Z rozbawieniem przyglądałam się Theo, który w skupieniu kończył swój obrazek dla Mario. Nadszedł dzień ich męskiego wypadu, do którego mój mały chłopiec starannie się przygotował. Od tygodnia chodził podekscytowany, codziennie pytając mnie, czy to już ta chwila.
Z powodu nawału meczów, Mario miał wolną jedynie niedzielę. Rozumiałam to, jak i próbowałam wytłumaczyć Theo, na czym polega praca jego taty. I ile musi dla niej poświęcić. Z chęcią zamieniłam się z Sarą i w ten sposób miałam spędzić niedzielę w pracy. Przynajmniej miałam w co ręce włożyć.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się nie denerwowała. Do tej pory Mario widział się z Theo dwa razy i to w mojej obecności. To była nowość dla całej naszej trójki, chociaż podejrzewałam, że jedynie ja panikowałam.
- Jus! - Theo pomachał zadowolony kartką.
- Śliczny obrazek. - pochwaliłam go. - A teraz ubieraj buciki i kurtkę. Muszę otworzyć kawiarnię, a tata już na pewno na nas czeka. - nie musiałam nic więcej dodawać. Theo pobiegł szybko do szafy, wyciągając swoje rzeczy.
- Szczęście wręcz od niego bije. - zagadnęła Rosa. Oderwałam się od wpatrywania w obrazek syna, który miał przedstawiać jego i Mario, po czym przeniosłam swój wzrok na naszą gosposię. - Uważam jednak, że powinnaś powiedzieć Daniemu o tym, że odnalazłaś ojca Theo.
- Wszystko byłoby prostsze, gdyby Mario nie był piłkarzem Realu Madryt. - westchnęłam ciężko. - Dani nie przyjmie tego dobrze. Będzie wściekły, a kto wie co jeszcze zrobi. Potrzebuję więcej czasu.
Z powodu nawału meczów, Mario miał wolną jedynie niedzielę. Rozumiałam to, jak i próbowałam wytłumaczyć Theo, na czym polega praca jego taty. I ile musi dla niej poświęcić. Z chęcią zamieniłam się z Sarą i w ten sposób miałam spędzić niedzielę w pracy. Przynajmniej miałam w co ręce włożyć.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się nie denerwowała. Do tej pory Mario widział się z Theo dwa razy i to w mojej obecności. To była nowość dla całej naszej trójki, chociaż podejrzewałam, że jedynie ja panikowałam.
- Jus! - Theo pomachał zadowolony kartką.
- Śliczny obrazek. - pochwaliłam go. - A teraz ubieraj buciki i kurtkę. Muszę otworzyć kawiarnię, a tata już na pewno na nas czeka. - nie musiałam nic więcej dodawać. Theo pobiegł szybko do szafy, wyciągając swoje rzeczy.
- Szczęście wręcz od niego bije. - zagadnęła Rosa. Oderwałam się od wpatrywania w obrazek syna, który miał przedstawiać jego i Mario, po czym przeniosłam swój wzrok na naszą gosposię. - Uważam jednak, że powinnaś powiedzieć Daniemu o tym, że odnalazłaś ojca Theo.
- Wszystko byłoby prostsze, gdyby Mario nie był piłkarzem Realu Madryt. - westchnęłam ciężko. - Dani nie przyjmie tego dobrze. Będzie wściekły, a kto wie co jeszcze zrobi. Potrzebuję więcej czasu.
- Wiem o tym, ale Theo może się wygadać.
- Rozmawiałam z nim o tym. Do tej pory nie powiedział, że w skryciu ogląda mecze z Sergio Ramosem, więc mam nadzieję że i w tym przypadku zdoła utrzymać tajemnicę. - zarzuciłam na siebie kurtkę. - Wiem, że wymagam od niego zbyt dużo. Ale powoli zaczęłam szukać mieszkania.
- Rozmawiałam z nim o tym. Do tej pory nie powiedział, że w skryciu ogląda mecze z Sergio Ramosem, więc mam nadzieję że i w tym przypadku zdoła utrzymać tajemnicę. - zarzuciłam na siebie kurtkę. - Wiem, że wymagam od niego zbyt dużo. Ale powoli zaczęłam szukać mieszkania.
- Powinnaś przyjąć propozycję od ojca Theo. - niczym zatroskana matka, poprawiła mi szalik. - Jego obowiązkiem jest dzielić z Tobą wszystkie koszta. Skoro nie chcesz alimentów, to chociaż mu pozwól, aby wam pomagał. Ainhoa, to nie jest kwestia honoru. Nie robi Ci wymówek, a wręcz chce być częścią życia Theo. Dzięki temu, szybciej znajdziesz mieszkanie, na które będzie Cię stać.
- Wiem, masz rację. - mruknęłam. - Ale nie chcę być jak moja matka, rozumiesz? Nie chcę wyglądać w oczach innych jako jego utrzymanka. Sama zarobię na siebie.
- Więc sama zarabiaj na swoje waciki. - żartobliwie trąciła mój nos. - Ale doskonale wiesz, że Theo potrzebuje nowych bucików na wiosnę. Z ubrań też już wyrósł, trzeba opłacić przedszkole, naukę pływania ... - zaczęła wyliczać, dobijając mnie jeszcze bardziej. - ... do tego wyszła jakaś nowa kolekcja samochodzików i jego koledzy ...
- Wiem, masz rację. - mruknęłam. - Ale nie chcę być jak moja matka, rozumiesz? Nie chcę wyglądać w oczach innych jako jego utrzymanka. Sama zarobię na siebie.
- Więc sama zarabiaj na swoje waciki. - żartobliwie trąciła mój nos. - Ale doskonale wiesz, że Theo potrzebuje nowych bucików na wiosnę. Z ubrań też już wyrósł, trzeba opłacić przedszkole, naukę pływania ... - zaczęła wyliczać, dobijając mnie jeszcze bardziej. - ... do tego wyszła jakaś nowa kolekcja samochodzików i jego koledzy ...
- Zrozumiałam! - przerwałam jej.
- Cieszy mnie to ogromnie. - uśmiechnęła się.
- Mamusiu! - zawołał zniecierpliwiony Theo.
- Już idę!
- Cieszy mnie to ogromnie. - uśmiechnęła się.
- Mamusiu! - zawołał zniecierpliwiony Theo.
- Już idę!
