nakarmić kaczuszki. Zapowiada się świetny dzień. - kucnęłam na przeciwko niego.
- Dlacego wujek nas nie lubi? - spytał smutnym głosem.
- Theo, rozmawialiśmy już o tym. - westchnęłam, głaszcząc jego pyzaty policzek. - Wujek ma sporo problemów z którymi sobie nie radzi. Ale dzięki niemu mamy gdzie mieszkać. Obiecuję Ci, że niedługo znajdę dla nas przytulne mieszkanko.
- Mateo mówił, ze mieska z tatą gdy psychodzi weekend. I oglądają lazem mece i Selgio Lamosa. Dlacego ja tak nie mogę? - przybrał swoją buntowniczą minę, jeszcze bardziej przypominając swojego ojca.
- Pamiętasz co Ci mówiłam? Niektóre dzieci w ogóle nie mają rodziców, tak jak ja gdy byłam małą dziewczynką. Ty masz mamusię, która bardzo Cię kocha. - przytuliłam go do siebie.
Zawsze gdy sądziłam, że los się do mnie uśmiechnął, życie perfidnie pluło mi w twarz. Najpierw byłam pionkiem w chorej grze moich rodziców, by później zostać porzuconą przez matkę pod obskurnym budynkiem z napisem "Dom Dziecka". To była prawdziwa szkoła życia. Nie dopuszczałam ludzi do siebie, bo zawsze gdy to robiłam, kończyłam samotna jak palec.
Najpierw całym moim światem była matka, która dzięki mojej obecności, wyciągała od ojca sporą sumę pieniędzy. Starałam się jak mogłam, aby się jej przypodobać. Jedyne pokłady matczynej czułości otrzymywałam od niej, gdy odstawiała rolę idealnej rodzicielki. Z czasem się przekonałam, że była świetną manipulantką i egoistką. A gdy ojciec się jej postawił, bez mrugnięcia okiem powiadomiła jego żonę o ich romansie, na dowód czego, postawiła mnie przed obliczem zdradzonej kobiety. Popełniając przy tym błąd, ponieważ straciła jedyny argument do szantażu, a alimenty które dostawała od państwa, nie wystarczały na jej wygodne życie. Skutkiem czego znalazłam się w Domu Dziecka.
Parę lat później, w budynku pojawiła się Miriam. Byłam wówczas zbuntowaną piętnastolatką, sądzącą że cały świat jest przeciwko mnie. Odrzuciłam ją. Nie chciałam litości i współczucia. Porzucona i samotna, ale z dumą. Jednak siostra wcale się nie poddała i od czasu do czasu składała mi wizyty, wzbudzając nadzieję na lepsze jutro. Miałam z nią zamieszkać po uzyskaniu pełnoletności. Wspaniale było czuć, że ktoś się o mnie troszczy. Że nie jestem komuś obojętna. Że po prostu mam się do kogo odezwać. To jej wyznałam, że marzę o tatuażu. Spełniła to życzenie w moje siedemnaste urodziny. Z czułością dotknęłam ręki, w miejsce gdzie znajdowała się wytatuowana litera "M". Ma jak Miriam. Potem dowiedziałam się o ciąży. Siostra dała mi ogromne wsparcie, nie odrzucając z powodu błędu. Wszystko miało być dobrze ... do czasu wypadku w którym zginęła. Życie odebrało mi jedyną osobę, dla której cokolwiek znaczyłam.
Westchnęłam ciężko. Była jeszcze jedna osoba, dla której choć przez chwilę chciałam coś znaczyć. Gdy mnie zauważył, myślałam że nie mogłabym być bardziej szczęśliwą. Życie jednak dość szybko zweryfikowało to poczucie, ponieważ okazałam się być jedną z wielu. Dzisiaj nawet mnie nie pamiętał
Przeciągnęłam się leniwie, budząc do życia. Zdezorientowana rozejrzałam się po nieznajomym pomieszczeniu, które było świadkiem najpiękniejszej nocy w moim życiu. Na samo wspomnienie poczułam gorąc na policzkach. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. Odwróciłam głowę w stronę drugiej połowy łóżka ... która ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu była pusta. Usiadłam niepewnie, rozglądając się za jakimkolwiek dowodem obecności nieznajomego bruneta. Nie było nic. Łzy napłynęły do moich oczu. Poczułam się wykorzystana, choć doskonale wiedziałam, że nie sprzeciwiałam się niczemu. Naiwnie sądziłam, że to może początek czegoś szczególnego.
Pociągając nosem, zsunęłam bose stopy na podłogę. Ku ogromnemu zdziwieniu, dostrzegłam moje ciuchy starannie poukładane na komodzie. Chwyciłam je bez zastanowienia i założyłam na siebie. Ostatni raz omiotłam załzawionym wzrokiem sypialnię, po czym ostrożnie wyszłam na korytarz. Doszły do mnie podniesione głosy pochodzące z pomieszczenia obok, jednak nie chcąc zostać zauważoną, ruszyłam w stronę schodów, które zaprowadziły mnie na parter.
Byłam taka naiwna ...
- Dani! - błyskawicznie zareagowałam.
- No co? - prychnął. - Tylko cioty się moczą. To duży chłopak!
