Wracałem zadowolony z Valdebebas. Moja kostka została w 100% wyleczona i już jutro mogłem powrócić do treningów z drużyną. Oczywiście nie miałem szansy na występ w półfinałach Ligi Mistrzów, ale pozostała Liga i parę ważnych meczów o 3 punkty. O finale Pucharu Króla nie wspominając. Mieliśmy szansę na trzy wielkie triumfy, ale również mogliśmy zakończyć sezon z niczym.
Moją motywacją był Theo. Ze świecącymi oczkami przysłuchiwał się moim opowiadaniom związanym ze świętowaniem. Szczytem moich marzeń była wizja wejścia na stadion prowadząc go za rączkę. Chciałem pochwalić się światu jakiego cudownego mam synka. A czy jest lepsza ku temu okazja niż świętowanie sukcesu?
Przejeżdżając przez bramę z napisem "La Finca", usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Odebrałem połączenie, biorąc na tryb głośnomówiący.
- Witaj Leire. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Hej. Słuchaj ... przeglądam właśnie papiery i mam do Ciebie dość ważne pytanie. - zaczęła tajemniczo. Zmarszczyłem czoło, czekając aż padnie owe zapytanie. - Jakie masz plany związane z urodzinami Ainhoy?
- Z czym? - wydukałem zaskoczony.
- Tak sądziłam. - zaśmiała się. - Ainhoa ma urodziny w kolejną sobotę. Cwaniara zachowała to dla siebie. Gdybym nie przeglądała tych papierów, wyszlibyśmy na totalnych ignorantów.
- My? To ja wyszedłbym na kretyna roku! - jęknąłem. - Nie darowałbym sobie tego. Dziękuję Leire! Jak zawsze jesteś niezastąpiona! - zaparkowałem przed domem. - Chociaż teraz pozostaje kwestia prezentu ... i przyjęcia!
- Mam pewien pomysł.
Plan Leire był genialny. Od razu na niego przystałem. Dzięki jej pomocy miałem pewność, że niczego nie zepsuję. Zadowolony wszedłem do domu, oznajmiając głośnio swoje przybycie. Odłożyłem torbę do szafy i skierowałem swoje kroki do salonu. Zaskoczony spojrzałem na Theo, który siedział grzecznie przy stoliku i malował. Nawet nie przybiegł się ze mną przywitać. Już miałem otwierać usta, ale przerwała mi w tym Ainhoa, która wyszła blada z łazienki.
- Dłużej się nie dało? - jęknęła.
- Też się cieszę, że Cię widzę. - uśmiechnąłem się, jednak w odpowiedzi otrzymałem mordercze spojrzenie. - Coś się stało? - zaniepokoiłem się. - Źle się czujesz?
- Po prostu zajmij się dzieckiem. - warknęła na mnie. - Jesteś ojcem, więc to Twój cholerny obowiązek! Chyba raz mogę sobie wziąć wolne, prawda? - zironizowała, po czym chwyciła do rąk butelkę z wodą. - I nie zbliżaj się do mnie, jeśli nie chcesz zginąć, jasne? Nie odpowiadam za siebie! - dodała, po czym zniknęła na schodach.
Stałem na środku salonu jak ten ostatni kretyn. Z uchylonymi w szoku ustami! Kompletnie nie rozumiałem, co się przed chwilą wydarzyło. Rano rozstaliśmy się jakby nigdy nic, a teraz warczała na mnie jak na największego wroga.
- Mamusia ma kobiece dni.
- Słucham? - wydukałem, patrząc na syna.
- Tak mi mówiła. - wzruszył ramionkami. - Powiedziała, ze las w miesiącu kazdą dziewcynę boli bzusek i jest nie miła. Nie wolno wtedy być niegzecnym. Wilkołaki tes się tak zachowują las w miesiącu, wies?
- Jedno z drugim ma coś wspólnego. - podrapałem się po głowie. - Mama się porównała do wilkołaka? - spytałem, na co pokręcił przecząco główką. - A wie o tym? - znów ta sama odpowiedź. - Więc to zostaje pomiędzy nami. Ani się waż jej o tym mówić, bo powie że to ja wymyśliłem!
- Dobze. - przytaknął. - Mówiła tes, ze nie ma męskich dniów, bo wtedy nie byłoby miejsca w spitalach. Ale nie lozumiem tego. - podparł brodę na rączce, myśląc intensywnie.
- Mądrala. - mruknąłem, spoglądając w stronę schodów. Ale skoro tak sprawa wyglądała ...
Szczerze mówiąc, nie miałem styczności z niedysponowaną kobietą. Owszem, moja matka potrafiła na mnie wrzasnąć bez powodu, a potem dość szybko jej przechodziło, jednak nigdy głębiej nie zastanawiałem się nad tym zjawiskiem. Właśnie! Mama!
