Polubiłam Enzo od pierwszej naszej rozmowy. Wydawał się być przyjaźnie nastawiony do ludzi i godny zaufania. Podświadomie czułam, że mogę mu powiedzieć wszystko, ponieważ będzie potrafił mnie zrozumieć. I też tak było. Zazdrościłam Mario takiego przyjaciela. Enzo potrafił słuchać i odpowiednio doradzać. Nie oceniał nikogo z góry i próbował zrozumieć.
Byłam zaskoczona gdy wyznał mi czyim jest synem. Moja niewiedza wręcz go rozbawiła. Był przyzwyczajony do tego, że ludzie go rozpoznają. Lecz nie wykorzystywał tego, co dobrze o nim świadczyło. Sądzę że jego rodzice, pomimo wychowywanie swoich synów w centrum medialnego zainteresowania, wykonali kawał dobrej roboty.
Enzo pojawił się niespodziewanie w kawiarni i zaprosił mnie na gorącą czekoladę. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty na jakiekolwiek wyjścia. Mario był sam z Theo, a po za tym źle się czuł. Podświadomie martwiłam się o niego, lecz nie potrafiłam taktownie odmówić Enzo. Wszystkie moje próby poległy w gruzach, gdy osobiście zadzwonił do Mario. Byłam rozczarowana, ponieważ miałam malutką nadzieję, że Hermoso będzie miał coś przeciwko.
Jednak nie mogłam zaliczyć naszego spotkania do nieudanych. Porozmawialiśmy jak starszy dobrzy znajomi. Enzo opowiedział mi wiele anegdotek dotyczących jego przyjaźni z Mario, które były niezwykle zabawne. W pewnej chwili zauważyłam, że praktycznie cały czas rozmawiamy o ojcu Theo. Wszystkie tematy i tak kończyły się na nim.
- Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłem? - zażartował Enzo, gdy tylko zaparkował samochód przed domem swojego przyjaciela. - Oby tylko Mario nie obił mi gęby.
- Nie rozumiem. - oderwałam się od odpinania pasów i spojrzałam na niego zaskoczona. - Dlaczego miałby to zrobić? Sam mówiłeś, że nie miał nic przeciwko.
- Ainhoa, znam Mario parę dobrych lat. I nigdy się nie pomyliłem. - puścił mi oczko. - Uciekaj, bo na pewno nie może zasnąć. Bardzo fajnie mi się z Tobą rozmawia, dlatego mam nadzieję, że nie raz będzie dane nam to powtórzyć. Ty i Paddy jesteście świetnymi dziewczynami, a oni szczęściarzami. Chociaż nie wiem czym sobie na to zasłużyli. - zaśmiał się pod nosem.
- Enzo, mylisz się. Mario i Chio ...
- Ta cała Chio nie dorasta Ci do pięt. Zapamiętaj to sobie. - pacnął mnie żartobliwie w nosek. - Nic pomiędzy nimi nie ma, więc nie musisz być zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna! - oburzyłam się.
- Dobraliście się idealnie. - parsknął. - Uciekaj mała.
Pożegnałam się z Enzo, po czym zdezorientowana jego słowami, skierowałam swoje kroki ku wejściu. Zamknęłam za sobą drzwi i ciężko westchnęłam. Nie rozumiałam insynuacji chłopaka, a przynajmniej nie wiedziałam jakie ma ku temu podstawy.
- Boże! - podskoczyłam przestraszona, widząc stojącego w progu Mario. - Oszalałeś?! Skoro nie śpisz, to przynajmniej nie skradaj się jak kot! Chcesz żebym dostała zawału? - chwyciłam się za serce, czując jak bije w przyspieszonym tempie.
Byłam zaskoczona gdy wyznał mi czyim jest synem. Moja niewiedza wręcz go rozbawiła. Był przyzwyczajony do tego, że ludzie go rozpoznają. Lecz nie wykorzystywał tego, co dobrze o nim świadczyło. Sądzę że jego rodzice, pomimo wychowywanie swoich synów w centrum medialnego zainteresowania, wykonali kawał dobrej roboty.
Enzo pojawił się niespodziewanie w kawiarni i zaprosił mnie na gorącą czekoladę. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty na jakiekolwiek wyjścia. Mario był sam z Theo, a po za tym źle się czuł. Podświadomie martwiłam się o niego, lecz nie potrafiłam taktownie odmówić Enzo. Wszystkie moje próby poległy w gruzach, gdy osobiście zadzwonił do Mario. Byłam rozczarowana, ponieważ miałam malutką nadzieję, że Hermoso będzie miał coś przeciwko.
Jednak nie mogłam zaliczyć naszego spotkania do nieudanych. Porozmawialiśmy jak starszy dobrzy znajomi. Enzo opowiedział mi wiele anegdotek dotyczących jego przyjaźni z Mario, które były niezwykle zabawne. W pewnej chwili zauważyłam, że praktycznie cały czas rozmawiamy o ojcu Theo. Wszystkie tematy i tak kończyły się na nim.
- Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłem? - zażartował Enzo, gdy tylko zaparkował samochód przed domem swojego przyjaciela. - Oby tylko Mario nie obił mi gęby.