- Nasz młody człowiek ma dopiero trzy latka. - obok pojawiła się niezawodna Rosa, która jako jedyna potrafiła choć w małym stopniu uspokoić mojego brata. - To nie koniec świata, gdy czasami zdarzy mu się mały wypadek. W przeciwieństwie do większych chłopców. - mruknęła z iluzją. Nie raz zajmowała się pijanym Danim, więc wiedziała o czym mówi.
- Zjadłeś? - zwróciłam się do syna, który pokiwał główką. - To uciekaj ubierać buciki i kurtkę. Zaraz wychodzimy. - bez słowa sprzeciwu pobiegł do holu.
Kwadrans później maszerował obok mnie w stronę przedszkola. Posłusznie trzymał się mojej dłoni, lecz myślami był gdzie indziej.
- Rozchmurz się. - poprosiłam go. - Dzisiaj wybieracie się na wycieczkę do Oceanarium. Na pewno będzie super. A potem pójdziesz z Rosą do parku nakarmić kaczuszki. Zapowiada się świetny dzień. - kucnęłam na przeciwko niego.
- Dlacego wujek nas nie lubi? - spytał smutnym głosem.
- Theo, rozmawialiśmy już o tym. - westchnęłam, głaszcząc jego pyzaty policzek. - Wujek ma sporo problemów z którymi sobie nie radzi. Ale dzięki niemu mamy gdzie mieszkać. Obiecuję Ci, że niedługo znajdę dla nas przytulne mieszkanko.
- Mateo mówił, ze mieska z tatą gdy psychodzi weekend. I oglądają lazem mece i Selgio Lamosa. Dlacego ja tak nie mogę? - przybrał swoją buntowniczą minę, jeszcze bardziej przypominając swojego ojca.
- Pamiętasz co Ci mówiłam? Niektóre dzieci w ogóle nie mają rodziców, tak jak ja gdy byłam małą dziewczynką. Ty masz mamusię, która bardzo Cię kocha. - przytuliłam go do siebie.
Zawsze gdy sądziłam, że los się do mnie uśmiechnął, życie perfidnie pluło mi w twarz. Najpierw byłam pionkiem w chorej grze moich rodziców, by później zostać porzuconą przez matkę pod obskurnym budynkiem z napisem "Dom Dziecka". To była prawdziwa szkoła życia. Nie dopuszczałam ludzi do siebie, bo zawsze gdy to robiłam, kończyłam samotna jak palec.
Najpierw całym moim światem była matka, która dzięki mojej obecności, wyciągała od ojca sporą sumę pieniędzy. Starałam się jak mogłam, aby się jej przypodobać. Jedyne pokłady matczynej czułości otrzymywałam od niej, gdy odstawiała rolę idealnej rodzicielki. Z czasem się przekonałam, że była świetną manipulantką i egoistką. A gdy ojciec się jej postawił, bez mrugnięcia okiem powiadomiła jego żonę o ich romansie, na dowód czego, postawiła mnie przed obliczem zdradzonej kobiety. Popełniając przy tym błąd, ponieważ straciła jedyny argument do szantażu, a alimenty które dostawała od państwa, nie wystarczały na jej wygodne życie. Skutkiem czego znalazłam się w Domu Dziecka.
Parę lat później, w budynku pojawiła się Miriam. Byłam wówczas zbuntowaną piętnastolatką, sądzącą że cały świat jest przeciwko mnie. Odrzuciłam ją. Nie chciałam litości i współczucia. Porzucona i samotna, ale z dumą. Jednak siostra wcale się nie poddała i od czasu do czasu składała mi wizyty, wzbudzając nadzieję na lepsze jutro. Miałam z nią zamieszkać po uzyskaniu pełnoletności. Wspaniale było czuć, że ktoś się o mnie troszczy. Że nie jestem komuś obojętna. Że po prostu mam się do kogo odezwać. To jej wyznałam, że marzę o tatuażu. Spełniła to życzenie w moje siedemnaste urodziny. Z czułością dotknęłam ręki, w miejsce gdzie znajdowała się wytatuowana litera "M". Ma jak Miriam. Potem dowiedziałam się o ciąży. Siostra dała mi ogromne wsparcie, nie odrzucając z powodu błędu. Wszystko miało być dobrze ... do czasu wypadku w którym zginęła. Życie odebrało mi jedyną osobę, dla której cokolwiek znaczyłam.
Westchnęłam ciężko. Była jeszcze jedna osoba, dla której choć przez chwilę chciałam coś znaczyć. Gdy mnie zauważył, myślałam że nie mogłabym być bardziej szczęśliwą. Życie jednak dość szybko zweryfikowało to poczucie, ponieważ okazałam się być jedną z wielu. Dzisiaj nawet mnie nie pamiętał
Przeciągnęłam się leniwie, budząc do życia. Zdezorientowana rozejrzałam się po nieznajomym pomieszczeniu, które było świadkiem najpiękniejszej nocy w moim życiu. Na samo wspomnienie poczułam gorąc na policzkach. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. Odwróciłam głowę w stronę drugiej połowy łóżka ... która ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu była pusta. Usiadłam niepewnie, rozglądając się za jakimkolwiek dowodem obecności nieznajomego bruneta. Nie było nic. Łzy napłynęły do moich oczu. Poczułam się wykorzystana, choć doskonale wiedziałam, że nie sprzeciwiałam się niczemu. Naiwnie sądziłam, że to może początek czegoś szczególnego.
