Mam powiedzieć, że ją kocham? Ale jak, skoro nigdy tego nie robiłem. Nigdy tego nie czułem. A co, jeśli jest to zwykła zazdrość, nie mająca nic wspólnego z głębszymi uczuciami? Ainhoa jest dla mnie bardzo ważna, w końcu to matka mojego dziecka. Nie chciałem niszczyć naszych dobrych relacji podejmując ryzyko. Po za tym, był jeszcze Enzo, który ewidentnie wpadł jej w oko. Swoim wyznaniem jedynie wprowadziłbym niepotrzebne zamieszanie.
- Jeszcze jednego? - głos Marcosa wyrwał mnie z rozmyśleń na temat mojego skomplikowanego życia. Spojrzałem na jego lekko chwiejącą się sylwetkę. Nigdy nie miał głowy do picia. Patricia będzie wściekła i wyładuje się na naszej trójce. Jak zawsze obiecaliśmy nie przesadzić, ale dwie butelki Whisky niespodziewanie wyparowały.
- Myślę, że Ty już masz dość. - czknął Enzo, sam nie będąc w lepszym stanie. Dopiłem bursztynowy alkohol, po czym odsunąłem od siebie szklankę. - Powinniśmy się zbierać.
- No daj spokój! - jęknął blondas. - Widzimy się raz na jakiś czas! Musimy przecież oblać ojcostwo Mario, prawda? To bardzo ważne. - zamachnął się na kelnerkę, która podeszła do nas z szerokim uśmiechem. - Poprosimy jeszcze jedną buteleczkę. - wyszczerzył do niej swoje ząbki. Zarumieniona oddaliła się do baru. Nati kiedyś powiedziała, że Llorente wygląda jak Anioł na świętym obrazie. Kobiety nie mogły oderwać wzroku od jego słodkiej buźki.
- Powiem Paddy. - zagroziłem.
- Boisz się mojej kobiety bardziej niż ja. - czknął.
- Spuściła Cię ze smyczy i szalejesz. - zaśmiał się Enzo.
- A wy co? - prychnął, patrząc na nas uważnie. - Od kiedy siedzicie w klubie z założonymi rękoma? - spytał. Zmierzyliśmy się z Enzo rozbawionymi spojrzeniami. - Ja, z wiadomych względów, mogę bawić się jedynie z buteleczką. Laski obok zaśliniły cały stolik, a wy nie uraczyliście ich nawet jednym spojrzeniem. Albo jesteście chorzy albo coś przede mną ukrywacie. Przecież was znam!
- Pojutrze mamy mecz. Nie w głowie mi zabawy.
- Zauważyłem to już parę tygodni temu i mam własną teorię na ten temat. - posłał mi spojrzenie pełne aluzji. - Czekam cierpliwie, aż Cię oświeci. A Ty? - zwrócił się do Enzo.
- Są przeciętne. - wzruszył ramionami.
- Ok! - uniósł ręce w geście poddania. Nieudolnie rozlał Whisky, podsuwając nam pełne szklanki. Westchnąłem ciężko, czując jutrzejszy ból głowy. Będę potrzebował kawy. Dużo kawy. Mocnej kawy! Ainhoa mnie zabije ...
Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się ku górze. Była taka urocza gdy się złościła. Doskonale wyczuwałem troskę pomiędzy jej kazaniami.
- Czy to czasami nie Dani Martin? - czknął Marcos. Momentalnie poderwałem swoją głowę. Wściekłe spojrzenie wbiłem w brata Ainhoy, który jakby nigdy nic, bawił się w towarzystwie nieznanych mi ludzi. - Nigdy go nie lubiłem. Ten szyderczy uśmieszek doprowadza mnie do mdłości.
- Starłbym mu ten uśmieszek jednym ciosem. - warknąłem.
- Ani się waż! - zareagował Enzo.
- Jeszcze jednego? - głos Marcosa wyrwał mnie z rozmyśleń na temat mojego skomplikowanego życia. Spojrzałem na jego lekko chwiejącą się sylwetkę. Nigdy nie miał głowy do picia. Patricia będzie wściekła i wyładuje się na naszej trójce. Jak zawsze obiecaliśmy nie przesadzić, ale dwie butelki Whisky niespodziewanie wyparowały.