- Nie rozumiem. - oderwałam się od odpinania pasów i spojrzałam na niego zaskoczona. - Dlaczego miałby to zrobić? Sam mówiłeś, że nie miał nic przeciwko.
- Ainhoa, znam Mario parę dobrych lat. I nigdy się nie pomyliłem. - puścił mi oczko. - Uciekaj, bo na pewno nie może zasnąć. Bardzo fajnie mi się z Tobą rozmawia, dlatego mam nadzieję, że nie raz będzie dane nam to powtórzyć. Ty i Paddy jesteście świetnymi dziewczynami, a oni szczęściarzami. Chociaż nie wiem czym sobie na to zasłużyli. - zaśmiał się pod nosem.
- Enzo, mylisz się. Mario i Chio ...
- Ta cała Chio nie dorasta Ci do pięt. Zapamiętaj to sobie. - pacnął mnie żartobliwie w nosek. - Nic pomiędzy nimi nie ma, więc nie musisz być zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna! - oburzyłam się.
- Dobraliście się idealnie. - parsknął. - Uciekaj mała.
Pożegnałam się z Enzo, po czym zdezorientowana jego słowami, skierowałam swoje kroki ku wejściu. Zamknęłam za sobą drzwi i ciężko westchnęłam. Nie rozumiałam insynuacji chłopaka, a przynajmniej nie wiedziałam jakie ma ku temu podstawy.
- Boże! - podskoczyłam przestraszona, widząc stojącego w progu Mario. - Oszalałeś?! Skoro nie śpisz, to przynajmniej nie skradaj się jak kot! Chcesz żebym dostała zawału? - chwyciłam się za serce, czując jak bije w przyspieszonym tempie.
- Pocałował Cię? - syknął, robiąc krok w moją stronę. Kompletnie nie zwrócił uwagi na moje słowa. Zmarszczyłam czoło, patrząc na niego zaskoczona. - Pozwoliłaś mu się dotknąć? - stanął blisko mnie. Wręcz czułam jego oddech na swojej twarzy! Z kolei na jego wymalowana była furia. - Pozwoliłaś mu? - warknął.
- Mario, o czym Ty mówisz ...
- Odpowiedz!
- Nie pozwoliłabym mu. - szepnęłam. Ulga wpłynęła na twarz Mario. Zacisnął powieki, jakby chciał opanować swoje emocje. - Nie chciałam z nim iść. Próbowałam taktownie odmówić, ale wówczas zadzwonił do Ciebie. - zaczęłam się gorączkowo tłumaczyć. - Przepraszam, to Twój przyjaciel. Nie powinien był być widziany w towarzystwie takiej osoby jak ja. To się nigdy więcej nie powtórzy.
- O czym Ty mówisz? Co to znaczy takiej osoby jak Ty?
- No ... nie wiem. - mruknęłam, spuszczając głowę. - Ty jesteś na mnie zły. Pewnie myślisz, że skoro wtedy z Tobą to ...
- Ainhoa, ja jestem cholernie zazdrosny, a nie zły! - przerwał mi. - A nawet jeśli zły, to tylko na siebie, bo nie kazałem Ci wrócić do domu! Myślałem, że zwariuję na samą myśl, że mógłby Cię dotknąć.
- Dlaczego? - wydukałam.
- Bo nie jesteś dla mnie jedynie kobietą, która urodziła mi syna. - westchnął ciężko, spoglądając na mnie łagodnym spojrzeniem. Pełnym niewidzialnej czułości. - Jesteś dla mnie bardzo ważna. Najważniejsza. I jestem o Ciebie cholernie zazdrosny. Obije mordę każdemu, kto odważy się na Ciebie spojrzeć z pożądaniem w oczach.
- Przecież się zgodziłeś, abym z nim wyszła.
- Nie zauważyłaś, że jestem kretynem? - jęknął.
- Czasami. - uśmiechnęłam się pod nosem. Moje serce znów przyspieszyło, tym razem z kompletnie innego powodu. - Doszliśmy jednak do wniosku, że bójka to nie jest odpowiedni sposób na rozwiązywanie problemów. - przypomniałam mu rozmowę z poprzedniego dnia.
- Znam o wiele lepszy. - pogładził z czułością mój policzek. Jego twarz zachęcająco zbliżyła się do mojej, a ja poczułam żar w podbrzuszu. - Zresztą, żaden frajer nie potrafiłby tego zrobić lepiej. Tylko ja wiem, co sprawia Ci przyjemność. - szepnął w moje usta, aby sekundę później się o nie otrzeć swoimi własnymi. Niewinny gest, a jednak potrafił rozpalić ogień. Złączyliśmy się w pełnym tęsknoty i namiętności pocałunku. Takim idealnym. Takim znajomy.
Mario uniósł mnie za uda, pozwalając abym objęła jego sylwetkę nogami. Przytrzymałam się jego szyi, nie przerywając tańca naszych ust. Do końca nie wierzyłam, że to się dzieje na prawdę. Może był to sen, z którego obudzę się w najmniej oczekiwanym momencie? Nie chciałam tego przerywać. Nie chciałam, aby znikał.
- Na prawdę byś mu nie pozwoliła? - zapytał z nadzieją.
- Na prawdę. On nie jest Tobą. - szepnęłam.
- Moja maleńka. - uśmiechnął się.
- Tak wtedy do mnie mówiłeś. - zauważyłam.