Pociągając nosem, zsunęłam bose stopy na podłogę. Ku ogromnemu zdziwieniu, dostrzegłam moje ciuchy starannie poukładane na komodzie. Chwyciłam je bez zastanowienia i założyłam na siebie. Ostatni raz omiotłam załzawionym wzrokiem sypialnię, po czym ostrożnie wyszłam na korytarz. Doszły do mnie podniesione głosy pochodzące z pomieszczenia obok, jednak nie chcąc zostać zauważoną, ruszyłam w stronę schodów, które zaprowadziły mnie na parter.
Byłam taka naiwna ...
*
Biegałem za piłką jak szalony. Po rozmowie z trenerem, który z uśmiechem oznajmił że jest ze mnie niezwykle zadowolony, miałem nadzieję na występ w Lidze Mistrzów. Dlatego chciałem dać z siebie jak najwięcej.
Rywalizacja z takimi obrońcami jak Sergio Ramos czy Raphael Varane była dla mnie spełnieniem marzeń. A gra u ich boku? Tego nie dało się opisać! Cieszyłem się każdą chwilą, choć byłem tu dopiero od miesiąca. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mało kto miał szansę na współpracowanie ze swoimi idolami.
- Hermoso, czy Tobie ktoś dzisiaj przyczepił motorek do tyłka?! - zawołał za mną rozbawiony Marcelo. - Podświadomie czuję, że to kobieta! Udana noc, co? - poruszał charakterystycznie brwiami.
- Pudło. - wyszczerzyłem się do niego.
- Wziąłeś przykład z Odriozoli? - położył dłonie na biodrach. - Słowo daję, jak będziecie tak latać w tą i z powrotem robiąc wiatr, to w końcu mnie zawieje i nie ruszę karkiem! Nie mam tyle lat co wy! Sergio! - zawołał oburzony w stronę Ramosa. - Powiedzże im coś! Jesteś kapitanem!
- Ja się czuję młodo, staruszku! - odkrzyknął mu. - Niech sobie gówniarzeria pobiega! Z własnego doświadczenia powinieneś wiedzieć, że im bardziej dzieciaki się zmęczą, tym szybciej pójdą spać!
- Fakt. - przytaknął, drapiąc się po swoich lokach. - I wcale nie jestem staruszkiem! Mam Ci przypomnieć który z nas ma więcej wiosen na karku?!
- Ale to Twój kark jest zawiany przez Odriozolę!
- Chyba powiem Nati, żeby go zmęczyła ... zaraz! - pisnął spanikowany. - O nie, nie, nie! Nie chcę w mojej głowie wizji mojej małej Nati w takiej sytuacji! Zróbcie coś! Muszę pomyśleć o czymś innym!
Rywalizacja z takimi obrońcami jak Sergio Ramos czy Raphael Varane była dla mnie spełnieniem marzeń. A gra u ich boku? Tego nie dało się opisać! Cieszyłem się każdą chwilą, choć byłem tu dopiero od miesiąca. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mało kto miał szansę na współpracowanie ze swoimi idolami.
- Hermoso, czy Tobie ktoś dzisiaj przyczepił motorek do tyłka?! - zawołał za mną rozbawiony Marcelo. - Podświadomie czuję, że to kobieta! Udana noc, co? - poruszał charakterystycznie brwiami.
- Pudło. - wyszczerzyłem się do niego.
- Wziąłeś przykład z Odriozoli? - położył dłonie na biodrach. - Słowo daję, jak będziecie tak latać w tą i z powrotem robiąc wiatr, to w końcu mnie zawieje i nie ruszę karkiem! Nie mam tyle lat co wy! Sergio! - zawołał oburzony w stronę Ramosa. - Powiedzże im coś! Jesteś kapitanem!
- Ja się czuję młodo, staruszku! - odkrzyknął mu. - Niech sobie gówniarzeria pobiega! Z własnego doświadczenia powinieneś wiedzieć, że im bardziej dzieciaki się zmęczą, tym szybciej pójdą spać!
- Fakt. - przytaknął, drapiąc się po swoich lokach. - I wcale nie jestem staruszkiem! Mam Ci przypomnieć który z nas ma więcej wiosen na karku?!
- Ale to Twój kark jest zawiany przez Odriozolę!
- Chyba powiem Nati, żeby go zmęczyła ... zaraz! - pisnął spanikowany. - O nie, nie, nie! Nie chcę w mojej głowie wizji mojej małej Nati w takiej sytuacji! Zróbcie coś! Muszę pomyśleć o czymś innym!
- Nie ma mowy, żeby mnie zmęczyła. - rozbawiony Alvaro chwycił za butelkę z wodą. - Równomiernie rozprowadzam siły na najważniejsze rzeczy.
- Odriozola! - wrzask Marcelo rozniósł się po boisku.
Rozbawiony ruszyłem w stronę szatni. Z tymi wariatami nie dało się nudzić. Codziennie Marcelo z Sergio sprzeczali się jak stare dobre małżeństwo, którym można rzecz byli. Ponad dziesięć wspólnych lat w Realu Madryt. Znali się jak mało kto. I choć Florentino Perez nie raz kręcił z dezaprobatą głową z powodu zachowania swoich kapitanów, podświadomie wiedział, że są ulubieńcami wszystkich kibiców.
- A piśnij jej słówko, to zamknę Cię w szafce! - zaraz za mną do szatni wszedł Alvaro, któremu groził Marcelo. Pokręciłem głową zdejmując z siebie spoconą koszulkę.
