- To jest według Ciebie łyżeczka?!
- Mówiłem Ci już, że z rana jesteś zołzą?
- A czy ja Ci mówiłam, że Twój syn jest bardziej usłuchany od Ciebie?
- Zawsze piłem taką miarkę i żyję!
- Miarkę?! Pół kubka to dla Ciebie odpowiednia miarka?!
- Tak!
- Zrobiłeś z tego smołę, a nie kawę!
- Ja rozumiem, że zostałaś pracownicą miesiąca i parzysz najlepszą kawę w całej kawiarni, ale pozwól, że w mojej kuchni będę pił taką kawę jaką lubię.
- Jesteś uzależniony, Hermoso!
- Lepiej od kawy niż papierosów!
- Gdybyś jeszcze pił jeden kubek dziennie! A Ty potrafisz wlać w siebie trzy! I nawet nie zaprzeczaj! Nie domyłeś wieczorem kubka! - Ainhoa spojrzała na mnie triumfalnie. Wywróciłem oczami, po czym westchnąłem ciężko. Takie poranki stały się naszą codzienną tradycją. A minęły dopiero dwa tygodnie! - Zrozum, że to dla Twojego dobra.
- Niezmiernie jestem wdzięczny za Twoją troskę, ale ...
- Tosty! - zawołał Theo wpadając jak burza do kuchni. Wyraz twarzy Ainhoy momentalnie się zmienił. Posłała synowi uśmiech, podając talerz z dwoma tostami, na których narysowane było serce ... z dżemu.
- Mi mamusia tosta z sercem nie dała. - mruknąłem.
- Bo to dla grzecznych chłopców. - rzuciła z aluzją. Usiadłem obok syna z kubkiem w ręce. Trzylatek pokręcił rozbawiony głową, po czym skupił się na jedzeniu. Przede mną również wylądował tost z napisem. Prychnąłem pod nosem.
- Bad Boy. Bardzo śmieszne. - upiłem łyk kawy. Od razu poczułem że żyję! Szczerze mówiąc, lubiłem te poranki i sprzeczki z Ainhoą o moją kawę. Wytrącałem ją z równowagi, a ona zabawnie się na mnie złościła. Po za tym, nigdy nie jadałem śniadania w domu. Wypijałem kubek kawy i jechałem do ośrodka treningowego, gdzie od razu udawałem się na jadalnię. Teraz większość posiłków jadałem w towarzystwie syna i Ainhoy.
- Odbierzesz dzisiaj Theo? - spytała niepewnie, zajmując miejsce na przeciwko mnie. - Chciałabym zobaczyć to mieszkanie, o którym ostatnio Ci mówiłam. Właścicielka ma czas dzisiaj popołudniu.
- Mieliśmy razem oglądać mieszkania. - zauważyłem niezadowolony. Wolałem nad wszystkim sprawować kontrolę i upewnić się, czy aby miejsce było dla nich odpowiednie. - Po za tym, czemu tak Ci spieszno? Oprócz wypijania hektolitrów kawy, raczej nie jestem niewygodnym współlokatorem.
- Nie domyłeś wczoraj kubka. - zachichotała.
- Tragedia. - westchnąłem. - Jasne, że go odbiorę. Muszę pojechać do matki, więc zabiorę Theo ze sobą. Także obiad masz z głowy. Wciśnie w niego pół lodówki.
- Mówiłem Ci już, że z rana jesteś zołzą?
- A czy ja Ci mówiłam, że Twój syn jest bardziej usłuchany od Ciebie?
- Zawsze piłem taką miarkę i żyję!
- Miarkę?! Pół kubka to dla Ciebie odpowiednia miarka?!
- Tak!
- Zrobiłeś z tego smołę, a nie kawę!
- Ja rozumiem, że zostałaś pracownicą miesiąca i parzysz najlepszą kawę w całej kawiarni, ale pozwól, że w mojej kuchni będę pił taką kawę jaką lubię.
- Jesteś uzależniony, Hermoso!
- Lepiej od kawy niż papierosów!
- Gdybyś jeszcze pił jeden kubek dziennie! A Ty potrafisz wlać w siebie trzy! I nawet nie zaprzeczaj! Nie domyłeś wieczorem kubka! - Ainhoa spojrzała na mnie triumfalnie. Wywróciłem oczami, po czym westchnąłem ciężko. Takie poranki stały się naszą codzienną tradycją. A minęły dopiero dwa tygodnie! - Zrozum, że to dla Twojego dobra.
- Niezmiernie jestem wdzięczny za Twoją troskę, ale ...
- Tosty! - zawołał Theo wpadając jak burza do kuchni. Wyraz twarzy Ainhoy momentalnie się zmienił. Posłała synowi uśmiech, podając talerz z dwoma tostami, na których narysowane było serce ... z dżemu.
- Mi mamusia tosta z sercem nie dała. - mruknąłem.
- Bo to dla grzecznych chłopców. - rzuciła z aluzją. Usiadłem obok syna z kubkiem w ręce. Trzylatek pokręcił rozbawiony głową, po czym skupił się na jedzeniu. Przede mną również wylądował tost z napisem. Prychnąłem pod nosem.
- Bad Boy. Bardzo śmieszne. - upiłem łyk kawy. Od razu poczułem że żyję! Szczerze mówiąc, lubiłem te poranki i sprzeczki z Ainhoą o moją kawę. Wytrącałem ją z równowagi, a ona zabawnie się na mnie złościła. Po za tym, nigdy nie jadałem śniadania w domu. Wypijałem kubek kawy i jechałem do ośrodka treningowego, gdzie od razu udawałem się na jadalnię. Teraz większość posiłków jadałem w towarzystwie syna i Ainhoy.
- Odbierzesz dzisiaj Theo? - spytała niepewnie, zajmując miejsce na przeciwko mnie. - Chciałabym zobaczyć to mieszkanie, o którym ostatnio Ci mówiłam. Właścicielka ma czas dzisiaj popołudniu.