Usiadłem obok Theo na kanapie, chwytając za telefon. Wybrałem numer mojej rodzicielki, wiedząc że jako jedyna będzie mi w stanie pomóc. A po za tym, miałem pewność, że zostanie to pomiędzy nami.
- Mamo, mam sprawę. - zacząłem, gdy tylko odebrała moje połączenie. - Mam w domu szalejącą kobietę, która grozi mi śmiercią w afekcie. Mam przeczekać burzę czy mogę jej jakoś ... pomóc? - spytałem. Po drugiej stronie zapadła głucha cisza, a po chwili moja własna matka parsknęła śmiechem. - Nie ma to jak wsparcie w Tobie! - oburzyłem się.
- Chyba się popłaczę ...
- Mamo!
- Ze wzruszenia! Nie sądziłam, że kiedykolwiek doczekam się Ciebie w roli zatroskanego i zakochanego po uszy mężczyzny. - westchnęła, na co wywróciłem oczami. - Synku, Twoją najlepszą pomocą będzie milczenie. Uwierz mi, nie jesteśmy wtedy sobą. Wrzeszczymy bez powodu, chociaż normalnie nigdy byśmy tego nie robiły. Wszystko nas irytuje, a ból brzucha jest okropny.
- Przerażasz mnie.
- Zanieś jej tabletki przeciwbólowe, termofor z ciepłą wodą oraz tabliczkę czekolady. I nie mów ani słowa! Potem zajmij się Theo, aby nie rozrabiał. - poinstruowała mnie. - Powtarzaj raz w miesiącu.
- Każdego miesiąca?
- Mario, na Boga! - zirytowała się.
Byłem dość sceptycznie nastawiony do tych instrukcji, jednak sumiennie wszystko przygotowałem. Z duszą na ramieniu udałem się na górę. Uchyliłem ostrożnie drzwi do sypialni i zaglądnąłem do środka. Ainhoa leżała na środku łóżka ze zgiętymi kolanami. Mocno zaciskała swoje powieki, lecz nie zareagowała na moje wejście. Ten widok sprawiał mi ból, jednak bez słowa odłożyłem wszystko na stolik nocny i się wycofałem.
Nie chcąc szaleć po kuchni, postanowiłem zamówić pizzę. Theo był wniebowzięty. Usiedliśmy obydwaj na kanapie, włączając kreskówkę. Co chwilę wycierałem mu buźkę, która usmarowana była sosem. Byłem pod wrażeniem jego opanowania. Siedział cicho jak mysz pod miotłą. Jak widać to nie były jego pierwsze "kobiece dni".
Zamarłem, słysząc kroki na schodach. Byłem przygotowany na wrzaski i pretensje. Jednak to, co się wydarzyło, zszokowało mnie jeszcze bardziej niż jej wcześniejsze "powitanie". Ainhoa usiadła obok, spoglądając na mnie z miną zbitego psiaka.
- Mogę się przytulić? - spytała szeptem. Jedyne na co mnie było stać, to kiwnięcie głową. Wtuliła się ufnie w mój tors, na co czule ją objąłem i ucałowałem skroń. - Kocham Cię Mario. - wymruczała w moją szyję. - Jesteś najlepszy.
Mario Hermoso. Możesz być z siebie dumny.
*
Niepewnie rozglądałam się po wnętrzu eleganckiego butiku. Czułam się tu jak intruz, kompletnie nie potrafiąc się odnaleźć wśród tych pięknych i drogich rzeczy. Za to Patricia sprawnie przeglądała wieszaki, co jakiś czas przykładając kolejną sukienkę do swojego wysportowanego ciała.
Real Madryt awansował do finału Ligi Mistrzów i z tego powodu chłopaki poczuli chęć do skromnego świętowania. Wynajęli kawiarnię u Leire i zaprosili najbliższe osoby. Mario poprosił mnie o bycie jego osobą towarzyszącą co sprawiło mi radość, lecz później poczułam panikę. W końcu nie mogłam mu przynieść wstydu!
Paddy zaproponowała mi wspólne zakupy, na które z chęcią przystałam. Jednakże wybrała taki sklep, na którego asortyment nie było mnie stać. No ... może na jakąś broszkę. Zerknęłam niepewnie na pierwszą lepszą metkę, czując jak ogarnia mnie przerażające zimno.
- Znalazłaś coś dla siebie? - Patricia podeszła do mnie z szerokim uśmiechem. - Szczerze mówiąc, nie potrafię się zdecydować. Jestem raczej fanką eleganckich kombinezonów i chyba na taki się skuszę. - wskazała mi wieszak. Pokiwałam z aprobatą głową. Wiedziałam, że będzie wyglądała w nim cudownie. - A Ty?
