- Ale on na prawdę powiedział R!
- Mario, wierzę Ci. Nie musisz tego cały czas powtarzać. - uśmiechnęłam się w stronę jego odbicia w lustrze. Hermoso jedynie westchnął ciężko i oparł się o umywalkę. - Miałeś się ogolić, a nie patrzeć jak tuszuję rzęsy. Pojedziesz do Walencji jak zarośnięty niedźwiedź.
- Ogolę się na miejscu. - wzruszył ramionami. Pisnęłam na całą łazienkę, ponieważ chwycił mnie przez pół i posadził na umywalce. - Jak Ci się nie podoba mój zarost, to sama go zgol. Ale pamiętaj, że nie będę miał Cię czym miziać po szyi, a mruczysz wtedy jak kotka. - usadowił się bezczelnie pomiędzy moimi udami.
- Wyglądasz jak podrabiany Zorro.
- Kręci Cię ten Zorro. - wymruczał.
- Może. - uśmiechnęłam się bezczelnie, po czym musnęłam zadziornie jego usta własnymi. Zacisnęłam uda, gdy nasz pocałunek stał się bardziej zachłanny. Mario wciągnął głęboko powietrze i mocniej objął moją sylwetkę. - Zaraz wychodzisz. - zauważyłam, gdy zaczął scałowywać moją szyję.
- Wystarczy minuta. Wiesz, że mamy wprawę. - jego dłonie wślizgnęły się pod moją sukienkę. Zaśmiałam się, spoglądając w stronę zamkniętych drzwi. - Nowe przygody Lucky Luke’a kończą się za ... - zerknął na swój zegarek. - ... sześć, nie ... pięć minut.
- Tatuś roku. - zachichotałam gdy pozbył mnie bielizny i rzucił zadowolony za siebie. - Przekręciłeś klucz? - upewniłam się, na co kiwnął głową, odkręcając kurek z wodą. Uchyliłam usta, czując go w sobie. Wtuliłam się w jego szyję, wbijając paznokcie w umięśnione ramiona. Zagryzałam wargi, próbując uciszyć westchnienia rozkoszy. Ta adrenalina za każdym razem była niezwykle pobudzająca. Po chwili zamarliśmy, wtulając jeszcze mocniej w swoje ramiona.
- Mario, wierzę Ci. Nie musisz tego cały czas powtarzać. - uśmiechnęłam się w stronę jego odbicia w lustrze. Hermoso jedynie westchnął ciężko i oparł się o umywalkę. - Miałeś się ogolić, a nie patrzeć jak tuszuję rzęsy. Pojedziesz do Walencji jak zarośnięty niedźwiedź.
- Ogolę się na miejscu. - wzruszył ramionami. Pisnęłam na całą łazienkę, ponieważ chwycił mnie przez pół i posadził na umywalce. - Jak Ci się nie podoba mój zarost, to sama go zgol. Ale pamiętaj, że nie będę miał Cię czym miziać po szyi, a mruczysz wtedy jak kotka. - usadowił się bezczelnie pomiędzy moimi udami.
- Wyglądasz jak podrabiany Zorro.
- Kręci Cię ten Zorro. - wymruczał.
- Może. - uśmiechnęłam się bezczelnie, po czym musnęłam zadziornie jego usta własnymi. Zacisnęłam uda, gdy nasz pocałunek stał się bardziej zachłanny. Mario wciągnął głęboko powietrze i mocniej objął moją sylwetkę. - Zaraz wychodzisz. - zauważyłam, gdy zaczął scałowywać moją szyję.
- Wystarczy minuta. Wiesz, że mamy wprawę. - jego dłonie wślizgnęły się pod moją sukienkę. Zaśmiałam się, spoglądając w stronę zamkniętych drzwi. - Nowe przygody Lucky Luke’a kończą się za ... - zerknął na swój zegarek. - ... sześć, nie ... pięć minut.
- Tatuś roku. - zachichotałam gdy pozbył mnie bielizny i rzucił zadowolony za siebie. - Przekręciłeś klucz? - upewniłam się, na co kiwnął głową, odkręcając kurek z wodą. Uchyliłam usta, czując go w sobie. Wtuliłam się w jego szyję, wbijając paznokcie w umięśnione ramiona. Zagryzałam wargi, próbując uciszyć westchnienia rozkoszy. Ta adrenalina za każdym razem była niezwykle pobudzająca. Po chwili zamarliśmy, wtulając jeszcze mocniej w swoje ramiona.
- Będę tęsknił. - szepnął do mojego ucha.
- Widzimy się jutro. - uśmiechnęłam się gładząc jego nadal zarośnięty policzek. - Będziemy Ci kibicować, chociaż ja nadal nie wiem o co w tym chodzi. - zaśmialiśmy się. - Ale będę bardzo mocno trzymała kciuki.
- No ba! - cmoknął mój nosek. - Musimy mieć co potem świętować. - poruszał charakterystycznie brwiami. Wywróciłam rozbawiona oczami, po czym zeskoczyłam z umywalki.
- Siku! Co tam lobicie!?
- Pięć minut? - mruknęłam.
- Musiałaś dać mu pić przed kreskówką. - klepnął mnie bezczelnie w tyłek! Otworzył drzwi przed Theo, który dreptał niecierpliwe w miejscu. Nasz syn podszedł do sedesu i spojrzał na nas oburzony. - No dobra! Wychodzimy! - Mario uniósł dłonie w geście poddania, po czym pchnął mnie lekko w stronę wyjścia.