- Mieliśmy razem oglądać mieszkania. - zauważyłem niezadowolony. Wolałem nad wszystkim sprawować kontrolę i upewnić się, czy aby miejsce było dla nich odpowiednie. - Po za tym, czemu tak Ci spieszno? Oprócz wypijania hektolitrów kawy, raczej nie jestem niewygodnym współlokatorem.
- Nie domyłeś wczoraj kubka. - zachichotała.
- Tragedia. - westchnąłem. - Jasne, że go odbiorę. Muszę pojechać do matki, więc zabiorę Theo ze sobą. Także obiad masz z głowy. Wciśnie w niego pół lodówki.
Ainhoa uśmiechnęła się pod nosem w odpowiedzi. Przyglądałem się jej uważnie podczas śniadania. Ślady z jej rąk i twarzy zniknęły. Wręcz promieniowała pozytywnym nastawieniem. Zaczęła się częściej uśmiechać, co przyjąłem jako swój osobisty sukces. Zrzuciłem z jej barków wiele problemów i dałem wsparcie, którego potrzebowała. Sprawa długu została raz na zawsze załatwiona. Nie rozumiałem jakim człowiekiem trzeba być, aby dokładnie zapisywać wszystkie rzeczy. Nawet cenę głupiego lizaka!
Teraz została kwestia mieszkania dla nich. Co raz mniej podobał mi się ten pomysł. Lubiłem ten mały chaos i biegającego po domu Theo. Zapomniałem już jakiego koloru mam lodówkę, ponieważ obrazki namalowane przez mojego syna, skutecznie uniemożliwiały mi jej widok. Zakupiłem mu nawet rodzinkę słoników, którą osobiście poukładał na komodzie. I zdjęcia. Nie mogłem się zdecydować, które mam włożyć do ramek! Ainhoa z uśmiechem podała mi pendrive, na którym znajdowały się zdjęcia Theo od pierwszego dnia jego życia. Całą noc spędziłem na przeglądaniu ich oraz wycieraniu łez które niespodziewanie popłynęły po moich policzkach. W sercu czułem ból i dziwną tęsknotę. Żałowałem, że nie byłem z nimi od samego początku. Maleńki Theo śpiący na klatce piersiowej Ainhoy. To było moje ulubione zdjęcie, na które mógłbym wpatrywać się godzinami.
- Tatusiu, idziemy? - głos syna wyrwał mnie z rozmyśleń. - Jestem gotowy. - pochwaliłem jego samodzielność, choć w sercu poczułem ukucie żalu. Straciłem nawet głupią naukę wiązania sznurowadeł oraz wyjaśnienia który but jest lewy, a który prawy.
Teraz została kwestia mieszkania dla nich. Co raz mniej podobał mi się ten pomysł. Lubiłem ten mały chaos i biegającego po domu Theo. Zapomniałem już jakiego koloru mam lodówkę, ponieważ obrazki namalowane przez mojego syna, skutecznie uniemożliwiały mi jej widok. Zakupiłem mu nawet rodzinkę słoników, którą osobiście poukładał na komodzie. I zdjęcia. Nie mogłem się zdecydować, które mam włożyć do ramek! Ainhoa z uśmiechem podała mi pendrive, na którym znajdowały się zdjęcia Theo od pierwszego dnia jego życia. Całą noc spędziłem na przeglądaniu ich oraz wycieraniu łez które niespodziewanie popłynęły po moich policzkach. W sercu czułem ból i dziwną tęsknotę. Żałowałem, że nie byłem z nimi od samego początku. Maleńki Theo śpiący na klatce piersiowej Ainhoy. To było moje ulubione zdjęcie, na które mógłbym wpatrywać się godzinami.
- Tatusiu, idziemy? - głos syna wyrwał mnie z rozmyśleń. - Jestem gotowy. - pochwaliłem jego samodzielność, choć w sercu poczułem ukucie żalu. Straciłem nawet głupią naukę wiązania sznurowadeł oraz wyjaśnienia który but jest lewy, a który prawy.
*
Usiadłam ciężko na kanapie, przeczesując swoje włosy. Obejrzane przeze mnie mieszkanie było z dala od wszystkiego. Z dala od przedszkola Theo. Z dala od mojej pracy. Z dala od metra. Jedynie cena wynajmu była przystępna, a wnętrze bardzo przytulne. Wiedziałam jednak, że Mario będzie mi kazał szukać czegoś innego. Gdyby nie on, od razu podpisałabym wszystkie papiery.
Powinnam jak najszybciej się stąd wyprowadzić. Uniezależnić się. Byłam mu bardzo wdzięczna za pomoc, jak i za wyrwanie mnie z domu brata. Gdyby nie Mario i jego stanowczość, zapewne nie odważyłabym się tego zrobić. Ale minęły dwa tygodnie, a ja doszłam do siebie. Wróciłam do pracy i do poszukiwań mieszkania. Nie mogłam mu wiecznie siedzieć na głowie. Miał swoje życie i swoich znajomych. Tu było miejsce dla Theo, nie dla kobiety która go urodziła.
Podskoczyłam nerwowo, słysząc dźwięk otwierających się drzwi. To nie mogli być Mario z Theo, ponieważ ten pierwszy dopiero co wysłał mi wiadomość. Mieli wrócić za nie całą godzinę!
- Hermoso! Chodź tu i zobacz co przytachałem! - zawołał nieznany mi męski głos. Znał Mario, więc choć trochę poczułam się pewniej. Wyszłam więc na spotkanie nieznajomemu brunetowi, który pochylał się w holu nad ogromnym pudłem. - Jeep na sterowanie! Oczywiście to w prezencie dla Juniora Hermoso, ale lepiej żeby tatuś z wujciem wypróbowali, co nie? - wyprostował się z szerokim uśmiechem, który zniknął zaraz po tym, gdy tylko mnie dostrzegł. - Hej! Ty pewnie jesteś Ainhoa? - zapytał, drapiąc się nerwowo po głowie.