- Bo miałem wówczas ważniejsze sprawy na głowie, niż pytanie Cię o imię. - przyznał wchodząc do sypialni. - To miało zaczekać do rana, ale stało się, jak się stało. Przepraszam Cię. To była moja wina. Nie powinienem wychodzić. - posadził mnie na łóżku, spoglądając w moje oczy ze skruchą. Ten widok chwytał mnie za serce.
- To nie była niczyja wina. - pogładziłam jego policzek.
- Tylko już mi nie uciekaj. - poprosił, całując z czułością wewnętrzną część mojej dłoni. - Porzuć szukanie mieszkania i po prostu ze mną zostań. Ty i Theo. Chce mieć was przy sobie.
- Dobrze. Ale skoro mówisz o Theo ... przekręć klucz. - poprosiłam. Mario uśmiechnął się szelmowsko pod nosem i dość szybko wykonał moją prośbę. Powróciliśmy do poprzedniej czynności, powoli pozbywając się swoich ubrań. Nie spieszyliśmy się z niczym, ponieważ mieliśmy dla siebie mnóstwo czasu. Chcieliśmy nacieszyć się każdym pocałunkiem, każdym dotykiem. - Mario, jutro masz mecz. - westchnęłam błogo, gdy scałowywał moją szyję. - Nie powinieneś.
- Zagram i z miękkimi kolanami. - wymruczał.
- Nie wątpię. - zachichotałam.
- Tata! - usłyszeliśmy za drzwi. Mario oderwał się od scałowywania mojego dekoltu, patrząc na mnie lekko zszokowany. - Tatusiu, zepsuło się! Nie mogę otwozyć! - Theo szarpał za klamkę, a my nie mogliśmy się ruszyć. Sparaliżowało nas totalnie! Dopiero jego płaczliwy głos w miarę nas otrzeźwił.
- Już idę! - zawołał Mario, w pośpiechu zakładając na siebie koszulkę. Błyskawicznie zrobiłam to samo, poprawiając nerwowo swoje włosy. - Już naprawiam! Spokojnie! - przekręcił klucz w drzwiach i otworzył je szeroko. Theo wpadł zrozpaczony w jego ramiona, pociągając nosem. - Już jestem. Nic się nie dzieje. - pogładził jego plecki.
- Psetrasyłem się. Miałem zły sen i byłem sam.
- To tylko sen. Chodź do mamy. - wziął go na ręce i do mnie podszedł. Zaskoczony Theo dostrzegł moją obecność. Nie trwało to jednak długo, ponieważ po chwili wyrwał się ojcu i wskoczył na moje kolana. Czułam się zażenowana i zawstydzona przed własnym dzieckiem.
- Co Ci się śniło kochanie? - pogładziłam go po główce, mocno do siebie przytulając. Pociągnął nosem, robiąc ze swoich ust podkówkę. Mario usiadł obok mnie, obejmując ramieniem. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech spowodowany tym gestem.
- Jakiś pan Cię zablał i tatuś nie mógł Cię znaleźć.
- Ale jestem tutaj. - ucałowałam jego czółko.
- Nie chcę dzisiaj sam spać. - pociągnął noskiem, patrząc na mnie z nadzieją w swoich oczkach. Kątem oka dostrzegłam małe rozczarowanie na twarzy Mario. Westchnęłam ciężko, biorąc syna na ręce.
- Mamusia z Tobą pójdzie.
- Mam lepszy pomysł. - Mario chwycił mnie za łokieć. - Zostańcie tutaj. W końcu muszę mieć oko na wszystko, prawda? Żeby nikt nam Cię nie ukradł. - puścił mi oczko. - To duże łóżko, zmieścimy się w trójkę.
- A misio?
- Misio też. - zaśmiał się. - Gdzie go masz?
- Ojej! - zawołał spanikowany. - Został tam!
- Połóżcie się, a ja idę go uratować. - Mario wyszedł z sypialni. Uśmiechnęłam się pod nosem i ułożyłam zadowolonego Theo na środku łóżka. - Szanowny pan misio wybacza Ci to porzucenie. W końcu nie zrobiłeś tego specjalnie. - oznajmił powracający Mario. Trzylatek zachichotał pod noskiem, wyciągając rączki po swojego pluszaka.
- Jesteś supel tatuś.
- A ja myślałem, że Superbohater. - połaskotał go.
- Tes. - zaśmiał się. - Mamusia jus nie płace. I się uśmiecha. - oznajmił. Uchyliłam zaskoczona usta, nie wiedząc co powiedzieć. Nie zdawałam sobie sprawy, że Theo zwracał uwagę na takie rzeczy. W końcu starałam się to przed nim ukrywać. - Bo Cię kocha. - dodał, po czym speszony wtulił się w poduszkę. Poczułam jak rumieńce wpływają na moje policzki. Na całe szczęście w sypialni panował półmrok, więc Mario nie mógł tego dostrzec.
- Pora spać mądralo. - poczochrał jego włoski, a po chwili nachylił się nad uchem i coś wyszeptał. Oczka Theo zabłysły, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Z cichym piskiem radości przytulił misia i mocno zacisnął powieki, próbując usnąć. - Jutro porozmawiamy. - usłyszałam szept Mario. Kiwnęłam głową na znak głowy, po czym objęłam drobne ciałko mojego dziecka.