*
Po wczorajszym meczu, czułem się jakby przejechał po mnie czołg. Spotkania z Atlethic Bilbao zawsze przypominały rzeźnię, czego dowodem była moja obita kostka. Na całe szczęście, udało nam się wywieźć trzy cenne punkty z trudnego terenu.
Dodatkowo radość sprawiała mi świadomość, że dzisiejszy dzień spędzę z Theo. Ku własnemu zaskoczeniu, zauważyłem że z każdym dniem tęsknię za nim co raz bardziej. Starałem się być w stałym kontakcie z Ainhoą, aby mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Oczywiście wiedziałem, że do tej pory musiała radzić sobie bez mojej obecności, jednakże chciałem w jakiś sposób wynagrodzić im ten czas.
- Tata! - odwróciłem się z uśmiechem, słysząc radosny głos mojego syna. Jeszcze do niedawna nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jestem ojcem, a teraz ogromną radość sprawiało mi to magiczne słowo. TATA. Czułem się niczym bohater tego małego człowieczka, za którego chciałem brać odpowiedzialność.
- Ugh! Czy Ty urosłeś? - zapytałem, gdy tylko wskoczył na moje ręce. Trzylatek jedynie uśmiechnął się szeroko, po czym objął moją szyję. Znad jego główki zerknąłem na Ainhoę, która przyglądała nam się z uśmiechem, trzymając w rękach mały plecak i kartkę. - Ładnie wyglądasz. - wypaliłem.
- Umm ... dziękuję. - mruknęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. Pożałowałem po chwili, że wprowadziłem ją w zakłopotanie. Ale taka była prawda. Wyglądała ładnie, a ja chciałem być miły. - Tutaj są rzeczy Theo. - podała mi plecak, gdy tylko postawiłem go na nogi. - W razie gdyby się pobrudził. I oczywiście są tam jego samochodziki, którymi chce Ci się pochwalić. - dodała rozbawiona, na co Theo posłał mi szeroki uśmiech.
- Pobawimy się? - zapytał.
- Jasne! Lubię samochody. - puściłem mu oczko. - W końcu mam własny. - wskazałem ręką na moje Audi. Theo uchylił z wrażenia swoje usta. - I coś Ci pokażę. - szepnąłem konspiracyjnie, po czym pociągnąłem go za sobą. Jednym gestem poprosiłem, aby zerknął do środka. - To miejsce dla specjalnego gościa. - wskazałem na fotelik w piłki.
- To dla mnie?
- Oczywiście. Inaczej nie mógłbym Cię wozić w swoim samochodzie, a do tego nie możemy dopuścić. - chwyciłem go na ręce i posadziłem w foteliku.
- Odwieziesz go na koniec mojej zmiany? - miałem wrażenie, że to nie było pytanie, a upewnienie się. Ainhoa stała obok z niepewną miną. - Gdyby coś się działo, jestem cały czas pod telefonem. Staraj się, aby się nie przegrzał. I nie dawaj mu gazowanych napojów, jedynie wodę bądź ewentualnie sok. Słodycze je jedynie w weekend, ale też niech nie przesadza ...
- Ainhoa? - zaśmiałem się. - Spokojnie. Dam sobie radę.
- Wiem, ale ... denerwuję się. Nie chciałbyś mnie widzieć, gdy pierwszy dzień zaprowadzałam go do przedszkola. - mruknęła pod nosem. Żałowałem, że nie mogło mnie być podczas tego wiekopomnego wydarzenia.
- Zapewne panikowałbym bardziej.
- Nie płakałem! - Theo przypomniał nam o swojej obecności.
- Za to mamusia za Ciebie nadrobiła. - dodała. - Ugh, jedźcie już. - wyrwała z moich rąk plecach i podała synowi. - Tylko nie szalej za kierownicą. Wieziesz moje dziecko.
- Nasze. - poprawiłem ją.
- Tak, nasze.
Dodatkowo radość sprawiała mi świadomość, że dzisiejszy dzień spędzę z Theo. Ku własnemu zaskoczeniu, zauważyłem że z każdym dniem tęsknię za nim co raz bardziej. Starałem się być w stałym kontakcie z Ainhoą, aby mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Oczywiście wiedziałem, że do tej pory musiała radzić sobie bez mojej obecności, jednakże chciałem w jakiś sposób wynagrodzić im ten czas.
- Tata! - odwróciłem się z uśmiechem, słysząc radosny głos mojego syna. Jeszcze do niedawna nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jestem ojcem, a teraz ogromną radość sprawiało mi to magiczne słowo. TATA. Czułem się niczym bohater tego małego człowieczka, za którego chciałem brać odpowiedzialność.
- Ugh! Czy Ty urosłeś? - zapytałem, gdy tylko wskoczył na moje ręce. Trzylatek jedynie uśmiechnął się szeroko, po czym objął moją szyję. Znad jego główki zerknąłem na Ainhoę, która przyglądała nam się z uśmiechem, trzymając w rękach mały plecak i kartkę. - Ładnie wyglądasz. - wypaliłem.
- Umm ... dziękuję. - mruknęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. Pożałowałem po chwili, że wprowadziłem ją w zakłopotanie. Ale taka była prawda. Wyglądała ładnie, a ja chciałem być miły. - Tutaj są rzeczy Theo. - podała mi plecak, gdy tylko postawiłem go na nogi. - W razie gdyby się pobrudził. I oczywiście są tam jego samochodziki, którymi chce Ci się pochwalić. - dodała rozbawiona, na co Theo posłał mi szeroki uśmiech.
- Pobawimy się? - zapytał.
- Jasne! Lubię samochody. - puściłem mu oczko. - W końcu mam własny. - wskazałem ręką na moje Audi. Theo uchylił z wrażenia swoje usta. - I coś Ci pokażę. - szepnąłem konspiracyjnie, po czym pociągnąłem go za sobą. Jednym gestem poprosiłem, aby zerknął do środka. - To miejsce dla specjalnego gościa. - wskazałem na fotelik w piłki.
- To dla mnie?
- Oczywiście. Inaczej nie mógłbym Cię wozić w swoim samochodzie, a do tego nie możemy dopuścić. - chwyciłem go na ręce i posadziłem w foteliku.
- Odwieziesz go na koniec mojej zmiany? - miałem wrażenie, że to nie było pytanie, a upewnienie się. Ainhoa stała obok z niepewną miną. - Gdyby coś się działo, jestem cały czas pod telefonem. Staraj się, aby się nie przegrzał. I nie dawaj mu gazowanych napojów, jedynie wodę bądź ewentualnie sok. Słodycze je jedynie w weekend, ale też niech nie przesadza ...