- Myślę, że Ty już masz dość. - czknął Enzo, sam nie będąc w lepszym stanie. Dopiłem bursztynowy alkohol, po czym odsunąłem od siebie szklankę. - Powinniśmy się zbierać.
- No daj spokój! - jęknął blondas. - Widzimy się raz na jakiś czas! Musimy przecież oblać ojcostwo Mario, prawda? To bardzo ważne. - zamachnął się na kelnerkę, która podeszła do nas z szerokim uśmiechem. - Poprosimy jeszcze jedną buteleczkę. - wyszczerzył do niej swoje ząbki. Zarumieniona oddaliła się do baru. Nati kiedyś powiedziała, że Llorente wygląda jak Anioł na świętym obrazie. Kobiety nie mogły oderwać wzroku od jego słodkiej buźki.
- Powiem Paddy. - zagroziłem.
- Boisz się mojej kobiety bardziej niż ja. - czknął.
- Spuściła Cię ze smyczy i szalejesz. - zaśmiał się Enzo.
- A wy co? - prychnął, patrząc na nas uważnie. - Od kiedy siedzicie w klubie z założonymi rękoma? - spytał. Zmierzyliśmy się z Enzo rozbawionymi spojrzeniami. - Ja, z wiadomych względów, mogę bawić się jedynie z buteleczką. Laski obok zaśliniły cały stolik, a wy nie uraczyliście ich nawet jednym spojrzeniem. Albo jesteście chorzy albo coś przede mną ukrywacie. Przecież was znam!
- Pojutrze mamy mecz. Nie w głowie mi zabawy.
- Zauważyłem to już parę tygodni temu i mam własną teorię na ten temat. - posłał mi spojrzenie pełne aluzji. - Czekam cierpliwie, aż Cię oświeci. A Ty? - zwrócił się do Enzo.
- Są przeciętne. - wzruszył ramionami.
- Ok! - uniósł ręce w geście poddania. Nieudolnie rozlał Whisky, podsuwając nam pełne szklanki. Westchnąłem ciężko, czując jutrzejszy ból głowy. Będę potrzebował kawy. Dużo kawy. Mocnej kawy! Ainhoa mnie zabije ...
Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się ku górze. Była taka urocza gdy się złościła. Doskonale wyczuwałem troskę pomiędzy jej kazaniami.
- Czy to czasami nie Dani Martin? - czknął Marcos. Momentalnie poderwałem swoją głowę. Wściekłe spojrzenie wbiłem w brata Ainhoy, który jakby nigdy nic, bawił się w towarzystwie nieznanych mi ludzi. - Nigdy go nie lubiłem. Ten szyderczy uśmieszek doprowadza mnie do mdłości.
- Starłbym mu ten uśmieszek jednym ciosem. - warknąłem.
- Ani się waż! - zareagował Enzo.
- Dolej mi Marcos. - poprosiłem.
- Mario, daj spokój. - odsunął butelkę. - Może będzie lepiej, jeśli zmienimy klub? Każdego z nas irytuje jego obecność tutaj. Zobaczy Cię i sprowokuje. Ainhoa będzie zła, pamiętaj o tym.
- Zgadzam się z Marcosem!
- Nie ucieknę jak tchórz! - oburzyłem się.
- Ostentacyjne wyjście nie będzie tchórzostwem. Pokażesz mu, że nie masz zamiaru przebywać w jednym pomieszczeniu z damskim bokserem. - rzucił Enzo. Chciał dobrze, ale jego słowa zadziałały niczym płachta na byka. Wspomnienie ciężkiej męskiej dłoni odbitej od delikatnego policzka Ainhoy pojawiło się błyskawicznie przed moimi oczami. Zacisnąłem powieki i pięści, chcąc się uspokoić.
- Mario, daj spokój. - odsunął butelkę. - Może będzie lepiej, jeśli zmienimy klub? Każdego z nas irytuje jego obecność tutaj. Zobaczy Cię i sprowokuje. Ainhoa będzie zła, pamiętaj o tym.
- Zgadzam się z Marcosem!
- Nie ucieknę jak tchórz! - oburzyłem się.
- Ostentacyjne wyjście nie będzie tchórzostwem. Pokażesz mu, że nie masz zamiaru przebywać w jednym pomieszczeniu z damskim bokserem. - rzucił Enzo. Chciał dobrze, ale jego słowa zadziałały niczym płachta na byka. Wspomnienie ciężkiej męskiej dłoni odbitej od delikatnego policzka Ainhoy pojawiło się błyskawicznie przed moimi oczami. Zacisnąłem powieki i pięści, chcąc się uspokoić.