Czy kochałam Mario? Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. A może po prostu dusiłam w sobie uczucia, nie chcąc bezsensownie tęsknić za czymś, co kiedyś straciłam bądź za czymś, co nigdy nie należało do mnie. Teraz jednak było inaczej. Życie mi go oddało i stawiało przed szansą na szczęście.
*
Uchyliłem powieki, czując że coś leży na mojej klatce piersiowej. Zaskoczony dostrzegłem, że są to małe stópki. Przechyliłem głowę i parsknąłem cichym śmiechem. Theo leżał w poprzek łóżka, z głową na piersiach Ainhoy, a stopami na mojej klacie. Cholera, jak ja mu w tym momencie zazdrościłem tej idealnej poduszki!
A jeśli chodzi o poduszkę ... wyciągnąłem coś, na czym leżała moja głową. Jęknąłem głucho, dostrzegając pana misia w rękach. Ostrożnie chwyciłem ciało syna i położyłem tak, jak leżeć powinno. Podłożyłem maskotkę i okryłem pościelą, która leżała skłębiona w naszych nogach. Uśmiechnąłem się na widok śpiącej Ainhoy. Była przepiękna. Taka niewinna. Z czułością odgarnąłem kosmyk włosów z jej czoła. Zamruczała uroczo pod nosem, ale na szczęście się nie obudziła. Zasłużyła na odpoczynek.
Najciszej jak potrafiłem, wymsknąłem się do łazienki. Za godzinę musiałem stawić się w Valdebebas, ponieważ popołudniu czekał mnie domowy mecz z Elche. Miałem ogromną ochotę zaprosić na niego Ainhoę z Theo, jednak wolałem z niczym się nie spieszyć. Najważniejsze było to, że mnie nie odepchnęła. Wprost przeciwnie! Byłem ślepym idiotą nie dostrzegając tego, co oczywiste.
Kwadrans później stałem w kuchni chcąc włączyć czajnik z wodą. Zaniechałem jednak tej czynności, pierwszy raz w życiu czując, że kawa nie jest mi potrzebna do odpowiedniego funkcjonowania. Czułem się całkowicie wyspany i gotowy do przeżycia kolejnego dnia. A niech mnie Nati nazywa pantoflarzem, mam to gdzieś! Swoje kroki skierowałem do wyjścia, chwytając po drodze kluczyki do samochodu.
- Tatusiu! - usłyszałem nawoływanie Theo i tupot jego stópek na schodach. Po chwili pojawił się przede mną z błyszczącymi oczami. - Zobac! - zawołał podekscytowany, zsuwając z siebie mini bokserki. - Nie zsikałem się!
- To cudownie. - zdusiłem w sobie wybuch śmiechu. - Jestem z Ciebie bardzo dumny, ale nie paraduj z pupą na wierzchu. - naciągnąłem mu bieliznę. - A teraz uciekaj do łazienki, bo na pewno chce Ci się siku. - zauważyłem. Theo zamyślił się przez chwilę, a po chwili pokiwał spanikowany głową. - Widzimy się wieczorem! - zawołałem za jego oddalającą się sylwetką. Pokręciłem rozbawiony głową, po czym wyszedłem z domu, starannie zamykając drzwi na klucz.
Moje życie w ostatnich tygodniach przypominało rollercoaster. Z dnia na dzień zostałem ojcem trzyletniego chłopca, który stał się całym moim światem. Polubiłem ten rodzinny świat, pełen porozrzucanych zabawek i skomplikowanych pytań. Cudownie było czuć, że mam do kogo wracać po treningach i wyjazdowych meczach. Czułem dumę słysząc jak Theo nazywa mnie "tatusiem". Słowem, które nigdy nie padło z moich ust.
Jego oczka rozbłysły radością, gdy wyszeptałem mu do ucha, że również kocham jego mamę. Obiecałem sobie, że stworzę dla nich prawdziwy dom. Będziemy rodziną, jakiej żadne z nas nigdy nie miało.
***
Enzo również jest w #TeamMario :)
- Mario, o czym Ty mówisz ...
- Odpowiedz!
- Nie pozwoliłabym mu. - szepnęłam. Ulga wpłynęła na twarz Mario. Zacisnął powieki, jakby chciał opanować swoje emocje. - Nie chciałam z nim iść. Próbowałam taktownie odmówić, ale wówczas zadzwonił do Ciebie. - zaczęłam się gorączkowo tłumaczyć. - Przepraszam, to Twój przyjaciel. Nie powinien był być widziany w towarzystwie takiej osoby jak ja. To się nigdy więcej nie powtórzy.
- O czym Ty mówisz? Co to znaczy takiej osoby jak Ty?
- No ... nie wiem. - mruknęłam, spuszczając głowę. - Ty jesteś na mnie zły. Pewnie myślisz, że skoro wtedy z Tobą to ...
- Ainhoa, ja jestem cholernie zazdrosny, a nie zły! - przerwał mi. - A nawet jeśli zły, to tylko na siebie, bo nie kazałem Ci wrócić do domu! Myślałem, że zwariuję na samą myśl, że mógłby Cię dotknąć.
- Dlaczego? - wydukałam.
