Obudziły mnie promienie majowego słońca. Uchyliłam swoje powieki, czując rozpierającą mnie energię. Uśmiechnęłam się pod nosem na samo wspomnienie minionej nocy. Odwróciłam głowę na drugi kraniec łóżka, który ku mojemu rozczarowaniu, oraz rosnącej panice, był pusty. Usiadłam gwałtownie, zakrywając swoje piersi pościelą.
- Mario? - wydukałam, lecz odpowiedziała mi głucha cisza. Rozejrzałam się nerwowo po pokoju, szukając śladów obecności Hermoso. Wyskoczyłam z łóżka, zakładając na siebie hotelowy szlafrok. Swoje szybkie kroki skierowałam do łazienki. - Mario? - zapukałam do drzwi, a następnie nacisnęłam klamkę. Pusto. Poczułam, że moja twarz blednieje. W tym samym momencie drzwi do pokoju szeroko się otworzyły.
- Ainhoa. - jęknął Mario na mój widok. - Następnym razem dam Ci tabletkę na spanie! - pogroził mi, po czym pchnął stolik na kółkach w głąb pokoju. - Czemu tak zbladłaś? - zamknął za sobą drzwi. Bez słowa wtuliłam się w jego tors. - Ej, co się dzieje? - pogładził moje plecy.
- Nie rób tego nigdy więcej. - mruknęłam. - Nie znikaj.
- Ale ... oh, to o to chodzi. - podrapał się nerwowo po głowie. - Przepraszam, chciałem odebrać śniadanie dla nas. Lokaj przywiózł je pod drzwi, nie chciałem aby Cię obudził. To miała być niespodzianka. - chwycił mnie na ręce. Oplotłam jego szyję rękoma i mocno się przytuliłam.
- Spanikowałam. - szepnęłam zażenowana.
- Nigdzie nie znikam. - pocałował mnie w nosek, poprawiając humor. Postawił mnie obok łóżka, na którym usiadłam. Obserwowałam uważnie, jak skanuje swoim wzrokiem zamówione śniadanie. - Na co ma pani ochotę? - puścił mi oczko. - Ja też jestem na liście.
- Zabawne. - parsknęłam. Po chwili zajadałam się świeżym pieczywem i dżemem truskawkowym. Mario co chwilę skradał mi pocałunki bądź obsługiwał niczym prawdziwy dżentelmen. Myśl o takich chwilach była zazwyczaj po za strefą moich marzeń. A teraz? Miałam ochotę szczypać się w rękę, aby sprawdzić realizm tej sytuacji. - Twoja mama się odzywała? Theo nie marudził?
- Wszystko jest w porządku. - zapewnił. - Wczoraj przeprowadziłem z nim poważną rozmowę. Powiedziałem, że zabieram mamusię na randkę i wrócimy rano. Uwielbia moją matkę i jej naleśniki, więc był obojętny na naszą nocną nieobecność. - wzruszył ramionami.
- Nie lubię zostawiać go na dłużej. - przyznałam. - Tym bardziej, że jest do mnie przywiązany. Dani mówił że go rozpieszczam, ale przecież ... to mój synek. - westchnęłam ciężko. - Zawsze bałam się go spuścić z oczu. Teraz oczywiście jest inaczej, ufam Twojej mamie, jednak to uczucie nie chce zniknąć.
- Theo nie jest rozpieszczony. - pogładził mnie po policzku. - Po za tym, to tylko małe dziecko. Potrzebuje matczynej miłości. Ja mam dwadzieścia lat więcej, a moja matka nadal panikuje. - wywrócił oczami, na co zachichotałam. - Nie śmiej się. Jesteś i będziesz taka sama.
- Czyli Ty będziesz wyluzowanym tatusiem?
- O ile nie będzie miał takich głupich pomysłów jak ja w dzieciństwie. - wyszczerzył swoje zęby w cwaniackim uśmiechu. Po chwili jednak zmarkotniał i w skupieniu popijał swoją kawę. - Szczerze mówiąc, nie wiem jakim ojcem powinienem być. Nigdy nie miałem wzorca.
- To jest nas dwoje. - chwyciłam go za dłoń i delikatnie uścisnęłam. - Theo Cię uwielbia. Skoro on twierdzi, że jesteś najlepszym tatusiem na świecie, to tak jest. W końcu jego zdanie jest najważniejsze. - posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił. - Nigdy nie mówiłeś o swoim ojcu. - przyznałam.
- Bo nie ma o czym. - westchnął ciężko. - Odszedł, gdy miałem parę miesięcy. Moja matka była w podobnej sytuacji co Ty. Dlatego zaakceptowała Cię bez problemu, mimo Twoich irracjonalnych obaw. - pacnął mnie w nosek. - Po za tym, dzięki Tobie stałem się odpowiedzialny i zacząłem poważnie myśleć o życiu.
- Dzięki Theo. - poprawiłam go.
- Mylisz się. Szukałem Cię w każdej mijanej dziewczynie. Nawet gdyby go nie było, chociaż teraz nie wyobrażam sobie życia bez naszego małego łobuza, to w końcu bym Cię odnalazł. - pogładził z czułością mój policzek. - Wmawiałem sobie, że to była tylko niesamowicie udana noc, ale dzisiaj rano uświadomiłem sobie jedną rzecz. Jest różnica pomiędzy uprawianiem seksu, a uprawianiem miłości.