"Ty taki nie jesteś"
- Wychodzimy. - warknąłem.
Uregulowaliśmy rachunek, po czym pewnym krokiem udaliśmy się w stronę wyjścia. Czując lekki szum w głowie, zorientowałem się, że trochę przesadziliśmy. Ta trzecia butelka była zbędna. Ale weź tu odmów najlepszemu przyjacielowi!
- Proszę, proszę! - usłyszałem za sobą przesiąknięty ironią głos. Zatrzymałem się, oddychając ciężko. Enzo z Marcosem błyskawicznie znaleźli się obok mnie. Powoli odwróciłem się w stronę parszywej gęby Daniego Martina. - Przyszedłeś wyczaić kolejną naiwną małolatę?
- Szkoda, że nie mogę Cię powitać z takim samym entuzjazmem. - prychnąłem. - U Ainhoy i Theo wszystko w porządku, dzięki że pytasz. Wręcz lepiej niż dotychczas! Na kawę raczej też nie wpadniemy.
- Nie obchodzi mnie ta ladacznica ani jej bękart.
- Jeszcze jedno słowo, a będziesz wypluwał ten bełkot razem z krwią. - doskoczyłem do niego, sycząc prosto w twarz. - Upadłeś na samo dno i nie potrafisz się wykaraskać z tego mułu. Wyrządziłeś krzywdę jedynym osobom dla których cokolwiek znaczyłeś. To kwestia czasu, aż Twoi fani dostrzegą Twoją prawdziwą twarz. Zacznij się leczyć, póki nie jest jeszcze za późno.
- Tylko go nie wychowuj na tchórza jakim sam jesteś!
- Fakt, zapomniałem. - parsknąłem. Odwróciłem się błyskawicznie, wymierzając mu cios prosto w szczękę. Wokół zapanowała cisza. - To za tego ciotę, którym sam jesteś. Nie mierz mojego syna swoją miarą.
- Mario, idziemy. - Enzo pociągnął mnie za sobą do wyjścia. Adrenalina buzowała w moim ciele. Stałem przed klubem, wpatrując się bez słowa na obdartą pięść. - Nie mogłeś się powstrzymać?!
- Nie.
- Bo co?!
- Nie obchodzi mnie ta ladacznica ani jej bękart.
- Jeszcze jedno słowo, a będziesz wypluwał ten bełkot razem z krwią. - doskoczyłem do niego, sycząc prosto w twarz. - Upadłeś na samo dno i nie potrafisz się wykaraskać z tego mułu. Wyrządziłeś krzywdę jedynym osobom dla których cokolwiek znaczyłeś. To kwestia czasu, aż Twoi fani dostrzegą Twoją prawdziwą twarz. Zacznij się leczyć, póki nie jest jeszcze za późno.
- Tylko go nie wychowuj na tchórza jakim sam jesteś!
- Fakt, zapomniałem. - parsknąłem. Odwróciłem się błyskawicznie, wymierzając mu cios prosto w szczękę. Wokół zapanowała cisza. - To za tego ciotę, którym sam jesteś. Nie mierz mojego syna swoją miarą.
- Mario, idziemy. - Enzo pociągnął mnie za sobą do wyjścia. Adrenalina buzowała w moim ciele. Stałem przed klubem, wpatrując się bez słowa na obdartą pięść. - Nie mogłeś się powstrzymać?!
- Nie.
- Bo co?!
- Należało mu się za wszystkie łzy wylane przez Ainhoę. - warknąłem. - Za zastraszanie mojego dziecka i wprowadzanie go w kompleksy. On ma tylko trzy lata, rozumiesz?! - wrzasnąłem. - Nazywał go ciotą! Małe dziecko! Mojego syna!
- Mario, spokojnie. - Marcos dotknął mojego ramienia.
- Jak mam być spokojny, skoro uszło mu to płazem?! - wyrwałem się. - Co byś zrobił, gdyby ktoś uderzył Paddy? - prychnąłem. Marcos spuścił wzrok. - Nie odpowiadaj. Miałbyś takie same mordercze myśli jak ja!
