- Nie macie z nami żadnych szans! - zawołała Paddy.
- Kochanie, nie wymachuj tak tą kulą, bo spuścisz ją sobie na stopy! - skarcił ją Marcos. Zaśmiałem się pod nosem, popijając Colę. Siedząca obok mnie Chio rozgrzewała swoje palce, gotowa do walki. One na serio chciały z nami wygrać. Naiwności dwie!
- Dobrze mówi. W walce "Samce kontra Samice" to ja i Paddy będziemy górą! - zawtórowała swojej przyjaciółce. Wymieniliśmy się z Marcosem rozbawionymi spojrzeniami.
- Kochanie, nie wymachuj tak tą kulą, bo spuścisz ją sobie na stopy! - skarcił ją Marcos. Zaśmiałem się pod nosem, popijając Colę. Siedząca obok mnie Chio rozgrzewała swoje palce, gotowa do walki. One na serio chciały z nami wygrać. Naiwności dwie!
- Dobrze mówi. W walce "Samce kontra Samice" to ja i Paddy będziemy górą! - zawtórowała swojej przyjaciółce. Wymieniliśmy się z Marcosem rozbawionymi spojrzeniami.
Wypad do kręgielni okazał się być świetnym pomysłem. Dzięki temu mogliśmy z Marcosem oderwać nasze głowy od rozmyślania o meczu z Manchesterem City. Co chwilę parskałem śmiechem na widok profesjonalnych rzutów Paddy i Chio. Jeśli w ten sposób chciały z nami wygrać, to ich naiwność była większa, niż sądziłem.
- Patricia, źle do tego podchodzisz! - do swojej ukochanej podszedł mój przyjaciel. Pogratulowałem mu w duchu cierpliwości, po czym rozwaliłem się na wygodnej kanapie.
- Miałeś rację. Nie mamy z wami szans.
- Było nas nie prowokować. - trąciłem Chio łokciem.
- Widzę, że humorek dopisuje. - wytknęła mi język.
- A i owszem, mam powody do zadowolenia. - uśmiechnąłem się szeroko. - Dzisiaj podpisałem dość ważne papiery, dzięki którym mój syn oficjalnie nazywa się Theo Hermoso Martin. Mam do niego takie same prawa jak Ainhoa.
- To wspaniale!
- A wiesz co jest najlepsze? Sama mi to zaproponowała. Nie śmiałem jej nawet o tym wspominać, chcąc odczekać jakiś czas. - zerknąłem na telefon, z którego uśmiechała się do mnie buzia Theo. - Sprawiła mi ogromną radość tym zaufaniem.
- No tak. - mina Chio momentalnie zrzedła.
- O co chodzi?
- Patricia, źle do tego podchodzisz! - do swojej ukochanej podszedł mój przyjaciel. Pogratulowałem mu w duchu cierpliwości, po czym rozwaliłem się na wygodnej kanapie.
- Miałeś rację. Nie mamy z wami szans.
- Było nas nie prowokować. - trąciłem Chio łokciem.
- Widzę, że humorek dopisuje. - wytknęła mi język.
- A i owszem, mam powody do zadowolenia. - uśmiechnąłem się szeroko. - Dzisiaj podpisałem dość ważne papiery, dzięki którym mój syn oficjalnie nazywa się Theo Hermoso Martin. Mam do niego takie same prawa jak Ainhoa.
- To wspaniale!
- A wiesz co jest najlepsze? Sama mi to zaproponowała. Nie śmiałem jej nawet o tym wspominać, chcąc odczekać jakiś czas. - zerknąłem na telefon, z którego uśmiechała się do mnie buzia Theo. - Sprawiła mi ogromną radość tym zaufaniem.
- No tak. - mina Chio momentalnie zrzedła.
- O co chodzi?
- Wtedy pod kawiarnią ... chyba domyśliłam się jaki był na prawdę powód jej wybuchu. Zirytowała się, bo zobaczyła mnie. Nie sądzisz, że to była raczej scena zazdrości, niż troska o rozdrażnione dziecko? - spytała niepewnie, a mnie totalnie wcięło. Kompletnie nie brałem tego pod uwagę. Przecież to był absurd!
- Niby dlaczego miałaby być zazdrosna?
- Niby dlaczego miałaby być zazdrosna?
- Jesteś ojcem jej dziecka, może nadal jej na Tobie zależy? Sam mi mówiłeś, że poczuła się porzucona, więc uciekła. I sądzę, że zachowałabym się podobnie w takiej sytuacji. Ale prawda wyszła na jaw i wszystko się zmieniło.
- Wówczas od razu powiedziałaby mi o Theo. A po za tym, nigdy nie dała mi powodu, abym mógł podejrzewać ją o zazdrość. - wzruszyłem ramionami.
- Czyżby? - uniosła brwi ku górze. - Zagroziła Ci sądem, bo śmiałam się odezwać. To był jasny przekaz, że nie życzy sobie mojej obecności w życiu waszego syna. Pomilczała kilka dni, a następnie pojawiła się niespodziewanie na Twoim treningu, wiedząc że będziesz jej za to ogromnie wdzięczny. I nagle zaproponowała Ci, aby Theo nosił Twoje nazwisko.
- Wówczas od razu powiedziałaby mi o Theo. A po za tym, nigdy nie dała mi powodu, abym mógł podejrzewać ją o zazdrość. - wzruszyłem ramionami.
- Czyżby? - uniosła brwi ku górze. - Zagroziła Ci sądem, bo śmiałam się odezwać. To był jasny przekaz, że nie życzy sobie mojej obecności w życiu waszego syna. Pomilczała kilka dni, a następnie pojawiła się niespodziewanie na Twoim treningu, wiedząc że będziesz jej za to ogromnie wdzięczny. I nagle zaproponowała Ci, aby Theo nosił Twoje nazwisko.
- To było akurat rozsądne z jej strony. - zauważyłem. Chociaż prawda była taka, że nie dawało mi to spokoju. Ewidentnie Ainhoa się czegoś bała i wolała mieć pewność, że Theo jest bezpieczny. - Po za tym, nie ma powodów do zazdrości.
- No jasne. - mruknęła pod nosem.
- Chio, nie to miałem na myśli. - jęknąłem.
- Mario, powiedziałeś że potrzebujesz czasu, aby unormować sprawy związane z Theo. - zauważyła. - Z radością oznajmiasz, że wszystko jest w jak najlepszych porządku. Więc co dalej? - spojrzała na mnie stanowczo. - Skoro Ainhoa nie musi być o mnie zazdrosna, to widocznie na jej uczuciach najbardziej Ci zależy. - zironizowała. - Moja zazdrość się nie liczy!