- Mario ...
- Kocham Cię Ainhoa. - wyszeptał, ocierając łzę spływającą po moim policzku. - Dzięki Theo zrozumiałem co to znaczy miłość od pierwszego wejrzenia, ale to było znajome uczucie. Poczułem to samo gdy zobaczyłem jego mamusię tańczącą na środku salonu w Sylwestrową Noc. Przepraszam Cię że jestem takim tchórzem i próbowałem to zagłuszyć. Przepraszam, że mnie przy was nie było. Przy Tobie, gdy mnie najbardziej potrzebowałaś.
- Ale już jesteś. - pociągnęłam wzruszona nosem.
- Zawsze będę. W końcu jesteśmy rodziną. - przytulił mnie mocno do siebie. - Damy Theo to, o czym sami marzyliśmy. Obydwoje rodziców, którzy bardzo się kochają. I może kiedyś podarują mu brata albo siostrę. - wymruczał w moją szyję.
- Słucham?
- Lepiej nam wychodzi nie planować nic. - uśmiechnął się. Ja jednak patrzyłam na niego zdezorientowana. Nigdy nie myślałam o posiadaniu kolejnych dzieci. Do tej pory całym moim światem był Theo i to on był moim życiowym priorytetem. - Zrozumiem jeśli odmówisz.
- Możemy do tego wrócić za parę lat?
- Oczywiście. - ucałował moje usta. - A teraz zbieraj swój zgrabniutki tyłeczek, bo musimy wracać do naszego bystrego chłopca.
Pół godziny później opuściliśmy pokój trzymając się za ręce. Co drugi krok Mario nachylał się nade mną i składał pocałunki na mojej twarzy. W końcu trzepnęłam go żartobliwie w ramię gdy nadgryzł delikatnie moje ucho. Parę kroków za nami szła starsza para, która mogła zauważyć nasze dziecinne zachowanie. Na całe szczęście byli zajęci sobą.
Weszliśmy do windy, która miała nas zawieźć na parter. Mario cierpliwie zaczekał z naciśnięciem guzika, gdyż para przyspieszyła kroku, chcąc do nas dołączyć. A gdy to zrobili ... z wrażenia zrobiłam krok w tył, wpadając na klatę Mario. Przytrzymał mnie ostrożnie, wpatrując się w moją zszokowaną twarz.
- Ainhoa? W porządku? - szepnął.
- Tak. - mruknęłam odwracając wzrok od pary. Nie chciałam, aby kobieta mnie zauważyła. Nie chciałam, aby mnie rozpoznała. Kokieteryjnym spojrzeniem obłapiała towarzyszącego jej mężczyznę, który na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby miał na koncie grube miliony.
Energicznym krokiem wyszłam z windy. W obronnym geście objęłam się ramionami, czując narastające we mnie zagubienie. Podświadomie wiedziałam, że kiedyś ją spotkam. Sądziłam jednak, że zmieni coś w swoim życiu, a jednak nadal była tą samą manipulantką i egoistką.
- Ainhoa! - Mario chwycił mnie za łokieć, zmuszając do zatrzymania się. - Co się stało? Dokąd tak pędzisz? - spytał zaniepokojony. Bez słowa wtuliłam się w jego ramiona, przymykając powieki. - Ureguluję rachunek i wracamy do domu. Wszystko mi powiesz po drodze, dobrze? - wyszeptał gładząc z czułością moje plecy.
- To była moja matka.
*
Ainhoa nie odezwała się do mnie przez całą drogę. Nieobecnym wzrokiem wpatrzona była w szybę taksówki. Spotkanie matki, która porzuciła ją w Domu Dziecka, musiało być dla niej nie małym szokiem. Splotłem nasze palce ze sobą, dając jej poczucie wsparcia. Czekałem cierpliwie, aż się przede mną otworzy.
- Gdzie byliście? - oburzony głos Theo przywitał nas w holu. Z rozbawieniem spojrzałem na trzylatka, który trzymał rączki na bioderkach i wpatrywał się w nas surowo. - Dlacego nie mogłem iść z wami na landkę?
- Synku, na randkę chodzi chłopak z dziewczyną.
- Całą noc? - jęknął.
- Za piętnaście lat Ci to wypomnę. - pogroziłem mu na żarty. Kąciki ust Ainhoy lekko się uniosły. Theo wtulił się w jej ramiona, domagając się matczynej czułości.
- Babcia babcią, ale mamusia to jednak mamusia. - zaśmiała się moja rodzicielka stając w progu. - Stęsknił się z wami. Ale zdążyliście idealnie na obiad! - zawołała już z kuchni. Theo pobiegł za nią posłusznie, a my z Ainhoą udaliśmy się na górę, aby zmienić swoje ubrania.
Kwadrans później siedzieliśmy wszyscy przy stole, zajadając się Gazpacho mojej matki. Cały czas czułem na sobie jej uważny i pełen aluzji wzrok. Nie podobała jej się niewyraźna mina Ainhoy, która smętnie mieszała łyżką w talerzu. Nie chciałem poruszać tego tematu przy Theo, ale irytował mnie fakt, że w niemy sposób oskarżyła mnie o popsuty humor dziewczyny.