- Bo nie jesteś dla mnie jedynie kobietą, która urodziła mi syna. - westchnął ciężko, spoglądając na mnie łagodnym spojrzeniem. Pełnym niewidzialnej czułości. - Jesteś dla mnie bardzo ważna. Najważniejsza. I jestem o Ciebie cholernie zazdrosny. Obije mordę każdemu, kto odważy się na Ciebie spojrzeć z pożądaniem w oczach.
- Przecież się zgodziłeś, abym z nim wyszła.
- Nie zauważyłaś, że jestem kretynem? - jęknął.
- Czasami. - uśmiechnęłam się pod nosem. Moje serce znów przyspieszyło, tym razem z kompletnie innego powodu. - Doszliśmy jednak do wniosku, że bójka to nie jest odpowiedni sposób na rozwiązywanie problemów. - przypomniałam mu rozmowę z poprzedniego dnia.
- Znam o wiele lepszy. - pogładził z czułością mój policzek. Jego twarz zachęcająco zbliżyła się do mojej, a ja poczułam żar w podbrzuszu. - Zresztą, żaden frajer nie potrafiłby tego zrobić lepiej. Tylko ja wiem, co sprawia Ci przyjemność. - szepnął w moje usta, aby sekundę później się o nie otrzeć swoimi własnymi. Niewinny gest, a jednak potrafił rozpalić ogień. Złączyliśmy się w pełnym tęsknoty i namiętności pocałunku. Takim idealnym. Takim znajomy.
Mario uniósł mnie za uda, pozwalając abym objęła jego sylwetkę nogami. Przytrzymałam się jego szyi, nie przerywając tańca naszych ust. Do końca nie wierzyłam, że to się dzieje na prawdę. Może był to sen, z którego obudzę się w najmniej oczekiwanym momencie? Nie chciałam tego przerywać. Nie chciałam, aby znikał.
- Na prawdę byś mu nie pozwoliła? - zapytał z nadzieją.
- Na prawdę. On nie jest Tobą. - szepnęłam.
- Moja maleńka. - uśmiechnął się.
- Tak wtedy do mnie mówiłeś. - zauważyłam.
- Bo miałem wówczas ważniejsze sprawy na głowie, niż pytanie Cię o imię. - przyznał wchodząc do sypialni. - To miało zaczekać do rana, ale stało się, jak się stało. Przepraszam Cię. To była moja wina. Nie powinienem wychodzić. - posadził mnie na łóżku, spoglądając w moje oczy ze skruchą. Ten widok chwytał mnie za serce.
- To nie była niczyja wina. - pogładziłam jego policzek.
- Tylko już mi nie uciekaj. - poprosił, całując z czułością wewnętrzną część mojej dłoni. - Porzuć szukanie mieszkania i po prostu ze mną zostań. Ty i Theo. Chce mieć was przy sobie.
- Dobrze. Ale skoro mówisz o Theo ... przekręć klucz. - poprosiłam. Mario uśmiechnął się szelmowsko pod nosem i dość szybko wykonał moją prośbę. Powróciliśmy do poprzedniej czynności, powoli pozbywając się swoich ubrań. Nie spieszyliśmy się z niczym, ponieważ mieliśmy dla siebie mnóstwo czasu. Chcieliśmy nacieszyć się każdym pocałunkiem, każdym dotykiem. - Mario, jutro masz mecz. - westchnęłam błogo, gdy scałowywał moją szyję. - Nie powinieneś.
- Zagram i z miękkimi kolanami. - wymruczał.
- Nie wątpię. - zachichotałam.
- Tata! - usłyszeliśmy za drzwi. Mario oderwał się od scałowywania mojego dekoltu, patrząc na mnie lekko zszokowany. - Tatusiu, zepsuło się! Nie mogę otwozyć! - Theo szarpał za klamkę, a my nie mogliśmy się ruszyć. Sparaliżowało nas totalnie! Dopiero jego płaczliwy głos w miarę nas otrzeźwił.
- Już idę! - zawołał Mario, w pośpiechu zakładając na siebie koszulkę. Błyskawicznie zrobiłam to samo, poprawiając nerwowo swoje włosy. - Już naprawiam! Spokojnie! - przekręcił klucz w drzwiach i otworzył je szeroko. Theo wpadł zrozpaczony w jego ramiona, pociągając nosem. - Już jestem. Nic się nie dzieje. - pogładził jego plecki.
- Psetrasyłem się. Miałem zły sen i byłem sam.
- To tylko sen. Chodź do mamy. - wziął go na ręce i do mnie podszedł. Zaskoczony Theo dostrzegł moją obecność. Nie trwało to jednak długo, ponieważ po chwili wyrwał się ojcu i wskoczył na moje kolana. Czułam się zażenowana i zawstydzona przed własnym dzieckiem.
- Co Ci się śniło kochanie? - pogładziłam go po główce, mocno do siebie przytulając. Pociągnął nosem, robiąc ze swoich ust podkówkę. Mario usiadł obok mnie, obejmując ramieniem. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech spowodowany tym gestem.
- Jakiś pan Cię zablał i tatuś nie mógł Cię znaleźć.
- Ale jestem tutaj. - ucałowałam jego czółko.