- Niby dlaczego jesteś o nią zazdrosna? - parsknąłem.
- Bo to matka Twojego dziecka i zawsze będzie dla Ciebie ważna. Mówisz o niej w samych superlatywach i nie dostrzegasz tego, co najbardziej widoczne. Do mnie potrafiłeś nie odzywać się przez tydzień, a o jej wrzaski nie miałeś pretensji. - zirytowała się.
- No jasne. - mruknęła pod nosem.
- Chio, nie to miałem na myśli. - jęknąłem.
- Mario, powiedziałeś że potrzebujesz czasu, aby unormować sprawy związane z Theo. - zauważyła. - Z radością oznajmiasz, że wszystko jest w jak najlepszych porządku. Więc co dalej? - spojrzała na mnie stanowczo. - Skoro Ainhoa nie musi być o mnie zazdrosna, to widocznie na jej uczuciach najbardziej Ci zależy. - zironizowała. - Moja zazdrość się nie liczy!
- Niby dlaczego jesteś o nią zazdrosna? - parsknąłem.
- Bo to matka Twojego dziecka i zawsze będzie dla Ciebie ważna. Mówisz o niej w samych superlatywach i nie dostrzegasz tego, co najbardziej widoczne. Do mnie potrafiłeś nie odzywać się przez tydzień, a o jej wrzaski nie miałeś pretensji. - zirytowała się.
- Bo się wtrąciłaś i bezpodstawnie ją zraniłaś.
- Cudownie! - prychnęła.
- Żadna z was nie ma w tym momencie powodów do urządzania mi scen zazdrości. - zdenerwowałem się. Chio wbiła we mnie pełne wyrzutów spojrzenie, po czym zerwała się z kanapy, chwytając za swoją torebkę. - Chio, błagam Cię. To nie jest w Twoim stylu.
- A skąd Ty to możesz wiedzieć? - prychnęła. - Zastanów się Hermoso czego chcesz, bo jesteś bardziej dziecinny od Theo!
- Cudownie! - prychnęła.
- Żadna z was nie ma w tym momencie powodów do urządzania mi scen zazdrości. - zdenerwowałem się. Chio wbiła we mnie pełne wyrzutów spojrzenie, po czym zerwała się z kanapy, chwytając za swoją torebkę. - Chio, błagam Cię. To nie jest w Twoim stylu.
- A skąd Ty to możesz wiedzieć? - prychnęła. - Zastanów się Hermoso czego chcesz, bo jesteś bardziej dziecinny od Theo!
- Chio ... - w tym samym momencie mój telefon zaczął wibrować na stoliku. Obydwoje zerknęliśmy w jego stronę, gdzie na wyświetlaczu widniał napis "Ainhoa". - Muszę odebrać.
- Rób co chcesz
- Rób co chcesz
- Ainhoa, mógłbym oddzwonić za chwilę? - odezwałem się po odebraniu połączenia. Z jednej strony rozumiałem pretensje Chio, jednak nie miała prawa robić mi scen zazdrości. Chciałem wyjaśnić z nią to raz na zawsze.
- Tatuś? - usłyszałem niepewny głosik syna.
- Theo? Co się stało? Gdzie mama?
- Wujek na nią ksycy. - pociągnął noskiem, a ja poczułem się jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę. - Jest baldzo zły, bo dowiedział się o Tobie. Wypaplałem. - załkał.
- Spokojnie, nic się nie stało. - próbowałem go uspokoić. Miałem wrażenie, że tłumi w sobie szloch, jakby nie chciał zostać usłyszany. - Gdzie jesteś?
- Pod łózkiem. Mamusia kazała mi się schować. - krew odpłynęła mi z twarzy gdy tylko to usłyszałem. Nerwowo przeczesałem swoje włosy, nie wiedząc co mam robić. - Nie chcę zeby mama znowu miała bzydkie ślady na ląckach. To ją bolało.
- Tatuś? - usłyszałem niepewny głosik syna.
- Theo? Co się stało? Gdzie mama?
- Wujek na nią ksycy. - pociągnął noskiem, a ja poczułem się jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę. - Jest baldzo zły, bo dowiedział się o Tobie. Wypaplałem. - załkał.
- Spokojnie, nic się nie stało. - próbowałem go uspokoić. Miałem wrażenie, że tłumi w sobie szloch, jakby nie chciał zostać usłyszany. - Gdzie jesteś?
- Pod łózkiem. Mamusia kazała mi się schować. - krew odpłynęła mi z twarzy gdy tylko to usłyszałem. Nerwowo przeczesałem swoje włosy, nie wiedząc co mam robić. - Nie chcę zeby mama znowu miała bzydkie ślady na ląckach. To ją bolało.
- Słucham? - wydukałem. - Theo, zostań tam gdzie jesteś, dobrze? - wyminąłem zdezorientowaną Chio, udając się do wyjścia. - Zaraz będę. I nie rozłączaj się! Mów do mnie!
Strach ogarnął moje ciało. Z trzęsącymi się dłońmi odpaliłem silnik mojego samochodu, wyjeżdżając z piskiem opon z parkingu. Starałem się uspokoić płaczącego Theo, a sam byłem na granicy wytrzymałości.
Strach ogarnął moje ciało. Z trzęsącymi się dłońmi odpaliłem silnik mojego samochodu, wyjeżdżając z piskiem opon z parkingu. Starałem się uspokoić płaczącego Theo, a sam byłem na granicy wytrzymałości.
Gnałem przez Madryt jak szalony, kompletnie nie przejmując się mandatami czy niebezpieczeństwem, które w tym momencie stwarzałem. W mig zrozumiałem, dlaczego Ainhoa zaproponowała, aby Theo oficjalnie został moim synem. Bała się brata i tego, co może jej zrobić. Chciała mieć tą pewność, że mały trafi do mnie, jeśli cokolwiek by się jej stało. I to przeszkolenie syna z telefonem i wybieraniem numeru do mnie. Theo zdecydowanie był bystry po swojej matce.
Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy. Jeśli choć jeden włos jej spadnie z głowy, zamorduje go gołymi rękoma! Jakim prawem w ogóle ją dotknął i zrobił krzywdę!
Zatrzymałem się przed posiadłością Daniego Martina, po czym z impetem wyskoczyłem z samochodu, informując Theo, że tatuś już jest. Na całe szczęście brama była otwarta. Zresztą, przeskoczenie jej, nie byłoby dla mnie żadnym problemem.
Już pod drzwiami, które na całe szczęście nie były domknięte, usłyszałem wrzaski właściciela domu. Wszedłem pewnie do środka, czując że z każdym krokiem, moja złość sięgała zenitu.
Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy. Jeśli choć jeden włos jej spadnie z głowy, zamorduje go gołymi rękoma! Jakim prawem w ogóle ją dotknął i zrobił krzywdę!
Zatrzymałem się przed posiadłością Daniego Martina, po czym z impetem wyskoczyłem z samochodu, informując Theo, że tatuś już jest. Na całe szczęście brama była otwarta. Zresztą, przeskoczenie jej, nie byłoby dla mnie żadnym problemem.
Już pod drzwiami, które na całe szczęście nie były domknięte, usłyszałem wrzaski właściciela domu. Wszedłem pewnie do środka, czując że z każdym krokiem, moja złość sięgała zenitu.
- Ladacznica to zbyt małe słowo jak na Ciebie!
- Dani, przestań! - załkała. - Theo wszystko słyszy!
- Nie obchodzi mnie ten mały bękart! - wrzasnął.
- Mówisz o moim synu. - warknąłem. Obydwoje zamilkli, odwracając głowy w moją stronę. Ainhoa wpatrywała się we mnie niczym w ducha, z kolei jej brat miał minę, jakby chciał mnie zamordować. Od razu było widać, że wypił o jednego drinka za dużo.
- Dani, przestań! - załkała. - Theo wszystko słyszy!
- Nie obchodzi mnie ten mały bękart! - wrzasnął.
- Mówisz o moim synu. - warknąłem. Obydwoje zamilkli, odwracając głowy w moją stronę. Ainhoa wpatrywała się we mnie niczym w ducha, z kolei jej brat miał minę, jakby chciał mnie zamordować. Od razu było widać, że wypił o jednego drinka za dużo.
- Kto Ci pozwolił wejść do mojego domu?!
- Sam sobie pozwoliłem. - prychnąłem, mierząc jego sylwetkę z góry na dół. - Przyjechałem po mojego syna, który nie zostanie w tym domu ani chwili dużej. Ainhoa idź do niego na górę i spakuj rzeczy. - kiwnąłem głową w stronę schodów.
- Nie możesz! - z jej gardła wydobył się szloch.
- Odbierzesz matce dziecko? - prychnął ironicznie jej brat.
- Zabieram ich oboje. - syknąłem, zbliżając się do niego. - Już nigdy więcej nie zbliżysz się psychopato do żadnego z nich, rozumiesz? Już nigdy więcej na nią nie nakrzyczysz i jej nie tkniesz!
- Sam sobie pozwoliłem. - prychnąłem, mierząc jego sylwetkę z góry na dół. - Przyjechałem po mojego syna, który nie zostanie w tym domu ani chwili dużej. Ainhoa idź do niego na górę i spakuj rzeczy. - kiwnąłem głową w stronę schodów.
- Nie możesz! - z jej gardła wydobył się szloch.
- Odbierzesz matce dziecko? - prychnął ironicznie jej brat.
- Zabieram ich oboje. - syknąłem, zbliżając się do niego. - Już nigdy więcej nie zbliżysz się psychopato do żadnego z nich, rozumiesz? Już nigdy więcej na nią nie nakrzyczysz i jej nie tkniesz!
- Ona nigdzie nie pójdzie. - uśmiechnął się ironicznie. - Ma wobec mnie zbyt duży dług, którego nie spłaci do końca życia. I bardzo mi przykro, ale dzieciak również zostaje. W końcu dziecko musi być z mamusią, a nie tatusiem. - ewidentnie ze mnie kpił, śmiejąc mi się prosto w twarz. - A jeśli stąd nie wyjdziesz, to jutro stawisz się w sądzie. Pieprzyłeś moją siostrę, gdy była nieletnia!
- Wystaw rachunek za ten dług. Ja go spłacę.
- Mario, nie ... - obok mnie stanęła Ainhoa, ocierając swoje mokre policzki. Ten widok łamał mi serce i jedyne czego chciałem, to zabrać ją i Theo z dala od tego alkoholika. Aż się we mnie zagotowało, gdy dostrzegłem na jej nadgarstkach ślady, o których mówił mój syn.
- Sam widzisz. Jutro pójdziemy na policję.
- Nigdzie nie pójdę!
- Pójdziesz! I powiesz to, co Ci każe! - warknął.
- Sama tego chciałam! Mario nie zrobił nic wbrew moje woli! - stanęła pomiędzy nami, jakby chciała ochronić mnie przed własnym bratem. I to był niestety jej błąd. Ciężka dłoń Daniego Martina odbiła się od jej policzka. Zszokowany, jakby w zwolnionym tempie, patrzyłem jak zdezorientowana unosi twarz, a z jej rozciętej wargi zaczyna kapać krew.
- Wystaw rachunek za ten dług. Ja go spłacę.
- Mario, nie ... - obok mnie stanęła Ainhoa, ocierając swoje mokre policzki. Ten widok łamał mi serce i jedyne czego chciałem, to zabrać ją i Theo z dala od tego alkoholika. Aż się we mnie zagotowało, gdy dostrzegłem na jej nadgarstkach ślady, o których mówił mój syn.
- Sam widzisz. Jutro pójdziemy na policję.
- Nigdzie nie pójdę!
- Pójdziesz! I powiesz to, co Ci każe! - warknął.
- Sama tego chciałam! Mario nie zrobił nic wbrew moje woli! - stanęła pomiędzy nami, jakby chciała ochronić mnie przed własnym bratem. I to był niestety jej błąd. Ciężka dłoń Daniego Martina odbiła się od jej policzka. Zszokowany, jakby w zwolnionym tempie, patrzyłem jak zdezorientowana unosi twarz, a z jej rozciętej wargi zaczyna kapać krew.
- Ty sukinsynu! - krzyknąłem, doskakując do niego. Furia ogarnęła moją dusze i ciało. Jedyne czego chciałem, to pobić go do nieprzytomności. Chwyciłem go za przód koszulki i pchnąłem z całej siły na ścianę. Uniosłem pięść, aby obić mu tą parszywą gębę, jednak powstrzymała mnie przed tym Ainhoa, wtulając się w mój tors.
- Nie rób tego. - szepnęła.
- Idź na górę i się spakuj. - poprosiłem drżącym głosem. Adrenalina buzowała we mnie na zwiększonych obrotach. - Nie zmuszaj mnie, żebym zabrał samego Theo. - dodałem, na co uniosła na mnie zapłakane oczy. Przymknąłem powieki, chcąc się uspokoić, chociaż widok jej wargi doprowadzał mnie do szału. Objąłem ją w obronnym geście, wdychając zapach jej włosów.
- Pod warunkiem, że nie podniesiesz na niego ręki. - mruknęła. - Nie jest wart Twoich wyrzutów sumienia. Ty nie jesteś taki.
- Nie rób tego. - szepnęła.