- Teraz też je mam. Ale nie chcę, żebyś miał kłopoty, rozumiesz? - spojrzał na mnie stanowczo. - Jesteś im potrzebny. Szum medialny jedynie zaszkodzi wam wszystkim. A kto wie, czy ktoś tego nie udokumentował. W innym przypadku ... przytrzymalibyśmy go z Enzo. - wywrócił oczami.
- Żebyś miał ulepszone zadanie. - dodał Francuz. - Chociaż to i tak był cios godny Mistrza wagi ciężkiej.
- Jesteście popieprzeni.
- Jesteśmy Twoimi przyjaciółmi.
- Jeśli Ainhoa mnie zabije, a na pewno mnie zabije, to chociaż powiedzcie o mnie jakieś miłe słowo.
*
- Mario, spokojnie. - Marcos dotknął mojego ramienia.
- Jak mam być spokojny, skoro uszło mu to płazem?! - wyrwałem się. - Co byś zrobił, gdyby ktoś uderzył Paddy? - prychnąłem. Marcos spuścił wzrok. - Nie odpowiadaj. Miałbyś takie same mordercze myśli jak ja!
- Teraz też je mam. Ale nie chcę, żebyś miał kłopoty, rozumiesz? - spojrzał na mnie stanowczo. - Jesteś im potrzebny. Szum medialny jedynie zaszkodzi wam wszystkim. A kto wie, czy ktoś tego nie udokumentował. W innym przypadku ... przytrzymalibyśmy go z Enzo. - wywrócił oczami.
- Żebyś miał ulepszone zadanie. - dodał Francuz. - Chociaż to i tak był cios godny Mistrza wagi ciężkiej.
- Jesteście popieprzeni.
- Jesteśmy Twoimi przyjaciółmi.
- Jeśli Ainhoa mnie zabije, a na pewno mnie zabije, to chociaż powiedzcie o mnie jakieś miłe słowo.
*
Nalałam wody do szklanki, po czym zerknęłam na elektroniczny zegarek. Dochodziła druga w nocy. Zaczynałam się denerwować, ponieważ Mario jeszcze nie wrócił do domu. Oczywiście to było idiotyczne z mojej strony, bo nie miałam ku temu żadnych podstaw. Był dużym chłopcem i wolnym człowiekiem. To nie był jego pierwszy wypad z kumplami. Nie mógł ich zaprosić do siebie, z powodu mojej i Theo obecności, więc zmuszeni byli wyjść na miasto.
Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie oburzonej miny Theo. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nie może był członkiem męskiego wypadu. W końcu też był mężczyzną! Rozbawiona przyglądałam się Mario, który próbował mu to w jakiś sposób wytłumaczyć. Oczywiście na sam koniec Theo się obraził, a udobruchała go jedynie wizja wypadu do Wesołego Miasteczka.
Przeczesałam swoje włosy kierując się w stronę schodów. Momentalnie do moich uszów napłynął dźwięk samochodu. Znak, że pan domu wrócił. Miałam jedynie nadzieję, że nie będzie się słaniał na nogach! Zawróciłam w stronę holu i cierpliwie czekałam.
O dziwo nie miał problemu z otworzeniem drzwi, a raczej włożeniem klucza do zamku. Wszedł pewnie do środka, zatrzymując się gwałtownie na mój widok.
- Dlaczego nie śpisz? - wydukał.
- Czekam z alkomatem. - założyłam ręce na piersi.
- Jaka jest dozwolona norma?
- Przekroczyłeś ją dwukrotnie. - westchnęłam. - Widać to po Twoich oczach. Zamknij proszę te drzwi, zimne powietrze wchodzi do środka. - potarłam zmarznięte ramiona. Miałam na sobie jedynie satynowy szlafrok, który nie dawał odpowiedniego komfortu ciepła. - Co to jest? - zmarszczyłam czoło, dostrzegając jego dłoń.
- Umm ... nic takiego.
- Nic takiego? Z kim się biłeś? - podeszłam bliżej, uważnie skanując jego twarz. O dziwo była bez żadnego zadrapania w przeciwieństwie do dłoni. - To trzeba natychmiast opatrzeć!
- Włożę pod kran z zimną wodą i ...