- Nie chcę dzisiaj sam spać. - pociągnął noskiem, patrząc na mnie z nadzieją w swoich oczkach. Kątem oka dostrzegłam małe rozczarowanie na twarzy Mario. Westchnęłam ciężko, biorąc syna na ręce.
- Mamusia z Tobą pójdzie.
- Mam lepszy pomysł. - Mario chwycił mnie za łokieć. - Zostańcie tutaj. W końcu muszę mieć oko na wszystko, prawda? Żeby nikt nam Cię nie ukradł. - puścił mi oczko. - To duże łóżko, zmieścimy się w trójkę.
- A misio?
- Misio też. - zaśmiał się. - Gdzie go masz?
- Ojej! - zawołał spanikowany. - Został tam!
- Połóżcie się, a ja idę go uratować. - Mario wyszedł z sypialni. Uśmiechnęłam się pod nosem i ułożyłam zadowolonego Theo na środku łóżka. - Szanowny pan misio wybacza Ci to porzucenie. W końcu nie zrobiłeś tego specjalnie. - oznajmił powracający Mario. Trzylatek zachichotał pod noskiem, wyciągając rączki po swojego pluszaka.
- Jesteś supel tatuś.
- A ja myślałem, że Superbohater. - połaskotał go.
- Tes. - zaśmiał się. - Mamusia jus nie płace. I się uśmiecha. - oznajmił. Uchyliłam zaskoczona usta, nie wiedząc co powiedzieć. Nie zdawałam sobie sprawy, że Theo zwracał uwagę na takie rzeczy. W końcu starałam się to przed nim ukrywać. - Bo Cię kocha. - dodał, po czym speszony wtulił się w poduszkę. Poczułam jak rumieńce wpływają na moje policzki. Na całe szczęście w sypialni panował półmrok, więc Mario nie mógł tego dostrzec.
- Pora spać mądralo. - poczochrał jego włoski, a po chwili nachylił się nad uchem i coś wyszeptał. Oczka Theo zabłysły, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Z cichym piskiem radości przytulił misia i mocno zacisnął powieki, próbując usnąć. - Jutro porozmawiamy. - usłyszałam szept Mario. Kiwnęłam głową na znak głowy, po czym objęłam drobne ciałko mojego dziecka.
Czy kochałam Mario? Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. A może po prostu dusiłam w sobie uczucia, nie chcąc bezsensownie tęsknić za czymś, co kiedyś straciłam bądź za czymś, co nigdy nie należało do mnie. Teraz jednak było inaczej. Życie mi go oddało i stawiało przed szansą na szczęście.
*
Uchyliłem powieki, czując że coś leży na mojej klatce piersiowej. Zaskoczony dostrzegłem, że są to małe stópki. Przechyliłem głowę i parsknąłem cichym śmiechem. Theo leżał w poprzek łóżka, z głową na piersiach Ainhoy, a stopami na mojej klacie. Cholera, jak ja mu w tym momencie zazdrościłem tej idealnej poduszki!
A jeśli chodzi o poduszkę ... wyciągnąłem coś, na czym leżała moja głową. Jęknąłem głucho, dostrzegając pana misia w rękach. Ostrożnie chwyciłem ciało syna i położyłem tak, jak leżeć powinno. Podłożyłem maskotkę i okryłem pościelą, która leżała skłębiona w naszych nogach. Uśmiechnąłem się na widok śpiącej Ainhoy. Była przepiękna. Taka niewinna. Z czułością odgarnąłem kosmyk włosów z jej czoła. Zamruczała uroczo pod nosem, ale na szczęście się nie obudziła. Zasłużyła na odpoczynek.
Najciszej jak potrafiłem, wymsknąłem się do łazienki. Za godzinę musiałem stawić się w Valdebebas, ponieważ popołudniu czekał mnie domowy mecz z Elche. Miałem ogromną ochotę zaprosić na niego Ainhoę z Theo, jednak wolałem z niczym się nie spieszyć. Najważniejsze było to, że mnie nie odepchnęła. Wprost przeciwnie! Byłem ślepym idiotą nie dostrzegając tego, co oczywiste.
Kwadrans później stałem w kuchni chcąc włączyć czajnik z wodą. Zaniechałem jednak tej czynności, pierwszy raz w życiu czując, że kawa nie jest mi potrzebna do odpowiedniego funkcjonowania. Czułem się całkowicie wyspany i gotowy do przeżycia kolejnego dnia. A niech mnie Nati nazywa pantoflarzem, mam to gdzieś! Swoje kroki skierowałem do wyjścia, chwytając po drodze kluczyki do samochodu.
- Tatusiu! - usłyszałem nawoływanie Theo i tupot jego stópek na schodach. Po chwili pojawił się przede mną z błyszczącymi oczami. - Zobac! - zawołał podekscytowany, zsuwając z siebie mini bokserki. - Nie zsikałem się!
- To cudownie. - zdusiłem w sobie wybuch śmiechu. - Jestem z Ciebie bardzo dumny, ale nie paraduj z pupą na wierzchu. - naciągnąłem mu bieliznę. - A teraz uciekaj do łazienki, bo na pewno chce Ci się siku. - zauważyłem. Theo zamyślił się przez chwilę, a po chwili pokiwał spanikowany głową. - Widzimy się wieczorem! - zawołałem za jego oddalającą się sylwetką. Pokręciłem rozbawiony głową, po czym wyszedłem z domu, starannie zamykając drzwi na klucz.