- Tak. - przytaknęłam. - A Ty?
- Enzo. - wyciągnął ku mnie dłoń, którą niepewnie uściskałam. - Przyjaciel Mario. Przepraszam że tak wpadłem, ale mam klucze. Zapomniałem, że mieszkasz tu z małym.
- Nic się nie stało. - wzruszyłam ramionami. - Mario z Theo wrócą za nie całą godzinę, ale wejdź proszę. - wskazałam mu kierunek. - Napijesz się czegoś? Kawy? Pewnie czujesz się tu bardziej swobodniej ode mnie.
- Jeśli w tym domu ostała się kawa, to chętnie. - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam. Posłusznie udał się za mną do kuchni, gdzie usiadł na barowym krześle i z zaciekawieniem spojrzał na lodówkę.
- Czyli mam rozumieć, że Ty również wiesz o jego uzależnieniu od kawy? - zagadnęłam, na co parsknął śmiechem. - On jest niereformowany. - mruknęłam, stawiając kubek przed Enzo.
- Mało powiedziane. - machnął ręką. - Jeśli uda Ci się go z tego wyleczyć, a jest to wprost niemożliwe, to osobiście Cię wyświecę. - zażartował upijając łyk. Podniósł wzrok i przyjrzał mi się uważnie. Był bardzo przystojnym mężczyzną, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
- Nie mam aż takiej cierpliwości. - odchrząknęłam. - Dlaczego tak mi się przyglądasz? Jestem brudna? - zapytałam nerwowo. Czułam się niekomfortowo czując jego uciążliwy wzrok na sobie.
- Przepraszam. - zaśmiał się. - Nie chciałem Cię zdenerwować. Przez jakiś czas sądziłem, że jesteś wyimaginowana. Ten wariat wypytywał każdego o dziewczynę z wytatuowanym M na ręce! Oczywiście mam na myśli gości, którzy byli na Sylwestrze. Jeszcze tego brakowało, żeby zleciał pół Madrytu. - mruknął pod nosem, po czym nachylił kubek. - Powinienem być na Ciebie zły. Zniknęłaś bez słowa, przez co mój przyjaciel ześwirował.
- Bo sądziłam, że to on zniknął. - zmarszczyłam czoło, myśląc intensywnie nad jego słowa. - Jak to mnie szukał?
- Normalnie. - wzruszył ramionami. - Biedny Marcos musiał zrobić mu listę gości, bo to w jego rodzinnym domu była impreza. Okazało się, że nie jesteś żadną z zaproszonych dziewczyn. Najpierw Mario na niego nawrzeszczał, że wpuszcza nie wiadomo kogo do domu, a potem się łasił, pytając czy na pewno wszystkich uwzględnił.
- Powiedzmy że się wprosiłam. - szepnęłam.
- Mario był na siebie zły, że pozwolił Ci odejść. - zauważył.
- Dlaczego? W końcu byłam jedną z wielu.
- Nadal będziesz tak uważać jeśli Ci powiem, że tylko Ciebie szukał jak wariat? - uniósł zadziornie jedną z brwi. - Mario może mówić co chce, ale ja i Marcos znamy go od bardzo dawna. Byłaś dla niego wyjątkowa. To dlatego tak dobrze przyjął wiadomość, że jest ojcem. Bo to Ty jesteś matką jego dziecka.
- Kocha Theo.
- I to jak! - zaśmiał się. - Kompletnie oszalał na jego punkcie. Codziennie wysyła mi nowe zdjęcia albo filmiki. Uwierz mi, kompletnie nie widział się w roli ojca. A teraz z dumą o nim opowiada. Dlatego musiałem wpaść do stolicy! Stąd ten prezent. - kiwnął w stronę holu.
- Theo będzie zachwycony. Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - A jeśli chodzi o Mario ... na pewno lepiej mi z myślą, że nie potraktował mnie tak samo jak inne. Byłam załamana gdy dowiedziałam się o ciąży. Nie wiedziałam gdzie go szukać. Zresztą, nie wiadomo jakby zareagował. Chyba spaliłabym się ze wstydu, gdyby mnie wyśmiał. - wyznałam.
- Nie jest taki zły.
- Jest superbohaterem. - uśmiechnęłam się pod nosem, skubiąc serwetkę. - Skoczyłby za małym w ogień. Mimo wszystkich tych trudności, jestem mu ogromnie wdzięczna za podarowanie mi go. Nie wyobrażam sobie życia bez Theo.
- Mama! - drzwi wejściowe otworzyły się z impetem, a do środka wpadł mój syn, wymachując papierową torbą w rączkach. - Piekłem z babcią ciastecka! Te są dla Ciebie! A tata ... - stanął jak wryty na widok Enzo. Speszony spuścił główkę, podchodząc do mnie i wdrapując się na kolana. - Dzień dobly. - szepnął, gdy zwróciłam mu uwagę.
- Hej. - Enzo posłał mu szeroki uśmiech. - Zdjęcia i filmiki tego nie oddają, ale to rzeczywiście cały Mario! Charakter ma po Tobie, mam nadzieję? - zwrócił się do mnie.
- Masz problem? - w drzwiach stanął Mario.
- Nie zapominaj, że Cię znam jak mało kto. - przyjaciel zeskoczył z krzesła i do niego podszedł. - Ainhoa to zbyt miła osoba, aby męczyła się z takim łobuzem jak Ty. - zaśmiał się, co Mario odwzajemnił. Przywitali się w męski sposób, po czym poszli do holu po pudło.
Chwilę później Theo przestał się wstydzić i biegał radośnie za samochodem. Miałam wrażenie, że jeszcze większą radochę mieli więksi chłopcy, ale zachowałam tą opinię dla siebie. Czułam na sobie wzrok Enzo, co wprowadzało mnie jedynie w zakłopotanie. Zdecydowanie powiedziałam mu więcej niż powinnam. Miał w sobie jednak coś specjalnego. Coś, dzięki czemu zaufałam mu bez reszty.