- Idź na górę i się spakuj. - poprosiłem drżącym głosem. Adrenalina buzowała we mnie na zwiększonych obrotach. - Nie zmuszaj mnie, żebym zabrał samego Theo. - dodałem, na co uniosła na mnie zapłakane oczy. Przymknąłem powieki, chcąc się uspokoić, chociaż widok jej wargi doprowadzał mnie do szału. Objąłem ją w obronnym geście, wdychając zapach jej włosów.
- Pod warunkiem, że nie podniesiesz na niego ręki. - mruknęła. - Nie jest wart Twoich wyrzutów sumienia. Ty nie jesteś taki.
- Ona nie ma co spakować! Wszystko należy do mnie!
- Oprócz Theo. - zauważyłem. - Idź po niego. - poprosiłem. Kiwnęła niepewnie głową, po czym szybkim krokiem udała się na górę. - Wystaw ten cholerny rachunek, a resztę sobie zachowaj. I nigdy więcej się do nich nie zbliżaj, bo Cię zamorduję! - ostrzegłem. - Powinieneś się leczyć! To Twoja siostra do jasnej cholery!
- Jest ladacznicą, a nie moją siostrą. - warknął.
- Tatuś? - usłyszałem za sobą cichy szept, więc błyskawicznie odwróciłem się na pięcie. Ainhoa zeszła ze schodów z Theo na rękach. Trzylatek kurczowo trzymał swojego misia, patrząc na mnie z nadzieją. Wziąłem go od matki, mocno do siebie przytulając.
- Już dobrze, nie dam wam zrobić krzywdy. - wyszeptałem do jego ucha. - To wszystko? - zwróciłem się do Ainhoy, która miała ze sobą jedynie małej wielkości torbę. Kiwnęła niepewnie głową, nie odrywając wzroku od podłogi. - Wychodzimy. - pchnąłem ją lekko w stronę drzwi.
- Nie masz po co tu wracać, Ainhoa! Ty i Twój bękart!
Zapiąłem Theo w foteliku, po czym otworzyłem przednie drzwi przed Ainhoą. Tym razem bez wariacji odjechałem spod posiadłości, kierując się w stronę dzielnicy w której mieszkałem. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Theo z nieodgadnioną miną skubał futerko swojego misia, z kolei Ainhoa wzrok miała spuszczony na swoje dłonie.
Z jednej strony byłem na nią wściekły z powodu zatajenia przede mną sytuacji w domu. Ale z drugiej ... cała wściekłość ze mnie wyparowywała na widok jej przerażająco smutnych oczu i śladów napaści. Bo inaczej nie mogłem tego nazwać! Jakim głupim ślepcem musiałem być, aby nie zauważyć tego wszystkiego!
Była taka drobna i bezbronna. A mimo to, starała się za wszelką cenę chronić Theo, stając z agresywnym bratem twarzą w twarz. Chronić mnie ... bo właśnie dlatego stanęła pomiędzy nami. Spanikowany złapałem się na myśli, że chciałbym wycałować jej rozwaloną wargę i siny policzek.
- Oprócz Theo. - zauważyłem. - Idź po niego. - poprosiłem. Kiwnęła niepewnie głową, po czym szybkim krokiem udała się na górę. - Wystaw ten cholerny rachunek, a resztę sobie zachowaj. I nigdy więcej się do nich nie zbliżaj, bo Cię zamorduję! - ostrzegłem. - Powinieneś się leczyć! To Twoja siostra do jasnej cholery!
- Jest ladacznicą, a nie moją siostrą. - warknął.
- Tatuś? - usłyszałem za sobą cichy szept, więc błyskawicznie odwróciłem się na pięcie. Ainhoa zeszła ze schodów z Theo na rękach. Trzylatek kurczowo trzymał swojego misia, patrząc na mnie z nadzieją. Wziąłem go od matki, mocno do siebie przytulając.
- Już dobrze, nie dam wam zrobić krzywdy. - wyszeptałem do jego ucha. - To wszystko? - zwróciłem się do Ainhoy, która miała ze sobą jedynie małej wielkości torbę. Kiwnęła niepewnie głową, nie odrywając wzroku od podłogi. - Wychodzimy. - pchnąłem ją lekko w stronę drzwi.
- Nie masz po co tu wracać, Ainhoa! Ty i Twój bękart!
Zapiąłem Theo w foteliku, po czym otworzyłem przednie drzwi przed Ainhoą. Tym razem bez wariacji odjechałem spod posiadłości, kierując się w stronę dzielnicy w której mieszkałem. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Theo z nieodgadnioną miną skubał futerko swojego misia, z kolei Ainhoa wzrok miała spuszczony na swoje dłonie.
Z jednej strony byłem na nią wściekły z powodu zatajenia przede mną sytuacji w domu. Ale z drugiej ... cała wściekłość ze mnie wyparowywała na widok jej przerażająco smutnych oczu i śladów napaści. Bo inaczej nie mogłem tego nazwać! Jakim głupim ślepcem musiałem być, aby nie zauważyć tego wszystkiego!
Była taka drobna i bezbronna. A mimo to, starała się za wszelką cenę chronić Theo, stając z agresywnym bratem twarzą w twarz. Chronić mnie ... bo właśnie dlatego stanęła pomiędzy nami. Spanikowany złapałem się na myśli, że chciałbym wycałować jej rozwaloną wargę i siny policzek.
- Jesteśmy. - oznajmiłem gasząc silnik. Nikt mi nie odpowiedział, ani nie zareagował. Westchnąłem ciężko, wysiadając z samochodu. Okrążyłem go powoli, po czym otworzyłem drzwi od strony Theo i zacząłem go odpinać. - Na pewno jesteś zmęczony, prawda?
- Tloskę. - szepnął przytulając misia.
- Theo, już wszystko w porządku. - wziąłem go na ręce. Ułożył ufnie zmęczoną główkę na moim ramieniu. - Jesteś bezpieczny. Mamusia też.
- A misio?
- Misio też. - zaśmiałem się, całując go w czoło. Drugą ręką otworzyłem drzwi przed dziewczyną. Uniosła na mnie zamglony wzrok i posłusznie wysiadła. Wspólnie ruszyliśmy ku wejściu, gdzie wpuściłem ich do środka. - Będziecie spać w gościnnej sypialni. Jest tam świeża pościel, którą założyła moja mama. - oznajmiłem. - Ainhoa, proszę Cię. - westchnąłem. - Powiedz coś.
- Przepraszam. - szepnęła.
- To akurat ostatnia rzecz, którą mogłabyś powiedzieć. - zauważyłem, po czym zerknąłem na śpiącego na moim ramieniu Theo. - Przebierzesz go w jakąś piżamę, czy tak go położyć?