- Mamusiu mogę obejzeć Twoje plezenty?
- Raczej nie znajdziesz tam zabawek. - zauważyła.
- A słodyce? - jego oczka zalśniły, a nasza trójka parsknęła śmiechem. - Na ulodziny dostaje się słodyce. - oburzył się. - A dzisiaj jest sobota.
- I co w związku z tym? - zapytałem.
- Weekend. - westchnęła Ainhoa, na co posłałem jej zdezorientowane spojrzenie. Rozbawiona uniosła brwi ku górze. Pacnąłem się w czoło, a Theo wyszczerzył szeroko swoje ząbki. - To, że jest weekend i że możesz jeść słodycze, nie oznacza że wpakujesz w siebie całą czekoladę. - zastrzegła.
- Pół cekolady i kindel jajo?
- Czy Ty się ze mną targujesz młody człowieku?
- Cały Mario. - zachichotała moja matka.
- Dlaczego Mario? - jęknąłem. - Co złego to ja!
- Po prostu mam Déjà vu. - posłała mi uśmiech, po czym wraz z Ainhoą pozbierały talerze i zaniosły do kuchni. Westchnąłem ciężko, opierając się na krześle. Błyskawicznie Theo wdrapał się na moje kolana i spojrzał na mnie uważnie.
- Co to znacy?
- Co takiego? - poprawiłem mu koszulkę.
- Deza wu.
- Niech Ci to wytłumaczy Twoja mądra babunia. - mruknąłem, po czym połaskotałem go po brzuszku. Zaśmiał się głośno i sam próbował wywołać u mnie łaskotki. - Tatusia atakujesz? - chwyciłem go na ręce, aby po chwili mógł wisieć głową w dół. Śmiejąc się przy tym wniebogłosy. - Oddajesz mi pół swoich słodkich zdobyczy, albo wisisz tak do końca dnia.
- O tym właśnie mówiłam ... na litość Boską, postaw to biedne dziecko!
- Ale ja lubię! - zachichotał Theo.
- Z babcią nie zadzieramy młody. - posadziłem go na kanapie. - Co to jest? - spytałem, wskazując na skoroszyt w jej dłoniach. Matka bez słowa mi go oddała. Usiadłem obok Theo, przeglądając kartki. Na każdej stronie były dziwne rysunki, jakby projekty wnętrz. Nie znałem się zbytnio, jednak musiałem przyznać, że były one profesjonalne. I bardzo starannie naszkicowane.
- To mamusi. Ona tes lubi malować.
- Mamusi? - zmarszczyłem czoło.
- O! A tu namalowała pokoik dla mnie! - wskazał paluszkiem na jedną z kartek. - Ja jej mówiłem jak ma wyglądać. - dodał dumnie. Kiwnąłem niepewnie głową, po czym zerknąłem na matkę.
- Skąd to masz?
- Od Rosy.
- Mario, dzwoniła Leire. - w salonie pojawiła się Ainhoa ze swoim telefonem w dłoni. - Maya zachorowała, więc muszę ją jutro zastąpić ... - stanęła jak wryta na widok skoroszytu w moich dłoniach. - Skąd to masz? - wydukała.
- To Twoje szkice? - zignorowałem jej pytanie.
- To ... to bardzo stare. - odchrząknęła.
- Theo przyznał, że sam Ci podpowiedział jak ma wyglądać jego pokoik, więc wątpię aby ten skoroszyt miał kilka lat. - popukałem palcem w odpowiedni projekt. Ainhoa uciekała speszonym wzrokiem na wszystkie strony. Kompletnie nie rozumiałem jej zachowania. - Nie znam się, ale widywałem takie projekty u matki Leire. Wyglądają na bardzo profesjonalne.
- Rosa mi powiedziała o Twoim marzeniu.
- To na prawdę było dawno. - mruknęła.
- Co to za marzenie? - spytałem zdezorientowany, jednak Ainhoa nie wyglądała na zainteresowaną udzieleniem mi odpowiedzi. Spojrzałem więc na moją matkę, która miała większą wiedzę na ten temat niż ja. - O czym Rosa Ci powiedziała? Bo od tego uparciucha tego nie wyciągnę.
- Ainhoa chciała projektować, więc marzyła o studiowaniu Architektury Wnętrz. Chodziła nawet na specjalny kurs, czego skutkiem są te szkice. Kochanie, to nie jest żaden powód do zawstydzenia. - dotknęła jej ramienia. - Nie chciałabyś zrealizować swoich marzeń?
- Jest już za późno.
- Masz dwadzieścia jeden lat, od wczoraj dwadzieścia dwa! - oburzyła się moja rodzicielka. - Wszystko przed Tobą. Rozumiem dlaczego nie mogłaś udać się na studia, ale odchowałaś Theo i masz teraz najlepszą ku temu okazję, aby złożyć papiery na Uczelnię. Dziecko, przecież Ci pomogę w opiece nad nim.
- Nie wiem czy sobie poradzę. - mruknęła.