- Boisz się mojej narzeczonej?
- Dla bezpieczeństwa wolę jej nie prowokować.
- Popieram. - wciąłem się w ich dyskusję. - W szkole Nati miała gorsze pomysły ode mnie. Chociaż i tak cała wina spadała na biednego Mario.
- Już nie rób z siebie takiej ofiary. - parsknął Odriozola. - Właściwie to miałem Ci przekazać, żebyś wpadł kiedyś do nas pogadać. Nati wspaniałomyślnie postanowiła się poświęcić i zrobić kolację. Wszyscy na tym dobrze wyjdziemy.
I miał rację. Parę dni później, po udanym dla nas meczu przeciwko BVB, siedziałem zadowolony w ich mieszkaniu, pałaszując zrobioną przez Nati zapiekankę. Była łobuzem, ale jej talent kulinarny przechodził ludzkie pojęcie. Miałem nadzieję, że Odriozola zdawał sobie sprawę z tego, jakim szczęściarzem jest.
Nati niewinnie zagadnęła, abym kogoś ze sobą przyprowadził. W pierwszym odruchu pomyślałem o Chio, z którą z każdym dniem miałem co raz lepszy kontakt. Nie chciałem jednak wprowadzać jej w zakłopotanie. Obiecałem sobie, że koniec z przygodami. A przynajmniej miałem się postarać. Kolejnego widoku rozczarowania w oczach mamy bym nie zniósł. Dlatego relacja z Chio była mi tylko na rękę. Różniła się od klejących się do mnie kobiet. Była po prostu normalna. I może dlatego lubiłem ją z każdym dniem co raz bardziej.
- To jak Ty na nie wołasz? - zmierzyłem Nati zdziwionym spojrzeniem. Po kolacji uroczyście przedstawiła mi swoje bliźniaki. Czyli dwa koty. Kocia mama się znalazła!
- A jak się woła na koty? Kici kici! - wywróciła oczami.
- Nie o to pytam! - prychnąłem. - Jak miałem psa to nadałem mu imię. Myślałem, że z kotami jest podobnie. - zerknąłem uważnie na jednego z nich, który mrucząc otarł się bezczelnie o moją nogę.
- Nie mam prawa nadawać im imion. Nie należymy do siebie. Po prostu nasze drogi się zeszły. - wzruszyła ramionami, tuląc drugiego do siebie. - A właściwie Alvarito je uratował przed złym człowiekiem.
- Wyświęcił bym tego Twojego Alvarito. - mruknąłem.
- Dzięki. - zaśmiał się wracający z łazienki Odriozola.
- Posiadanie kotów to była nasza wspólna decyzja. - oburzyła się. - Ominęła nas przynajmniej sprzeczka. Saul kompletnie nie wziął tego pod uwagę, gdy przyprowadził do domu psa. Jest uroczy, a Sofia jest nim wprost zachwycona! Jednak szczeniakowi trzeba poświęcić dużo czasu i nauczyć dyscypliny. Leire nie ma na to czasu, w końcu zajmuje się córką i ma kawiarnię na głowie. Dwoje rozbrykanych maluchów to nie są przelewki.
- Ja jak przyniosłem do domu psa, to musiałem się nim sam zajmować. - wzruszyłem ramionami. - Saulowi ręce do tyłka przyrosły?
- No nie, ale sam doskonale wiesz, ile czasu spędzacie po za domem. - zauważyła, na co przyznałem jej rację. - Gdy on jest na treningach i wyjazdach, pies zostaje na głowie Leire. Chociaż powoli się do niego przekonuje. W końcu jest taki słodki! - zachwycona chwyciła za swój telefon. - Wysłała mi ostatnio jego zdjęcie z Sofią!
- Raczej Sofii z nim. - parsknąłem.
- Czepiasz się Hermoso. - podsunęła mi telefon pod nos. Pies jak pies. Uśmiechnąłem się na widok zachwyconej miny małej Niguez. Przez przypadek dotknąłem palcem wyświetlacza i moim oczom ukazało się kolejne zdjęcie.
- To Ainhoa? - wypaliłem, wpatrując się w uśmiechnięta dziewczynę, która trzymała Sofię na kolanach. Mała zlizywała krem z łyżeczki, którą trzymał stojący obok nich chłopiec.
- Jeszcze jej nie poznałam. Ostatnio kompletnie nie mam czasu, aby wpaść do kawiarni! - poskarżyła się. - Leire mówiła, że ma uroczego synka. Zobacz jak cudownie wygląda z Sofią na zdjęciu. - przysunęła się do mnie.
- Stoi bokiem, niewiele widzę. - przyznałem, próbując cokolwiek dostrzec. Powiększyłem zdjęcie i wtedy poczułem jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Albo uderzył z całej siły w twarz. To było po prostu niemożliwe!
Obudził mnie dźwięk własnego telefonu. Jęknąłem pod nosem, niechętnie uchylając powieki. Rozejrzałem się nieprzytomnie wokół, aż mój zaspany wzrok padł na wtuloną we mnie dziewczynę. Zamruczała niezadowolona pod nosem, jednak na całe szczęście spała nadal.
Ostrożnie, aby jej nie budzić, sięgnął po telefon.
- Ruben, mam nadzieję, że to coś poważnego. - szepnąłem po odebraniu połączenia.