- Nie wzięłam żadnej. - mruknęła. - Mam same dokumenty i lekarstwa. I misia. - wskazała na pluszaka. W jej oczach zalśniły łzy bezradności.
- Zaradzimy na to jutro. - rzuciłem, po czym ostrożnie położyłem Theo na posłaniu. Momentalnie się zerwał, rozglądając wokół spanikowany.
- Mama?
- Jestem. - Ainhoa podeszła do niego szybko i objęła. Wtulił się w nią mocno, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Zaczęła go kołysać, nucąc pod nosem jakąś melodię. Obserwowałem ich uważnie, czując jak moje serce wręcz pęka z bólu. To nie tak powinno wyglądać. Moje dziecko i jego matka powinni mieć lepsze życie, bez żadnych trosk i strachu. Wiedziałem, że nie było w tym mojej winy, a jednak wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka.
*
- Tloskę. - szepnął przytulając misia.
- Theo, już wszystko w porządku. - wziąłem go na ręce. Ułożył ufnie zmęczoną główkę na moim ramieniu. - Jesteś bezpieczny. Mamusia też.
- A misio?
- Misio też. - zaśmiałem się, całując go w czoło. Drugą ręką otworzyłem drzwi przed dziewczyną. Uniosła na mnie zamglony wzrok i posłusznie wysiadła. Wspólnie ruszyliśmy ku wejściu, gdzie wpuściłem ich do środka. - Będziecie spać w gościnnej sypialni. Jest tam świeża pościel, którą założyła moja mama. - oznajmiłem. - Ainhoa, proszę Cię. - westchnąłem. - Powiedz coś.
- Przepraszam. - szepnęła.
- To akurat ostatnia rzecz, którą mogłabyś powiedzieć. - zauważyłem, po czym zerknąłem na śpiącego na moim ramieniu Theo. - Przebierzesz go w jakąś piżamę, czy tak go położyć?
- Nie wzięłam żadnej. - mruknęła. - Mam same dokumenty i lekarstwa. I misia. - wskazała na pluszaka. W jej oczach zalśniły łzy bezradności.
- Zaradzimy na to jutro. - rzuciłem, po czym ostrożnie położyłem Theo na posłaniu. Momentalnie się zerwał, rozglądając wokół spanikowany.
- Mama?
- Jestem. - Ainhoa podeszła do niego szybko i objęła. Wtulił się w nią mocno, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Zaczęła go kołysać, nucąc pod nosem jakąś melodię. Obserwowałem ich uważnie, czując jak moje serce wręcz pęka z bólu. To nie tak powinno wyglądać. Moje dziecko i jego matka powinni mieć lepsze życie, bez żadnych trosk i strachu. Wiedziałem, że nie było w tym mojej winy, a jednak wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka.
*
Życie kolejny raz napluło mi w twarz zmuszając do poniżenia. I choć nie zrobiłam tego z własnej woli, jedyne co czułam, to ogromny wstyd. Nie miałam odwagi spojrzeć Mario w oczy. Nie chciałam zobaczyć w nich litości. Chciałam zniknąć, uciec ... ale nie mogłabym tego zrobić bez Theo. Był moją kotwicą. Promykiem nadziei w tym brutalnym i szarym świecie.
Wróciłam do punktu wyjścia. Nie miałam dachu nad głową i musiałam liczyć na łaskę Mario. Przynajmniej do czasu, aż znajdę mieszkanie. Na całe szczęście nadal miałam pracę, dzięki której było to możliwe.
I Theo był bezpieczny, a to było najważniejsze. Głaskałam jego główkę, wsłuchując się w miarowy oddech. Spał spokojnie, wtulony w swojego misia. Ten pluszak przeszedł już wszystko, co zresztą było po nim widać. Jednak dla mojego dziecka był on szczególny, dla mnie zresztą również. Kupiła go Miriam, na samą wieść o mojej ciąży. Boże, jak ten misiek mnie wtedy irytował! Był pierwszą zabawką Theo i jak się okazało, ulubioną.
- Nie śpisz? - usłyszałam szept pochodzący spod drzwi. Zerknęłam na Mario, który stał w progu, opierając się ramieniem o framugę drzwi. - Chcesz się czegoś napić? Albo zjeść? - zapytał, lecz pokiwałam przecząco głową. - Skoro Theo śpi, może moglibyśmy porozmawiać?
- Teraz?
- I tak nie zaśniesz. Ja zresztą też. - oznajmił, po czym się wycofał, dając mi szansę na podjęcie decyzji. Nie miałam innego wyjścia, a nie lubiłam przekładać ważnych rzeczy w czasie. Otuliłam Theo szczelniej pościelą. Ruszyłam w krok za Mario, który jak się domyśliłam, czekał na mnie w salonie. Usiadłam obok niego na kanapie.
Wróciłam do punktu wyjścia. Nie miałam dachu nad głową i musiałam liczyć na łaskę Mario. Przynajmniej do czasu, aż znajdę mieszkanie. Na całe szczęście nadal miałam pracę, dzięki której było to możliwe.
I Theo był bezpieczny, a to było najważniejsze. Głaskałam jego główkę, wsłuchując się w miarowy oddech. Spał spokojnie, wtulony w swojego misia. Ten pluszak przeszedł już wszystko, co zresztą było po nim widać. Jednak dla mojego dziecka był on szczególny, dla mnie zresztą również. Kupiła go Miriam, na samą wieść o mojej ciąży. Boże, jak ten misiek mnie wtedy irytował! Był pierwszą zabawką Theo i jak się okazało, ulubioną.
- Nie śpisz? - usłyszałam szept pochodzący spod drzwi. Zerknęłam na Mario, który stał w progu, opierając się ramieniem o framugę drzwi. - Chcesz się czegoś napić? Albo zjeść? - zapytał, lecz pokiwałam przecząco głową. - Skoro Theo śpi, może moglibyśmy porozmawiać?
- Teraz?
- I tak nie zaśniesz. Ja zresztą też. - oznajmił, po czym się wycofał, dając mi szansę na podjęcie decyzji. Nie miałam innego wyjścia, a nie lubiłam przekładać ważnych rzeczy w czasie. Otuliłam Theo szczelniej pościelą. Ruszyłam w krok za Mario, który jak się domyśliłam, czekał na mnie w salonie. Usiadłam obok niego na kanapie.
- Za dwa dni mam rozmowę w sprawie mieszkania. - mruknęłam, wbijając wzrok w swoje stopy. - Jeśli wszystko dobrze pójdzie ...