- Widzimy się jutro. - uśmiechnęłam się gładząc jego nadal zarośnięty policzek. - Będziemy Ci kibicować, chociaż ja nadal nie wiem o co w tym chodzi. - zaśmialiśmy się. - Ale będę bardzo mocno trzymała kciuki.
- No ba! - cmoknął mój nosek. - Musimy mieć co potem świętować. - poruszał charakterystycznie brwiami. Wywróciłam rozbawiona oczami, po czym zeskoczyłam z umywalki.
- Siku! Co tam lobicie!?
- Pięć minut? - mruknęłam.
- Musiałaś dać mu pić przed kreskówką. - klepnął mnie bezczelnie w tyłek! Otworzył drzwi przed Theo, który dreptał niecierpliwe w miejscu. Nasz syn podszedł do sedesu i spojrzał na nas oburzony. - No dobra! Wychodzimy! - Mario uniósł dłonie w geście poddania, po czym pchnął mnie lekko w stronę wyjścia.
Pożegnaliśmy Mario mocnymi uściskami oraz pocałunkami. Już jutro wieczorem miał odbyć się finał Pucharu Króla w Walencji. Razem z mamą Mario oraz Paddy mieliśmy udać się tam kolejnego dnia. Theo był tym podekscytowany, zresztą ja również czułam przyjemne napięcie w żołądku.
- Mogę pobawić się w oglodzie?
- Możesz. - posłałam synkowi uśmiech. - Tylko ubierz bluzę bo wieje wiatr. - poprosiłam. Posłusznie wykonał moje polecenie, po czym wyszedł przez drzwi tarasowe na zewnątrz. Mario, z pomocą Marcosa oraz Enzo, urządził dla niego mały plac zabaw z piaskownicą. Ustawił wszystko tak, abym miała oko na bawiącego się syna. Tak jak w tym momencie. Mogłam w spokoju skupić się na "dopieszczaniu" projektu dziecinnego pokoju, spoglądając kątem oka na budującego zamek z piasku trzylatka.
Dopiero niespodziewany dzwonek do drzwi oderwał mnie od tych czynności. Mario mnie zabije, znowu zapomniałam zamknąć bramę! Mając jednak nadzieję, że to któryś z naszych znajomych, podeszłam pewnie do wejścia naciskając klamkę. Aż odskoczyłam na widok mężczyzny z kapturem na głowie.
- Nie bój się. - odchrząknął.
- Dani? - wydukałam. - Co Ty tu robisz?
- Chciałem ... porozmawiać. - poprawił dłonie, które schowane miał w kieszeni od swoich spodni. - I zapytać ... była tu, prawda? - wbił we mnie pewniejszy wzrok. Doskonale wiedziałam, że ma na myśli moją matkę, więc kiwnęłam głową. - Szlag! Bezczelne babsko.
- Kazałeś jej trzymać się ode mnie z daleka. To prawda? - spytałam cicho. Dani przymknął powieki, biorąc głęboki oddech. - Dlaczego? - szepnęłam.
- Gdybym mógł to odciąłbym sobie tą dłoń. - wyznał z goryczą. - I język. Za te wszystkie słowa, którymi Cię skrzywdziłem. Ciebie i Theo. Ainhoa ... ja po prostu nie mogę ... - głos mu się załamał. - ... nie radzę sobie. Od bardzo dawna! Wiesz, że ją widuję? Za każdym razem, gdy zrobię coś źle. Patrzy na mnie z zawodem w oczach. Wariuję, ja po prostu wariuję!
- Kogo widzisz? - szepnęłam z napięciem.
- Miriam. Widzę Miriam!
- Dani ...
- Oszalałem Ainhoa. Widzę duchy!
- Potrzebujesz po prostu pomocy. Alkohol nie jest odpowiednim lekarstwem na rozpacz, a Ty się w nim zatraciłeś. To są tylko Twoje halucynacje. - dotknęłam ostrożnie jego spiętego ramienia. - Miriam nigdy by Ci tego nie zrobiła. Za bardzo Cię kochała.
- A ja ją zawiodłem.
- Więc zrób to dla niej. - poprosiłam. - A może właśnie tego ona chce? Żebyś zaczął się leczyć? - Dani spojrzał na mnie niepewnie. Pierwszy raz dostrzegłam w jego oczach zagubienie. - Wejdź do środka. - poprosiłam. Zrobił to, aczkolwiek niepewnie. Usiadł na kanapie spoglądając na zdjęcia stojące na komodzie, a następnie na rozsypane w kącie klocki. Na koniec jego wzrok padł na bawiącego się w piaskownicy Theo. - Proszę. - podałam mu szklankę wody.
- Jesteście szczęśliwi, prawda?
- Tak.
- On Cię kocha. Inaczej nie pozwoliłbym Ci zrobić sobie złudnych nadziei. - przyznał. Zmarszczyłam czoło, patrząc na niego niepewnie. - Pewnie będzie wściekły gdy się dowie, że tu byłem. I wcale nie będę mu się dziwił.
- Zrozumie.
- Nie, nie zrozumie. - spojrzał w moje oczy. - Już zawsze będę dla niego zagrożeniem. Ale nie mam mu tego za złe. Posłuchaj ... chciałbym, abyś wysłuchała tego, co mam Ci do powiedzenia. - odłożył szklankę z nietkniętą wodą na stolik. - Powinienem zrobić to już dawno temu, ale dopiero gdy dostałem od niego w pysk, zrozumiałem że upadłem na samo dno.
- Dani ...