- Chyba to nie mój dzień na zakupy. - mruknęłam.
- Ok ...? - uśmiechnęła się pod nosem, po czym wyciągnęła telefon i wybrała jakiś numer. Zmarszczyłam czoło, nie bardzo rozumiejąc co się w tej chwili działo. - Miałeś rację. - zaśmiała się, po czym podała mi telefon. - Mario. - dodała znikając w przebieralni.
- Tak? - wydukałam.
- Wyciągnij portfel i zajrzyj do środka. - poprosił. Usiadłam na wygodnej pufie i bez słowa wykonałam to zadanie.
- Nie ma mowy! - oburzyłam się, dostrzegając w nim kartę kredytową Mario. - W ogóle, jakim prawem zaglądasz mi do portfela?! I tak niczego ciekawego w nim nie znajdziesz!
- Kup sobie sukienkę jaką tylko chcesz, dobrze?
- Nie. - mruknęłam.
- Maleńka, to że chcę Ci sprawić przyjemność, nie ma nic wspólnego z tymi durnymi teoriami o utrzymaniu. - westchnął ciężko. - Zasługujesz na to, aby chociaż raz wybrać sobie taką sukienkę, jaka wpadnie Ci w oko. Bez względu na cenę. Wolisz, żebym wydał te pieniądze na kolejną głupią grę? Albo na butelkę drogiego trunku przy kolejnym męskim wypadzie?
- To Twoje pieniądze. Możesz je wydać jak chcesz.
- Dokładnie. Dlatego chcę je wydać na sukienkę dla Ciebie. - wyczułam, że uśmiecha się cwaniacko pod nosem. - Sprawisz mi przykrość odmawiając.
- To szantaż emocjonalny, Hermoso. Oddam Ci za sukienkę.
- Umawiamy się tak. Kupujesz sukienkę i te wszystkie dodatki o jakich mówiła Patricia. A w domu porozmawiamy o ratach. - ton jego głosu spowodował dreszcz na moim karku. - Masz wrócić szczęśliwa z błyszczącymi oczkami, bo w innym wypadku nie ma mowy o jakimkolwiek oddawaniu.
- Słowo?
- Słowo. W końcu najlepiej oddaje się w naturze.
- Hermoso! - warknęłam, jednak bezczelnie zdążył się rozłączyć. Prychnęłam pod nosem, po czym wzięłam do rąk jego kartę. Przez chwilę wpatrywałam się w nią z mieszanymi uczuciami. Wiedziałam, że Mario nie miał nic złego na myśli. Chciał mi sprawić radość, jednak wspomnienia związane z moją matką nadal nie dawały o sobie zapomnieć. Ale ... ja nie byłam taka jak ona! I Mario o tym wiedział!
- I jak? Doszliście do porozumienia?
- Tak. - westchnęłam spoglądając na Patricię. Okręciła się wokół własnej osi z szerokim uśmiechem. Wyglądała bosko! - Pobijesz wszystkich. - zaśmiałam się.
- O nie, moja droga. - wyciągnęła ku mnie dłoń. - Pobić, to musisz Ty! - nie bardzo wiedziałam, co miała na myśli, jednak dałam się jej wciągnąć w wir przymierzania.
*
Moją motywacją był Theo. Ze świecącymi oczkami przysłuchiwał się moim opowiadaniom związanym ze świętowaniem. Szczytem moich marzeń była wizja wejścia na stadion prowadząc go za rączkę. Chciałem pochwalić się światu jakiego cudownego mam synka. A czy jest lepsza ku temu okazja niż świętowanie sukcesu?
Przejeżdżając przez bramę z napisem "La Finca", usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Odebrałem połączenie, biorąc na tryb głośnomówiący.
- Witaj Leire. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Hej. Słuchaj ... przeglądam właśnie papiery i mam do Ciebie dość ważne pytanie. - zaczęła tajemniczo. Zmarszczyłem czoło, czekając aż padnie owe zapytanie. - Jakie masz plany związane z urodzinami Ainhoy?
- Z czym? - wydukałem zaskoczony.
- Tak sądziłam. - zaśmiała się. - Ainhoa ma urodziny w kolejną sobotę. Cwaniara zachowała to dla siebie. Gdybym nie przeglądała tych papierów, wyszlibyśmy na totalnych ignorantów.
- My? To ja wyszedłbym na kretyna roku! - jęknąłem. - Nie darowałbym sobie tego. Dziękuję Leire! Jak zawsze jesteś niezastąpiona! - zaparkowałem przed domem. - Chociaż teraz pozostaje kwestia prezentu ... i przyjęcia!
- Mam pewien pomysł.