- Ugh, siadaj na kanapie. Zaraz przyjdę. - zarządziłam. O dziwo w tym domu istniało coś takiego jak apteczka. Wyciągnęłam z niej waciki oraz wodę utlenioną, po czym zajęłam miejsce obok niego. - Nie mów mi, że się boisz. - uśmiechnęłam się pod nosem, zaraz po tym, jak ciężko przełknął ślinę.
- Ten szlafrok musi być taki krótki? - mruknął pod nosem.
- Słucham? - zaskoczona uniosłam brew ku górze.
- Nie ważne. - podał mi swoją dłoń. W skupieniu zaczęłam oczyszczać małe rany. Mario zacisnął zęby, wpatrując się w moje poczynania. Zapadła pomiędzy nami niezręczna cisza, którą chciałam w jakiś sposób przerwać.
- Mam rozumieć, że tamten wygląda gorzej?
- Chyba ... nie wiem.
- Chcę wiedzieć co się stało?
- Zabijesz mnie. - westchnął. Zerknęłam na niego zaskoczona. - Dałem po mordzie Daniemu. Wiem co myślisz! - zawołał, zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować. - Musiałem to zrobić. Nie sprowokował mnie, wprost przeciwnie. Ale nazwał moje dziecko ciotą, a tego nie mogłem mu darować. Theo się mnie wstydził, bał się, że jestem taki sam. - jęknął. - Przepraszam Ainhoa. Wiem, że się na mnie zawiodłaś. Ale to mój synek. Kiedyś powiedziałaś, że wydrapiesz oczy temu, kto odważy się go skrzywdzić. Teraz to rozumiem.
- Więc jak mam być na Ciebie zła? Byłabym hipokrytką.
- Czyli mnie nie zabijesz?
- Nie. - zaśmiałam się. - Ale nigdy więcej tego nie rób, dobrze? To nie jest odpowiedni sposób na rozwiązywanie problemów i mam nadzieję, że będziesz to zawsze powtarzał Theo. - zastrzegłam, na co pokiwał posłusznie głową. - Myślę że Dani zasłużył na ten jeden cios.
- Też tak sądzę. - wyszczerzył się.
- Idź już spać Mario. Rano głowa Ci będzie pękać.
- A właśnie. - podrapał się nerwowo po karku. - Z tego powodu będę potrzebował dużej ilości kawy. Wiem, że będziesz na mnie wrzeszczeć, ale czy chociaż raz mogłabyś to zrobić ciszej? Sama rozumiesz ... z szacunku do chorego.
- Kac to nie choroba. To skutek głupoty.
- Będzie jak chcesz. Tylko błagam, jedna kawa więcej.
- Od kiedy pytasz mnie o pozwolenie? - spojrzałam na niego uważnie, zakładając ręce na piersi.
- Widok krótkiego szlafroczka pozbawia mnie racjonalnego myślenia. Gdzie ja miałem głowę, gdy Ci go kupowałem? - jęknął, podnosząc się z trudem. - Przez chwilę zapomniałem jakie posiadasz kuszące ... - przerwał gwałtownie. Uniosłam brew ku górze, oczekując kontynuacji. - Ale nie masz pod spodem tej koronki? - przełknął ciężko ślinę.
- A nawet jeśli, to co? - prychnęłam, lecz nie odpowiedział. Wpatrywał się we mnie dziwnym wzrokiem. - Spokojnie. Nie mam nic pod spodem. - uśmiechnęłam się triumfalnie, po czym skierowałam swoje kroki w stronę schodów.
- Ainhoa! Doigrasz się!
*
- Co to znacy seksowny?
- Theo. Synku. Tatuś bardzo Cię kocha, ale dzisiaj jestem niedysponowany i niezdatny do odpowiadania na tak skomplikowane pytania. - wymruczałem, leżąc na kanapie. Głowa mi nie pękała ... ona wręcz eksplodowała przy każdym gwałtowniejszym ruchu! Zamorduje Llorente gołymi rękoma! Oby ten cholerny blondas czuł się o wiele gorzej niż ja! - Ale zaraz ... - uniosłem z trudem jedną powiekę. - Gdzie usłyszałeś to słowo?
- Ana powiedziała ze jestem seksowny.
- Ana? - uniosłem brwi ku górze.
- Moja kolezanka z psedskola. - wywrócił oczkami. - I telas nie wiem cy to doble cy złe słowo.