- Bzdura. - zaśmiałem się. - Gdybym to ja miał się udać na Uczelnię, to wiadome by było, że wyjdzie z tego jedna wielka katastrofa. - objąłem ją od tyłu, a moja matka wywróciła oczami. Znałem jej zdanie na temat mojej edukacji. - Jeśli to nadal Twoje marzenie, to jakoś sobie poradzimy.
- Na prawdę? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Tak. - ucałowałem jej słodkie usta. - Ale najpierw sprawdzimy czy taka z Ciebie zdolniacha. - puściłem jej oczko i podałem skoroszyt. - Pierwsze wyzwanie przed Tobą. Theo potrzebuje pokoju. TAKIEGO pokoju. - wskazałem na odpowiednią kartkę. Trzylatek pisnął z uciechy, a ona zagryzła dolną wargę. Doskonale dostrzegłem ekscytację na jej twarzy. - Chcę wprowadzić jednak kilka poprawek. Poproszę kilka piłkarskich szczegółów.
***
Przed nami powroty i odkrywanie tajemnic związanych z przeszłością Ainhoy :)
Miłego weekendu ^^
- Mario? - wydukałam, lecz odpowiedziała mi głucha cisza. Rozejrzałam się nerwowo po pokoju, szukając śladów obecności Hermoso. Wyskoczyłam z łóżka, zakładając na siebie hotelowy szlafrok. Swoje szybkie kroki skierowałam do łazienki. - Mario? - zapukałam do drzwi, a następnie nacisnęłam klamkę. Pusto. Poczułam, że moja twarz blednieje. W tym samym momencie drzwi do pokoju szeroko się otworzyły.
- Ainhoa. - jęknął Mario na mój widok. - Następnym razem dam Ci tabletkę na spanie! - pogroził mi, po czym pchnął stolik na kółkach w głąb pokoju. - Czemu tak zbladłaś? - zamknął za sobą drzwi. Bez słowa wtuliłam się w jego tors. - Ej, co się dzieje? - pogładził moje plecy.
- Nie rób tego nigdy więcej. - mruknęłam. - Nie znikaj.
- Ale ... oh, to o to chodzi. - podrapał się nerwowo po głowie. - Przepraszam, chciałem odebrać śniadanie dla nas. Lokaj przywiózł je pod drzwi, nie chciałem aby Cię obudził. To miała być niespodzianka. - chwycił mnie na ręce. Oplotłam jego szyję rękoma i mocno się przytuliłam.
- Spanikowałam. - szepnęłam zażenowana.
- Nigdzie nie znikam. - pocałował mnie w nosek, poprawiając humor. Postawił mnie obok łóżka, na którym usiadłam. Obserwowałam uważnie, jak skanuje swoim wzrokiem zamówione śniadanie. - Na co ma pani ochotę? - puścił mi oczko. - Ja też jestem na liście.
- Zabawne. - parsknęłam. Po chwili zajadałam się świeżym pieczywem i dżemem truskawkowym. Mario co chwilę skradał mi pocałunki bądź obsługiwał niczym prawdziwy dżentelmen. Myśl o takich chwilach była zazwyczaj po za strefą moich marzeń. A teraz? Miałam ochotę szczypać się w rękę, aby sprawdzić realizm tej sytuacji. - Twoja mama się odzywała? Theo nie marudził?
- Wszystko jest w porządku. - zapewnił. - Wczoraj przeprowadziłem z nim poważną rozmowę. Powiedziałem, że zabieram mamusię na randkę i wrócimy rano. Uwielbia moją matkę i jej naleśniki, więc był obojętny na naszą nocną nieobecność. - wzruszył ramionami.
- Nie lubię zostawiać go na dłużej. - przyznałam. - Tym bardziej, że jest do mnie przywiązany. Dani mówił że go rozpieszczam, ale przecież ... to mój synek. - westchnęłam ciężko. - Zawsze bałam się go spuścić z oczu. Teraz oczywiście jest inaczej, ufam Twojej mamie, jednak to uczucie nie chce zniknąć.
- Theo nie jest rozpieszczony. - pogładził mnie po policzku. - Po za tym, to tylko małe dziecko. Potrzebuje matczynej miłości. Ja mam dwadzieścia lat więcej, a moja matka nadal panikuje. - wywrócił oczami, na co zachichotałam. - Nie śmiej się. Jesteś i będziesz taka sama.
- Czyli Ty będziesz wyluzowanym tatusiem?
- O ile nie będzie miał takich głupich pomysłów jak ja w dzieciństwie. - wyszczerzył swoje zęby w cwaniackim uśmiechu. Po chwili jednak zmarkotniał i w skupieniu popijał swoją kawę. - Szczerze mówiąc, nie wiem jakim ojcem powinienem być. Nigdy nie miałem wzorca.
- To jest nas dwoje. - chwyciłam go za dłoń i delikatnie uścisnęłam. - Theo Cię uwielbia. Skoro on twierdzi, że jesteś najlepszym tatusiem na świecie, to tak jest. W końcu jego zdanie jest najważniejsze. - posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił. - Nigdy nie mówiłeś o swoim ojcu. - przyznałam.