Theo poczęstował go ciasteczkiem własnej roboty, dostając w zamian ogromną pochwałę. Widziałam dumę wymalowaną na twarzy mojego syna. Czuł się bardzo ważny w towarzystwie mężczyzn, szczególnie że Enzo rozmawiał z nim jak z najlepszym kumplem.
- Co tak się uśmiechasz? - zagadnął Mario, siadając obok mnie na kanapie. Oderwałam swój wzrok od dyskusji syna z nowym wujkiem.
- Theo bardzo polubił Twojego przyjaciela. - zauważyłam.
- Enzo jest na tym samym poziomie. - parsknął.
- Przestań. - skarciłam go, uderzając łokciem w żebra. - Jest bardzo sympatyczny. Wpadł jak burza, doprowadzając mnie prawie do zawału, ale dość szybko się wytłumaczył i przeprosił. Miło mi się z nim rozmawiało. - przyznałam. Mario przybrał dziwną minę, wpatrując się we mnie w milczeniu. - O co chodzi?
- O czym rozmawialiście? - odchrząknął.
- Ogólnie. - wzruszyłam ramionami. Nie chciałam zdradzać mu wszystkich szczegółów. Podejrzewałam, że nie byłby zadowolony z tematu mojej rozmowy z jego przyjacielem. - Powiedział, że musiał przyjechać i poznać Theo. To bardzo miłe. - odwzajemniłam uśmiech Enzo, który mi posłał, co nie umknęło uwadze Mario. - Zostanie na noc?
- Nie. - mruknął. - Ma swój rodzinny dom.
- Oh, no dobrze. Więc nie muszę zmieniać planów co do kolacji. - podniosłam się z kanapy. - Nie będę wam przeszkadzała. Mieszkanie okazało się być zbyt dalekie od wszystkiego, więc muszę poszukać nowego.
- Nie musisz się spieszyć.
- Muszę się uniezależnić Mario. Każde z nas ma swoje życie, prawda? - spojrzałam na niego. Wpatrywał się chwilę we mnie, po czym pokiwał twierdząco głową.
*
Z uwagą obserwowałem jak Enzo żegnał się z Ainhoą. Z irytacją zauważyłem, że do mnie nigdy się tak promiennie nie uśmiechała. No, nie licząc wydarzeń sprzed czterech lat. Theo również był zachwycony nowym wujkiem. Nie odstępował go na krok, pokazując wszystkie swoje zabawki i zabiegając o jego uwagę. Poczułem irracjonalną zazdrość o to!
- Pozdrów Nati i Alvaro. - poprosił gdy wyszliśmy na podjazd. Musiałem jeszcze dzisiaj wpaść do Odriozoli, podwożąc mu dość ważną rzecz. Zresztą, sama Nati marudziła, że tak rzadko do nich wpadam.
- Jasne. - westchnąłem, bawiąc się kluczykami.
- Coś się stało? - zerknął na mnie uważnie.
- Nie. Dlaczego tak uważasz?
- Bo Cię znam? - uniósł brwi ku górze. - Ale spoko. Będziesz chciał, to sam powiesz. - podszedł do swojego samochodu. - Powinienem Cię przeprosić. No wiesz, za te insynuacje dotyczące Ainhoy. Nie dziwię się, że wtedy zwariowałeś. - zaśmiał się pod nosem. - Jest taka ... inna. Prawdziwa!
- Bo jest prawdziwa. - wywróciłem oczami.
- Nie o tym mówię! Nikogo nie udaje, mówi to, co jej leży na sercu. Jej oczy są takie szczerze. - zamyślił się, a ja uchyliłem usta wpatrując się w niego jak w idiotę. Nie spodziewałbym się takich słów po Enzo! - I tak uroczo się uśmiech.
- Nie zapędzaj się. To matka mojego syna.
- Przecież to co niegrzeczne, zachowałem dla siebie. - parsknął, lecz mi do śmiechu wcale nie było. Poczułem jak podnosi mi się ciśnienie. - Mario, jesteśmy przyjaciółmi i mamy zasadę dotyczącą kompletnego zakazu umawiania się z naszymi byłymi. Ale ... nie to głupie. - zaśmiał się nerwowo, po czym otworzył drzwi od samochodu.
- Chcesz się umówić z Ainhoą? - mruknąłem.
- Wątpię czy w ogóle zwróciłaby na mnie uwagę. - wzruszył ramionami. Doskonale wiedziałem, że zwróciła. I jak go komplementowała! - Ale szanuję naszą zasadę i nie ośmielę się nawet zapytać ją o wypad na kawę.
- Enzo ... nie mogę jej tego zabronić. - westchnąłem ciężko, opierając się o maskę swojego samochodu. - Jest wolną osobą i tak bardzo zależy jej na byciu niezależną. Wystarczy, że brat stawiał jej ultimatum i stresowała się każdą podjętą decyzją. Obiecałem jej, że teraz będzie lepiej. Więc jeśli by się zgodziła ... co ja mam do tego?
- Na pewno?
- Tak. - mruknąłem.
Powinnam jak najszybciej się stąd wyprowadzić. Uniezależnić się. Byłam mu bardzo wdzięczna za pomoc, jak i za wyrwanie mnie z domu brata. Gdyby nie Mario i jego stanowczość, zapewne nie odważyłabym się tego zrobić. Ale minęły dwa tygodnie, a ja doszłam do siebie. Wróciłam do pracy i do poszukiwań mieszkania. Nie mogłam mu wiecznie siedzieć na głowie. Miał swoje życie i swoich znajomych. Tu było miejsce dla Theo, nie dla kobiety która go urodziła.
Podskoczyłam nerwowo, słysząc dźwięk otwierających się drzwi. To nie mogli być Mario z Theo, ponieważ ten pierwszy dopiero co wysłał mi wiadomość. Mieli wrócić za nie całą godzinę!