- Nie jesteś moją siostrą. - wyznał, jednak nie dostrzegając na mojej twarzy cienia zdziwienia, uśmiechnął się smutno pod nosem. - Czyli Ci powiedziała. Wiedziałem o tym od samego początku. Miriam też wiedziała. Miałaś rację, nasza rodzina wcale nie była tak idealna, jak ją przedstawiałem. W małżeństwie moich rodziców od zawsze były spory, jednak majątek trzymał ich przy sobie. Twoja matka nie była jedyną kochanką mojego ojca. Natomiast była jedyną, która zachwiała jego pewność siebie. Wiedział, że gdy moja matka dowie się o ciąży, będzie miała dowód na to, aby rozwieść się z jego winy i wszystko przejąć.
- Jak dowiedział się prawdy?
- Nastąpił kryzys w ich firmie. Pieniądze na konto Twojej matki nie wpływały na czas. Zaczęła się denerwować i go szantażować. W ten sposób dowiedziałem się o Tobie. Wysłała mu Twoje zdjęcia, które przypadkowo wpadły w moje ręce. Z napisem "następnym razem dotrą do Twojej żony". Byłem wściekły ... na niego, na nią, na Ciebie ... pokazałem mu to. Patrząc prosto w moje oczy powiedział, że to naciągaczka i nic nie zniszczy naszej rodziny. Powiedział, że zrobi testy DNA żeby mnie uspokoić. I zrobił. Okazało się, że nie jesteś jego dzieckiem. Ale Twoja matka była szybsza. I gdy wrócił szczęśliwy do domu, zastał ją przed naszymi drzwiami. Z Tobą.
- Zrobił testy DNA? - zdziwiłam się. - Nie pamiętam tego.
- Spotykałyście się z nim od czasu do czasu, prawda? - zapytał. Kiwnęłam potwierdzająco głową. Doskonale pamiętałam spotkania z mężczyzną, którego moja matka nazywała "tatusiem". Przynosił prezenty, ale był wobec mnie bardzo oschły. - Musiał w jakiś sposób zdobyć Twój włos.
- Ale rozwiedli się. - zauważyłam.
- Nie byłaś jego dzieckiem, ale Twoja matka była doskonałym świadkiem. Zeznała, że miała romans z moim ojcem i że obiecywał jej złote góry. Zresztą, miała wyciągi z banku. W tamtym momencie iluzja szczęśliwej rodziny poszła na dno. Matka wyjechała do Stanów i wyszła powtórnie za mąż, a ojciec otworzył firmę na Kanarach. Zostaliśmy z Miriam sami.
- Żadne z nich się z Tobą nie kontaktuje? Zawsze bałam się o to zapytać. - zauważyłam. Mieszkałam u Daniego przez trzy lata. Nigdy nie wspominał o rodzicach i nigdy do nich nie dzwonił. A o odwiedzinach nie było nawet mowy.
- Matce nigdy nie podobało się to, że mam zespół Rockowy. Zawsze powtarzała, że wyglądam jak bandyta. - zaśmiał się pod nosem. - Nawet gdy dostawałem nagrodę za nagrodą, nie usłyszałem od niej dobrego słowa. A ojciec? Powiedziałem mu, że nie chcę go znać. Ostatni raz wszyscy widzieliśmy się podczas pogrzebu Miriam. Wtedy właśnie straciłem jedyną osobę, której na mnie zależało.
- Skoro wiedzieliście, że nie jestem waszą siostrą, to dlaczego Miriam mnie odnalazła? Dlaczego wpuściłeś mnie z Theo do własnego domu?
- Miriam miała dobre serce. Przypadkowo dowiedziała się, że po tej całej sytuacji matka oddała Cię do Domu Dziecka. Była wzburzona! Uważała, że to wina naszej rodziny. I po części miała rację. Cała nasza trójka zapłaciła za głupotę rodziców. - przetarł dłońmi zmęczoną twarz. - Powiedziałem, żeby robiła co chce. Chciała Ci pomóc. A potem ...
- Potem ją straciliśmy. - szepnęłam.
- To ja powinienem zginąć. - wyznał. - Miałem ją wtedy podwieźć, ale nie mogłem wyrwać się ze studia! Nigdy sobie tego nie wybaczę. Poradziłybyście sobie o wiele lepiej we dwie.
- To dlatego zacząłeś pić?
- Nie radziłem sobie z tym wszystkim. - przyznał szczerze. - Zostałem nagle sam, a zawsze panicznie się tego bałem. Ale była Miriam, która zawsze powtarzała, że mamy siebie. Gdy zjawiłaś się pod moim domem z Theo ... najpierw chciałem Cię wyrzucić. W końcu nic nas nie łączyło.
- Wykrzyczałeś mi w twarz, że Twoja siostra nie żyje, dając mi do zrozumienia, że ja nią nie jestem. Wiedziałeś o tym, więc dlaczego wówczas nie powiedziałeś mi prawdy?
- Bo Theo na mnie spojrzał.
- Słucham?
- Spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem, z powodu którego odpuszczałem mu wszystko. Klocki na dywanie, w które za każdym razem właziłem czy chociażby oglądanie Realu Madryt po kryjomu. - westchnął, a ja uniosłam zaskoczona brwi. - Aż takim idiotą nie jestem. Doskonale wiedziałem co się dzieje pod moim nosem.
- Ale ... strofowałeś go. Zawstydzałeś ...