Plan Leire był genialny. Od razu na niego przystałem. Dzięki jej pomocy miałem pewność, że niczego nie zepsuję. Zadowolony wszedłem do domu, oznajmiając głośnio swoje przybycie. Odłożyłem torbę do szafy i skierowałem swoje kroki do salonu. Zaskoczony spojrzałem na Theo, który siedział grzecznie przy stoliku i malował. Nawet nie przybiegł się ze mną przywitać. Już miałem otwierać usta, ale przerwała mi w tym Ainhoa, która wyszła blada z łazienki.
- Dłużej się nie dało? - jęknęła.
- Też się cieszę, że Cię widzę. - uśmiechnąłem się, jednak w odpowiedzi otrzymałem mordercze spojrzenie. - Coś się stało? - zaniepokoiłem się. - Źle się czujesz?
- Po prostu zajmij się dzieckiem. - warknęła na mnie. - Jesteś ojcem, więc to Twój cholerny obowiązek! Chyba raz mogę sobie wziąć wolne, prawda? - zironizowała, po czym chwyciła do rąk butelkę z wodą. - I nie zbliżaj się do mnie, jeśli nie chcesz zginąć, jasne? Nie odpowiadam za siebie! - dodała, po czym zniknęła na schodach.
Stałem na środku salonu jak ten ostatni kretyn. Z uchylonymi w szoku ustami! Kompletnie nie rozumiałem, co się przed chwilą wydarzyło. Rano rozstaliśmy się jakby nigdy nic, a teraz warczała na mnie jak na największego wroga.
- Mamusia ma kobiece dni.
- Słucham? - wydukałem, patrząc na syna.
- Tak mi mówiła. - wzruszył ramionkami. - Powiedziała, ze las w miesiącu kazdą dziewcynę boli bzusek i jest nie miła. Nie wolno wtedy być niegzecnym. Wilkołaki tes się tak zachowują las w miesiącu, wies?
- Jedno z drugim ma coś wspólnego. - podrapałem się po głowie. - Mama się porównała do wilkołaka? - spytałem, na co pokręcił przecząco główką. - A wie o tym? - znów ta sama odpowiedź. - Więc to zostaje pomiędzy nami. Ani się waż jej o tym mówić, bo powie że to ja wymyśliłem!
- Dobze. - przytaknął. - Mówiła tes, ze nie ma męskich dniów, bo wtedy nie byłoby miejsca w spitalach. Ale nie lozumiem tego. - podparł brodę na rączce, myśląc intensywnie.
- Mądrala. - mruknąłem, spoglądając w stronę schodów. Ale skoro tak sprawa wyglądała ...
Szczerze mówiąc, nie miałem styczności z niedysponowaną kobietą. Owszem, moja matka potrafiła na mnie wrzasnąć bez powodu, a potem dość szybko jej przechodziło, jednak nigdy głębiej nie zastanawiałem się nad tym zjawiskiem. Właśnie! Mama!
Usiadłem obok Theo na kanapie, chwytając za telefon. Wybrałem numer mojej rodzicielki, wiedząc że jako jedyna będzie mi w stanie pomóc. A po za tym, miałem pewność, że zostanie to pomiędzy nami.
- Mamo, mam sprawę. - zacząłem, gdy tylko odebrała moje połączenie. - Mam w domu szalejącą kobietę, która grozi mi śmiercią w afekcie. Mam przeczekać burzę czy mogę jej jakoś ... pomóc? - spytałem. Po drugiej stronie zapadła głucha cisza, a po chwili moja własna matka parsknęła śmiechem. - Nie ma to jak wsparcie w Tobie! - oburzyłem się.
- Chyba się popłaczę ...
- Mamo!
- Ze wzruszenia! Nie sądziłam, że kiedykolwiek doczekam się Ciebie w roli zatroskanego i zakochanego po uszy mężczyzny. - westchnęła, na co wywróciłem oczami. - Synku, Twoją najlepszą pomocą będzie milczenie. Uwierz mi, nie jesteśmy wtedy sobą. Wrzeszczymy bez powodu, chociaż normalnie nigdy byśmy tego nie robiły. Wszystko nas irytuje, a ból brzucha jest okropny.
- Przerażasz mnie.
- Zanieś jej tabletki przeciwbólowe, termofor z ciepłą wodą oraz tabliczkę czekolady. I nie mów ani słowa! Potem zajmij się Theo, aby nie rozrabiał. - poinstruowała mnie. - Powtarzaj raz w miesiącu.
- Każdego miesiąca?
- Mario, na Boga! - zirytowała się.