- Hermoso! Chodź tu i zobacz co przytachałem! - zawołał nieznany mi męski głos. Znał Mario, więc choć trochę poczułam się pewniej. Wyszłam więc na spotkanie nieznajomemu brunetowi, który pochylał się w holu nad ogromnym pudłem. - Jeep na sterowanie! Oczywiście to w prezencie dla Juniora Hermoso, ale lepiej żeby tatuś z wujciem wypróbowali, co nie? - wyprostował się z szerokim uśmiechem, który zniknął zaraz po tym, gdy tylko mnie dostrzegł. - Hej! Ty pewnie jesteś Ainhoa? - zapytał, drapiąc się nerwowo po głowie.
- Tak. - przytaknęłam. - A Ty?
- Enzo. - wyciągnął ku mnie dłoń, którą niepewnie uściskałam. - Przyjaciel Mario. Przepraszam że tak wpadłem, ale mam klucze. Zapomniałem, że mieszkasz tu z małym.
- Nic się nie stało. - wzruszyłam ramionami. - Mario z Theo wrócą za nie całą godzinę, ale wejdź proszę. - wskazałam mu kierunek. - Napijesz się czegoś? Kawy? Pewnie czujesz się tu bardziej swobodniej ode mnie.
- Jeśli w tym domu ostała się kawa, to chętnie. - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam. Posłusznie udał się za mną do kuchni, gdzie usiadł na barowym krześle i z zaciekawieniem spojrzał na lodówkę.
- Czyli mam rozumieć, że Ty również wiesz o jego uzależnieniu od kawy? - zagadnęłam, na co parsknął śmiechem. - On jest niereformowany. - mruknęłam, stawiając kubek przed Enzo.
- Mało powiedziane. - machnął ręką. - Jeśli uda Ci się go z tego wyleczyć, a jest to wprost niemożliwe, to osobiście Cię wyświecę. - zażartował upijając łyk. Podniósł wzrok i przyjrzał mi się uważnie. Był bardzo przystojnym mężczyzną, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
- Nie mam aż takiej cierpliwości. - odchrząknęłam. - Dlaczego tak mi się przyglądasz? Jestem brudna? - zapytałam nerwowo. Czułam się niekomfortowo czując jego uciążliwy wzrok na sobie.
- Przepraszam. - zaśmiał się. - Nie chciałem Cię zdenerwować. Przez jakiś czas sądziłem, że jesteś wyimaginowana. Ten wariat wypytywał każdego o dziewczynę z wytatuowanym M na ręce! Oczywiście mam na myśli gości, którzy byli na Sylwestrze. Jeszcze tego brakowało, żeby zleciał pół Madrytu. - mruknął pod nosem, po czym nachylił kubek. - Powinienem być na Ciebie zły. Zniknęłaś bez słowa, przez co mój przyjaciel ześwirował.
- Bo sądziłam, że to on zniknął. - zmarszczyłam czoło, myśląc intensywnie nad jego słowa. - Jak to mnie szukał?
- Normalnie. - wzruszył ramionami. - Biedny Marcos musiał zrobić mu listę gości, bo to w jego rodzinnym domu była impreza. Okazało się, że nie jesteś żadną z zaproszonych dziewczyn. Najpierw Mario na niego nawrzeszczał, że wpuszcza nie wiadomo kogo do domu, a potem się łasił, pytając czy na pewno wszystkich uwzględnił.
- Powiedzmy że się wprosiłam. - szepnęłam.
- Mario był na siebie zły, że pozwolił Ci odejść. - zauważył.
- Dlaczego? W końcu byłam jedną z wielu.
- Nadal będziesz tak uważać jeśli Ci powiem, że tylko Ciebie szukał jak wariat? - uniósł zadziornie jedną z brwi. - Mario może mówić co chce, ale ja i Marcos znamy go od bardzo dawna. Byłaś dla niego wyjątkowa. To dlatego tak dobrze przyjął wiadomość, że jest ojcem. Bo to Ty jesteś matką jego dziecka.
- Kocha Theo.
- I to jak! - zaśmiał się. - Kompletnie oszalał na jego punkcie. Codziennie wysyła mi nowe zdjęcia albo filmiki. Uwierz mi, kompletnie nie widział się w roli ojca. A teraz z dumą o nim opowiada. Dlatego musiałem wpaść do stolicy! Stąd ten prezent. - kiwnął w stronę holu.
- Theo będzie zachwycony. Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - A jeśli chodzi o Mario ... na pewno lepiej mi z myślą, że nie potraktował mnie tak samo jak inne. Byłam załamana gdy dowiedziałam się o ciąży. Nie wiedziałam gdzie go szukać. Zresztą, nie wiadomo jakby zareagował. Chyba spaliłabym się ze wstydu, gdyby mnie wyśmiał. - wyznałam.
- Nie jest taki zły.
- Jest superbohaterem. - uśmiechnęłam się pod nosem, skubiąc serwetkę. - Skoczyłby za małym w ogień. Mimo wszystkich tych trudności, jestem mu ogromnie wdzięczna za podarowanie mi go. Nie wyobrażam sobie życia bez Theo.
- Mama! - drzwi wejściowe otworzyły się z impetem, a do środka wpadł mój syn, wymachując papierową torbą w rączkach. - Piekłem z babcią ciastecka! Te są dla Ciebie! A tata ... - stanął jak wryty na widok Enzo. Speszony spuścił główkę, podchodząc do mnie i wdrapując się na kolana. - Dzień dobly. - szepnął, gdy zwróciłam mu uwagę.
- Hej. - Enzo posłał mu szeroki uśmiech. - Zdjęcia i filmiki tego nie oddają, ale to rzeczywiście cały Mario! Charakter ma po Tobie, mam nadzieję? - zwrócił się do mnie.
- Masz problem? - w drzwiach stanął Mario.
- Nie zapominaj, że Cię znam jak mało kto. - przyjaciel zeskoczył z krzesła i do niego podszedł. - Ainhoa to zbyt miła osoba, aby męczyła się z takim łobuzem jak Ty. - zaśmiał się, co Mario odwzajemnił. Przywitali się w męski sposób, po czym poszli do holu po pudło.