- Dobre. Zdecydowanie dobre. - uśmiechnąłem się szeroko. - To znaczy, że podobasz się dziewczynom, co w sumie nie powinno być dziwne, w końcu jesteś moją kopią. - szturchnąłem go rozbawiony w bok.
- Ugh, nie lubię dziewcyn. - oburzył się.
- Dlaczego? Są fajne. I fajnie się do nich tuli.
- Ja się tulę do mamusi. I ona jest najfajniejsa na świecie. A Ana to się chce tylko całować! - oburzył się. Zdusiłem w sobie wybuch śmiechu, chcąc wyglądać na poważnego ojca. - A to jest fuj!
- Oj tam. Jak będziesz starszy to zmienisz zdanie.
- Ty się z mamusią nie całujes. - spojrzał na mnie uważnie. Uchyliłem usta, sam nie wiedząc co mu odpowiedzieć. - I nie tulis jej. Dlacego?
- Bo ... widzisz Theo ... - miałem ochotę skakać z radości, gdy usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Nie wiem kto próbował się do mnie dobić, ale uratował mnie przed pytaniem, na które nie potrafiłem odpowiedzieć. Już wolałbym tłumaczyć mu, skąd się biorą dzieci. - Enzo, jak miło! - zaświergotałem.
- A Ty co? Skutki uboczne kaca? - parsknął.
- Ty jak zwykle wyszedłeś z tego bez szwanku. - mruknąłem z nieukrywaną zazdrością. - Wyratowałeś mnie z opresji. Co więc dla Ciebie mogę zrobić?
- Wystarczy, że zajmiesz się dzisiaj synem. - odpowiedział. Wcięło mnie lekko, ponieważ nie wiedziałem o co mu chodzi. - Jestem aktualnie w kawiarni. Zaprosiłem Ainhoę na gorącą czekoladę, ale martwi się, czy dacie sobie z Theo radę.
- Zaprosiłeś ją? - wydukałem.
- Nie masz nic przeciwko, prawda?
- No ... nie. - zagryzłem wargę. - Damy sobie radę.
- Dzięki! Odwiozę ją pod same drzwi! - obiecał, po czym się rozłączył. Eksplodująca z powodu kaca głowa, to nic w porwaniu do irracjonalnej zazdrości, która mnie w tej chwili ogarnęła.
Obawy Ainhoy były bezpodstawne. Potrafiłem zająć się Theo, który na samą informację o późnym powrocie mamy, zrobił niezadowoloną minę. Na całe szczęście współpracował ze mną i nie marudził. Zrobiłem dla nas kolację i porządnie go wykąpałem. Zasnął na kanapie podczas oglądania bajki, co było mi jedynie na rękę. Zaniosłem go ostrożnie do sypialni i ułożyłem na łóżku. Ucałowałem jego główkę, obserwując z uśmiechem jego śpiącą twarz. To niesamowite, że cały mój świat mieścił się w tym małym człowieczku.
Problem polegał na tym, że kawałek tego świata posiadała jego mama. Ukradła go pamiętnej nocy i za nic w świecie nie chciała oddać. Wszyscy mieli rację. Była dla mnie wyjątkowa. Szukałem jej na próżno w innych kobietach, a przecież od samego początku wiedziałem, że była inna niż wszystkie. To nie była najlepsza noc w moim życiu z powodu doznań czy pasji która nas ogarnęła. Zaczynałem coś do niej czuć. Coś, czego nie potrafiłem wówczas opisać. Zresztą, nie miałem na to szansy ponieważ niesprawiedliwy los zbyt wcześnie mi ją odebrał. A potem szukałem ją jak wariat, wyżywając się na wszystkich wokół.
A teraz miałem ją tak blisko, na wyciągnięcie dłoni. Dani Martin miał rację. Jestem tchórzem. Cholernym tchórzem! Sam wepchałem ją w ramiona swojego najlepszego przyjaciela, przekreślając szansę na szczęśliwą rodzinę dla mojego syna. Dla mnie. Oczywiście nie miałem tej pewności, czy i ona czuje to samo do mnie, ale iskierka nadziei zawsze istniała. Nati miała rację. Lepiej zaryzykować niż całe życie żałować, że się tego nie zrobiło. Jednak co miałem teraz uczynić?