- Zatrzasnąłem się w łazience!
- Chyba żartujesz! - prychnąłem.
- Mario, nie robiłbym sobie jaj z takich rzeczy! Chyba mam klaustrofobię! - pisnął spanikowany, na co wywróciłem zażenowany oczami. - Błagam Cię, chodź tu i zrób coś z tymi drzwiami!
- Jestem zajęty. - syknąłem.
- Oh, już ja doskonale wiem czym! Zniknąłeś na całą noc! Daj jej chwilę odpocząć i uratuj kumpla!
Westchnąłem ciężko, odkładając telefon. Spojrzałem na rękę dziewczyny, którą obejmowała moje ciało. Z wytatuowanym M. Ma jak Mario!
Ostrożnie, aczkolwiek niechętnie, uwolniłem się spod jej władania. Pozbierałem swoje ciuchy, zakładając je na siebie. Jej rzeczy starannie odłożyłem na komodę, zaskakując tym sam siebie. Zerknąłem na nią uważnie, gdy z uroczym pomrukiem wtuliła się w poduszkę na której spałem. Uśmiech sam wkradł się na moje usta.
Sprawę chciałem załatwić szybko. Wpadłem do pomieszczenia obok, dopadając do drzwi od łazienki. Z drugiej strony uradowany Ruben zaczął komplementować moje poświęcenie. Wywróciłem zirytowany oczami majstrując przy klamce. Raz dwa i po sprawie!
- Wybawicielu! - rzucił się na moją szyję.
- Dobra, dobra ... śmierdzisz jak z gorzelni! - odepchnąłem go od siebie. - Coś jeszcze? Mam uratować świat przed inwazją kosmitów, czy w spokoju mogę udać się na spoczynek?
- Mało Ci? - parsknął.
Machnąłem na niego ręką, po czym z powrotem udałem się do sypialni, którą zajmowałem z tajemniczą dziewczyną. Przez myśl mi przeszło, aby zejść do kuchni po coś na śniadanie, jednak wątpiłem aby cokolwiek się ostało w lodówce.
Nacisnąłem ostrożnie klamkę i wszedłem do środka. Stanąłem jak wryty na widok pustego łóżka. Rozejrzałem się zdezorientowany wokół, chociaż doskonale wiedziałem, że jestem sam w pomieszczeniu. Zawróciłem więc i zbiegłem schodami w dół. Omiotłem wzrokiem salon, w którym spało kilku niedobitków. Ani śladu dziewczyny.
Nie wiedząc czemu, poczułem panikę. Nie mogła przecież bez słowa uciec. Nie po takiej nocy! Wyszedłem przed dom, nie dostrzegając ani jednej żywej duszy. Przeczesałem nerwowo swoje włosy. Nie znałem jej imienia, a widok jej twarzy rozmazywał się się raz bardziej ... przecież nie byłem aż tak pijany!
Nie wiedziałem o niej nic ... oprócz tego cholernego tatuażu.
*
Z niecierpliwością spoglądałam na wskazówki zegara. Jeszcze dziesięć minut i będę mogła zamknąć kawiarnię. Z uprzejmym uśmiechem pożegnałam ostatnich gości i zabrałam się za sprzątanie.
Obiecałam Theo, że zabiorę go dzisiaj do kina. Sam wybrał bajkę i wręcz szalał z radości na samą myśli o popcornie oraz Coli. Takie niezdrowe rarytasy nie zdarzały się przecież codziennie.
Idąc z tacą w stronę zaplecza, dostrzegłam kątem oka największego kretyna, który stąpał po tej ziemi. Od mojego wybuchu minęły dwa tygodnie, podczas których nie zaszczycił kawiarnię swoją obecnością. Zignorowałam jego wejście.
Odwiązując fartuch, stanęłam obok mojej szafki. Jedno szarpnięcie i byłam do niej przyciśnięta plecami. Zszokowana wpatrywałam się w zaciętą twarz Mario Hermoso.
- Co Ty wyprawiasz? - wydukałam. - Odpieprz się!
- Parę lat temu mi tego nie powiedziałaś. - syknął, a ja poczułam jak tracę grunt pod nogami. Chwycił moją rękę i zaczął podciągać rękaw od koszuli. Zaczęłam się szarpać, nie rozumiejąc co wyprawia.
- To boli! - poskarżyłam się, gdy zacisnął dłoń w miejscu gdzie miałam tatuaż. Wpatrywał się w niego nieodgadnionym wzrokiem, po czym wbił we mnie pełne sprzecznych uczuć spojrzenie.
- To Ty! Cholera jasna, to Ty!
***
Poranek noworoczny ... w noworoczne popołudnie :) Ale to nadal szansa, aby życzyć wam Szczęśliwego Nowego Roku pełnego weny :)
- A piśnij jej słówko, to zamknę Cię w szafce! - zaraz za mną do szatni wszedł Alvaro, któremu groził Marcelo. Pokręciłem głową zdejmując z siebie spoconą koszulkę.
- Boisz się mojej narzeczonej?
- Dla bezpieczeństwa wolę jej nie prowokować.
- Popieram. - wciąłem się w ich dyskusję. - W szkole Nati miała gorsze pomysły ode mnie. Chociaż i tak cała wina spadała na biednego Mario.