- Bo nie chciałem, żeby wyrósł z niego taki mięczak jak ja. Uzależniony od drugiej osoby! Nie chciałem, aby w przyszłości ktoś go skrzywdził tak jak mnie i Ciebie. Pogubiłem się w tym wszystkim. Zaczął się mnie bać, a doskonale wiesz, że lubiłem się z nim bawić. - kiwnęłam głową na samo wspomnienie. - To dobijało mnie jeszcze bardziej. Zacząłem widzieć Miriam, piłem co raz więcej ... wiedziałem, że gdy znajdziesz pracę to się ode mnie wyprowadzisz. I że znów zostanę sam! Zacząłem Cię szantażować, zastraszać ... - ukrył twarz w dłoniach. - A gdy powiedział że ma tatusia, nie wytrzymałem. Dlaczego nie zadzwoniłaś po policję?!
- Bo jesteś moim ... - przerwałam.
- Nie zasłużyłem na to, aby być Twoim bratem.
- Dani, zgódź się na leczenie. - chwyciłam go niepewnie za dłoń. - Zrób to dla Theo, jeśli na prawdę Ci na nim zależy. Wiesz co powiedział parę dni temu przed snem? Że w jego serduszku jestem ja, tatuś, babcia, Nana, Real Madryt i wujek Dani. On Cię nadal kocha.
- Mario nie pozwoli mi się do niego zbliżyć.
- Więc pokaż mu, że jesteś w stanie się zmienić. - poprosiłam. - Pomożemy Ci ze wszystkim. Wcale nie jesteś sam. Masz mnie, Theo i Rosę. I swoich fanów, którzy czekają na nowy album ...
- Wujek! - przerwał mi radosny okrzyk Theo. Chłopiec wbiegł do salonu w brudnych od piasku butach i wskoczył Daniemu na kolana. Zakryłam usta, czując wzruszenie ściskające mnie za serce. Dani objął go mocno ze łzami w oczach, wdychając dziecięcy zapach. - Jus wyzdlowiałeś?
- Słucham?
- Tatuś powiedział, ze jesteś baldzo choly. Ze baldzo, baldzo bolała Cię główka, dlatego ksycałeś. - dotknął ostrożnie jego głowy. - Jus nie boli?
- Miał rację. - uśmiechnął się do niego. - Dlatego muszę na jakiś czas pojechać do szpitala, bo ból jeszcze nie minął. Pan doktor musi mi dać specjalne lekarstwo, ale obiecuję że wszystko będzie dobrze. Już nie będę krzyczał, nigdy.
- To dobze. Nalysuje Ci oblazek i odwiedze. Plawda mamusiu? - spojrzał na mnie, na co kiwnęłam głową na znak zgody. - Wujku, powiedzieć Ci coś? Tatuś mówił, ze nie wolno uzywać słowa ciota. Bo tak mówią tylko niegzecni ludzie. - pogroził mu.
- Nigdy nie byłeś ciotą smyku. - poczochrał go po włosach. - To ja nim zawsze byłem. Ty jesteś małym spryciarzem z dobrym sercem jak mamusia i ciocia Miriam. Nigdy więcej nie użyjemy tego słowa, zgoda?
- Zgoda!
- Mam coś dla Ciebie. - posadził go wygodnie na swoim kolanie i wyciągnął telefon. - Pamiętasz jak kiedyś pomagałeś mi napisać piosenkę? - Theo pokiwał energicznie głową, a ja uniosłam zaskoczona brwi. - Skończyłem ją ...
Dla mojego siostrzeńca Theo.
Przypomnij sobie swoje popołudnia na dworze,
naklejki i komiksy,
seriale zrobione dla Ciebie,
tego jeża, który był różowy.
Ty chciałeś grać czerwonym pionkiem
i mieć wszystko.
Przypomnij sobie, były tylko dwa kanały
i jakieś głąby decydowały
czy oglądałeś czy nie.
Film, który miał tysiąc efektów specjalnych
występował jakiś Dar Vader
i przybywali z gwiezdnej planety.
Tak wspaniale Ci się wydawało bycie dorosłym
że naśladowałeś swoich idoli w salonie.
Chciałeś być strzelcem goli,
być księżniczką, do której nie przyjechał książę.
Zapamiętaj dobrze Twoje budowane szałasy,
chciałeś być szpiegiem,
a Twoja matka mówiła ci: to nie dobrze,
abyś tyle fantazjował
i abyś żył w zaczarowanym świecie.
Przypomnij sobie dziś ten rower
który zawsze chciałeś,
a wydawało się, ze nigdy go nie zdobędziesz.
Aby latać
zdobywając tamten księżyc,
i oddając majątek
będąc członkiem Drużyny A.
Tak wspaniale Ci się wydawało bycie dorosłym
że naśladowałeś swoich idoli w salonie.
Chciałeś być strzelcem goli,
być księżniczką, do której nie przyjechał książę.
- Psecies powiedziałeś, ze jestem głuptasek bo ten jez wcale nie jest lózowy! - zachichotał Theo.
- Oj tam. W końcu to nasza piosenka. O Twoich i moich ulubionych zabawach. - przypomniał mu. Moja twarz zalała się łzami już podczas słuchania tego utworu, lecz teraz nie miałam nawet siły, aby ocierać mokre strużki.
Nie rozumiałam jednego. Dlaczego doprowadziliśmy do tego wszystkiego. Dlaczego nie byłam stanowcza i mu nie pomogłam!
- Zrobię to. Dla Theo. - usłyszałam szept Daniego. - Obiecuję.