- Ainhoa? - zaśmiałem się. - Spokojnie. Dam sobie radę.
- Wiem, ale ... denerwuję się. Nie chciałbyś mnie widzieć, gdy pierwszy dzień zaprowadzałam go do przedszkola. - mruknęła pod nosem. Żałowałem, że nie mogło mnie być podczas tego wiekopomnego wydarzenia.
- Zapewne panikowałbym bardziej.
- Nie płakałem! - Theo przypomniał nam o swojej obecności.
- Za to mamusia za Ciebie nadrobiła. - dodała. - Ugh, jedźcie już. - wyrwała z moich rąk plecach i podała synowi. - Tylko nie szalej za kierownicą. Wieziesz moje dziecko.
- Nasze. - poprawiłem ją.
- Tak, nasze.
Z racji tego, że zakupiłem dom w La Finca, miałem dostęp do wspaniałego obszaru zieleni, w centrum którego umiejscowiony był sztuczny staw. Z okien mojej posiadłości, widywałem sąsiadów z dziećmi, czy miłośników aktywnego spędzania czasu. Sam mieszkałem tu od ponad dwóch miesięcy, jednak nie miałem czasu na to, aby chociażby tu pobiegać.
- Fajne te kacuchy. - oznajmił Theo. Siedzieliśmy aktualnie nad brzegiem, rzucając im jedzenie. - Tylko tloche glube. - zauważył rezolutnie, doprowadzając mnie do wybuchu śmiechu.
- Cóż, tyle ludzi ich tu karmi.
- Ja z mamusią chodzimy do palku. Tam tes jest staw i kacuchy. - usiadł obok mnie. - Mozna tam pływać łódkami. - wyjaśnił. W mig zrozumiałem, że chodzi mu o Park Retiro. - Gdy miałem ulodziny, mamusia ze mną pływała.
- Fajne te kacuchy. - oznajmił Theo. Siedzieliśmy aktualnie nad brzegiem, rzucając im jedzenie. - Tylko tloche glube. - zauważył rezolutnie, doprowadzając mnie do wybuchu śmiechu.
- Cóż, tyle ludzi ich tu karmi.
- Ja z mamusią chodzimy do palku. Tam tes jest staw i kacuchy. - usiadł obok mnie. - Mozna tam pływać łódkami. - wyjaśnił. W mig zrozumiałem, że chodzi mu o Park Retiro. - Gdy miałem ulodziny, mamusia ze mną pływała.
- Było fajnie? - zapytałem, sadzając go na swoich kolanach.
- Tak. Z mamusią zawse jest fajnie.
- Mama jest najlepsza, co?
- Tak, ale chciałbym aby więcej się uśmiechała i nie płakała. - przyznał, bawiąc się moim zegarkiem. Zmarszczyłem czoło, nie bardzo rozumiejąc o czym mówi.
- Tak. Z mamusią zawse jest fajnie.
- Mama jest najlepsza, co?
- Tak, ale chciałbym aby więcej się uśmiechała i nie płakała. - przyznał, bawiąc się moim zegarkiem. Zmarszczyłem czoło, nie bardzo rozumiejąc o czym mówi.
- Dlaczego mama płacze? - zapytałem.
- Bo wujek nas nie lubi. - wzruszył ramionkami. - Mamusia duzo placuje, zebysmy mieli swoje mieskanie, zeby jus na mnie nie ksycał. Na nią tes ksycy, a psecies jesteśmy gzecni. - przybrał buntowniczą minę, a ja poczułem jak podnosi mi się ciśnienie. Wspomnienie ze ślubu Leire, gdy Dani Martin był nieprzyjemny dla Raquel i własnej siostry, pojawiło się niczym bumerang.
- Bo wujek nas nie lubi. - wzruszył ramionkami. - Mamusia duzo placuje, zebysmy mieli swoje mieskanie, zeby jus na mnie nie ksycał. Na nią tes ksycy, a psecies jesteśmy gzecni. - przybrał buntowniczą minę, a ja poczułem jak podnosi mi się ciśnienie. Wspomnienie ze ślubu Leire, gdy Dani Martin był nieprzyjemny dla Raquel i własnej siostry, pojawiło się niczym bumerang.
- Czy wujek kiedyś Cię uderzył? Albo mamę? - spytałem z napięciem w głosie. Na całe szczęście Theo pokręcił przecząco główką. Jednak wcale nie poczułem ulgi. Musiałem przeprowadzić z Ainhoą poważną rozmowę. - Obiecaj mi, że będziesz mi o wszystkim mówił, dobrze? Za każdym razem, gdy wujek będzie nieprzyjemny. Nie pozwolę wam zrobić krzywdy.
- Wujek nie moze wiedzieć, ze jesteś moim tatusiem.
- Słucham? - wydukałem.
- Będzie ksycał jesce baldziej. - szepnął spuszczając głowę. Nieświadomie zacisnąłem pięść. Zrozumiałem dlaczego Ainhoa odmówiła, gdy ostatnim razem zaproponowałem im odwózkę. Wykręciła się brakiem fotelika dla Theo, ale odpowiedź było zdecydowanie inna.
- Porozmawiam o tym z mamą. - obiecałem.
- Naucys mnie kopać piłkę? - zapytał nagle. Zaśmiałem się, stawiając go na równe nogi. Moim marzeniem było, aby w przyszłości mieć syna i nauczyć go tego, co potrafię najlepiej. Ta wizja przyszła wcześniej niż sądziłem, jednak nie zamierzałem narzekać. Oczywiście doprowadziłem Enzo do stanu przedzawałowego, a on sam stwierdził, że musi poznać moją małą kopię i ocenić, czy rzeczywiście nadaję się na ojca. Doskonale wiedziałem, że przemawiała przez niego zwykła ciekawość i ekscytacja, niż niepokój o chłopca.
Theo słuchał uważnie moich rad i próbował naśladować moje ruchy. Wychodziło mu to naturalnie, co było kolejnym dowodem na to, że to bez dwóch zdań mój syn! Chwaliłem go z uśmiechem, co wywoływało na jego uroczej twarzy dumę.
- Porozmawiam o tym z mamą. - obiecałem.