Chwilę później Theo przestał się wstydzić i biegał radośnie za samochodem. Miałam wrażenie, że jeszcze większą radochę mieli więksi chłopcy, ale zachowałam tą opinię dla siebie. Czułam na sobie wzrok Enzo, co wprowadzało mnie jedynie w zakłopotanie. Zdecydowanie powiedziałam mu więcej niż powinnam. Miał w sobie jednak coś specjalnego. Coś, dzięki czemu zaufałam mu bez reszty.
Theo poczęstował go ciasteczkiem własnej roboty, dostając w zamian ogromną pochwałę. Widziałam dumę wymalowaną na twarzy mojego syna. Czuł się bardzo ważny w towarzystwie mężczyzn, szczególnie że Enzo rozmawiał z nim jak z najlepszym kumplem.
- Co tak się uśmiechasz? - zagadnął Mario, siadając obok mnie na kanapie. Oderwałam swój wzrok od dyskusji syna z nowym wujkiem.
- Theo bardzo polubił Twojego przyjaciela. - zauważyłam.
- Enzo jest na tym samym poziomie. - parsknął.
- Przestań. - skarciłam go, uderzając łokciem w żebra. - Jest bardzo sympatyczny. Wpadł jak burza, doprowadzając mnie prawie do zawału, ale dość szybko się wytłumaczył i przeprosił. Miło mi się z nim rozmawiało. - przyznałam. Mario przybrał dziwną minę, wpatrując się we mnie w milczeniu. - O co chodzi?
- O czym rozmawialiście? - odchrząknął.
- Ogólnie. - wzruszyłam ramionami. Nie chciałam zdradzać mu wszystkich szczegółów. Podejrzewałam, że nie byłby zadowolony z tematu mojej rozmowy z jego przyjacielem. - Powiedział, że musiał przyjechać i poznać Theo. To bardzo miłe. - odwzajemniłam uśmiech Enzo, który mi posłał, co nie umknęło uwadze Mario. - Zostanie na noc?
- Nie. - mruknął. - Ma swój rodzinny dom.
- Oh, no dobrze. Więc nie muszę zmieniać planów co do kolacji. - podniosłam się z kanapy. - Nie będę wam przeszkadzała. Mieszkanie okazało się być zbyt dalekie od wszystkiego, więc muszę poszukać nowego.
- Nie musisz się spieszyć.
- Muszę się uniezależnić Mario. Każde z nas ma swoje życie, prawda? - spojrzałam na niego. Wpatrywał się chwilę we mnie, po czym pokiwał twierdząco głową.
*
Z uwagą obserwowałem jak Enzo żegnał się z Ainhoą. Z irytacją zauważyłem, że do mnie nigdy się tak promiennie nie uśmiechała. No, nie licząc wydarzeń sprzed czterech lat. Theo również był zachwycony nowym wujkiem. Nie odstępował go na krok, pokazując wszystkie swoje zabawki i zabiegając o jego uwagę. Poczułem irracjonalną zazdrość o to!
- Pozdrów Nati i Alvaro. - poprosił gdy wyszliśmy na podjazd. Musiałem jeszcze dzisiaj wpaść do Odriozoli, podwożąc mu dość ważną rzecz. Zresztą, sama Nati marudziła, że tak rzadko do nich wpadam.
- Jasne. - westchnąłem, bawiąc się kluczykami.
- Coś się stało? - zerknął na mnie uważnie.
- Nie. Dlaczego tak uważasz?
- Bo Cię znam? - uniósł brwi ku górze. - Ale spoko. Będziesz chciał, to sam powiesz. - podszedł do swojego samochodu. - Powinienem Cię przeprosić. No wiesz, za te insynuacje dotyczące Ainhoy. Nie dziwię się, że wtedy zwariowałeś. - zaśmiał się pod nosem. - Jest taka ... inna. Prawdziwa!
- Bo jest prawdziwa. - wywróciłem oczami.
- Nie o tym mówię! Nikogo nie udaje, mówi to, co jej leży na sercu. Jej oczy są takie szczerze. - zamyślił się, a ja uchyliłem usta wpatrując się w niego jak w idiotę. Nie spodziewałbym się takich słów po Enzo! - I tak uroczo się uśmiech.
- Nie zapędzaj się. To matka mojego syna.
- Przecież to co niegrzeczne, zachowałem dla siebie. - parsknął, lecz mi do śmiechu wcale nie było. Poczułem jak podnosi mi się ciśnienie. - Mario, jesteśmy przyjaciółmi i mamy zasadę dotyczącą kompletnego zakazu umawiania się z naszymi byłymi. Ale ... nie to głupie. - zaśmiał się nerwowo, po czym otworzył drzwi od samochodu.
- Chcesz się umówić z Ainhoą? - mruknąłem.
- Wątpię czy w ogóle zwróciłaby na mnie uwagę. - wzruszył ramionami. Doskonale wiedziałem, że zwróciła. I jak go komplementowała! - Ale szanuję naszą zasadę i nie ośmielę się nawet zapytać ją o wypad na kawę.
- Enzo ... nie mogę jej tego zabronić. - westchnąłem ciężko, opierając się o maskę swojego samochodu. - Jest wolną osobą i tak bardzo zależy jej na byciu niezależną. Wystarczy, że brat stawiał jej ultimatum i stresowała się każdą podjętą decyzją. Obiecałem jej, że teraz będzie lepiej. Więc jeśli by się zgodziła ... co ja mam do tego?
- Na pewno?
- Tak. - mruknąłem.
*
- Z krzyża Cię zdjęli, czy co? - Nati jak zwykle przywitała mnie w swoim wyśmienitym zołzowatym humorze. - Kawuni? - zaświergotała, zamykając za mną drzwi.
- Oho, widać Odriozola dobrze się sprawił.