Miotałem się po salonie jak ten ostatni idiota. Na samą myśl, że Enzo mógłby ją dotknąć bądź pocałować, podnosiło mi się ciśnienie. Moje pięści zaciskały się mechanicznie. Przecież to był mój przyjaciel do jasnej cholery! Nie mógłbym mu zrobić krzywdy! W końcu sam byłem sobie winien! Enzo dwukrotnie upewniał się, czy aby na pewno nie mam nic przeciwko. Oczywiście że miałem! Ale jak ten ostatni tchórz nie potrafiłem mu tego powiedzieć.
Usiadłem na kanapie, przecierając dłońmi zmęczoną twarz. W pewnej chwili miałem ochotę rozpłakać się z bezsilności. Prawie chwyciłem za telefon, aby do niej zadzwonić i kazać natychmiast wracać, bo Theo źle się czuje. Byłaby wściekła. Ale by wróciła.
- Kocham Cię Ainhoa. - szepnąłem zrozpaczony. - Jestem skończonym kretynem. Przecież te słowa wcale nie bolą!
***
Zostawiam wam rozdział, życząc udanego tygodnia :)
Tak, Mario... Oczywiście, że te słowa nie bolą! Ech, ale to facet w końcu, najpierw powie, potem pomyśli no i masz... :D
OdpowiedzUsuńPanowie nieco przesadzili z alkoholem, no ale co się dziwić, skoro nadarzyła się okazja, by spędzić czas we trójkę :D Ech, te początkowe rozterki Mario... To nie jedynie zazdrość, ale uświadomienie sobie, że kocha Ainhoę... Skoro nigdy nie mówił kobiecie, że ją kocha, to rozumiem, że miał prawo czuć się tym faktem przerażony, ale brawa dla niego, że dostrzegł rzecz oczywistą! I do dlatego nie miał ochoty na żadne podboje w klubie ^^ Niech się Marcos nie dziwi haha! :D Ciekawe, jak on się wtoczył do swojego mieszkania w takim stanie ^^ Ale, ale! Panowie natknęli się w klubie na Daniego i Mario nie wytrzymał. Absolutnie mu się nie dziwię, bo musiał dać gdzieś upust swojej wściekłości, a że tym okazała się być szczęka Daniego to już inna sprawa. Ale należało mu się! I słusznie, należało mu się nawet więcej, ale Mario w porę się opamiętał. Ale przynajmniej wie na przyszłość, że ma wsparcie w przyjaciołach ^^
Mario niepotrzebnie obawiał się reakcji Ainhoy, choć go rozumiem :) Ale ta jedynie zajęła się jego rozwaloną ręką i nie robiła mu żadnych kazań. Kochana <3 Ale w końcu dobro Theo jest najważniejsze dla nich obojga, więc to rozumie się samo przez się. Bo nikt nie ma prawa go wyzywać i mam nadzieję, że Dani już nigdy tego nie zrobi! No i tak... Ainhoa paraduje przed Mario w satynowym szlafroku i jeszcze go prowokuje, że pod spodem nie ma nic ^^ Ale to dobrze, dobrze, trzeba mieć w końcu przewagę nad facetem! :D
Jeju Theo! <3 Nic tylko go schrupać, naprawdę! Na razie jest w takim wieku, że sądzi, że dziewczyny i wszystko z nimi związane jest fe, ale gdy dorośnie na pewno zmieni zdanie. W końcu jego tatą jest sam Hermoso hihi :D I zdał tacie pytanie, na które ten nie potrafił odpowiedzieć, ale na szczęście z opresji wyratował go telefon od Enzo... Ale... No i tak to się porobiło. Mario nie miał nic przeciwko temu, by Enzo zaprosił gdzieś Ainhoę no i się doigrał! Zazdrość wręcz mu uszami paruje i uświadomił sobie, że Ainhoa nie jest jedynie mamą Theo, ale również kobietą, którą pokochał. Tylko co teraz? Oby nie uświadomił sobie tego za późno!
<33
Zatkało mnie nieco. Mam teraz nadzieję, że kilka sekund wcześniej Ainhoa weszła do mieszkania i to usłyszała. Albo gdy tylko przekroczy próg ich mieszkania, Mario powie ją w ramiona, pocałuje i wyzna, co czuje - w końcu! Chłopie, ogarnijże się w końcu,bo Enzo faktycznie zaraz sprzątanie Ci miłość Twojego życia sprzed nosa. A nie muszę chyba dodawać, że zabierając ją, zabierze też Theo? Och, błagam - w sytuacji z Danim pokazałeś, że nie jesteś tchórzem, a przecież już wiesz, że powiedzenie "kocham cię" nie boli. Powiem więcej - nawet gdyby te słowa bolały, to i tak powinieneś wyznać je Aihno.