- Chcesz iść na rozmowę z takim stanie? - wtrącił się łagodnie. - Ainhoa, zostaniecie tu tak długo, jak to będzie potrzebne. Musisz dojść do siebie i nie mów mi, że jest inaczej. Potem usiądziemy i znajdziemy wyjście z tej sytuacji. Pomogę Ci w znalezieniu odpowiedniego mieszkania, dobrze?
- Nie możemy Ci siedzieć na głowie.
- Theo to mój syn. Jakby nie patrzeć, to również jego dom i nigdy nie będzie tu przeszkadzał. - kiwnęłam niemrawo głową. - Ainhoa, musiałem Cię trochę zaszantażować, inaczej nie odeszłabyś stamtąd. Z premedytacją powiedziałem, że i tak zabiorę Theo, ale cały czas miałem tą pewność, że dzięki temu argumentowi nie będziesz się ze mną bezpodstawnie spierać. Musiałem Cię stamtąd zabrać! Spójrz na swoje ręce. - chwycił ostrożnie moje nadgarstki. - Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Nie chcę Twojej litości. - szepnęłam drżącym głosem.
- Co Ty mówisz? - prychnął. - To nie litość tylko troska. Wiesz jak się bałem, że nie zdążę na czas? Że coś Ci zrobi? Spójrz wreszcie na mnie! - zirytował się. Uniosłam niepewnie wzrok, pociągając nosem. - Nie dam Cię skrzywdzić, rozumiesz? Gdybyś mnie nie powstrzymała, wylądowałby na ostrym dyżurze!
- A Ty na posterunku.
- Uderzył Cię. Nie daruje mu tego.
- Wolę to, niż wszystkie przykre słowa, które od niego usłyszałam. Zresztą, miał dużo racji. Jestem beznadziejna i z niczym sobie nie radzę. Znowu wylądowałam na bruku i tak na prawdę nie wiem, czy sobie poradzę. Do tego ten dług ...
- Którego spłacę, więc nie myśl o tym.
- Nie. - zaprzeczyłam gwałtownie. - To mój dług.
- Twój dług? - parsknął. - W takim razie co z moim? Dowiedziałaś się w wieku siedemnastu lat, że nosisz pod sercem moje dziecko. Nie było mnie przy Tobie i nie miałaś nikogo, kto by Ci pomógł. Inne na Twoim miejscu usunęłyby ciążę albo oddały dziecko zaraz po urodzeniu. Ty tego nie zrobiłaś.
- Nachodziły mnie takie myśli.
- To zrozumiałe. Ale mimo tych myśli, Theo śpi teraz spokojnie w gościnnej sypialni. Nie poddałaś się i chroniłaś go za wszelką cenę. Nie dałaś zrobić mu krzywdy, robiąc wszystko, aby był bezpieczny. To ja mam wobec Ciebie dług. - pogładził z czułością moje sine nadgarstki. - Te wszystkie pieniądze, które dostałaś od brata, były dla Theo. To też moje dziecko, więc i mój dług. Ty zapłaciłaś o wiele większą cenę za te lata pod jednym dachem z nim.
- Ale ja nie mogę. Nie chcę. Nie chcę być jak moja matka. - pokręciłam gwałtownie głową. - Dzięki mnie, dostawała spore pieniądze od ojca. Wiem co powiesz! - zareagowałam gdy uchylił usta, aby zaprzeczyć. - To nie to samo, ale ja się tak właśnie będę czuć. Jak utrzymanka, wykorzystująca własne dziecko do wygodnego życia.
- To dlatego zirytowałaś się, gdy zaproponowałem Ci pieniądze. - spojrzał na mnie uważnie. - Ainhoa, nie jesteś swoją matką. Jesteś o wiele lepszym człowiekiem. I pleciesz bzdury mówiąc o swojej beznadziejności. Dziewczyno! - chwycił mnie za ramiona. - Ktoś inny na Twoim miejscu, na pewno by się załamał! A Ty, mimo wszystkich ciosów od losu, masz podniesioną głowę do góry. Nie załamałaś się.
- Bo nie mogę. Mam Theo.
- Bo jesteś silna, chociaż tego nie dostrzegasz. - poprawił mnie. - Masz pełne prawo do łez i chwilowego załamania. Każdy z nas ma takie momenty. Ale jestem pewien, że wraz z nowym dniem, pojawi się nowa Ainhoa. Gotowa do walki z przeciwnościami losu. Wiem co mówię, nawrzeszczałaś na mnie nie raz.
- Przepraszam. - uśmiechnęłam się smutno.
- Chcesz iść na rozmowę z takim stanie? - wtrącił się łagodnie. - Ainhoa, zostaniecie tu tak długo, jak to będzie potrzebne. Musisz dojść do siebie i nie mów mi, że jest inaczej. Potem usiądziemy i znajdziemy wyjście z tej sytuacji. Pomogę Ci w znalezieniu odpowiedniego mieszkania, dobrze?
- Nie możemy Ci siedzieć na głowie.
- Theo to mój syn. Jakby nie patrzeć, to również jego dom i nigdy nie będzie tu przeszkadzał. - kiwnęłam niemrawo głową. - Ainhoa, musiałem Cię trochę zaszantażować, inaczej nie odeszłabyś stamtąd. Z premedytacją powiedziałem, że i tak zabiorę Theo, ale cały czas miałem tą pewność, że dzięki temu argumentowi nie będziesz się ze mną bezpodstawnie spierać. Musiałem Cię stamtąd zabrać! Spójrz na swoje ręce. - chwycił ostrożnie moje nadgarstki. - Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Nie chcę Twojej litości. - szepnęłam drżącym głosem.
- Co Ty mówisz? - prychnął. - To nie litość tylko troska. Wiesz jak się bałem, że nie zdążę na czas? Że coś Ci zrobi? Spójrz wreszcie na mnie! - zirytował się. Uniosłam niepewnie wzrok, pociągając nosem. - Nie dam Cię skrzywdzić, rozumiesz? Gdybyś mnie nie powstrzymała, wylądowałby na ostrym dyżurze!
- A Ty na posterunku.
- Uderzył Cię. Nie daruje mu tego.
- Wolę to, niż wszystkie przykre słowa, które od niego usłyszałam. Zresztą, miał dużo racji. Jestem beznadziejna i z niczym sobie nie radzę. Znowu wylądowałam na bruku i tak na prawdę nie wiem, czy sobie poradzę. Do tego ten dług ...
- Którego spłacę, więc nie myśl o tym.
- Nie. - zaprzeczyłam gwałtownie. - To mój dług.
- Twój dług? - parsknął. - W takim razie co z moim? Dowiedziałaś się w wieku siedemnastu lat, że nosisz pod sercem moje dziecko. Nie było mnie przy Tobie i nie miałaś nikogo, kto by Ci pomógł. Inne na Twoim miejscu usunęłyby ciążę albo oddały dziecko zaraz po urodzeniu. Ty tego nie zrobiłaś.