- Już nie rób z siebie takiej ofiary. - parsknął Odriozola. - Właściwie to miałem Ci przekazać, żebyś wpadł kiedyś do nas pogadać. Nati wspaniałomyślnie postanowiła się poświęcić i zrobić kolację. Wszyscy na tym dobrze wyjdziemy.
I miał rację. Parę dni później, po udanym dla nas meczu przeciwko BVB, siedziałem zadowolony w ich mieszkaniu, pałaszując zrobioną przez Nati zapiekankę. Była łobuzem, ale jej talent kulinarny przechodził ludzkie pojęcie. Miałem nadzieję, że Odriozola zdawał sobie sprawę z tego, jakim szczęściarzem jest.
Nati niewinnie zagadnęła, abym kogoś ze sobą przyprowadził. W pierwszym odruchu pomyślałem o Chio, z którą z każdym dniem miałem co raz lepszy kontakt. Nie chciałem jednak wprowadzać jej w zakłopotanie. Obiecałem sobie, że koniec z przygodami. A przynajmniej miałem się postarać. Kolejnego widoku rozczarowania w oczach mamy bym nie zniósł. Dlatego relacja z Chio była mi tylko na rękę. Różniła się od klejących się do mnie kobiet. Była po prostu normalna. I może dlatego lubiłem ją z każdym dniem co raz bardziej.
- To jak Ty na nie wołasz? - zmierzyłem Nati zdziwionym spojrzeniem. Po kolacji uroczyście przedstawiła mi swoje bliźniaki. Czyli dwa koty. Kocia mama się znalazła!
- A jak się woła na koty? Kici kici! - wywróciła oczami.
- Nie o to pytam! - prychnąłem. - Jak miałem psa to nadałem mu imię. Myślałem, że z kotami jest podobnie. - zerknąłem uważnie na jednego z nich, który mrucząc otarł się bezczelnie o moją nogę.
- Nie mam prawa nadawać im imion. Nie należymy do siebie. Po prostu nasze drogi się zeszły. - wzruszyła ramionami, tuląc drugiego do siebie. - A właściwie Alvarito je uratował przed złym człowiekiem.
- Wyświęcił bym tego Twojego Alvarito. - mruknąłem.
- Dzięki. - zaśmiał się wracający z łazienki Odriozola.
- Posiadanie kotów to była nasza wspólna decyzja. - oburzyła się. - Ominęła nas przynajmniej sprzeczka. Saul kompletnie nie wziął tego pod uwagę, gdy przyprowadził do domu psa. Jest uroczy, a Sofia jest nim wprost zachwycona! Jednak szczeniakowi trzeba poświęcić dużo czasu i nauczyć dyscypliny. Leire nie ma na to czasu, w końcu zajmuje się córką i ma kawiarnię na głowie. Dwoje rozbrykanych maluchów to nie są przelewki.
- Ja jak przyniosłem do domu psa, to musiałem się nim sam zajmować. - wzruszyłem ramionami. - Saulowi ręce do tyłka przyrosły?
- No nie, ale sam doskonale wiesz, ile czasu spędzacie po za domem. - zauważyła, na co przyznałem jej rację. - Gdy on jest na treningach i wyjazdach, pies zostaje na głowie Leire. Chociaż powoli się do niego przekonuje. W końcu jest taki słodki! - zachwycona chwyciła za swój telefon. - Wysłała mi ostatnio jego zdjęcie z Sofią!
- Raczej Sofii z nim. - parsknąłem.
- Czepiasz się Hermoso. - podsunęła mi telefon pod nos. Pies jak pies. Uśmiechnąłem się na widok zachwyconej miny małej Niguez. Przez przypadek dotknąłem palcem wyświetlacza i moim oczom ukazało się kolejne zdjęcie.
- To Ainhoa? - wypaliłem, wpatrując się w uśmiechnięta dziewczynę, która trzymała Sofię na kolanach. Mała zlizywała krem z łyżeczki, którą trzymał stojący obok nich chłopiec.
- Jeszcze jej nie poznałam. Ostatnio kompletnie nie mam czasu, aby wpaść do kawiarni! - poskarżyła się. - Leire mówiła, że ma uroczego synka. Zobacz jak cudownie wygląda z Sofią na zdjęciu. - przysunęła się do mnie.
- Stoi bokiem, niewiele widzę. - przyznałem, próbując cokolwiek dostrzec. Powiększyłem zdjęcie i wtedy poczułem jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Albo uderzył z całej siły w twarz. To było po prostu niemożliwe!
Obudził mnie dźwięk własnego telefonu. Jęknąłem pod nosem, niechętnie uchylając powieki. Rozejrzałem się nieprzytomnie wokół, aż mój zaspany wzrok padł na wtuloną we mnie dziewczynę. Zamruczała niezadowolona pod nosem, jednak na całe szczęście spała nadal.
Ostrożnie, aby jej nie budzić, sięgnął po telefon.
- Ruben, mam nadzieję, że to coś poważnego. - szepnąłem po odebraniu połączenia.
- Zatrzasnąłem się w łazience!
- Chyba żartujesz! - prychnąłem.
- Mario, nie robiłbym sobie jaj z takich rzeczy! Chyba mam klaustrofobię! - pisnął spanikowany, na co wywróciłem zażenowany oczami. - Błagam Cię, chodź tu i zrób coś z tymi drzwiami!
- Jestem zajęty. - syknąłem.