- Naucys mnie kopać piłkę? - zapytał nagle. Zaśmiałem się, stawiając go na równe nogi. Moim marzeniem było, aby w przyszłości mieć syna i nauczyć go tego, co potrafię najlepiej. Ta wizja przyszła wcześniej niż sądziłem, jednak nie zamierzałem narzekać. Oczywiście doprowadziłem Enzo do stanu przedzawałowego, a on sam stwierdził, że musi poznać moją małą kopię i ocenić, czy rzeczywiście nadaję się na ojca. Doskonale wiedziałem, że przemawiała przez niego zwykła ciekawość i ekscytacja, niż niepokój o chłopca.
Theo słuchał uważnie moich rad i próbował naśladować moje ruchy. Wychodziło mu to naturalnie, co było kolejnym dowodem na to, że to bez dwóch zdań mój syn! Chwaliłem go z uśmiechem, co wywoływało na jego uroczej twarzy dumę.
- Chciałbyś kiedyś zobaczyć prawdziwy stadion?
- Tam gdzie glas z Selgio Lamosem?
- Lubisz go? - kucnąłem z uśmiechem na przeciwko niego. Theo pokiwał nieśmiało główką. - Super się składa, bo to również mój idol. I wiesz co? Sądzę, że bardzo by chciał poznać takiego kibica jak Ty. - puściłem mu oczko.
- Polubi mnie?
- Z pewnością. - zaśmiałem się.
- Tam gdzie glas z Selgio Lamosem?
- Lubisz go? - kucnąłem z uśmiechem na przeciwko niego. Theo pokiwał nieśmiało główką. - Super się składa, bo to również mój idol. I wiesz co? Sądzę, że bardzo by chciał poznać takiego kibica jak Ty. - puściłem mu oczko.
- Polubi mnie?
- Z pewnością. - zaśmiałem się.
- Mario! - usłyszałem za sobą znajome nawoływanie. Odwróciłem głowę w stronę Chio, która zbliżała się do nas z szerokim uśmiechem. - Byłam u Ciebie, ale nikogo nie zastałam. Już miałam odjeżdżać!
- Powiedz, że nie byliśmy umówieni. - jęknąłem.
- Oczywiście, że nie. - zaśmiała się. Theo przybliżył się do mojej nogi, spoglądając na nią niepewnie. - Mam wolną niedzielę i z tego co mówiłeś, Ty również. Sądziłam, że porozmawiamy o urodzinowej niespodziance dla Patricii. To już za tydzień. - zauważyła, po czym posłała uśmiech Theo. Nie była głupia, zauważyła podobieństwo pod teatrem, jednak nie naciskała. Cierpliwie czekała, aż sam jej o wszystkim opowiem. I tak też się stało. Wyśmiała moje wątpliwości, zachęcając do widywania się z synem.
- Musisz koniecznie kogoś poznać. - chwyciłem chłopca na ręce. - Ten mały przystojniak to Theo, mój syn. - przedstawiłem go dumnie. - Ta pani nazywa się Chio i jest moją przyjaciółką. - trzylatek zerknął na nią, po czym wtulił się w moją szyję. - Jest dość nieśmiały.
- To zrozumiałe. - uśmiechnęła się. - W każdym bądź razie, bardzo mi miło Cię poznać Theo. Jest przystojniejszy od Ciebie. - wytknęła mi język.
- Właśnie mieliśmy udać się coś zjeść. - zauważyłem. - Może chcesz do nas dołączyć? Przy okazji obgadamy wszystko. - zaproponowałem. Szczerze mówiąc, kompletnie zapomniałem o urodzinach Patrici i moim wkładzie w niespodziankę dla niej. Zdradziecki Marcos nie pisnął o tym ani słowa!
- Z chęcią!
- Theo? - oderwałem ostrożnie synka od mojej szyi. - Na co masz ochotę? Mama nic nie wspominała o pizzy, więc może ...
- Chcę do mamy. - mruknął.
- Słucham?
- Chcę do mamy. - spojrzał na mnie załzawionymi oczami, a jego bródka zaczęła niebezpiecznie się trząść. - Zawieź mnie do mamy! - załkał. Wpatrywałem się w niego zszokowany, nie wiedząc się się stało.
- Ale ... synku, co się stało? Coś Cię boli?
- Chcę do mamy! - zaszlochał.
- Mario, może będzie lepiej ... może ja pójdę.
- Daj spokój, to nie Twoja wina. - westchnąłem. Chciałem przytulić Theo, lecz ku mojemu zdziwieniu, zaczął się wyrywać. - No dobrze, pojedziemy do mamy. - poddałem się. Ta sytuacja zaczęła mnie przerastać. Kompletnie nie wiedziałem, co mam w takiej sytuacji zrobić. Ainhoa nic mi nie wspominała o atakach histerii. W końcu wszystko było w porządku!
Poprosiłem Chio o towarzystwo. Prawda była taka, że spanikowałem. Dłonie zaczęły mi się trząść, gdy zapinałem go w foteliku. Prosiłem, błagałem, jednak za nic w świecie nie chciał przestać płakać. Przytulił do siebie swój plecaczek, pociągając raz za razem noskiem. Ten widok sprawiał mi ogrom bólu. Nie wiedziałem jak mam pomóc własnemu dziecku!
- Powiedz, że nie byliśmy umówieni. - jęknąłem.
- Oczywiście, że nie. - zaśmiała się. Theo przybliżył się do mojej nogi, spoglądając na nią niepewnie. - Mam wolną niedzielę i z tego co mówiłeś, Ty również. Sądziłam, że porozmawiamy o urodzinowej niespodziance dla Patricii. To już za tydzień. - zauważyła, po czym posłała uśmiech Theo. Nie była głupia, zauważyła podobieństwo pod teatrem, jednak nie naciskała. Cierpliwie czekała, aż sam jej o wszystkim opowiem. I tak też się stało. Wyśmiała moje wątpliwości, zachęcając do widywania się z synem.
- Musisz koniecznie kogoś poznać. - chwyciłem chłopca na ręce. - Ten mały przystojniak to Theo, mój syn. - przedstawiłem go dumnie. - Ta pani nazywa się Chio i jest moją przyjaciółką. - trzylatek zerknął na nią, po czym wtulił się w moją szyję. - Jest dość nieśmiały.
- To zrozumiałe. - uśmiechnęła się. - W każdym bądź razie, bardzo mi miło Cię poznać Theo. Jest przystojniejszy od Ciebie. - wytknęła mi język.