Byłem dość sceptycznie nastawiony do tych instrukcji, jednak sumiennie wszystko przygotowałem. Z duszą na ramieniu udałem się na górę. Uchyliłem ostrożnie drzwi do sypialni i zaglądnąłem do środka. Ainhoa leżała na środku łóżka ze zgiętymi kolanami. Mocno zaciskała swoje powieki, lecz nie zareagowała na moje wejście. Ten widok sprawiał mi ból, jednak bez słowa odłożyłem wszystko na stolik nocny i się wycofałem.
Nie chcąc szaleć po kuchni, postanowiłem zamówić pizzę. Theo był wniebowzięty. Usiedliśmy obydwaj na kanapie, włączając kreskówkę. Co chwilę wycierałem mu buźkę, która usmarowana była sosem. Byłem pod wrażeniem jego opanowania. Siedział cicho jak mysz pod miotłą. Jak widać to nie były jego pierwsze "kobiece dni".
Zamarłem, słysząc kroki na schodach. Byłem przygotowany na wrzaski i pretensje. Jednak to, co się wydarzyło, zszokowało mnie jeszcze bardziej niż jej wcześniejsze "powitanie". Ainhoa usiadła obok, spoglądając na mnie z miną zbitego psiaka.
- Mogę się przytulić? - spytała szeptem. Jedyne na co mnie było stać, to kiwnięcie głową. Wtuliła się ufnie w mój tors, na co czule ją objąłem i ucałowałem skroń. - Kocham Cię Mario. - wymruczała w moją szyję. - Jesteś najlepszy.
Mario Hermoso. Możesz być z siebie dumny.
*
Niepewnie rozglądałam się po wnętrzu eleganckiego butiku. Czułam się tu jak intruz, kompletnie nie potrafiąc się odnaleźć wśród tych pięknych i drogich rzeczy. Za to Patricia sprawnie przeglądała wieszaki, co jakiś czas przykładając kolejną sukienkę do swojego wysportowanego ciała.
Real Madryt awansował do finału Ligi Mistrzów i z tego powodu chłopaki poczuli chęć do skromnego świętowania. Wynajęli kawiarnię u Leire i zaprosili najbliższe osoby. Mario poprosił mnie o bycie jego osobą towarzyszącą co sprawiło mi radość, lecz później poczułam panikę. W końcu nie mogłam mu przynieść wstydu!
Paddy zaproponowała mi wspólne zakupy, na które z chęcią przystałam. Jednakże wybrała taki sklep, na którego asortyment nie było mnie stać. No ... może na jakąś broszkę. Zerknęłam niepewnie na pierwszą lepszą metkę, czując jak ogarnia mnie przerażające zimno.
- Znalazłaś coś dla siebie? - Patricia podeszła do mnie z szerokim uśmiechem. - Szczerze mówiąc, nie potrafię się zdecydować. Jestem raczej fanką eleganckich kombinezonów i chyba na taki się skuszę. - wskazała mi wieszak. Pokiwałam z aprobatą głową. Wiedziałam, że będzie wyglądała w nim cudownie. - A Ty?
- Chyba to nie mój dzień na zakupy. - mruknęłam.
- Ok ...? - uśmiechnęła się pod nosem, po czym wyciągnęła telefon i wybrała jakiś numer. Zmarszczyłam czoło, nie bardzo rozumiejąc co się w tej chwili działo. - Miałeś rację. - zaśmiała się, po czym podała mi telefon. - Mario. - dodała znikając w przebieralni.
- Tak? - wydukałam.
- Wyciągnij portfel i zajrzyj do środka. - poprosił. Usiadłam na wygodnej pufie i bez słowa wykonałam to zadanie.
- Nie ma mowy! - oburzyłam się, dostrzegając w nim kartę kredytową Mario. - W ogóle, jakim prawem zaglądasz mi do portfela?! I tak niczego ciekawego w nim nie znajdziesz!
- Kup sobie sukienkę jaką tylko chcesz, dobrze?
- Nie. - mruknęłam.
- Maleńka, to że chcę Ci sprawić przyjemność, nie ma nic wspólnego z tymi durnymi teoriami o utrzymaniu. - westchnął ciężko. - Zasługujesz na to, aby chociaż raz wybrać sobie taką sukienkę, jaka wpadnie Ci w oko. Bez względu na cenę. Wolisz, żebym wydał te pieniądze na kolejną głupią grę? Albo na butelkę drogiego trunku przy kolejnym męskim wypadzie?
- To Twoje pieniądze. Możesz je wydać jak chcesz.
- Dokładnie. Dlatego chcę je wydać na sukienkę dla Ciebie. - wyczułam, że uśmiecha się cwaniacko pod nosem. - Sprawisz mi przykrość odmawiając.
- To szantaż emocjonalny, Hermoso. Oddam Ci za sukienkę.