***
Miałam tysiące wersji TEJ rozmowy Daniego z Ainhoą, ale chyba wyszło mi lepiej niż się spodziewałam ^^ Z czego jestem bardzo zadowolona w końcu to bardzo ważny wątek. Ta piosenka (jedna z moich ulubionych zespołu Daniego Martina) od razu skojarzyła mi się z Theo. Wykorzystując ją, chciałam podkreślić że chłopiec jest mimo wszystko bardzo ważny dla swojego "wujka" :)
- Kogo widzisz? - szepnęłam z napięciem.
- Miriam. Widzę Miriam!
- Dani ...
- Oszalałem Ainhoa. Widzę duchy!
- Potrzebujesz po prostu pomocy. Alkohol nie jest odpowiednim lekarstwem na rozpacz, a Ty się w nim zatraciłeś. To są tylko Twoje halucynacje. - dotknęłam ostrożnie jego spiętego ramienia. - Miriam nigdy by Ci tego nie zrobiła. Za bardzo Cię kochała.
- A ja ją zawiodłem.
- Więc zrób to dla niej. - poprosiłam. - A może właśnie tego ona chce? Żebyś zaczął się leczyć? - Dani spojrzał na mnie niepewnie. Pierwszy raz dostrzegłam w jego oczach zagubienie. - Wejdź do środka. - poprosiłam. Zrobił to, aczkolwiek niepewnie. Usiadł na kanapie spoglądając na zdjęcia stojące na komodzie, a następnie na rozsypane w kącie klocki. Na koniec jego wzrok padł na bawiącego się w piaskownicy Theo. - Proszę. - podałam mu szklankę wody.
- Jesteście szczęśliwi, prawda?
- Tak.
- On Cię kocha. Inaczej nie pozwoliłbym Ci zrobić sobie złudnych nadziei. - przyznał. Zmarszczyłam czoło, patrząc na niego niepewnie. - Pewnie będzie wściekły gdy się dowie, że tu byłem. I wcale nie będę mu się dziwił.
- Zrozumie.
- Nie, nie zrozumie. - spojrzał w moje oczy. - Już zawsze będę dla niego zagrożeniem. Ale nie mam mu tego za złe. Posłuchaj ... chciałbym, abyś wysłuchała tego, co mam Ci do powiedzenia. - odłożył szklankę z nietkniętą wodą na stolik. - Powinienem zrobić to już dawno temu, ale dopiero gdy dostałem od niego w pysk, zrozumiałem że upadłem na samo dno.
- Dani ...
- Nie jesteś moją siostrą. - wyznał, jednak nie dostrzegając na mojej twarzy cienia zdziwienia, uśmiechnął się smutno pod nosem. - Czyli Ci powiedziała. Wiedziałem o tym od samego początku. Miriam też wiedziała. Miałaś rację, nasza rodzina wcale nie była tak idealna, jak ją przedstawiałem. W małżeństwie moich rodziców od zawsze były spory, jednak majątek trzymał ich przy sobie. Twoja matka nie była jedyną kochanką mojego ojca. Natomiast była jedyną, która zachwiała jego pewność siebie. Wiedział, że gdy moja matka dowie się o ciąży, będzie miała dowód na to, aby rozwieść się z jego winy i wszystko przejąć.
- Jak dowiedział się prawdy?
- Nastąpił kryzys w ich firmie. Pieniądze na konto Twojej matki nie wpływały na czas. Zaczęła się denerwować i go szantażować. W ten sposób dowiedziałem się o Tobie. Wysłała mu Twoje zdjęcia, które przypadkowo wpadły w moje ręce. Z napisem "następnym razem dotrą do Twojej żony". Byłem wściekły ... na niego, na nią, na Ciebie ... pokazałem mu to. Patrząc prosto w moje oczy powiedział, że to naciągaczka i nic nie zniszczy naszej rodziny. Powiedział, że zrobi testy DNA żeby mnie uspokoić. I zrobił. Okazało się, że nie jesteś jego dzieckiem. Ale Twoja matka była szybsza. I gdy wrócił szczęśliwy do domu, zastał ją przed naszymi drzwiami. Z Tobą.
- Zrobił testy DNA? - zdziwiłam się. - Nie pamiętam tego.
- Spotykałyście się z nim od czasu do czasu, prawda? - zapytał. Kiwnęłam potwierdzająco głową. Doskonale pamiętałam spotkania z mężczyzną, którego moja matka nazywała "tatusiem". Przynosił prezenty, ale był wobec mnie bardzo oschły. - Musiał w jakiś sposób zdobyć Twój włos.
- Ale rozwiedli się. - zauważyłam.
- Nie byłaś jego dzieckiem, ale Twoja matka była doskonałym świadkiem. Zeznała, że miała romans z moim ojcem i że obiecywał jej złote góry. Zresztą, miała wyciągi z banku. W tamtym momencie iluzja szczęśliwej rodziny poszła na dno. Matka wyjechała do Stanów i wyszła powtórnie za mąż, a ojciec otworzył firmę na Kanarach. Zostaliśmy z Miriam sami.
- Żadne z nich się z Tobą nie kontaktuje? Zawsze bałam się o to zapytać. - zauważyłam. Mieszkałam u Daniego przez trzy lata. Nigdy nie wspominał o rodzicach i nigdy do nich nie dzwonił. A o odwiedzinach nie było nawet mowy.
- Matce nigdy nie podobało się to, że mam zespół Rockowy. Zawsze powtarzała, że wyglądam jak bandyta. - zaśmiał się pod nosem. - Nawet gdy dostawałem nagrodę za nagrodą, nie usłyszałem od niej dobrego słowa. A ojciec? Powiedziałem mu, że nie chcę go znać. Ostatni raz wszyscy widzieliśmy się podczas pogrzebu Miriam. Wtedy właśnie straciłem jedyną osobę, której na mnie zależało.