- Właśnie mieliśmy udać się coś zjeść. - zauważyłem. - Może chcesz do nas dołączyć? Przy okazji obgadamy wszystko. - zaproponowałem. Szczerze mówiąc, kompletnie zapomniałem o urodzinach Patrici i moim wkładzie w niespodziankę dla niej. Zdradziecki Marcos nie pisnął o tym ani słowa!
- Z chęcią!
- Theo? - oderwałem ostrożnie synka od mojej szyi. - Na co masz ochotę? Mama nic nie wspominała o pizzy, więc może ...
- Chcę do mamy. - mruknął.
- Słucham?
- Chcę do mamy. - spojrzał na mnie załzawionymi oczami, a jego bródka zaczęła niebezpiecznie się trząść. - Zawieź mnie do mamy! - załkał. Wpatrywałem się w niego zszokowany, nie wiedząc się się stało.
- Ale ... synku, co się stało? Coś Cię boli?
- Chcę do mamy! - zaszlochał.
- Mario, może będzie lepiej ... może ja pójdę.
- Daj spokój, to nie Twoja wina. - westchnąłem. Chciałem przytulić Theo, lecz ku mojemu zdziwieniu, zaczął się wyrywać. - No dobrze, pojedziemy do mamy. - poddałem się. Ta sytuacja zaczęła mnie przerastać. Kompletnie nie wiedziałem, co mam w takiej sytuacji zrobić. Ainhoa nic mi nie wspominała o atakach histerii. W końcu wszystko było w porządku!
Poprosiłem Chio o towarzystwo. Prawda była taka, że spanikowałem. Dłonie zaczęły mi się trząść, gdy zapinałem go w foteliku. Prosiłem, błagałem, jednak za nic w świecie nie chciał przestać płakać. Przytulił do siebie swój plecaczek, pociągając raz za razem noskiem. Ten widok sprawiał mi ogrom bólu. Nie wiedziałem jak mam pomóc własnemu dziecku!
*
Na całe szczęście miałyśmy mniejszy ruch. Niedziela niedzielą, jednak pierwsze słoneczne dni wiosny, zachęcały ludzi do odpoczynku na świeżym powietrzu. Miałam do pomocy dwie studentki, które sumiennie przykładały się do swojej pracy.
- Jest pani dzisiaj dziwnie niespokojna. - zagadnęła mnie stała klientka, staruszka o imieniu Catalina. Była pozytywnie nastawioną do życia osobą, która zarażała swoim uśmiechem. - Taka młoda, a już z problemami na głowie.
- Zostawiłam syna pod opieką jego ojca. - przyznałam, przysiadając się do niej na chwilę. Lubiłam te kilkuminutowe rozmowy ze staruszką. - Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Wszystko mi z rąk leci!
- Taki urok mężczyzn. - położyła dłoń na mojej własnej. - Za każdym razem, gdy zostawiałam męża z dziećmi, zastawałam w domu prawdziwy sajgon! Oni są po prostu stworzeni do popełniania błędów.
- To mnie pani pocieszyła. - mruknęłam.
- Daj spokój dziecko. - zaśmiała się.
Wejście kolejnych gości ogłosił charakterystyczny dzwoneczek i ... szloch mojego dziecka! Zerwałam się jak poparzona z krzesła. W szoku wpatrywałam się w zapłakanego Theo, który wbiegł do kawiarni, patrząc z nadzieją na jedną z kelnerek. Maya posłała mi zaniepokojone spojrzenie.
- Mama! - załkał dostrzegając mnie. Sekundę później tuliłam go do siebie mocno. Podniosłam wzrok znad jego główki na Mario, który cały blady stał metr od nas. Obejrzałam synka ze wszystkich stron, jednak na całe szczęście wszystko było w porządku.
- Jest pani dzisiaj dziwnie niespokojna. - zagadnęła mnie stała klientka, staruszka o imieniu Catalina. Była pozytywnie nastawioną do życia osobą, która zarażała swoim uśmiechem. - Taka młoda, a już z problemami na głowie.
- Zostawiłam syna pod opieką jego ojca. - przyznałam, przysiadając się do niej na chwilę. Lubiłam te kilkuminutowe rozmowy ze staruszką. - Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Wszystko mi z rąk leci!
- Taki urok mężczyzn. - położyła dłoń na mojej własnej. - Za każdym razem, gdy zostawiałam męża z dziećmi, zastawałam w domu prawdziwy sajgon! Oni są po prostu stworzeni do popełniania błędów.
- To mnie pani pocieszyła. - mruknęłam.
- Daj spokój dziecko. - zaśmiała się.
Wejście kolejnych gości ogłosił charakterystyczny dzwoneczek i ... szloch mojego dziecka! Zerwałam się jak poparzona z krzesła. W szoku wpatrywałam się w zapłakanego Theo, który wbiegł do kawiarni, patrząc z nadzieją na jedną z kelnerek. Maya posłała mi zaniepokojone spojrzenie.
- Mama! - załkał dostrzegając mnie. Sekundę później tuliłam go do siebie mocno. Podniosłam wzrok znad jego główki na Mario, który cały blady stał metr od nas. Obejrzałam synka ze wszystkich stron, jednak na całe szczęście wszystko było w porządku.
- Cichutko, mamusia już jest. - wzięłam na ręce jego trzęsące się ciałko. Po chwili obok Mario stanęła znajoma mi dziewczyna, a moje ciśnienie momentalnie się podniosło. Zrozumiałam całą sytuację w mig.
- Ainhoa, ja nie wiem co się stało. - Hermoso podrapał nerwowo swój kark. - Wszystko było w porządku. Nagle powiedział, że chce do mamy i zaczął przeraźliwie płakać. Nie mogłem go uspokoić ...
- Zrobiłeś sobie randkę z waszego męskiego wypadu, który sam mu obiecałeś i masz jeszcze czelność mówić, że nie wiesz co się stało? - syknęłam. Mario zmarszczył czoło, a towarzysząca dziewczyna posłała mu zaskoczone spojrzenie. - Wyjdź przed kawiarnię. Mamy do pogadania ... w cztery oczy!
- Ale ...
- Theo, zostaniesz z Mayą? - spytałam łagodnie. Chłopiec pociągnął noskiem. - Da Ci Twoje ulubione ciacho i soczek, dobrze? Znowu Ci pokaże swoje czary mary. - posłałam dziewczynie błagalne spojrzenie. Z uśmiechem wyciągnęła ręce do chłopca. - Mamusia zaraz przyjdzie. Porozmawiam tylko z tatą. - ucałowałam jego czoło.
