Pchałam wózek idąc przez Puerta del Sol. Jak na przedostatni dzień roku, pogoda była bardzo przyjemna. Zimowe słońce ogrzewało moją twarz, pobudzając endorfiny w całym ciele. Żal było zostać w domu. Theo z radością przyjął wiadomość o spacerze. Wpakował się do wózka ze swoim pluszakiem, wskazują paluszkiem, w którą stronę mam pójść. Poprosił mnie o wizytę o niedźwiadka, a ja nie miałam serca, aby mu odmówić.
Oczywiście ów niedźwiadek był pomnikiem, najsłynniejszym symbolem Madrytu. Theo był nim zachwycony. Mógłby godzinami się w niego wpatrywać. Nazywał go starszym braciszkiem swojego pluszaka, którym również był miś.
Wracając z wizyty u niedźwiadka, stanęłam przy jednej z wystaw. Moje kobiecie oko nie mogło przejść obojętnie obok cudownych butów, na które nigdy nie będzie mnie stać.
- Te czerwone są piękne, prawda? - zagadnęła mnie młoda kobieta. Zaskoczona odwróciłam się w jej stronę. - Ainhoa, prawda? Dobrze zapamiętałam? - uśmiechnęła się do mnie sympatycznie. Ona także miała ze sobą wózek, z którego z ciekawością spoglądała urocza dziewczynka.
- Tak. - przytaknęłam. - Bez sukni ślubnej wyglądasz inaczej, ale również Cię poznaję. - Leire zaśmiała się na te słowa, po czym posłała uśmiech w stronę zawstydzonego Theo.
- Jakie Ty masz śliczne oczka. - zachwyciła się.
- Co się mówi, kochanie?
- Dzien dobly i dziękuję. - szepnął, po czym przytulił do siebie misia.
- Jesteś bardzo kulturalny, młody człowieku. - pochwaliła go, po czym skupiła swój wzrok na mnie. - Opiekujesz się nim?
- To mój syn. - odpowiedziałam. Doskonale dostrzegłam zaskoczenie w oczach Leire, jednak nie winiłam jej za to. Ludzie często tak reagowali na te rewelacje. Rzadko się zdarzało, aby dwudziestojednoletnia dziewczyna miała trzyletniego syna. A nawet jeśli, to oznaczało tylko jedno.
- Oh, przepraszam.
- Nie musisz. Nie jesteś pierwsza, ani ostatnia.
- Może dasz się namówić na kawę? - zmieniła taktownie temat, wiedząc że jest mi z tym niezręcznie. - Ulicę dalej jest moja kawiarnia, gdzie aktualnie się udaję. Co prawda mam tam kompletny sajgon, bo jedna z moich pracownic odeszła, ale z chęcią Cię poczęstuje naszą życiodajną cieczą. A Tobie proponuje duże ciacho i soczek.- zwróciła się do Theo. - Co wy na to?
- Umm ... przepraszam Cię, ale nie mogę. - próbowałam się wymigać. - Nie wzięłam ze sobą portfela i ...
- Oh, daj spokój! - oburzyła się, jednak z jej ust nie znikał uśmiech. - Ja zapraszam i ja stawiam. Kompletnie nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu, a tym bardziej takich argumentów.
Chcąc nie chcąc, posłusznie udałam się z Leire w stronę kawiarni. Błagalny wzrok Theo, który na samą myśl o ciachu od miłej pani poczuł się głodny, mówił sam za siebie. Mi osobiście było bardzo niezręczne, choć wiedziałam, że propozycja dziewczyny była niewinna i zapewne wszystkich swoich znajomych zapraszała na kawę. Skłamałam o portfelu. Miałam go przy sobie, jednak kompletnie nie było mnie stać na taki wydatek.
Wnętrze, jak się okazało kawiarnio - czytelni, zrobiło na mnie nie małe wrażenie. Leire zaprowadziła mnie do stolika przy oknie, po czym przeprosiła na chwilę, udając się z córką na zaplecze. Posadziłam Theo na krześle obok, ściągając z niego zbędne wierzchnie ubranie.
- Ta pani jest miła. - oznajmił.
- To prawda. - przytaknęłam. Po chwili obok nas pojawiła się kelnerka, która z uśmiechem postawiła przed nami filiżankę z kawą, szklankę z sokiem oraz dwa ciastka. Oczka Theo zabłysły, ale cierpliwie czekał, aż pozwolę mu spróbować. - Tylko uważaj, żebyś się nie pobrudził, dobrze? - podałam mu łyżeczkę.
- Jestem pod wrażeniem. - oznajmiła Leire, zajmując miejsce na przeciwko. Na jej kolanach siedziała zadowolona Sofia, chcąca dorwać się do filiżanki. - Jak na trzy latka, jest bardzo samodzielny. I kulturalny. To na prawdę rzadko się zdarza. Chyba wezmę od Ciebie kilka lekcji.
- Nie żartuj. - speszyłam się.
- Sofia to mały wulkan. Wszędzie jej pełno. - zaśmiała się. - Charakterek ma po tatusiu. Zresztą, wystarczy spojrzeć na tą minę małego cwaniaka.
Oczywiście ów niedźwiadek był pomnikiem, najsłynniejszym symbolem Madrytu. Theo był nim zachwycony. Mógłby godzinami się w niego wpatrywać. Nazywał go starszym braciszkiem swojego pluszaka, którym również był miś.