- Skoro wiedzieliście, że nie jestem waszą siostrą, to dlaczego Miriam mnie odnalazła? Dlaczego wpuściłeś mnie z Theo do własnego domu?
- Miriam miała dobre serce. Przypadkowo dowiedziała się, że po tej całej sytuacji matka oddała Cię do Domu Dziecka. Była wzburzona! Uważała, że to wina naszej rodziny. I po części miała rację. Cała nasza trójka zapłaciła za głupotę rodziców. - przetarł dłońmi zmęczoną twarz. - Powiedziałem, żeby robiła co chce. Chciała Ci pomóc. A potem ...
- Potem ją straciliśmy. - szepnęłam.
- To ja powinienem zginąć. - wyznał. - Miałem ją wtedy podwieźć, ale nie mogłem wyrwać się ze studia! Nigdy sobie tego nie wybaczę. Poradziłybyście sobie o wiele lepiej we dwie.
- To dlatego zacząłeś pić?
- Nie radziłem sobie z tym wszystkim. - przyznał szczerze. - Zostałem nagle sam, a zawsze panicznie się tego bałem. Ale była Miriam, która zawsze powtarzała, że mamy siebie. Gdy zjawiłaś się pod moim domem z Theo ... najpierw chciałem Cię wyrzucić. W końcu nic nas nie łączyło.
- Wykrzyczałeś mi w twarz, że Twoja siostra nie żyje, dając mi do zrozumienia, że ja nią nie jestem. Wiedziałeś o tym, więc dlaczego wówczas nie powiedziałeś mi prawdy?
- Bo Theo na mnie spojrzał.
- Słucham?
- Spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem, z powodu którego odpuszczałem mu wszystko. Klocki na dywanie, w które za każdym razem właziłem czy chociażby oglądanie Realu Madryt po kryjomu. - westchnął, a ja uniosłam zaskoczona brwi. - Aż takim idiotą nie jestem. Doskonale wiedziałem co się dzieje pod moim nosem.
- Ale ... strofowałeś go. Zawstydzałeś ...
- Bo nie chciałem, żeby wyrósł z niego taki mięczak jak ja. Uzależniony od drugiej osoby! Nie chciałem, aby w przyszłości ktoś go skrzywdził tak jak mnie i Ciebie. Pogubiłem się w tym wszystkim. Zaczął się mnie bać, a doskonale wiesz, że lubiłem się z nim bawić. - kiwnęłam głową na samo wspomnienie. - To dobijało mnie jeszcze bardziej. Zacząłem widzieć Miriam, piłem co raz więcej ... wiedziałem, że gdy znajdziesz pracę to się ode mnie wyprowadzisz. I że znów zostanę sam! Zacząłem Cię szantażować, zastraszać ... - ukrył twarz w dłoniach. - A gdy powiedział że ma tatusia, nie wytrzymałem. Dlaczego nie zadzwoniłaś po policję?!
- Bo jesteś moim ... - przerwałam.
- Nie zasłużyłem na to, aby być Twoim bratem.
- Dani, zgódź się na leczenie. - chwyciłam go niepewnie za dłoń. - Zrób to dla Theo, jeśli na prawdę Ci na nim zależy. Wiesz co powiedział parę dni temu przed snem? Że w jego serduszku jestem ja, tatuś, babcia, Nana, Real Madryt i wujek Dani. On Cię nadal kocha.
- Mario nie pozwoli mi się do niego zbliżyć.
- Więc pokaż mu, że jesteś w stanie się zmienić. - poprosiłam. - Pomożemy Ci ze wszystkim. Wcale nie jesteś sam. Masz mnie, Theo i Rosę. I swoich fanów, którzy czekają na nowy album ...
- Wujek! - przerwał mi radosny okrzyk Theo. Chłopiec wbiegł do salonu w brudnych od piasku butach i wskoczył Daniemu na kolana. Zakryłam usta, czując wzruszenie ściskające mnie za serce. Dani objął go mocno ze łzami w oczach, wdychając dziecięcy zapach. - Jus wyzdlowiałeś?
- Słucham?
- Tatuś powiedział, ze jesteś baldzo choly. Ze baldzo, baldzo bolała Cię główka, dlatego ksycałeś. - dotknął ostrożnie jego głowy. - Jus nie boli?
- Miał rację. - uśmiechnął się do niego. - Dlatego muszę na jakiś czas pojechać do szpitala, bo ból jeszcze nie minął. Pan doktor musi mi dać specjalne lekarstwo, ale obiecuję że wszystko będzie dobrze. Już nie będę krzyczał, nigdy.
- To dobze. Nalysuje Ci oblazek i odwiedze. Plawda mamusiu? - spojrzał na mnie, na co kiwnęłam głową na znak zgody. - Wujku, powiedzieć Ci coś? Tatuś mówił, ze nie wolno uzywać słowa ciota. Bo tak mówią tylko niegzecni ludzie. - pogroził mu.
- Nigdy nie byłeś ciotą smyku. - poczochrał go po włosach. - To ja nim zawsze byłem. Ty jesteś małym spryciarzem z dobrym sercem jak mamusia i ciocia Miriam. Nigdy więcej nie użyjemy tego słowa, zgoda?
- Zgoda!