- Bo nie ma o czym. - westchnął ciężko. - Odszedł, gdy miałem parę miesięcy. Moja matka była w podobnej sytuacji co Ty. Dlatego zaakceptowała Cię bez problemu, mimo Twoich irracjonalnych obaw. - pacnął mnie w nosek. - Po za tym, dzięki Tobie stałem się odpowiedzialny i zacząłem poważnie myśleć o życiu.
- Dzięki Theo. - poprawiłam go.
- Mylisz się. Szukałem Cię w każdej mijanej dziewczynie. Nawet gdyby go nie było, chociaż teraz nie wyobrażam sobie życia bez naszego małego łobuza, to w końcu bym Cię odnalazł. - pogładził z czułością mój policzek. - Wmawiałem sobie, że to była tylko niesamowicie udana noc, ale dzisiaj rano uświadomiłem sobie jedną rzecz. Jest różnica pomiędzy uprawianiem seksu, a uprawianiem miłości.
- Mario ...
- Kocham Cię Ainhoa. - wyszeptał, ocierając łzę spływającą po moim policzku. - Dzięki Theo zrozumiałem co to znaczy miłość od pierwszego wejrzenia, ale to było znajome uczucie. Poczułem to samo gdy zobaczyłem jego mamusię tańczącą na środku salonu w Sylwestrową Noc. Przepraszam Cię że jestem takim tchórzem i próbowałem to zagłuszyć. Przepraszam, że mnie przy was nie było. Przy Tobie, gdy mnie najbardziej potrzebowałaś.
- Ale już jesteś. - pociągnęłam wzruszona nosem.
- Zawsze będę. W końcu jesteśmy rodziną. - przytulił mnie mocno do siebie. - Damy Theo to, o czym sami marzyliśmy. Obydwoje rodziców, którzy bardzo się kochają. I może kiedyś podarują mu brata albo siostrę. - wymruczał w moją szyję.
- Słucham?
- Lepiej nam wychodzi nie planować nic. - uśmiechnął się. Ja jednak patrzyłam na niego zdezorientowana. Nigdy nie myślałam o posiadaniu kolejnych dzieci. Do tej pory całym moim światem był Theo i to on był moim życiowym priorytetem. - Zrozumiem jeśli odmówisz.
- Możemy do tego wrócić za parę lat?
- Oczywiście. - ucałował moje usta. - A teraz zbieraj swój zgrabniutki tyłeczek, bo musimy wracać do naszego bystrego chłopca.
Pół godziny później opuściliśmy pokój trzymając się za ręce. Co drugi krok Mario nachylał się nade mną i składał pocałunki na mojej twarzy. W końcu trzepnęłam go żartobliwie w ramię gdy nadgryzł delikatnie moje ucho. Parę kroków za nami szła starsza para, która mogła zauważyć nasze dziecinne zachowanie. Na całe szczęście byli zajęci sobą.
Weszliśmy do windy, która miała nas zawieźć na parter. Mario cierpliwie zaczekał z naciśnięciem guzika, gdyż para przyspieszyła kroku, chcąc do nas dołączyć. A gdy to zrobili ... z wrażenia zrobiłam krok w tył, wpadając na klatę Mario. Przytrzymał mnie ostrożnie, wpatrując się w moją zszokowaną twarz.
- Ainhoa? W porządku? - szepnął.
- Tak. - mruknęłam odwracając wzrok od pary. Nie chciałam, aby kobieta mnie zauważyła. Nie chciałam, aby mnie rozpoznała. Kokieteryjnym spojrzeniem obłapiała towarzyszącego jej mężczyznę, który na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby miał na koncie grube miliony.
Energicznym krokiem wyszłam z windy. W obronnym geście objęłam się ramionami, czując narastające we mnie zagubienie. Podświadomie wiedziałam, że kiedyś ją spotkam. Sądziłam jednak, że zmieni coś w swoim życiu, a jednak nadal była tą samą manipulantką i egoistką.
- Ainhoa! - Mario chwycił mnie za łokieć, zmuszając do zatrzymania się. - Co się stało? Dokąd tak pędzisz? - spytał zaniepokojony. Bez słowa wtuliłam się w jego ramiona, przymykając powieki. - Ureguluję rachunek i wracamy do domu. Wszystko mi powiesz po drodze, dobrze? - wyszeptał gładząc z czułością moje plecy.
- To była moja matka.
*
Ainhoa nie odezwała się do mnie przez całą drogę. Nieobecnym wzrokiem wpatrzona była w szybę taksówki. Spotkanie matki, która porzuciła ją w Domu Dziecka, musiało być dla niej nie małym szokiem. Splotłem nasze palce ze sobą, dając jej poczucie wsparcia. Czekałem cierpliwie, aż się przede mną otworzy.
- Gdzie byliście? - oburzony głos Theo przywitał nas w holu. Z rozbawieniem spojrzałem na trzylatka, który trzymał rączki na bioderkach i wpatrywał się w nas surowo. - Dlacego nie mogłem iść z wami na landkę?
- Synku, na randkę chodzi chłopak z dziewczyną.
- Całą noc? - jęknął.