- Ty tylko o jednym. - wywróciła oczami.
- Za kawę podziękuję. - mruknąłem siadając na kanapie. Od razu obok mnie pojawiły się jej koty. - Dałabyś im wreszcie imiona bo patrzą na mnie jak na kretyna gdy nazywam je kot numer jeden i kot numer dwa. Dziecku też nie dasz imienia ... co się tak patrzysz?
- Mario, dobrze się czujesz? - spytała zatroskana.
- Że co?
- Od kiedy odmawiasz kawy?
- A czy zawsze muszę pić kawę? - zirytowałem się. Nati uniosła brew ku górze, uważnie mi się przyglądając. - Nie mam zamiaru znowu słuchać kazania Ainhoy na temat tego, jak niszczę sobie zdrowie. Codziennie mi suszy głowę, więc niech jej będzie!
- Ok ... ?
- Nati przestań się tak na mnie patrzeć! - wkurzyłem się.
- Po prostu mi odpowiedz, dlaczego jesteś chodzącym tornadem. - usiadła na przeciwko mnie. - Jeszcze chwila, a zdemolujesz mi mieszkanie. Wasza sprzeczna o kawę tak na Ciebie zadziałała?
- Co? Nie. - machnąłem ręką. - To było rano!
- Więc?
- Co więc? - prychnąłem. - Przecież jestem spokojny.
- Jasne! - parsknęła śmiechem. - No cóż, chyba urządzę babski wieczór i ją zaproszę. Muszę koniecznie postawić jej jakiś dobry alkohol. Jako jedyna odwiodła Cię od picia kawy w dużych ilościach. - nabijała się ze mnie. - Albo wyślę kwiaty ...
- Już? Wyżyłaś się? - prychnąłem.
- Jesteś uroczy gdy kobieta trzyma Cię pod pantoflem. - wyszczerzyła się. Spojrzałem na nią jak na wariatkę. - Gdy będziesz wyznawał jej miłość, to zamiast tradycyjnego "Kocham Cię" powiedz "Kochanie, piję jedną kawusię dziennie!". Od razu rzuci Ci się na szyję!
- Teraz to ja obawiam się o Twoje zdrowie. Psychiczne! - podkreśliłem. - Co Ty w ogóle gadasz? Jaka miłość? Jakie wyznania? - zirytowałem się.
- No tak, zapomniałam że jesteś ciężki w rozumowaniu. - mruknęła, drapiąc się po głowie. - Ale spokojnie. Wybudziłam z Ciebie prawdziwego Papacito to i to wytłumaczę.
- Nati, jeśli przyszło Ci do głowy swatać mnie i Ainhoę, to od razu o tym zapomnij. - zarządziłem. - Ja i ona to przeszłość. Zresztą, nigdy nie byliśmy razem. Łączy nas tylko Theo i nie chcę psuć tej relacji. Po za tym, podoba jej się Enzo, a ja nie zamierzam stać jej na drodze.
- Jaki Enzo?
- Zidane. Odwiedził mnie dzisiaj i wpadli sobie w oko.
- To dlatego chodzisz jak tornado! - krzyknęła podekscytowana. Dosłownie podskoczyła na miejscu! - Jesteś o nią zazdrosny!
- Nie jestem! - zaprzeczyłem gwałtownie.
- Wszystko jest jasne. - zaśmiała się. - Gdy ostatnio zapytałam Cię o Chio, wymigałeś się mówiąc, że nie masz czasu na związki. Bzdura! W Twoim sercu jest ktoś inny. - uchyliłem usta, aby odpowiedzieć, ale nie dała mi na to szansy. - Każdy, kto Cię zna, wie że pijesz kawę na potęgę. Wystarczyło, że Ainhoa tupnęła dwa razy nogą, a Ty posłusznie zmniejszyłeś dawkę. Dla jej satysfakcji. A teraz ... Mario, na Boga! - jęknęła. - Jeśli będziesz siedział z założonymi rękoma, to Enzo na pewno ją w sobie rozkocha.
- Pozwoliłem mu zaprosić ją na kawę. - mruknąłem.
- Masz jeszcze szansę.
- Na co? - prychnąłem.
- Na stworzenie rodziny z kobietą, którą kochasz!
Rodzina. Błyskawicznie przed oczami pojawiła się wizja naszych wspólnych posiłków, które już teraz były cudowną rutyną. Odwożenie przeze mnie Theo do przedszkola, poprzedzone buziakami Ainhoy życzącej nam miłego dnia. Ich obecność na moich meczach, tak jak pamiętnego dnia na treningu ...
Cholera jasna, chciałem tego! Chciałem tych leniwych wieczorów, podczas których oglądaliśmy kreskówki z Theo albo graliśmy w wymyślone przez niego gry. Chciałem widoku Ainhoy na kanapie z książką w ręce bądź krzątającej się po kuchni. Chciałem, aby wrzeszczała na mnie każdego ranka i wyrywała kubek z nasypaną kawą. Chciałem znów mieć ją w swoich ramionach i smakować słodkich ust, za którymi tęskniłem. Chciałem żeby dzieliła ze mną sypialnię ... przymknąłem powieki, przełykając z trudnością ślinę. Teraz już wiedziałem, dlaczego ostatnio źle spałem. Świadomość że jest za ścianą, wspomnienie naszej nocy ...
Ale czy ona chciała tego samego?