- Oh, już ja doskonale wiem czym! Zniknąłeś na całą noc! Daj jej chwilę odpocząć i uratuj kumpla!
Westchnąłem ciężko, odkładając telefon. Spojrzałem na rękę dziewczyny, którą obejmowała moje ciało. Z wytatuowanym M. Ma jak Mario!
Ostrożnie, aczkolwiek niechętnie, uwolniłem się spod jej władania. Pozbierałem swoje ciuchy, zakładając je na siebie. Jej rzeczy starannie odłożyłem na komodę, zaskakując tym sam siebie. Zerknąłem na nią uważnie, gdy z uroczym pomrukiem wtuliła się w poduszkę na której spałem. Uśmiech sam wkradł się na moje usta.
Sprawę chciałem załatwić szybko. Wpadłem do pomieszczenia obok, dopadając do drzwi od łazienki. Z drugiej strony uradowany Ruben zaczął komplementować moje poświęcenie. Wywróciłem zirytowany oczami majstrując przy klamce. Raz dwa i po sprawie!
- Wybawicielu! - rzucił się na moją szyję.
- Dobra, dobra ... śmierdzisz jak z gorzelni! - odepchnąłem go od siebie. - Coś jeszcze? Mam uratować świat przed inwazją kosmitów, czy w spokoju mogę udać się na spoczynek?
- Mało Ci? - parsknął.
Machnąłem na niego ręką, po czym z powrotem udałem się do sypialni, którą zajmowałem z tajemniczą dziewczyną. Przez myśl mi przeszło, aby zejść do kuchni po coś na śniadanie, jednak wątpiłem aby cokolwiek się ostało w lodówce.
Nacisnąłem ostrożnie klamkę i wszedłem do środka. Stanąłem jak wryty na widok pustego łóżka. Rozejrzałem się zdezorientowany wokół, chociaż doskonale wiedziałem, że jestem sam w pomieszczeniu. Zawróciłem więc i zbiegłem schodami w dół. Omiotłem wzrokiem salon, w którym spało kilku niedobitków. Ani śladu dziewczyny.
Nie wiedząc czemu, poczułem panikę. Nie mogła przecież bez słowa uciec. Nie po takiej nocy! Wyszedłem przed dom, nie dostrzegając ani jednej żywej duszy. Przeczesałem nerwowo swoje włosy. Nie znałem jej imienia, a widok jej twarzy rozmazywał się się raz bardziej ... przecież nie byłem aż tak pijany!
Nie wiedziałem o niej nic ... oprócz tego cholernego tatuażu.
*
Z niecierpliwością spoglądałam na wskazówki zegara. Jeszcze dziesięć minut i będę mogła zamknąć kawiarnię. Z uprzejmym uśmiechem pożegnałam ostatnich gości i zabrałam się za sprzątanie.
Obiecałam Theo, że zabiorę go dzisiaj do kina. Sam wybrał bajkę i wręcz szalał z radości na samą myśli o popcornie oraz Coli. Takie niezdrowe rarytasy nie zdarzały się przecież codziennie.
Idąc z tacą w stronę zaplecza, dostrzegłam kątem oka największego kretyna, który stąpał po tej ziemi. Od mojego wybuchu minęły dwa tygodnie, podczas których nie zaszczycił kawiarnię swoją obecnością. Zignorowałam jego wejście.
Odwiązując fartuch, stanęłam obok mojej szafki. Jedno szarpnięcie i byłam do niej przyciśnięta plecami. Zszokowana wpatrywałam się w zaciętą twarz Mario Hermoso.
- Co Ty wyprawiasz? - wydukałam. - Odpieprz się!
- Parę lat temu mi tego nie powiedziałaś. - syknął, a ja poczułam jak tracę grunt pod nogami. Chwycił moją rękę i zaczął podciągać rękaw od koszuli. Zaczęłam się szarpać, nie rozumiejąc co wyprawia.
- To boli! - poskarżyłam się, gdy zacisnął dłoń w miejscu gdzie miałam tatuaż. Wpatrywał się w niego nieodgadnionym wzrokiem, po czym wbił we mnie pełne sprzecznych uczuć spojrzenie.
- To Ty! Cholera jasna, to Ty!
***
Poranek noworoczny ... w noworoczne popołudnie :) Ale to nadal szansa, aby życzyć wam Szczęśliwego Nowego Roku pełnego weny :)
Aaaa! Mam taki zaciesz jak stąd do Madrytu! Nati - uwielbiam Cię! Mario w końcu się zorientował, kim jest Ainhoa i chyba do niego dotarło, że jest...tatusiem!! :D
OdpowiedzUsuńKurczaki, nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Bo najwyraźniej Mario wcale nie chciał traktować Ainho jako przygody na jedną noc...
Aaa! Mega się cieszę i czekam na next!
Buziaki <3
PS Wybacz te wszystkie wykrzykniki, ale jestem podekscytowana :D
PPS U mnie też pojawił się nowy rozdział! :D
UsuńOj, dzieje się i to jeszcze jak. W życiu bym się nie spodziewała takiego obrotu spraw, a już na pewno nie tak szybko.
OdpowiedzUsuńAle zacznę może od początku. Dani już wie, gdzie pracuje Ainhoa i niespecjalnie mu się to podoba. Ale czy jemu cokolwiek się podoba? Jest zarozumiałym dupkiem, więc mam nadzieję, że jak najszybciej zniknie z życia siostry.