Moje życie w ostatnich tygodniach przypominało rollercoaster. Z dnia na dzień zostałem ojcem trzyletniego chłopca, który stał się całym moim światem. Polubiłem ten rodzinny świat, pełen porozrzucanych zabawek i skomplikowanych pytań. Cudownie było czuć, że mam do kogo wracać po treningach i wyjazdowych meczach. Czułem dumę słysząc jak Theo nazywa mnie "tatusiem". Słowem, które nigdy nie padło z moich ust.
Jego oczka rozbłysły radością, gdy wyszeptałem mu do ucha, że również kocham jego mamę. Obiecałem sobie, że stworzę dla nich prawdziwy dom. Będziemy rodziną, jakiej żadne z nas nigdy nie miało.
***
Enzo również jest w #TeamMario :)
(Mario i Ainhoa życzą Miłego Weekendu ^^)
Aaaa! 🙈❤️
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja mam wrażenie, że Enzo specjalnie umówił się z Aihno, żeby wzbudzić zazdrość w Mario? Bo jeśli faktycznie tak zrobił, to ja nie mam pytań i przyznaję mu tytuł Best Friend Ever!!
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ta dwójka w końcu się spiknęła! Oni tak świetnie do siebie pasują.. No i mają takiego cudownego synka.. Swoją drogą, Theo ma 3 latka, więc to by mogła być taka optymalna różnica wieku między nim a młodszym rodzeństwem - mówię Ci, Mario - bierz się do roboty, chłopie, żeby miał Cię kto kiedyś zastąpić na boisku! 😉
Niezmiernie się cieszę i czekam na dalszy ciąg tej historii. Buziaki!
No i w końcu doszło do tego, co było nieuniknione. Teraz Ainhoa już wie, że Mario ją kocha, a Mario wie, że nie jest obojętny kobiecie. Czyli ogólnie rzecz biorąc, obydwoje chcą dokładnie tego samego. Bardzo cieszy mnie fakt, że nie potrzebowali do tego żadnych drastycznych zdarzeń.
OdpowiedzUsuńRównież mam wrażenie, że Enzo trochę maczał w tym palce. Jakoś nie był specjalnie zawiedziony, gdy Ainhoa miała wracać do Mario. Coś mi się wydaję, że uknuł tę intrygę, by przekonać przyjaciela co do uczuć do Ainhoy. Bo dzięki temu Mario w końcu zorientował się, że kobieta jest dla niego kimś zdecydowanie więcej niż tylko matką jego syna.
Theo nadal jest totalnie rozbrajający. Pojawił się jednocześnie w najlepszym jak i najgorszym momencie. A znając szczęście naszej parki, najprawdopodobniej niewiele brakowało, by Theo dorobił się rodzeństwa. Czyżby mały nie chciał jeszcze dzielić się z kimś swoim "supel tatusiem".
Troszkę martwi mnie sen Theo. Po tylu przeczytanych opowiadaniach jestem wyczulona na tego typu sny, bo nigdy nie wiadomo, czy się nie sprawdzą. Mam jednak nadzieję, że to był tylko zwykły koszmar
W każdym razie z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
no, no Enzo to moj mistrz :D ten przynajmniej powiedział wprost i oświecił Ainhoe :D i dlatego go lubię, choć obstawiałam, że to Theo raczej bardziej zbliży do siebie rodziców, ale jak widać sen przyszedł w najmniej odpowiednim momencie :D już myślałam, że będzie impreza do rana, a tu jednak wszyscy wyspani i zadowoleni. No może oprócz Mario, który bardzo by chciał mieć na trybunach rodzinę, ale zapewne obejrzą wszystko w domu, na spokojnie a wieczorem jak dziecko dostanie krople na sen to może spędzą wieczór sam na sam?:D
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że rzekome zainteresowanie Ainhoą przez Enzo, było tylko na potrzeby zeswatania ją z Mario. 😃 Po tym rozdziale wprost uwielbiam Enzo, którego plan bardzo się opłacił, bo Mario nie wytrzymał i dłużej już nie potrafił udawać, że Ainhoa jest dla niego wyłącznie mamą Theo. Zazdrość wprost z niego kipiała, gdy dziewczyna wróciła. Na szczęście Mario nareszcie zdobył się na odwagę i wyznał jej ile tak naprawdę dla niego znaczy. To jeden z moich ulubionych momentów w tej historii. 😍 W końcu się doczekałam.
OdpowiedzUsuńAinhoa także zdała sobie sprawę ze skrywanych przez nią uczuć i stało się. Długo tłumione przez nich pragnienia dały o sobie znać. Może i Theo przerwał im ten wyjątkowy moment, ale jeszcze będą mieli nie jedną okazję na jego powtórzenie. 🤣 Mam nadzieję, że Ainhoa przyjmie propozycję Mario o wspólnym mieszkaniu.
A tak spędzili we trójkę spokojną noc, niczym prawdziwa rodzina, którą powoli zaczynają być. Oby już nic nie zakłóciło im tego szczęścia.
Nic dziwnego, że Mario chciałby, aby Ainhoa i Theo dopingowali go z trybun podczas meczów. To na pewno tylko dodałoby mu motywacji. Jestem też pewna, że niedługo spełni się jego marzenie.