- Umawiamy się tak. Kupujesz sukienkę i te wszystkie dodatki o jakich mówiła Patricia. A w domu porozmawiamy o ratach. - ton jego głosu spowodował dreszcz na moim karku. - Masz wrócić szczęśliwa z błyszczącymi oczkami, bo w innym wypadku nie ma mowy o jakimkolwiek oddawaniu.
- Słowo?
- Słowo. W końcu najlepiej oddaje się w naturze.
- Hermoso! - warknęłam, jednak bezczelnie zdążył się rozłączyć. Prychnęłam pod nosem, po czym wzięłam do rąk jego kartę. Przez chwilę wpatrywałam się w nią z mieszanymi uczuciami. Wiedziałam, że Mario nie miał nic złego na myśli. Chciał mi sprawić radość, jednak wspomnienia związane z moją matką nadal nie dawały o sobie zapomnieć. Ale ... ja nie byłam taka jak ona! I Mario o tym wiedział!
- I jak? Doszliście do porozumienia?
- Tak. - westchnęłam spoglądając na Patricię. Okręciła się wokół własnej osi z szerokim uśmiechem. Wyglądała bosko! - Pobijesz wszystkich. - zaśmiałam się.
- O nie, moja droga. - wyciągnęła ku mnie dłoń. - Pobić, to musisz Ty! - nie bardzo wiedziałam, co miała na myśli, jednak dałam się jej wciągnąć w wir przymierzania.
*
Przygryzłam dolną wargę, spoglądając uważnie na moje lustrzane odbicie. Sukienka koloru ciemnego złota sięgała mi połowy ud i błyszczała przy każdym najdrobniejszym ruchu. Patricia stwierdziła, że jest dla mnie stworzona. I tak też się czułam. Chociaż obawiałam się reakcji Mario na dekolt.
Na całe szczęście Miriam nauczyła mnie, jak subtelnie podkreślić swoją urodę, nie tworząc efektu maski na twarzy. Włosy wyprostowałam, a na stopy wsunęłam szpilki. Pierwszy raz w życiu poczułam się jak stuprocentowa kobieta. Pewna siebie i swoich walorów.
Ostatni raz zerknęłam do torebki, upewniając się, czy aby mam w niej wszystko. Chwyciłam się barierki, po czym ostrożnie zaczęłam stąpać po schodach. Zabawne, ale odgłos szpilek zawsze wywoływał we mnie przyjemne dreszcze.
Zastałam Mario w salonie, pochylonego nad swoim telefonem. Jego mama wspaniałomyślnie zabrała Theo do siebie, ku jego ogromnej radości. To była jego pierwsza noc beze mnie, jednak ufałam tej kobiecie jak nikomu innemu.
- Jestem gotowa. - oznajmiłam niepewnie, zaciskając dłonie na torebce. Mario uniósł swój wzrok i spojrzał na mnie uważnie. Uchylił usta, mierząc moją sylwetkę od góry do dołu. - Coś nie tak? Jeśli Cię się nie podoba ... najwyżej zostanę w domu ...
- Nie ma mowy. - wydukał wstając z kanapy. Podszedł bliżej z uśmiechem, po czym położył dłonie na moich biodrach. - Wyglądasz fenomenalnie. - wyszeptał muskając moje usta własnymi. - Obawiam się, że swoim towarzystwem jedynie zepsuję Ci cały efekt.
- Przestań. - speszyłam się.
- Jestem cholernym szczęściarzem, chociaż nie wiem czym sobie na to zasłużyłem. - pogładził czule mój policzek. - Mam przy sobie piękną kobietę, która chce takiego imbecyla jak ja. I wszyscy się będą dzisiaj na nią patrzeć.
- Mam za krótką sukienkę? - spanikowałam. - Czy dekolt ... Mario! - pisnęłam rozbawiona, gdyż nachylił się nad moją klatką piersiową i złożył pocałunek pomiędzy piersiami.
- Idealny. - wyszczerzył się. - Ale najwyższy czas, aby się zbierać. - wyciągnął ku mnie dłoń, którą uścisnęłam.
Pod kawiarnią wyczułam, że coś jest nie tak. Światło w środku było zgaszone, a na tyłach zaparkowany był samochód Saula. To raczej niemożliwe, aby świętował wejście Realu Madryt do finału. Spojrzałam zdziwiona na Mario, lecz ten jedynie wzruszył ramionami i przepuścił mnie na zaplecze, do którego na szczęście miałam klucze.
- Chyba mi się godziny pomyliły. - podrapał się po głowie. - Ale Ty wiesz gdzie się załącza światło więc ... - pchnął mnie delikatnie w stronę sali. Ok, to co raz bardziej robiło się podejrzane. Bez problemu nacisnęłam kontakt. Przymrużyłam powieki, a po chwili uchyliłam je szeroko.