Theo zaczyna coraz więcej rozumieć i zadawać trudne pytania. Chciałby wiedzieć, dlaczego inni mają tatę, a on nie. To oczywiście było do przewidzenia, ale Ainhoi na pewno ciężko jest udzielać odpowiedzi. W końcu nadal uważa, że dla Mario byłą tylko jednonocną przygodą.
Nie ma pojęcia, że tamtego poranka sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Że on jej szukał, że była jedyną dziewczyną, której udało się skraść jego serce. I że to przez nią Mario jeszcze się nie ustatkował.
Ale teraz ma to się szansę zmienić! Bo Mario w końcu zorientował się z kim ma do czynienia! W końcu odnalazł swoja kochankę z pamiętnej sylwestrowej nocy! I chyba przy okazji załapał, że jest tatusiem, że mały, słodki Theo to jego syn.
Strasznie ciekawi mnie, co z tego wyniknie. Co zrobi teraz Mario? Jak zachowa się Ainhoa? I czy powiedzą Theo? Na pewno będzie bardzo, ale to bardzo ciekawie.
To tyle ode mnie. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Widzę, że wrócił mój "ulubiony" bohater. Nie mógł posiedzieć w tym Meksyku dłużej? Naprawdę nie wiem, jak Dani może być tak okrutny dla Theo i swojej siostry. Czy naprawdę nie ma w nim żadnych pozytywnych uczuć. Przecież Theo jest taki mały, a jedyne na co może liczyć ze strony wujka to ciągła krytyka i bolesne uszczypliwości. Dani choć raz zastanowiłby się nad tym, co robi, bo kiedyś naprawdę wszyscy się od niego odwrócą i zostanie sam.
OdpowiedzUsuńMario wie już, kim tak naprawdę jest Ainhoa. Zdecydował o tym kompletny przypadek, ale nie mogę powiedzieć, że się z tego nie cieszę. Czekałam na to!
Dzięki pomocy Nati tajemnica ujrzała światło dzienne. 😁 Ciekawe tylko, co Mario zrobi teraz z tą wiedzą, która wywołała w nim niemały szok. W końcu Chio staje się mu coraz bliższa, a tutaj odnalazła się dziewczyna o której nie może od dawna zapomnieć i to w dodatku z dzieckiem... Przed nim naprawdę sporo przemyśleń. Ainhoa zresztą także została postawiona w trudnej sytuacji. Ciekawe, co z tego wszystkiego wyniknie.
Mamy już także pełny obraz tego, jak wyglądał poranek po wspólnej nocy Ainhoi i Mario. Tak naprawdę on wcale od niej nie uciekł. Chciał zostać i rozwinąć ich relacje, ale głupi przypadek spowodował, że wszystko potoczyło się inaczej. Gdyby Ainhoa obudziła się kilka minut później... Być może teraz wszystko byłoby inaczej. Ale jeszcze nie jest za późno, aby to naprawić. Dlatego też czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊
Wrócił Dani i znowu zaczęło się robić nieprzyjemnie. Ja naprawdę nie rozumiem, co on chce osiągnąć tymi odzywkami oraz zachowaniem. Ainhoa oraz Theo nie zasłużyli na takie traktowanie. I żeby wyzywać Theo od ciot? Nie wiem, jakim człowiekiem trzeba być. Theo jest mały i wolałby słyszeć od wujka zdecydowanie inne słowa, a tak to ciągle narażany jest na jakieś uszczypliwości. Grr! Ainhoa też nie ma łatwo. Dani dowiedział się o jej pracy i lekko mówiąc nie jest z tego zadowolony. Ale z drugiej strony czy jego coś zadowala? Dobrze, że jest pani Rosa, która potrafi sprowadzić go do parteru.
OdpowiedzUsuńAinhoa nie miała łatwego życia i za bardzo nie miała w tym życiu na kogoś liczyć. Do momentu, w którym pojawiła się Miriam. Dzięki siostrze Ainhoa poczuła, że nie wszystko jest stracone, a tu nagle jeden wypadek i... Smutne to i ciężko pogodzić się z taką rzeczywistością :(
Powiem Ci, że ja myślałam, że poranek nowego roku wyglądał zupełnie inaczej :D A tutaj przez nieporozumienie Ainhoa pomyślała o najgorszym (zresztą nie dziwię się jej) i czmychnęła, zanim Mario zdążył wrócić. A on miał taki zamiar! Ale los sprawił, że ich drogi się rozeszły... Ale los bywa przewrotny i po latach ich drogi zeszły się ponownie. Dzięki niezawodnej Nati Mario dodał dwa do dwóch i połączył fakty. Tajemnicza dziewczyna to Ainhoa! Od razu wpadł do kawiarni, by potwierdzić swoje przypuszczenia no i je potwierdził. Czyżby w jego głowie mogła zakiełkować myśl, że Theo jest jego synkiem? Ach, mam tyle pytań, więc mam nadzieję, że wena opuszczać Cię nie będzie, bo chcę wiedzieć, co i jak hihi ^^ :D
<33
Nie. Lubię. Brata. Ainhoi. Co. Z. Niego. Za. Człowiek.
OdpowiedzUsuńPowinien się cieszyć, że znalazła pracę. A poza tym jak można coś takiego powiedzieć, takiemu małemu dziecku? A już szczególnie takiemu dziecku, jakim jest Theo.