Na koniec wrócę do Theo, który z każdym dniem spędzonym w domu Mario, nabiera coraz większego poczucia bezpieczeństwa i spokoju. Oby tylko tak dalej, a za niedługo chłopczyk zapomni o tych wszystkich nieprzyjemnościach jakich doświadczyła w domu Daniego.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊
Jak to dobrze, że Enzo "czuwał" nad Mario i Ainhoą :) Przynajmniej otworzył im oczy i uświadomił, co się święci, bo bez jego pomocy to mogłoby być różnie :D Dobrze, że wpadł na taki, a nie inny pomysł, dzięki temu Mario i Ainhoa otworzyli oczy :) Ach, taki przyjaciel jak Enzo to prawdziwy skarb! ^^
OdpowiedzUsuńMario nie mógł doczekać się powrotu Ainhoy i czekał na nią rozwścieczony niczym byk hihi, a zazdrość to mu uszami parowała :D Ach, ci faceci, naprawdę najpierw robią, potem myślą, a potem się jeszcze dziwią :D No ale! Najważniejsze, że oboje przyznali co do siebie czują i ile dla siebie znaczą! <3 Piękny to był moment ^^ Długo skrywane pragnienia dały o sobie znać i po raz kolejny mogli poczuć smak swoich ust oraz bliskość tej drugiej osoby :) Wybuch uczuć został przerwany przez Theo, ale jestem pewna, że co się odwlecze to nie uciecze hihi :D Może dzięki całej tej sytuacji Ainhoa zdecyduje się zamieszkać z Mario na stałe. To byłoby najlepsze rozwiązanie i wszyscy byliby z tego powodu szczęśliwi :) Zakochańce spędziły wspólnie noc wraz z Theo, który znalazł sobie w nocy wygodną poduszkę ^^ Aż mu Mario pozazdrościł haha :D I jestem w szoku, że odmówił sobie porannej kawy! Punkt dla Nati! ^^ Ale Mario był tak naładowany szczęściem i pozytywnymi emocjami, że żadna kawa nie była mu potrzebna. Mam nadzieję, że niedługo spełni swoje marzenie o tym, by Ainhoa i Theo kibicowali mu na żywo :) Sam Theo czuje się już o wiele pewniej i komfortowo, i oby tak już zostało :)
<33
Bu! :D Niespodzianka! Jeżeli myślałaś, że się mnie pozbędziesz, to byłaś w błędzie! Jestem i teraz się nigdzie nie wybieram. Przykro mi, ale będziesz musiała mnie znosić, bo ja się nie odczepię.
OdpowiedzUsuńI postanowiłam, że zrobię Ci taki powitalny prezencik w postaci tych komentarzy. Mam nadzieję, że się za to nie obrazisz ;) Wiem, jakie to ważne, w końcu sama prowadzę bloga. Tak, wróciłam i do blogosfery, i na bloga. Jeśli nadal jesteś zainteresowana, to serdecznie zapraszam na stare śmieci.
Muszę Ci powiedzieć, że Cię podziwiam za to pisanie seplenienia Theo. Niby to nic takiego, ale ja to bym się zawirowała.
I ja też jestem #TeamMario <3 Od samego początku na to czekałam. Tylko proszę mi tu tego nie rozwalać! Cała ich trójka została niesłusznie potraktowana przez życie i każdy z nich zasłużył na szczęście. Oczywiście wiadomo, że to co przeżyła Ainhoa i Theo nie równa się z Mario, ale szczęśliwy nie był jednak w 100%.
Mam nadzieję, że wreszcie stworzą prawdziwą rodzinę. W sumie to już od dawna zaczynali ją tworzyć, ale teraz to będzie tak na serio.
Awww ta ich wspólna noc. Oby takich było więcej, bo to strasznie urocze, że Mario zaproponował, aby spali wszyscy razem w jednym łóżku. Chociaż rano na pewno wolałby pobudkę z głową Ainhoi na swojej klacie zamiast nóżek Theo. ;)
No właśnie... Robiło się tak gorąco, a tu nagle nasz kochany, uroczy chłopczyk im przeszkodził. Mam nadzieję, że jeszcze do tego wrócą. I chyba jeszcze nie do końca sobie wszystko wyjaśnili albo ja coś pominęłam. Bo co jest teraz między nimi? Zostali wreszcie parą?
I o poszukiwaniu własnego domu myślę, że Ainhoa powinna zapomnieć. To jest ich dom i niech już lepiej nigdzie nie ucieka.
Ta "randka" Enzo i Ainhoi teoretycznie przeminęła w bardzo przyjemnej atmosferze, ale sama nie wiem, czy można to w ogóle nazwać randką, bo te słowa Enzo na pożegnanie... W sumie trochę mnie to dziwi. Czemu pytał Mario o zgodę na umawianie się z nią i ją zaprosił, skoro ostatecznie sam ją przekonywał do Mario.
Aaa zazdrosny Mario <3 W tym przypadku to dobrze, bo przynajmniej wziął sprawy w swoje ręce i wreszcie zabrał się do działania.
Nie się już doczekać następnego rozdziału, dlatego z niecierpliwością na niego czekam.
Pozdrawiam ;*