- NIESPODZIANKA!
***
Zgadzacie się z Theo w kwestii wilkołaków? ^^
Oj, Theo, Theo - cały tatuś! Ale coś chyba jest na rzeczy z tymi wilkołakami ;p
OdpowiedzUsuńOch, no i jak ja mogę znowu się nie rozpływać nad Mario? Przecież on jest taki cudowny! Zrobił swojej dziewczynie termofor, zniósł czekoladę, przytulił.. A nawet kupił sukienkę, hehe. No i tak słodko zareagował na pytanie o dekolt! Zaczynam wierzyć, że Mario Hermoso jest moim ideałem!! <3
Już się nie mogę doczekać dalszego części - może po powrocie z kawiarni porozmawiają o splacaniu rat? W końcu mają wolną chatę ;D
Theo to po prostu najmłodszy chłopiec pod słońcem. Przekochany i rozumiejący wiele spraw ponad swój wiek. A z tymi wilkołakami wygrał wszystko. 😂 Ale niestety trudno się z nim nie zgodzić. Czasami po prostu nie jesteśmy sobą...😆
OdpowiedzUsuńNa szczęście udało mu się uratować nie do końca ogarniającego Mario przed Ainhoą, która aktualnie przechodzi "te dni". Dzięki czemu poważnie się jej nie naraził, a w dodatku po zasięgnięciu porady u niezawodnej mamy, udało mu się dodatkowo zaimponować.
Mario zaczyna stawać się ideałem. Nie dość, że świetnie sprawdza się w roli taty, to teraz także partnera. Kto by się tego, jeszcze jakiś czas temu spodziewał?
Dobrze, że Leire przeglądała te dokumenty. Dzięki czemu Ainhoa nareszcie będzie miała urodziny na jakie zasługuje. Pomysł z przyjęciem niespodzianką jest wspaniały. Mam nadzieję, że w wszyscy będą się świetnie bawić, a zwłaszcza jubilatka. I nikt nie zepsuje jej tego wyjątkowego wieczoru.
Ainhoa na pewno wyglądała oszałamiająco w tej sukience. Mario nawet w tej kwestii nie zawiódł! Choć Ainhoa oczywiście na pewno będzie nalegać w kwestii oddania za nią pieniędzy. Ale może się jakoś dogadają? 😃
Jak zawsze czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊
Theo to taki uroczy i kochany chłopiec, że po prostu nie można o nim nie wspomnieć. Jest taki malutki, przez tyle lat wychowywał się raczej w biedzie, dorastał bez ojca, musiał znosić humory wujka, a mimo to jest taki mądry i rozumny. Świetnie rozumie, że jego mamę boli brzuszek i nie może jej przeszkadzać, i powinien być grzeczny. Ale nie ma co... Z tymi wilkami mały ma faktycznie trochę rację😄
OdpowiedzUsuńJak widać Theo jest przyzwyczajony, ale Mario właśnie przeżył swój pierwszy raz😂 Ale myślę, że świetnie sobie poradził.
Dobrze, że Leire akurat przeglądała te papiery, bo Ainhoa w ogóle by się przyznała do tego, że ma urodziny. Trzeba przyznać Leire, że świetnie to wszystko wymyśliła. Ainhoa od razu połknęła haczyk i na samym początku nie wyczuwała żadnego podstępu. Jedynie pod koniec zaczynała dostrzegać, że coś jest nie tak, ale tego to się na pewno nie spodziewała. Jestem ciekawa, co tam jeszcze Mario i Leire wymyślili. :D
Rozumiem, dlaczego Ainhoa ma takie opory, żeby brać od Mario jakiekolwiek pieniądze, ale to takie kochane z jego strony, że włożył jej własną kartę do portfela i pozwolił wydać tyle na sukienkę i wszystkie dodatki, ile ma ochotę. A tekst o płaceniu w naturze mnie rozwalił😂 Taką zapłatę to on pewnie nawet z odsetkami chętnie przyjmie.
Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału. Ciekawe jak zareaguje Ainhoa na taką niespodziankę i co tam jeszcze zostało zaplanowane. Czekam i życzę dużo weny!
Pozdrawiam ;*
Theo to mistrz rozwalania systemu. Serio, nie chcę wiedzieć, co będzie gdy trochę podrośnie i zacznie więcej rozumieć. Chociaż nie... chcę wiedzieć! I to koniecznie! Bo za każdym razem gdy się pojawia ja po prostu zwijam się ze śmiechu. Jest po prostu niereformowalny. A z tymi wilkołakami to w ogóle nieźle wypalił. Choć trudno nie przyznać mu racje. Ten raz w miesiącu trzeba naprawdę uważać na kobiety.