- Za piętnaście lat Ci to wypomnę. - pogroziłem mu na żarty. Kąciki ust Ainhoy lekko się uniosły. Theo wtulił się w jej ramiona, domagając się matczynej czułości.
- Babcia babcią, ale mamusia to jednak mamusia. - zaśmiała się moja rodzicielka stając w progu. - Stęsknił się z wami. Ale zdążyliście idealnie na obiad! - zawołała już z kuchni. Theo pobiegł za nią posłusznie, a my z Ainhoą udaliśmy się na górę, aby zmienić swoje ubrania.
Kwadrans później siedzieliśmy wszyscy przy stole, zajadając się Gazpacho mojej matki. Cały czas czułem na sobie jej uważny i pełen aluzji wzrok. Nie podobała jej się niewyraźna mina Ainhoy, która smętnie mieszała łyżką w talerzu. Nie chciałem poruszać tego tematu przy Theo, ale irytował mnie fakt, że w niemy sposób oskarżyła mnie o popsuty humor dziewczyny.
- Mamusiu mogę obejzeć Twoje plezenty?
- Raczej nie znajdziesz tam zabawek. - zauważyła.
- A słodyce? - jego oczka zalśniły, a nasza trójka parsknęła śmiechem. - Na ulodziny dostaje się słodyce. - oburzył się. - A dzisiaj jest sobota.
- I co w związku z tym? - zapytałem.
- Weekend. - westchnęła Ainhoa, na co posłałem jej zdezorientowane spojrzenie. Rozbawiona uniosła brwi ku górze. Pacnąłem się w czoło, a Theo wyszczerzył szeroko swoje ząbki. - To, że jest weekend i że możesz jeść słodycze, nie oznacza że wpakujesz w siebie całą czekoladę. - zastrzegła.
- Pół cekolady i kindel jajo?
- Czy Ty się ze mną targujesz młody człowieku?
- Cały Mario. - zachichotała moja matka.
- Dlaczego Mario? - jęknąłem. - Co złego to ja!
- Po prostu mam Déjà vu. - posłała mi uśmiech, po czym wraz z Ainhoą pozbierały talerze i zaniosły do kuchni. Westchnąłem ciężko, opierając się na krześle. Błyskawicznie Theo wdrapał się na moje kolana i spojrzał na mnie uważnie.
- Co to znacy?
- Co takiego? - poprawiłem mu koszulkę.
- Deza wu.
- Niech Ci to wytłumaczy Twoja mądra babunia. - mruknąłem, po czym połaskotałem go po brzuszku. Zaśmiał się głośno i sam próbował wywołać u mnie łaskotki. - Tatusia atakujesz? - chwyciłem go na ręce, aby po chwili mógł wisieć głową w dół. Śmiejąc się przy tym wniebogłosy. - Oddajesz mi pół swoich słodkich zdobyczy, albo wisisz tak do końca dnia.
- O tym właśnie mówiłam ... na litość Boską, postaw to biedne dziecko!
- Ale ja lubię! - zachichotał Theo.
- Z babcią nie zadzieramy młody. - posadziłem go na kanapie. - Co to jest? - spytałem, wskazując na skoroszyt w jej dłoniach. Matka bez słowa mi go oddała. Usiadłem obok Theo, przeglądając kartki. Na każdej stronie były dziwne rysunki, jakby projekty wnętrz. Nie znałem się zbytnio, jednak musiałem przyznać, że były one profesjonalne. I bardzo starannie naszkicowane.
- To mamusi. Ona tes lubi malować.
- Mamusi? - zmarszczyłem czoło.
- O! A tu namalowała pokoik dla mnie! - wskazał paluszkiem na jedną z kartek. - Ja jej mówiłem jak ma wyglądać. - dodał dumnie. Kiwnąłem niepewnie głową, po czym zerknąłem na matkę.
- Skąd to masz?
- Od Rosy.
- Mario, dzwoniła Leire. - w salonie pojawiła się Ainhoa ze swoim telefonem w dłoni. - Maya zachorowała, więc muszę ją jutro zastąpić ... - stanęła jak wryta na widok skoroszytu w moich dłoniach. - Skąd to masz? - wydukała.
- To Twoje szkice? - zignorowałem jej pytanie.
- To ... to bardzo stare. - odchrząknęła.
- Theo przyznał, że sam Ci podpowiedział jak ma wyglądać jego pokoik, więc wątpię aby ten skoroszyt miał kilka lat. - popukałem palcem w odpowiedni projekt. Ainhoa uciekała speszonym wzrokiem na wszystkie strony. Kompletnie nie rozumiałem jej zachowania. - Nie znam się, ale widywałem takie projekty u matki Leire. Wyglądają na bardzo profesjonalne.
- Rosa mi powiedziała o Twoim marzeniu.
- To na prawdę było dawno. - mruknęła.
- Co to za marzenie? - spytałem zdezorientowany, jednak Ainhoa nie wyglądała na zainteresowaną udzieleniem mi odpowiedzi. Spojrzałem więc na moją matkę, która miała większą wiedzę na ten temat niż ja. - O czym Rosa Ci powiedziała? Bo od tego uparciucha tego nie wyciągnę.