Wyszłam przed kawiarnię. Chłodny wiatr owiał moje ramiona, jednak w tym momencie było mi wszystko jedno. Wściekłość wręcz ze mnie parowała! Cierpliwie czekałam, aż Hermoso stanie na przeciwko mnie.
- Nie rozumiem ... tej dziewczyny się nie wstydził ...
- Ty nic nie rozumiesz Hermoso! - wrzasnęłam. - Wiesz ile on ma lat? Trzy! Obiecałeś mu, że zrobicie sobie męski dzień! Bez mamy! Czy Ty nie możesz zrozumieć, że całym jego światem jestem ja?! Że to przy mnie czuje się bezpiecznie?! To dlatego byłam przy dwóch pierwszych spotkaniach i to dlatego panikowałam dzisiaj rano! Był podekscytowany dzisiejszym dniem! Czuł się ważny, bo spędzi go z tatusiem! Tylko on i Ty! A Ty co narobiłeś?! Przyprowadziłeś na pierwsze spotkanie z nim swoją laskę!
- Ainhoa, to nie tak! Chio pojawiła się niespodziewanie!
- Mogłeś jej wytłumaczyć, że ten dzień chcesz poświęcić na zbudowaniu relacji z synem! Bo tak miało być, pamiętasz?! Małymi kroczkami do celu! To, że mówi do Ciebie "Tato", nic nie znaczy! Dla niego tatuś nie ma imienia, jest po prostu tatusiem! Twoim cholernym zadaniem było wzbudził w nim poczucie bezpieczeństwa! Zniszczyłeś to wszystko, gdy nie dotrzymałeś obietnicy! Ostrzegałam Cię, żebyś nic mu nie obiecywał!
- Po prostu zaproponowałem Chio, aby z nami zjadła! Przestań go fanatycznie chronić, bo zacznie się bać ludzi! - zaczął się bronić.
- Nie mów mi, co mam robić, bo to mój syn!
- Nasz syn!
- Mój! Ty musisz ruszysz tą pustą łepetyną i zacząć myśleć najpierw o nim! I o jego uczuciach! - kątem oka dostrzegłam, że jego towarzyszka wyszła z kawiarni, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. - On się nie boi ludzi, jest po prostu nieśmiały! Zdajesz sobie sprawę jak on się cieszył na ten dzień? Malował dla Ciebie obrazek przez cały tydzień, bo miał być idealny! Jeśli mu coś obiecujesz, dotrzymuj słowa! Bo ma tylko trzy latka! Inaczej widzi świat niż Ty!
- Ale to nie był powód do takiej histerii!
- Więc dlaczego pieprzony tatusiu roku go nie uspokoiłeś?!
- Bo nie dał mi się uspokoić!
- A wiesz dlaczego? - syknęłam. - Bo bycie ojcem to nie jest tylko zabawa na placu zabaw czy pójście do kina na bajkę! To jest relacja, która łączy Cię z synem, dzięki której czuje on bezpieczeństwo. Ty nie zdążyłeś jej jeszcze zbudować! Gdybyś go dobrze poznał, wiedziałbyś jak reagować na jego zachowania. Dla niego pojęcie "dzień z tatusiem" to dzień tylko z tatusiem! Bez mamy!
- Przepraszam, ale to nie powód, aby na niego wrzeszczeć. - do naszej dyskusji wtrąciła się słynna Chio. - To, że chłopiec jest rozpieszczony, nie oznacza ...
- Słucham? - parsknęłam. - To chyba nie Twoja sprawa.
- Ale tu chodzi o moją osobę.
- Nie, tu nie chodzi o Twoją osobę. Tu chodzi o moje dziecko. Po za tym, to jest rozmowa pomiędzy mną, a Mario. Dlatego byłabym wdzięczna, gdybyś się oddaliła.
- Wrzeszczysz na niego bez powodu.
- Zostaniesz matką, to mnie zrozumiesz.
- Wydaje mi się, że zbyt wcześnie nią zostałaś. - zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w policzek. - Zachowujesz się jak dziecko, którym nadal jesteś. Doskonale wiem, co przez Ciebie przemawia.
- Chio! Ainhoa ma rację, to sprawa pomiędzy nami.
- Najwidoczniej już nie. - mruknęłam. - Skoro masz adwokata, to możesz przygotować się do rozprawy, bo bez niej nie zbliżysz się do mojego dziecka. Ale nie licz na cuda. Pamiętaj, że współżyłeś z nieletnią. - syknęłam, po czym ostentacyjnie ich wyminęłam.
- Ainhoa! Po prostu porozmawiajmy! - zawołał za mną. Posłałam mu jedynie pełne rozczarowania spojrzenie, po czym weszłam do kawiarni, gdzie czekał na mnie mój syn.
***
- Ainhoa, ja nie wiem co się stało. - Hermoso podrapał nerwowo swój kark. - Wszystko było w porządku. Nagle powiedział, że chce do mamy i zaczął przeraźliwie płakać. Nie mogłem go uspokoić ...
- Zrobiłeś sobie randkę z waszego męskiego wypadu, który sam mu obiecałeś i masz jeszcze czelność mówić, że nie wiesz co się stało? - syknęłam. Mario zmarszczył czoło, a towarzysząca dziewczyna posłała mu zaskoczone spojrzenie. - Wyjdź przed kawiarnię. Mamy do pogadania ... w cztery oczy!
- Ale ...
- Theo, zostaniesz z Mayą? - spytałam łagodnie. Chłopiec pociągnął noskiem. - Da Ci Twoje ulubione ciacho i soczek, dobrze? Znowu Ci pokaże swoje czary mary. - posłałam dziewczynie błagalne spojrzenie. Z uśmiechem wyciągnęła ręce do chłopca. - Mamusia zaraz przyjdzie. Porozmawiam tylko z tatą. - ucałowałam jego czoło.
Wyszłam przed kawiarnię. Chłodny wiatr owiał moje ramiona, jednak w tym momencie było mi wszystko jedno. Wściekłość wręcz ze mnie parowała! Cierpliwie czekałam, aż Hermoso stanie na przeciwko mnie.
- Nie rozumiem ... tej dziewczyny się nie wstydził ...