OdpowiedzUsuńTakże Hermoso do roboty, Enzo out, Theo podpuszcza rodziców, żeby się częściej przytulali, a Aihno dalej kusi Mario - może tym razem przyłapałby ją w tych seksownych koronkach? :D
Nie mogę się już doczekać kontynuacji. Zapraszam też na next do mnie :)
Mario na własne życzenie pogmatwał swoją sytuację. Czy tak trudno było wcześniej spróbować wyznać swoje uczucia Ainhoi? To naprawdę nie boli o czym się już przekonał. 😃 Miał do tego tyle okazji. Trudno, najwyżej by go odrzuciła, ale przynajmniej by spróbował zamiast żałować i czekać, aż wszystko samo się ułoży.
OdpowiedzUsuńAlbo przynajmniej przyznałby się do swoich uczuć Enzo. Tymczasem sam właściwie popchnął ich w swoje ramiona... Jedyna nadzieja w tym, że nic z tego nie będzie i Ainhoa nie będzie brnęła w tą relację. Przecież ona też kocha Mario. Bez sensu więc robić jakieś złudne nadzieje Enzo, który chyba naprawdę myśli o niej poważnie.
Wieczór przyjaciół był bardzo udany. Może nawet aż za bardzo. 🤣 Czego skutki Mario odczuł następnego dnia.
Na nieszczęście znowu pojawił się Dani, który po raz kolejny zirytował mnie do granic możliwości. Nadal niczego nie zrozumiał i wciąż uważa się za niewiadomo kogo. Dobrze, że Mario go uderzył. Należało mu się za to wszystko, co zrobił Theo i Ainhoi.
To było takie urocze, gdy dziewczyna czekała aż Mario wróci. Gdy w końcu się doczekała, jak się o niego martwiła. No i oczywiście wyciągnęła od niego wszystko co się wydarzyło, a potem się nim zajęła. Jak słodko. <3
Dobrze, że nie miała mu za złe tej scysji z Danim. Sprzeczki między nimi nie są do niczego potrzebne.
Theo ma rację. Mamusia z tatusiem za rzadko się przytulają i całują. 😆 Może Mario coś z tym zrobi, aby uszczęśliwić synka?
Także mam nadzieję, że spotkanie Ainhoi z Enzo nie było zbyt udane ( nic do niego nie mam, ale jestem po stronie Mario), a Hermoso niech się w końcu weźmie do roboty i zacznie działać.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊
Eh, ci faceci. Narzekają, że kobiety są skomplikowane, a sami nie są lepsi. Mario z trudem doszedł do tego, co czuje do Ainhoy. Biorąc pod uwagę to, jak się przed tym opierał, to już za samą świadomość należą mu się brawa. Teraz pozostaje mu tylko wyznać kobiecie miłość. Co będzie na pewno bardzo trudne. Przynajmniej w wykonaniu Mario. Ale hej, fakt, że przyznał się do tego co czuje, już jest bardzo ważny.
OdpowiedzUsuńWypad z przyjaciółmi można uznać za w miarę udany. No może poza nagłym pojawieniem się Daniego. Chociaż z drugiej strony, przynajmniej Mario miał okazję wyładować złość. Jednak podobnie jak jego kumple, trochę martwię się, czy ktoś przypadkiem nie nagrał całego zajścia i nie wybuchnie jakiś skandal. Bo afera to zdecydowanie ostatnie, co jest Ainhoi do szczęścia potrzebne.
No i jeszcze dochodzi do tego kwestia Enzo... Mam nadzieję, że Ainhoa szybko dojdzie do wniosku, że nic z tego nie będzie. No bo kurczę, ale wszyscy doskonale wiedzą, że prawdziwie kocha tylko Mario. I to się nie zmieni w najbliższym czasie.
Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
No nareszcie to zrozumiał! I tak, te słowa wcale nie bolą. Wręcz przeciwnie!
OdpowiedzUsuńA Daniemu się należało!