- Ainhoa chciała projektować, więc marzyła o studiowaniu Architektury Wnętrz. Chodziła nawet na specjalny kurs, czego skutkiem są te szkice. Kochanie, to nie jest żaden powód do zawstydzenia. - dotknęła jej ramienia. - Nie chciałabyś zrealizować swoich marzeń?
- Jest już za późno.
- Masz dwadzieścia jeden lat, od wczoraj dwadzieścia dwa! - oburzyła się moja rodzicielka. - Wszystko przed Tobą. Rozumiem dlaczego nie mogłaś udać się na studia, ale odchowałaś Theo i masz teraz najlepszą ku temu okazję, aby złożyć papiery na Uczelnię. Dziecko, przecież Ci pomogę w opiece nad nim.
- Nie wiem czy sobie poradzę. - mruknęła.
- Bzdura. - zaśmiałem się. - Gdybym to ja miał się udać na Uczelnię, to wiadome by było, że wyjdzie z tego jedna wielka katastrofa. - objąłem ją od tyłu, a moja matka wywróciła oczami. Znałem jej zdanie na temat mojej edukacji. - Jeśli to nadal Twoje marzenie, to jakoś sobie poradzimy.
- Na prawdę? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Tak. - ucałowałem jej słodkie usta. - Ale najpierw sprawdzimy czy taka z Ciebie zdolniacha. - puściłem jej oczko i podałem skoroszyt. - Pierwsze wyzwanie przed Tobą. Theo potrzebuje pokoju. TAKIEGO pokoju. - wskazałem na odpowiednią kartkę. Trzylatek pisnął z uciechy, a ona zagryzła dolną wargę. Doskonale dostrzegłem ekscytację na jej twarzy. - Chcę wprowadzić jednak kilka poprawek. Poproszę kilka piłkarskich szczegółów.
***
Przed nami powroty i odkrywanie tajemnic związanych z przeszłością Ainhoy :)
Miłego weekendu ^^
wow! ja tu myślałam, że wróci Danny, a ty wyskakujesz z teściową Mario. I niezła z niej mamusia, jak nie poznała swojej córki w windzie, chyba, że poznała ale wyskoczy jak Filip z konopi w najmniej odpowiednim momencie :Dbo tu na razie jest słodko i zapewne masz jeszcze nie jedne chmury burzowe w zanadrzu, więc czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie chcę po raz kolejny rozpływać się tu nad Mario, więc... Pozachwycam się jego małą kopią. Bo Theo jest cudowny! Taki idealny synek! Jego nie da się nie kochać!
OdpowiedzUsuńEEj, nie wiem dlaczego, ale byłam święcie przekonana, że matka Ainhoy nie żyje. Pewnie dlatego, że była wstrętną jędzą i mój mózg uznał, że nie może już więcej pojawić się w życiu córki. Dlatego też teraz jestem w szoku. Bo serio, ostatnie czego się spodziewałam to powrót matki Ainhoy. I to jeszcze w takich okolicznościach... Musiała zepsuć taki piękny poranek. Mam nadzieję, że to był jednorazowy incydent, ale przeczuci mówi mi, że to jeszcze nie koniec.
OdpowiedzUsuńNa szczęście niezależnie od tego, co się stanie Ainhoa ma teraz wsparcie w Mario. A on nie pozwoli żeby stała się jej krzywda. Jest w końcu jej rycerzem na białym koniu i do upadłego będzie chronić Ainhoę i Theo.
Oczywiście Theo jak zwykle rozwalił system. on jest tak strasznie rozczulający, że aż chciałoby się go schrupać. I jeszcze to targowanie się o czekoladę... Sprytny jest, poradzi sobie w życiu.
Ainhoa nie może porzucić swoich marzeń. Musi rozpocząć studia i realizować swoją pasję. Szczególnie, że teraz ma wsparcie w Mario i jego mamie. Może spokojnie powierzyć im Theo. Do tego coś czuję, że będzie wyjątkowo uzdolnionym architektem i jeszcze zrobi karierę.
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Strasznie Cię przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale myślałam, że jeszcze zdążę. Nie zdążyłam, ale jestem tutaj.
OdpowiedzUsuńJak tu się można nie rozpływać nad Mario i Theo? Jeden jak i drugi to po prostu ideał. Ainhoa ma ogromne szczęście, że ma takiego bystrego i uroczego synka oraz cudownego faceta, a oni mają szczęście, że mają tak wspaniałą osobę jak Ainhoa. Są taką fajną rodzinką.
Myślę, że te urodziny Ainhoa zapamięta na zawsze. Wieczór jak i noc :D
Uwielbiam sceny tatusia z synkiem. Mario ma do niego świetne podejście, a ich niektóre rozmowy powalają. I wcale nie uważam, że Theo jest rozpieszczony.
Nasza Ainhoa ma talent do rysowania. To super, że Mario chce jej pomóc w spełnianiu marzeń, ale jakoś dziwnie mi z myślą, że Ainhoa może przestać pracować u Leire i zostawiać małego na tak długo. Jakoś tak nie mogę sobie tego wyobrazić. Jednak oczywiście najważniejsze, żeby była szczęśliwa i się spełniała. Zasłużyła na to.
A jak Ainhoa awww <3 Ona ma M, on A. To naprawdę urocze.