- Mam coś dla Ciebie. - posadził go wygodnie na swoim kolanie i wyciągnął telefon. - Pamiętasz jak kiedyś pomagałeś mi napisać piosenkę? - Theo pokiwał energicznie głową, a ja uniosłam zaskoczona brwi. - Skończyłem ją ...
Dla mojego siostrzeńca Theo.
Przypomnij sobie swoje popołudnia na dworze,
naklejki i komiksy,
seriale zrobione dla Ciebie,
tego jeża, który był różowy.
Ty chciałeś grać czerwonym pionkiem
i mieć wszystko.
Przypomnij sobie, były tylko dwa kanały
i jakieś głąby decydowały
czy oglądałeś czy nie.
Film, który miał tysiąc efektów specjalnych
występował jakiś Dar Vader
i przybywali z gwiezdnej planety.
Tak wspaniale Ci się wydawało bycie dorosłym
że naśladowałeś swoich idoli w salonie.
Chciałeś być strzelcem goli,
być księżniczką, do której nie przyjechał książę.
Zapamiętaj dobrze Twoje budowane szałasy,
chciałeś być szpiegiem,
a Twoja matka mówiła ci: to nie dobrze,
abyś tyle fantazjował
i abyś żył w zaczarowanym świecie.
Przypomnij sobie dziś ten rower
który zawsze chciałeś,
a wydawało się, ze nigdy go nie zdobędziesz.
Aby latać
zdobywając tamten księżyc,
i oddając majątek
będąc członkiem Drużyny A.
Tak wspaniale Ci się wydawało bycie dorosłym
że naśladowałeś swoich idoli w salonie.
Chciałeś być strzelcem goli,
być księżniczką, do której nie przyjechał książę.
- Psecies powiedziałeś, ze jestem głuptasek bo ten jez wcale nie jest lózowy! - zachichotał Theo.
- Oj tam. W końcu to nasza piosenka. O Twoich i moich ulubionych zabawach. - przypomniał mu. Moja twarz zalała się łzami już podczas słuchania tego utworu, lecz teraz nie miałam nawet siły, aby ocierać mokre strużki.
Nie rozumiałam jednego. Dlaczego doprowadziliśmy do tego wszystkiego. Dlaczego nie byłam stanowcza i mu nie pomogłam!
- Zrobię to. Dla Theo. - usłyszałam szept Daniego. - Obiecuję.
***
Miałam tysiące wersji TEJ rozmowy Daniego z Ainhoą, ale chyba wyszło mi lepiej niż się spodziewałam ^^ Z czego jestem bardzo zadowolona w końcu to bardzo ważny wątek. Ta piosenka (jedna z moich ulubionych zespołu Daniego Martina) od razu skojarzyła mi się z Theo. Wykorzystując ją, chciałam podkreślić że chłopiec jest mimo wszystko bardzo ważny dla swojego "wujka" :)
Wyszło idealnie! Popłakałam się i jestem w emocjonalnej rozsypce ;p
OdpowiedzUsuńCieszę się, że (tak jak kiedyś przewidywałam) Dani zmądrzał i mam nadzieję, że wszystko się ułoży :D
Na szczęście ostatnie spotkanie Ainhoi z matką, przesadnie na nią nie wpłynęło. Bałam się, że może będzie się zadręczać jej niesprawiedliwymi oskarżeniami czy prawdą jaka wyszła na jaw. Dobrze, że nic takiego jednak nie ma miejsca i dziewczyna wciąż wprost promieniuje szczęściem, a jej wspólne życie z Mario i Theo jest takie o jakim od dawna marzyła. Przepełnione radością i optymizmem oraz planami na wspólną przyszłość.
OdpowiedzUsuńOgromnie zaskoczyły mnie te niespodziewane odwiedziny Daniego, a zwłaszcza jego próba zmiany za lepsze. Nareszcie zrozumiał, że nie może tak dłużej żyć.
Po raz pierwszy przyznał się do błędów i tego, że sobie nie radzi i potrzebuje pomocy. To ogromny krok na drodze do przemiany i odkupienia swoich win i krzywd wyrządzonych innym.
Dani tak naprawdę nie jest złym człowiekiem. Wyłącznie samotnym i pogubionym. Marzył o pełnej i szczęśliwej rodzinie, a przez wybory jego rodziców z dnia na dzień musiał odnaleźć się w innej rzeczywistości, zostając tylko z siostrą, którą stracił w tak okrutny sposób. Nic dziwnego, że nie potrafił poradzić sobie ze stratą ukochanej siostry.
Jednak mimo tego całego żalu i goryczy postanowił przygarnąć Ainhoę i Theo. Choć już wtedy świetnie zdawał sobie sprawę, że nie są ze sobą spokrewnieni. Nie zostawił ich na pastwę losu...Szkoda tylko, że przez następne lata zgotował im tak przykry los. Wciąż jednak nie jest za późno na naprawę tego wszystkiego. Ainhoa ma rację, jeśli Daniemu naprawdę zależy na Theo, a widać że zależy, to powinien o siebie zawalczyć. Nie ma nic do stracenia, a może wyłącznie zyskać prawdziwą rodzinę i wsparcie osób, którym naprawdę na nim zależy. Dlatego trzymam za niego kciuki. Z nadzieją, że da się tutaj poznać od zdecydowanie lepszej strony. 😊
Okej, tym razem będę totalnie szczera. Popłakałam się. Serio. Rozdział przeczytałam już wczoraj, zaczęłam w trakcie przerwy, w toalecie.