- Ty nic nie rozumiesz Hermoso! - wrzasnęłam. - Wiesz ile on ma lat? Trzy! Obiecałeś mu, że zrobicie sobie męski dzień! Bez mamy! Czy Ty nie możesz zrozumieć, że całym jego światem jestem ja?! Że to przy mnie czuje się bezpiecznie?! To dlatego byłam przy dwóch pierwszych spotkaniach i to dlatego panikowałam dzisiaj rano! Był podekscytowany dzisiejszym dniem! Czuł się ważny, bo spędzi go z tatusiem! Tylko on i Ty! A Ty co narobiłeś?! Przyprowadziłeś na pierwsze spotkanie z nim swoją laskę!
- Ainhoa, to nie tak! Chio pojawiła się niespodziewanie!
- Mogłeś jej wytłumaczyć, że ten dzień chcesz poświęcić na zbudowaniu relacji z synem! Bo tak miało być, pamiętasz?! Małymi kroczkami do celu! To, że mówi do Ciebie "Tato", nic nie znaczy! Dla niego tatuś nie ma imienia, jest po prostu tatusiem! Twoim cholernym zadaniem było wzbudził w nim poczucie bezpieczeństwa! Zniszczyłeś to wszystko, gdy nie dotrzymałeś obietnicy! Ostrzegałam Cię, żebyś nic mu nie obiecywał!
- Po prostu zaproponowałem Chio, aby z nami zjadła! Przestań go fanatycznie chronić, bo zacznie się bać ludzi! - zaczął się bronić.
- Nie mów mi, co mam robić, bo to mój syn!
- Nasz syn!
- Mój! Ty musisz ruszysz tą pustą łepetyną i zacząć myśleć najpierw o nim! I o jego uczuciach! - kątem oka dostrzegłam, że jego towarzyszka wyszła z kawiarni, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. - On się nie boi ludzi, jest po prostu nieśmiały! Zdajesz sobie sprawę jak on się cieszył na ten dzień? Malował dla Ciebie obrazek przez cały tydzień, bo miał być idealny! Jeśli mu coś obiecujesz, dotrzymuj słowa! Bo ma tylko trzy latka! Inaczej widzi świat niż Ty!
- Ale to nie był powód do takiej histerii!
- Więc dlaczego pieprzony tatusiu roku go nie uspokoiłeś?!
- Bo nie dał mi się uspokoić!
- A wiesz dlaczego? - syknęłam. - Bo bycie ojcem to nie jest tylko zabawa na placu zabaw czy pójście do kina na bajkę! To jest relacja, która łączy Cię z synem, dzięki której czuje on bezpieczeństwo. Ty nie zdążyłeś jej jeszcze zbudować! Gdybyś go dobrze poznał, wiedziałbyś jak reagować na jego zachowania. Dla niego pojęcie "dzień z tatusiem" to dzień tylko z tatusiem! Bez mamy!
- Przepraszam, ale to nie powód, aby na niego wrzeszczeć. - do naszej dyskusji wtrąciła się słynna Chio. - To, że chłopiec jest rozpieszczony, nie oznacza ...
- Słucham? - parsknęłam. - To chyba nie Twoja sprawa.
- Ale tu chodzi o moją osobę.
- Nie, tu nie chodzi o Twoją osobę. Tu chodzi o moje dziecko. Po za tym, to jest rozmowa pomiędzy mną, a Mario. Dlatego byłabym wdzięczna, gdybyś się oddaliła.
- Wrzeszczysz na niego bez powodu.
- Zostaniesz matką, to mnie zrozumiesz.
- Wydaje mi się, że zbyt wcześnie nią zostałaś. - zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w policzek. - Zachowujesz się jak dziecko, którym nadal jesteś. Doskonale wiem, co przez Ciebie przemawia.
- Chio! Ainhoa ma rację, to sprawa pomiędzy nami.
- Najwidoczniej już nie. - mruknęłam. - Skoro masz adwokata, to możesz przygotować się do rozprawy, bo bez niej nie zbliżysz się do mojego dziecka. Ale nie licz na cuda. Pamiętaj, że współżyłeś z nieletnią. - syknęłam, po czym ostentacyjnie ich wyminęłam.
- Ainhoa! Po prostu porozmawiajmy! - zawołał za mną. Posłałam mu jedynie pełne rozczarowania spojrzenie, po czym weszłam do kawiarni, gdzie czekał na mnie mój syn.
***
Oczekiwałyście takiego obrotu sprawy? Tym bardziej po ostatnim rozdziale? Bo w sumie powinnyście ... wiecie, że lubię namieszać :)
Życzę wam miłego tygodnia ^^
Ło, no to się porobiło. Przyznam, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Owszem coś tam czułam, że coś się w końcu popsuje, musiało się popsuć. Taka jest naturalna kolej rzeczy.
OdpowiedzUsuńKurczę, strasznie mi żal Theo. Tak bardzo cieszył się na ten dzień z tatą. Rysował idealne obrazki i spakował wszystkie samochodziki, by pokazać je Mario.
I zaczęło się idealnie. Karmienie kaczek, nauka gry w piłkę. Mario naprawdę stara się być dla Theo ojcem idealnym. Choć tak naprawdę zna małego dopiero od kilkunastu dni, to już zdążył go pokochać. Chce o nie dbać, chronić przed całym złem tego świata.
I wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie pojawiła się Chio. Ja naprawdę rozumiem, że Mario nie chciał źle, że po prostu nie wyczuł sytuacji. Każdemu się zdarza, Mario też dopiero uczy się swojego syna. Theo miał prawo się rozpłakać, ma w końcu tylko trzy lata, inaczej patrzy na świat.
Wydaje mi się, że Mario nawet udałoby się udobruchać Ainhoę gdyby nie wtrąciła się Chio. I jeszcze ten tekst z rozpuszczonym dzieckiem... Idiotka, co ona sobie w ogóle myślała?! I pomyśleć, że nawet ją lubiłam.
Niestety teraz znów się wszystko popsuło. Mario będzie musiał się bardzo postarać, by odzyskać zaufanie Ainhoy A i ona będzie musiała pomyśleć, czy odseparowywanie syna od ojca to najlepszy pomysł. Teraz gdy Theo już poznał ojca, może być ciężko mu zapomnieć o tacie.
Trzymam kciuki by wszystko skończyło się dobrze. Tak naprawdę warunek szczęśliwego zakończenia jest jeden – Chio już nie może się wtrącać.