***
No właśnie, czy Ainhoa chce tego samego ^^
tak! tak! tak! zdecydowanie takie powroty do domu uwielbiam, kiedy mogę odpalić ulubioną muzykę i wczytać się w nowy rozdział :D ale wracając do treści... Enzo?! ej niech on nie wchodzi z butami do ich wspólnej sypialni! nie wiem jak wygląda ani jeden, ani drugi ale Enzo to mi się nie podoba, Mario ładniejsze imię i dlatego ja kibicuje Mario, który dzięki Nati w końcu ogarnął swoją czuprynę. Tylko musi teraz powalczyć, fakt ma ułatwione zadanie bo jest superbohaterem dla syna, więc go wesprze a i widać, że on sam nie jest obojętny samej Ainhoi. Oboje patrzą co drugie powie, pomyśli - czyli jak w NORMALNYM związku i jeśli zamierzasz coś tu sknocić, to ja naśle na ciebie duchy i po nocach będzie ci się happy end z Mario w roli głównej śnić!:D a teraz kończę... dziś bredzę od rzeczy, ale to dlatego, że jeszcze dwa dni i wolne :D
OdpowiedzUsuńps. u mnie nowości :D
Hermoso kretynie! Oczywiście, że ona chce tego samego, ale nie chce Ci wchodzić w drogę, bo wszyscy znają Twoją reputację! A teraz, skoro już przyznałeś się sam przed sobą, czego tak naprawdę chcesz - BIERZ SIĘ DO ROBOTY! Zawalcz o kobietę, którą kochasz, a nie pozwalasz swojemu przyjacielowi zaprosić ją na randkę! Myśl choć trochę, a będzie dobrze i będziesz miał tę swoją wymarzoną rodzinę z ukochaną Ainho 🖤
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Marion nie wymięknie i się nie podda, a Enzo powinien się wycofać.
Och, już się nie mogę doczekać kontynuacji, kochana! Jestem taka ciekawa, co wymyślisz .. Buziaki!
Uwielbiam te drobne i zabawne sprzeczki Ainhoy i Mario. Są po prostu najlepsze. <3
OdpowiedzUsuńW dodatku pokazują, że dziewczyna naprawdę martwi się o niego i jego zdrowie, a jej upomnienia zaczynają przynosić efekty, bo Mario zaczyna się jej słuchać i naprawdę ogranicza tą kawę. 😃 A skoro jako jedynej udało się mu przemówić do rozsądku to znak, że z dnia ma dzień Ainhoa zaczyna znaczyć dla niego o wiele wiecej niz do tej pory przypuszczał. Może więc czas, aby jej to uświadomić? Zanim nie będzie za późno?
Wspólne mieszkanie służy całej trójce. Bardzo szybko odnaleźli się w tej niespodziewanej sytuacji i czerpią z niej sporo radości. Wspólnie spędzany czas coraz bardziej ich do siebie zbliża, przez co Mario nie wyobraża już sobie, aby Theo i Ainhoa z dnia na dzień się wyprowadzili. Ainhoa niech się tak więc nie śpieszy z tym poszukiwaniem mieszkania. Rozumiem, że chce być samodzielna, ale pobyt w domu taty bardzo dobrze wpływa na Theo i pewnie nie miałby nic przeciwko, aby zostali w nim na stałe.
Niespodziewane odwiedziny Enzo wywołały kolejny zwrot akcji. Ainhoa wyraźnie wpadła mu w oko, a i jej przypadło do gustu jego towarzystwo. Nie mam nic do Enzo, bo wygląda na naprawdę fajnego chłopaka. Jednak ja zgłaszam protest i nie zgadzam się na jego żadne bliższe relacje z Ainhoą. Niech Enzo znajdzie sobie inny obiekt zainteresowania. 🤣
Jedyny pozytyw z tego, że Mario nareszcie zrozumiał, że jest zazdrosny o Aihoę i wcale nie jest dla niego wyłącznie mamą Theo. I chciałby stworzyć z nią prawdziwą rodzinę dla syna.
Niezawodna Nati dobitnie mu to uświadomiła. Także niech nie marnuje czasu i bierze się do roboty, zanim przyjaciel sprzątnie mu ją sprzed nosa. Kolejnej szansy może nie mieć!
Szczera rozmowa to podstawa. 😊
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Och, ja sądzę, że Ainhoa chce tego samego hihi :D Bardzo podobał mi się poranek w ich wykonaniu oraz ich wspólne przekomarzania <3 Ainhoa dba o zdrowie Mario, co ten powinien docenić, a nie jeszcze się kłócić! Z kobietą się nie zadziera, Hermoso hihi :D Ale metody Ainhoy odnoszą skutki, Mario faktycznie ograniczył picie kawy, więc coś jest na rzeczy!
OdpowiedzUsuńRozumiem Ainhoę oraz to, że nie chce siedzieć Mario na głowie, ale... Czy naprawdę nie może zostać tak jak jest? ^^ Wspólne mieszkanie służy całej trójce, a najbardziej Theo! :) Te wspólne śniadania mogłyby się stać już rutyną ^^ Mario nie chce, żeby Ainhoa się wyprowadzała, więc może weźmie to pod uwagę? Nie ma pośpiechu! :D
Z niezapowiedzianą wizytą wpadł Enzo i wydaje się, że wpadł w oko dziewczynie i ona chyba jemu też... Miło ze sobą porozmawiali oraz miło spędzili wspólnie czas i dobrze poczuli się w swoim towarzystwie, a Mario poczuł zazdrość, co dobitnie uświadomiła mu niezawodna Nati <3 Oczywiście Mario nie będąc w związku z Ainhoą nie mógł zabronić Enzo niczego, ale podejrzewam, że aż się w nim gotowało! Ci faceci to są! Ale ja już czekam na to, aż Nati weźmie sprawy w swoje ręce haha, ona już wie, co się dzieje! Mario jest zazdrosny i w porę uświadomił sobie, że chce stworzyć z Ainhoą i Theo rodzinę z prawdziwego zdarzenia :) Także naprawdę niech działa póki może, bo później może być za późno i będzie sobie pluł w brodę, że w porę nie zareagował. Dobrze im się razem mieszka, dobrze się ze sobą dogadują, ten wspólny czas na pewno dobrze im służy, Theo jest szczęśliwy, a to przecież najważniejsze, więc czemu by nie spróbować czegoś więcej...? <33
Uwielbiam te ich kłótnie o kawę :D
OdpowiedzUsuńI cieszę się, że Theo wreszcie może być w pełni szczęśliwy.