- Nachodziły mnie takie myśli.
- To zrozumiałe. Ale mimo tych myśli, Theo śpi teraz spokojnie w gościnnej sypialni. Nie poddałaś się i chroniłaś go za wszelką cenę. Nie dałaś zrobić mu krzywdy, robiąc wszystko, aby był bezpieczny. To ja mam wobec Ciebie dług. - pogładził z czułością moje sine nadgarstki. - Te wszystkie pieniądze, które dostałaś od brata, były dla Theo. To też moje dziecko, więc i mój dług. Ty zapłaciłaś o wiele większą cenę za te lata pod jednym dachem z nim.
- Ale ja nie mogę. Nie chcę. Nie chcę być jak moja matka. - pokręciłam gwałtownie głową. - Dzięki mnie, dostawała spore pieniądze od ojca. Wiem co powiesz! - zareagowałam gdy uchylił usta, aby zaprzeczyć. - To nie to samo, ale ja się tak właśnie będę czuć. Jak utrzymanka, wykorzystująca własne dziecko do wygodnego życia.
- To dlatego zirytowałaś się, gdy zaproponowałem Ci pieniądze. - spojrzał na mnie uważnie. - Ainhoa, nie jesteś swoją matką. Jesteś o wiele lepszym człowiekiem. I pleciesz bzdury mówiąc o swojej beznadziejności. Dziewczyno! - chwycił mnie za ramiona. - Ktoś inny na Twoim miejscu, na pewno by się załamał! A Ty, mimo wszystkich ciosów od losu, masz podniesioną głowę do góry. Nie załamałaś się.
- Bo nie mogę. Mam Theo.
- Bo jesteś silna, chociaż tego nie dostrzegasz. - poprawił mnie. - Masz pełne prawo do łez i chwilowego załamania. Każdy z nas ma takie momenty. Ale jestem pewien, że wraz z nowym dniem, pojawi się nowa Ainhoa. Gotowa do walki z przeciwnościami losu. Wiem co mówię, nawrzeszczałaś na mnie nie raz.
- Przepraszam. - uśmiechnęłam się smutno.
- Poradzimy sobie z tym wszystkim. Obiecuję Ci to. Już nie jesteś sama. Masz mnie, masz Leire, masz tą słynną Nanę od kaczuch, nawet moją matkę! - wywrócił zabawnie oczami. - Błagam Cię Ainhoa, tylko mi tu nie becz! - jęknął widząc moje łzy.
- Po prostu ... dziękuję. - pociągnęłam nosem.
- Chodź tu do mnie. - nieoczekiwanie przygarnął mnie do siebie, obejmując mocno. Wstrzymałam oddech, zaskoczona jego bliskością. Pachniał tak samo, jego dotyk był taki sam ... przymknęłam powieki, chcąc choć chwilę nacieszyć się tą iluzją. W końcu nie raz wyobrażałam sobie, że mnie przytula.
Ku mojemu zdziwieniu, ani myślał wypuszczać mnie ze swoich ramion. Delikatnie gładził moje ramię, sprawiając że poczułam się bezpiecznie. Wolna od wszelkich trosk. Moje powieki robiły się co raz cięższe i cięższe. Aż w końcu zasnęłam ... wtulona w najwygodniejszą poduszkę na świecie.
- Po prostu ... dziękuję. - pociągnęłam nosem.
- Chodź tu do mnie. - nieoczekiwanie przygarnął mnie do siebie, obejmując mocno. Wstrzymałam oddech, zaskoczona jego bliskością. Pachniał tak samo, jego dotyk był taki sam ... przymknęłam powieki, chcąc choć chwilę nacieszyć się tą iluzją. W końcu nie raz wyobrażałam sobie, że mnie przytula.
Ku mojemu zdziwieniu, ani myślał wypuszczać mnie ze swoich ramion. Delikatnie gładził moje ramię, sprawiając że poczułam się bezpiecznie. Wolna od wszelkich trosk. Moje powieki robiły się co raz cięższe i cięższe. Aż w końcu zasnęłam ... wtulona w najwygodniejszą poduszkę na świecie.
***
Chciałyście Mario Superbohatera to go macie :)
Życzę wam miłego tygodnia!
Awwwww! *.*
OdpowiedzUsuńCholercia, chyba nie jestem w stanie napisać nic długiego ani sensownego.
Ugh, Dani jednak pokazał, że kawał z niego sukinsyna. Uderzył swoją siostrę - po prostu brak mi słów. A niby taki ceniony i lubiany artysta, phi! >.<
Na całe szczęście Super Mario (haha, o nie XD) pojawił się w porę i uratował swojego synka i - mam nadzieję, że już wkrótce SWOJĄ - kobietę. :D Och, no błagam - przecież sam się złapał na tym, że chciałby ją pocałować! Więc liczę na rozwinięcie akcji pod tym kątem. ;)
Buziaki! <3
Od razu ostrzegam,że ten komentarz będzie skrajnie nielogiczny. Przede wszystkim dla tego, że po powyższym rozdziale targają mnie niesamowite emocje. Serio, chciałabym sklecić jedno sensowne zdanie, ale tak strasznie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.Po prostu już chcę wiedzieć, co będzie dalej i mieć pewność, że wszystko skończy się dobrze.
OdpowiedzUsuńChio znów mnie zirytowała. A myślałam, że ją polubię... Niestety jak widać nadal nie rozumie, że czasami po prostu powinna nie wtrącać się w czyjeś sprawy i tyle. Mario jest dorosły i sam doskonale wie, czego chce. Jeśli uzna, że nadal czuje coś do Ainhoy to jest to jego święte prawo. W końcu miłość nie wybiera, co nie? Mam więc nadzieje,że Chio da sobie w krótce spokój.
Coś tak czułam, że niedługo Dany zrobi coś strasznego. Serio, nie rozumiem tego faceta. Jak on w ogóle może traktować w ten sposób swoją siostrę. Jak może traktować kogokolwiek?! Przecież gdyby w porę nie pojawił się Mario, to Ainhoa mogłaby naprawdę ucierpieć.
Dobrze, że Theo to mądry chłopiec i w porę zawiadomił tatę. Dzięki temu Mario miał szansę uratować Ainhoę i swojego syna.
Martwią mnie niestety groźby Daniego. Boję się, że skoro Mario zdecydował się wziąć pod swój dach syna i jego matkę oraz spłacić dług Ainhoy, to teraz Dany zdecyduje się pójść na policję. I tylko przysporzy wszystkim dodatkowych problemów.