OdpowiedzUsuńI przesiedziałam w niej całe piętnaście minut, bo nie chciałam zapłakana wyjść do ludzi. Nie wiem, czy tylko mnie tak ten rozdział wzruszył, ale naprawdę był genialny, po prostu doskonały.
Przyznam, że spodziewałam się, że kolejna rozmowa z Danym będzie przebiegała zupełnie inaczej. W końcu dotychczas był totalnym dupkiem i idiotą, dlaczego nagle miałby się zmienić? W imię czego.
Teraz już wiem, dlaczego był taki, a nie inny. Oczywiście nic nie usprawiedliwia podniesienia ręki na Ainhoę, ale już sam fakt, że Dani strasznie żałuje swojego zachowania dobrze o nim świadczy.
Bo, co tu dużo mówić, los nie był dla niego łaskawy. Jego ojciec okazał się być kobieciarzem, matka tylko szukała pretekstu do rozwodu. Nic dziwnego, że jedyną bliską osobą była dla niego Miriam. A gdy ona odeszła totalnie się załamał.
Ale to, że tamtego dnia pomógł Ainhoi wiele znaczy. Bo pokazuje, że Dani ma ludzkie uczucia, że potrafi kochać, że w głębi serca jest dobry. Zresztą Theo by go tak nie uwielbiał, gdyby nie był dobrym człowiekiem. Dzieci czują takie rzeczy.
Podziwiam Ainhoę, że tak po prostu wysłuchała "przyszywanego" brata. Bo przecież po tym wszystkim, co zrobił miała prawo po prostu nie chcieć go widzieć. Ale rodzina to przecież nie tylko krew – to przede wszystkim wsparcie w ciężkich sytuacjach. A pomimo braku genetycznego pokrewieństwa, Ainhoa i Dani w jakiś sposób są rodziną.
Trzymam kciuki za Daniego, by udało mu się wyzdrowieć, by nauczył się żyć z przeszłością i by znów mógł być najwspanialszym wujkiem dla Theo. Mały potrzebuje jak najwięcej kochających osób, podobnie jak Dani. Im więcej ludzi się o nas troszczy, tym lepiej radzimy sobie z problemami.
Teraz czekam już chyba tylko na to, by dowiedzieć się, kto jest biologicznym ojcem Ainhoy.
Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Mario i Ainhoa wykorzystują każdą wolną chwilę, by się do siebie zbliżyć hihi ^^ I to się ceni! :D Czas mają opracowany haha :D Chociaż było blisko, to jednak sobie poradzili i uniknęli odpowiedzi na pytanie Theo, cóż to takiego robili, podczas gdy on musiał skorzystać z łazianki haha :) Ale jak Ainhoa mogła się oprzeć swojemu podrabianemu Zorro? No nie mogła ^^ :D
OdpowiedzUsuńOch! Nie spodziewałam się, że Dani zdecyduje się na tak poważny krok! Przemógł się i odwiedził Ainhoę w domu Mario, co na pewno łatwe dla niego nie było. Jednak zdecydował się z nią szczerze porozmawiać i wyznać wszystko, co tłumił w sobie przez te wszystkie lata. Był szczery we wszystkim, co mówił i tym zaimponował mi najbardziej. Pomimo upływu lat wciąż obwinia się o śmierć ukochanej siostry i z tego powodu zaczął pić. A alkohol nie jest żadnym rozwiązaniem... Ainhoa ma rację. Dani potrzebuje leczenia, bo sam niestety tego nie udźwignie. A skoro pragnie się zmienić to to jest najlepsza droga, co do tego :) Zaskoczyło mnie również to, że Dani wiedział o wszystkim od samego początku, o tym, że Ainhoa nie jest jego siostrą. Wiedząc to i tak jej pomógł oferując jej i Theo schronienie w swoim domu, ale jak słusznie zauważył oni wszyscy zostali skrzywdzeni przez błędy rodziców. A wiadomo, że każdy takie rzeczy odreagowuje inaczej... Dani pragnie się zmienić i mam ogromną nadzieję, że podejmie się leczenia. W końcu ma dla kogo! Ainhoa ma złote serce i czuję, że już przebaczyła mu wszystkie okropności oraz to, że podniósł na nią rękę. Dani cholernie tego żałuje i widać po nim tę skruchę. Jest jeszcze Theo, który bardzo ucieszył się z odwiedzin wujka <3 Takie to kochane było, że aż się wzruszyłam! W ogóle cała rozmowa Daniego i Ainhoy sprawiła, że co chwilę pociągałam nosem! :D Ładnie to tak haha?
Trzymam kciuki za Daniego, by udało mu się wyzdrowieć, w końcu ma dla kogo, mimo że Ainhoa i Theo nie są jego biologiczną rodziną. Ale więzy krwi to przecież nie wszystko.
Moment z piosenką totalnie mnie rozczulił <3 Dani jest dobrym człowiekiem, potrzebuje tylko wokół siebie odpowiednich ludzi, którzy będą mu o tym przypominać. Na razie niech poradzi sobie ze swoim problemem, a później mam nadzieję, że pójdzie już z górki :) Chociaż pozostaje nam jeszcze Mario, a coś czuję, że z nim tak łatwo nie pójdzie, ale, ale... :D Poczekamy, zobaczymy ^^ Najważniejsze jest to, żeby Dani wyzdrowiał, a że obiecał, że zrobi to dla Theo, to już nie ma wyjścia :)
I w ogóle to dziękuję Ci bardzo, teraz sobie znalazłam nową piosenkę do molestowania :D (Coś trzeba, kiedy Kepy nie ma hahaha :D)
<33