Kogo my tu mamy? Ainhoa spotkała swoją matkę. Ta oczywiście była tak zajęta swoim kochasiem, że jej nie rozpoznała. Nie rozumiem takich matek. Jak można tak po prostu oddać własne dziecko do domu dziecka? Nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Ale się zdziwi. Oddała ją, a teraz miałaby takiego bogatego zięcia. Bo w końcu tylko to się dla niej liczy. Coś czuję, że nie bez powodu ją spotkał i już coś szykujesz. Mam jednak nadzieję, że u Mario i Ainhoi będzie tylko lepiej. Żadnego psucia!
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i życzę dużo weny!
Pozdrawiam ;*
Ainhoa po wspaniałym wieczorze i nocy, miała dość stresującą pobudkę.
OdpowiedzUsuńMimo że wydawało się to nieprawdopodobne. Podświadomie bała się, że sytuacja sprzed lat może się znowu powtórzyć. Na szczęście na chwilowym strachu się skończyło, a Mario wybrał się jedynie, aby odebrać dla nich śniadanie. Po czym spędzili ze sobą kolejne miłe i beztroskie chwile. Ciesząc się tak po prostu swoją obecnością i szczęściem. Ainhoa i Mario są wspaniałą parą. Idealnie do siebie pasują, co na każdym kroku udowadniają.
Szkoda tylko, że ten beztroski czas, został popsuty przez niespodziewane spotkanie z matką dziewczyny. O ile można ją określić tym mianem. Po tym co zrobiła Ainhoi, gdy ot tak oddała ją sobie do domu dziecka, wyrządzając tym samym najgorszą krzywdę z możliwych.
W życiu bym nie podejrzewała, że ta kobieta w ogóle tutaj zagości. Oby tylko nie próbowała namieszać, choć już teraz jestem pewna, że można się po niej wszystkiego spodziewać. Mam tylko nadzieję, że rzeczywiście nie rozpoznała Ainhoi, a nie tylko udawała.
Mimo upływu lat, wciąż szuka jedynie naiwnych i bogatych mężczyzn, którzy zapewnią jej życie w dostatku. Nic się nie zmieniła, dlatego jej obecność do niczego nie jest potrzebna ani Ainhoi, ani Theo.
Mario i jego mama mają rację. Ainhoa powinna rozpocząć studia. To przecież jej wielkie marzenie, a na dodatek widać, że ma spory talent i ma szansę odnieść sukces. Niech więc nie rezygnuje, zwłaszcza że teraz ma wsparcie bliskich dla niej osób, którzy zawsze jej pomogą.
Czas, aby pomyślała także o sobie.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊
Mario chciał sprawić swojej kobiecie niespodziankę tym śniadaniem to łóżka, a zamiast tego prawie doprowadził Ainhoę do zawału... Te chłopy! Jednak rozumiem reakcję Ainhoy... Obudziła się sama po wspaniałej nocy i chcąc nie chcąc zaatakowały ją przykre myśli spowodowane doświadczeniem z przeszłości. Ale teraz jest inaczej i znacznie lepiej :) Mario wrócił ze śniadankiem i nie ma zamiaru nigdzie uciekać ^^ Zresztą... Spróbowałby tylko! :D Po wspaniałej nocy spędzili ze sobą uroczy poranek ciesząc się swoją bliskością oraz miłością :) Oni są dla siebie stworzeni i tyle! A Mario już w głowie powiększenie rodziny hahaha :D Spokojnie, na wszystko przyjdzie jeszcze czas :) Są młodzi i mają całe życie przed sobą ^^
OdpowiedzUsuńO mosz! Pojawienia się matki Ainhoy kompletnie się nie spodziewałam! Jak widać pomimo upływu lat kobieta nie zmieniła swoich nawyków i dalej zachowuje się tak jak w przeszłości... Współczuję Ainhoi, że musiała się na nią natknąć, bo od razu bolesne wspomnienia wróciły. Jej matka... Wydaje się, że nie poznała Ainhoy i mam nadzieję, że tak będzie, bo jej obecność nie jest Ainhoy do niczego potrzebna. Ma swoją własną rodzinę, a ta kobieta zdecydowanie się do niej nie zalicza.
Theo <333 Rozpływam się nad nim! ^^ Hahaha, już sobie wyobraziłam Mario, jak wypomina Theo jego słowa haha :D Ale Theo jest mądrym chłopcem, na pewno zrozumie, czemu chłopak z dziewczyną spędzają randkę przez całą noc ^^
Jego targowanie się o czekoladę było urocze <3 Ale zasłużył! I na kinder jajo też ^^
Mama Mario ma rację! Ainhoa jest jeszcze bardzo młoda i teraz nic nie stoi na przeszkodzie, aby mogła zacząć wymarzone studia :) Ma wsparcie bliskich oraz pewność, że Theo pod jej nieobecność nie stanie się żadna krzywda, więc może śmiało realizować swoje marzenia :) A skoro jej szkice wywarły na Mario oraz jego mamie takie wrażenie to coś w tym jest! A Theo musi dostać swój upragniony pokoik... Obowiązkowo z piłkarskimi akcentami! ^^
<33