Oczywiście nie dziwię się, że Mario był bliski rękoczynów. Sama z chęcią przywaliłabym Danemu w ten pusty łeb. Jeśli Dany pójdzie na policję związku, to Ainhoa powinna odwdzięczyć mu się tym samym i oskarżyć o znęcanie się. W końcu jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Ainhoa nie może robić sobie wyrzutów sumienia. Nie jest swoją matką. W końcu wszystko, co robiła robiła dla ukochanego syna, nie dla siebie. Niech więc skorzysta z faktu, że Theo ma teraz w okół siebie tyle wspaniałych osób, które będą się o niego troszczyć.
Tak jak wspominałam z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.
Pozdrawiam
Violin
Dawno już nic nie dostarczyło mi tylu emocji, co ten rozdział. Wciąż jestem w szoku, że coś takiego w ogóle miało tutaj miejsce.
OdpowiedzUsuńNa początku zacznę jednak od Chio, która po raz kolejny mnie zirytowała i dała następne powody, aby nie darzyć jej sympatią.
Rozumiem, że może być o Mario zazdrosna, że liczyła na bliższe relacje z nim i chciałaby wiedzieć na czym stoi, ale mogłaby być przy tym bardziej taktowna. Po co znowu czepia się Ainhoi i tworzy niepotrzebne insynuacje? Praktycznie jej nie zna, a znowu z góry ocenia. Takim zachowaniem naprawdę wiele traci. W ten sposób w życiu nie przekona do siebie Mario. Poza tym to on sam musi zdecydować, która z kobiet jest dla niego ważniejsza. Fochy Chio tylko działają na jej niekorzyść.
Jak to dobrze, że Ainhoa nauczyła dzwonić Theo do Mario. Gdyby nie to, mogłaby się stać naprawdę jakaś tragedia.
To do czego tym razem posunął się Dani było niewybaczalne. Jak on mógł podnieść rękę na Ainhoę i powiedzieć tyle przykrych słów pod jej adresem. W końcu to jego siostra! Czy on naprawdę nie ma w sobie, ani grama ludzkich uczuć?
Ma całe szczęście Mario zdążył na czas i zabrał z tego piekła Theo i jego mamę. Biedny chłopiec na pewno był tym wszystkim przerażony.
Od teraz mam nadzieję, że będą już bezpieczni i nareszcie rozpoczną spokojne życie. Oby tylko Dani nie spełnił swoich żądań i nie próbował się mścić. Dodatkowe problemy nie są naszym bohaterom potrzebne.
Mario ma rację, Ainhoa nie powinna czuć się, jak swoja matka. Jest od niej zupełnie inna. Dla niej liczy się przede wszystkim dobro dziecka, a nie własne egoistyczne zachcianki. Dobrze, że ktoś próbuje jej to uświadomić.
Mario nareszcie zauważył, że Ainhoa nie jest mu obojętna. Strasznie się z tego cieszę. Może teraz, gdy tymczasowo razem mieszkają coś między nimi dgrnie?
Czekam z ogromną niecierpliwością na następny rozdział.
Ugh, Chio jest skrajnie irytująca! Myślałam, że poszła po rozum do głowy i że już nie będzie się wtrącać w prywatne sprawy Mario i Ainhoy, ale gdzie tam! Oczywiście musiała powiedzieć swoje zdanie na temat Ainhoy, by zaszczepić w Mario jakąś niepewność. Dobra, jestem w stanie zrozumieć, że nie wie na czym stoi i chciałaby się dowiedzieć kim jest dla Mario, ale no nie ma prawa mówić takich rzeczy... Tak się po prostu nie robi. Niech się lepiej zastanowi nad tym, co mówi oraz robi, bo takim zachowaniem na pewno u Mario nie zapunktuje ^^
OdpowiedzUsuńI gdy już myślałam, że to koniec mojej irytacji to na scenę wkroczył Dani! No normalnie aż nie mam słów, by napisać co o nim sądzę. Jak to dobrze, że Ainhoa nauczyła Theo dzwonić do Mario! Gdyby nie to... Nawet nie chcę sobie myśleć, co mogłoby się stać. Przecież ten człowiek jest nieobliczalny! Nie rozumiem jak może tak traktować swoją siostrę, jak może mówić jej tyle przykrych rzeczy oraz dopuszczać się rękoczynów... Całe szczęście, że Mario zdążył na czas i uchronił synka i Ainhoę przed większą tragedią! Zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce i zabrał Ainhoę i Theo do siebie, z dala od Daniego, który na odchodne jeszcze zaczął grozić. Ale kto ma sobie z nim poradzić, jak nie Mario? Najważniejsze, że teraz Ainhoa i Theo są bezpieczni :) Obydwoje nie zasłużyli na takie traktowanie i oboje zasługują na wszystko, co najlepsze. Theo jest jeszcze małym chłopcem i nie potrzebuje w tym wieku widzieć takich rzeczy... Ale teraz ma swojego Mario bohatera :) Mario ma rację, Ainhoa pod żadnym pozorem nie przypomina swojej matki. Dla niej najważniejsze jest dobro Theo a nie pieniądze i intrygi. Dobrze, że Mario próbuje jej do uświadomić :) Mam nadzieję, że od teraz wszystko zacznie się układać i że wspólne mieszkanko wiele zdziała :D W końcu już teraz Mario łapie się na tym, że chciałby pocałować Ainhoę ^^ Ale małymi kroczkami do przodu, teraz był jej potrzebny taki przytulas :)
<33
ahhh ja nie skomentowałam... choć czytałam! (i to nic, że bardziej w pamięć zapadł mi adres opowiadania o Saulu) ale wracając do rozdziału... no to na reszcie! w sumie dobrze, że mały szybko zadzwonił do ojca i prawda w końcu wyszła na jaw, owszem nie jest miło być na czyimś utrzymaniu i polegać na kimś. Ale wiem, że jak tylko Ainhoa stanie na nogach to będzie już tylko lepiej, bedzie pewniejsza siebie. Choć teraz współczuje chłopakowi, ma na głowie dwie dziewczyny. Jedna i druga coś do niego czuje, tyle tylko, że z jedną ma dziecko, a z drugą świetną relacje. Będzie miał chłopak niezły orzech do zgryzienia jak dojdzie do momentu kiedy będzie musiał wybierać. Choć coś czuję, że teraz wkroczy Theo i jego słodkie, maślane oczka, które będą się starać połączyć rodziców. Tyle tylko... czy oni sami do tego dojdą, czy będzie raczej to relacja żurawia i czapli? :) czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńJak. On. Mógł. Podnieść. Na. Nią. Rękę. No co za palant! Jak dobrze, że Theo od razu pomyślał o tacie. I że Mario zdążył na czas.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, Mario... Po tym rozdziale także podbił moje serce.