OdpowiedzUsuńMario to jednak porządny facet jest. I serio ma u mnie duży plus za to, jak zajął się Ainhoą. Nie jeden na jego miejscu olał by sprawę albo w ogóle zarzuciłby kobiecie, że przesadza. A tymczasem Mario naprawdę wziął sobie do serca rady mamy i szczerze chciał ulżyć ukochanej.
Ale o urodzinach to prawie zapomniał. Dobrze, że na posterunku zawsze czuwa Leira. Razem na pewno wymyślili coś totalnie szalonego, ale też coś, co spodoba się Ainhoi.
A to z sukienką... Dobrze, że Mario postawił Ainhoę przed faktem dokonanym jeśli chodzi o kartę. Bo kobieta na pewno nie przyjęłaby od niego pieniędzy. Przeszłość jednak robi swoje. Na szczęście dała się przekonać by kupić sukienkę. Rozumiem, że ma wątpliwości, ale musi pamiętać, że różni się od swojej matki. Bo szczerze kocha Mario, a Mario kocha ją. Nie wykorzystuje go.
Kurczę, już nie mogę się doczekać tej niespodzianki dla Ainhoy. Strasznie ciekawi mnie, co takiego wymyślili jej bliscy. Bo znając Leirę i Mario na pewno nie będzie to nic normalnego.
W każdym razie duzo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Całe szczęście, że z kostką Mario wszystko jest już w porządku :) Z całą pewnością brakowało mu treningów, ale teraz może już powrócić zwarty i gotowy, by pomóc swoim kolegom. W końcu mecze same się nie wygrają! :D
OdpowiedzUsuńNiezawodna Leire <3 Jak to dobrze, że przeglądała dokumenty i natrafiła na informację o urodzinach Ainhoy :) Bo Mario nie miał o niczym pojęcia, a Ainhoa pewnie by się nie przyznała i na pewno byłoby jej smutno, choć pewnie nie dałaby tego po sobie poznać. Ale jest Leire i są jej pomysły :) Taka przyjaciółka to skarb! :)
Hahaha Theo <3 On już zna te sytuacje i wie, jak się zachowywać, gdy mamusia cierpi, a Mario właśnie przeżył swój pierwszy raz hahaha :D Ale nie powiem, trafił w punkt kwestią o wilkołakach :D Cóż... Już taki nasz urok ^^ Ale teoria Ainhoy o tym, że gdyby mężczyźni mieli swoje dni to zabrakłoby miejsca w szpitalach również jest niezwykle trafiona! :D W każdym razie nie dziwię się Mario, gdy był zdezorientowany, kiedy Ainhoa bez żadnego powodu na niego naskoczyła, ale Theo uświadomił swojego tatusia co i jak ^^ I Mario nawet zadzwonił do swojej mamy po radę! Ach, jakie to urocze było ^^ Przepadł nam Hermoso, co tu dużo mówić :D Dobrze, że zastosował się do rady i zaniósł swojej kobiecie niezbędne rzeczy do przetrwania w tym okresie ^^ Ainhoa nie mogła tego nie docenić <3
Rozumiem jej wątpliwości, co do wydawania pieniędzy Mario, bo nie jest do tego przyzwyczajona, ale skoro Mario nalegał :) I przede wszystkim nie może zapomnieć o tym, że ona to nie jej matka! Kompletnie się różnią, więc nie ma mowy o wykorzystywaniu Hermoso. Chociaż... Skoro najlepiej oddaje się w naturze ^^
Ainhoa na pewno wyglądała przepięknie, zresztą jej widok wprawił Mario w osłupienie. A ten pocałunek w dekolt to już w ogóle *_* Dziewczyna do samego końca nie miała pojęcia, co się dzieje, ale o to chodziło! Teraz niech z radością świętuje swoje urodziny w obecności Mario oraz bliskich jej osób <33
czytając to akurat sama miałam najgorszy dzień okresu i ja się tak nie zachowuję, więc może nie do końca jestem kobietą? (hahahaha) ale wracając do rozdziału, to Leire jak zawsze stoi na straży tej całej gromadki i dobrze, że coś ją podkusiło do sprawdzenia dokumentacji i w taki o to sposób mamy imprezę, skończyłaś w takim momencie, że teraz czekam na ciąg dalszy bo coś czuję, że będzie gruba impreza i może jakieś nocne poprawiny? w końcu dziecka w domu nie ma :D i przyznam szczerze, że zareagowałabym tak samo jak Ainhoa kiedy bym dostała kartę od chłopaka. Rozumiem jej podejście doskonale i choć musiał biedny Mario podstęp zrobić to jednak przełamała swoją dumę i kupiła wystrzałową sukienkę na imprezę :D wszystko po to, aby podobać się Mario :D
OdpowiedzUsuń