W każdym razie teraz z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Aż takiego zwrotu akcji to się nie spodziewałam. Myślałam, że to wszystko potoczyły się trochę inaczej. A było już tak dobrze... Theo cieszył się na spotkanie tylko z tatą. Planował przez cały tydzień ten dzień i nie mógł się go wprost doczekać.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo byłam pod wrażeniem tego, jak Mario świetnie sobie radzi z opieką nad synem. Jakby to nie był pierwszy raz, a zwykła codzienność. Bardzo dobrze się rozumieli. Hermoso dowiedział się nawet o problemach Ainhoi z bratem. Było widać tą chęć pomocy jej i ich synowi. Aż tu znikąd pojawiła się Chio, wszystko psując.
Theo poczuł się rozczarowany i zdezorientowany. Nic dziwnego, że chciał do mamy. W końcu Mario to nadal ktoś nowy w jego życiu, a Chio to kompletnie obca kobieta. Poczuł się więc bardzo niepewnie w jej towarzystwie.
Ainhoa może i zareagowała gwałtownie, ale czy można się jej dziwić? Theo jest dla niej całym światem. Martwi się o niego i chce wszystkiego co najlepsze.
Dlatego też będzie go chronić za wszelką cenę. Mario się więc oberwało... A Chio dolała tylko oliwy do ognia. Po co ona się w ogóle wtrącała? To nie jest jej sprawa. Nie jest nawet dziewczyną Mario. Nie ma więc najmniejszego prawa osądzać Ainhoę czy jej wychowanie Theo. Jak do tej pory darzyłam Chio sympatią, tak teraz najchętniej bym się jej stąd w ogóle pozbyła. Obawiam się, że przez nią Mario będzie miał teraz problem z przekonaniem Ainhoi, aby dała mu jeszcze jedną szansę i pozwoliła nadal budować więź z Theo tak jak do tej pory.
Choć może, gdy emocje opadną i na spokojnie porozmawiają. Uda się mu przekonać dziewczynę.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Ożesz w mordę jeża kopany... :o
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - nie podoba mi się ta cała Chio i nie pogardziłabym, gdyby nagle CIA czy jakieś inne FBI ją przymknęło za bycie rosyjskim szpiegiem ...
Po drugie - Mario musi się ogarnąć i skupić teraz wyłącznie na Theo i Ainho, bo inaczej może ich oboje stracić. A co gorsza w to wszystko może się przecież wmieszać Dani i zabronić mu się z nimi widywać... Mario musi pokazać, że jest dojrzały i zaopiekować się zarówno synkiem, jak i Ainho - wziąć ich pod swoje skrzydła, zapewnić poczucie bezpieczeństwa, dać dom, w którym jego syn nie musiałby ukrywać, że uwielbia Sergio Ramosa, a Ainhoa że łączy ją coś z piłkarzem Realu... Okaże się na tyle męski? A może jakiś inny mężczyzna zrobi to za niego i zaopiekuje się Ainho i Theo?
Po trzecie - Aihno wyciąga najcięższe działa, chociaż nie stać jej na dobrego prawnika.. Może jednak Dani załatwiłby jej pomoc, gdyby wiedział, że może dopiec tym graczowi Królewskich?
Tak dużo możliwości.. Nie mogę się doczekać, którą wybierzesz - a może żadną? XD
Czekam na next, kochana! Buziaki!
Ostatnio rozpieściłaś mnie częstymi rozdziałami, więc teraz to ja zapraszam do mnie ;p
Usuńhttps://pink-skies-bcn.blogspot.com/2019/01/no-11.html
Och, co tutaj się wydarzyło :(
OdpowiedzUsuńOczywiście mogłam się tego spodziewać, ale po poprzednim rozdziale zrobiło się tak rozkosznie, że złego scenariusza nie wzięłam pod uwagę :D
Nadszedł tak długo oczekiwany przez Theo męski wypad z tatą. Wcale nie dziwię się chłopcu, że tak się cieszył na to spotkanie oraz spędził tyle czasu nad rysunkiem dla Mario :) Rozumiem początkowe obawy Ainhoi, w końcu po raz pierwszy miała zostawić synka sam na sam z Mario, ale udało się jej i wykonała ten krok ^^ Naprawdę początkowo byłam pod wielkim, ale to wielkim wrażeniem opieki Mario nad Theo :) Super spędzali ze sobą czas poznając się nawzajem i coraz lepiej. Nawiązali ze sobą więź i wydawałoby się, że małymi kroczkami do przodu. Rozmowa o kaczuchach była mistrzowska <3
Przy okazji Mario dowiedział się o problemach, jakie stwarza im Dani i aż zagotowało się w nim ze złości, co absolutnie mnie nie dziwi. Dobrze, że uzgodnił z Theo, że gdyby cokolwiek się działo to ma mu o tym mówić. I wszystko układało się pięknie i uroczo do momentu wkroczenia na scenę Chio. Mario nie pomyślał i zaproponował jej wspólne wyjście, a Theo zareagował tak jak zareagował. Nie ma się co dziwić, w końcu cieszył się na męski wypad. Mario kompletnie nie wiedział, co robić, więc uległ namowom synka i odwiózł go do Ainhoi, której reakcja na to wszystko jak dla mnie była zrozumiała. Mario się uczy i niektórych rzeczy oraz spraw jeszcze nie ogarnia. Nie chciał źle, a wyszło, jak wyszło. Dla Ainhoi Theo jest całym światem i za żadne skarby nie pozwoli go skrzywdzić. Martwi się o niego i chce zapewnić mu wszystko, co najlepsze. Miał być męski wypad, a nie wypad wraz z Chio. Ech... Mario chciał wyjaśnić sobie wszystko z Ainhoą, a na to wszystko pojawiła się Chio, która wtrąciła się w nie swoje sprawy. No i po co to było? Wiem, że wspominałam, że wydaje się być miłą oraz sympatyczną osobą, ale cofam to! :D Naprawdę, aż mi ciśnienie podniosła swoimi tekstami. A kim ona jest, by mówić Ainhoi, że za wcześnie została mamą? No po prostu ugh! Niech Mario zrobi z nią porządek :D
Mam nadzieję, że ostatnie słowa Ainhoi skierowane do Mario były wypowiedziane pod wpływem gniewu i że jeszcze wstrzyma się ze swoją decyzją.
Ach, ja chcę już wiedzieć, co będzie dalej ^^ :D
<33
Jeszcze. Bardziej. Nie. Lubię. Chio. Może i nic wielkiego nie zrobiła, ale po prostu coś mnie do niej zraża.
OdpowiedzUsuńA zapowiadało się tak super... No Mario trochę nie pomyślał.
Biedny Theo tak się cieszył na męski dzień z tatą :(