Wracając z wizyty u niedźwiadka, stanęłam przy jednej z wystaw. Moje kobiecie oko nie mogło przejść obojętnie obok cudownych butów, na które nigdy nie będzie mnie stać.
- Te czerwone są piękne, prawda? - zagadnęła mnie młoda kobieta. Zaskoczona odwróciłam się w jej stronę. - Ainhoa, prawda? Dobrze zapamiętałam? - uśmiechnęła się do mnie sympatycznie. Ona także miała ze sobą wózek, z którego z ciekawością spoglądała urocza dziewczynka.
- Tak. - przytaknęłam. - Bez sukni ślubnej wyglądasz inaczej, ale również Cię poznaję. - Leire zaśmiała się na te słowa, po czym posłała uśmiech w stronę zawstydzonego Theo.
- Jakie Ty masz śliczne oczka. - zachwyciła się.
- Co się mówi, kochanie?
- Dzien dobly i dziękuję. - szepnął, po czym przytulił do siebie misia.
- Jesteś bardzo kulturalny, młody człowieku. - pochwaliła go, po czym skupiła swój wzrok na mnie. - Opiekujesz się nim?
- To mój syn. - odpowiedziałam. Doskonale dostrzegłam zaskoczenie w oczach Leire, jednak nie winiłam jej za to. Ludzie często tak reagowali na te rewelacje. Rzadko się zdarzało, aby dwudziestojednoletnia dziewczyna miała trzyletniego syna. A nawet jeśli, to oznaczało tylko jedno.
- Oh, przepraszam.
- Nie musisz. Nie jesteś pierwsza, ani ostatnia.
- Może dasz się namówić na kawę? - zmieniła taktownie temat, wiedząc że jest mi z tym niezręcznie. - Ulicę dalej jest moja kawiarnia, gdzie aktualnie się udaję. Co prawda mam tam kompletny sajgon, bo jedna z moich pracownic odeszła, ale z chęcią Cię poczęstuje naszą życiodajną cieczą. A Tobie proponuje duże ciacho i soczek.- zwróciła się do Theo. - Co wy na to?
- Umm ... przepraszam Cię, ale nie mogę. - próbowałam się wymigać. - Nie wzięłam ze sobą portfela i ...
- Oh, daj spokój! - oburzyła się, jednak z jej ust nie znikał uśmiech. - Ja zapraszam i ja stawiam. Kompletnie nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu, a tym bardziej takich argumentów.
Chcąc nie chcąc, posłusznie udałam się z Leire w stronę kawiarni. Błagalny wzrok Theo, który na samą myśl o ciachu od miłej pani poczuł się głodny, mówił sam za siebie. Mi osobiście było bardzo niezręczne, choć wiedziałam, że propozycja dziewczyny była niewinna i zapewne wszystkich swoich znajomych zapraszała na kawę. Skłamałam o portfelu. Miałam go przy sobie, jednak kompletnie nie było mnie stać na taki wydatek.
Wnętrze, jak się okazało kawiarnio - czytelni, zrobiło na mnie nie małe wrażenie. Leire zaprowadziła mnie do stolika przy oknie, po czym przeprosiła na chwilę, udając się z córką na zaplecze. Posadziłam Theo na krześle obok, ściągając z niego zbędne wierzchnie ubranie.
- Ta pani jest miła. - oznajmił.
- To prawda. - przytaknęłam. Po chwili obok nas pojawiła się kelnerka, która z uśmiechem postawiła przed nami filiżankę z kawą, szklankę z sokiem oraz dwa ciastka. Oczka Theo zabłysły, ale cierpliwie czekał, aż pozwolę mu spróbować. - Tylko uważaj, żebyś się nie pobrudził, dobrze? - podałam mu łyżeczkę.
- Jestem pod wrażeniem. - oznajmiła Leire, zajmując miejsce na przeciwko. Na jej kolanach siedziała zadowolona Sofia, chcąca dorwać się do filiżanki. - Jak na trzy latka, jest bardzo samodzielny. I kulturalny. To na prawdę rzadko się zdarza. Chyba wezmę od Ciebie kilka lekcji.
- Nie żartuj. - speszyłam się.
- Sofia to mały wulkan. Wszędzie jej pełno. - zaśmiała się. - Charakterek ma po tatusiu. Zresztą, wystarczy spojrzeć na tą minę małego cwaniaka.
- Jest urocza.
- Dziękuję. - upiła łyk kawy. - Czyli jesteś siostrą Daniego Martina? - zagadnęła. - Byłam zaskoczona, gdy Saul mi o tym powiedział. Widać Twój brat bardzo dba o prywatność, co się ceni.
- Jestem jego przyrodnią siostrą. - wyjaśniłam. - Ale masz rację, dba o prywatność, co jest mi tylko na rękę.
- Dziękuję. - upiła łyk kawy. - Czyli jesteś siostrą Daniego Martina? - zagadnęła. - Byłam zaskoczona, gdy Saul mi o tym powiedział. Widać Twój brat bardzo dba o prywatność, co się ceni.
- Jestem jego przyrodnią siostrą. - wyjaśniłam. - Ale masz rację, dba o prywatność, co jest mi tylko na rękę.
- Coś o tym wiem. - westchnęłam.
- Leire? - obok nas pojawiła się ta sama kelnerka, lecz tym razem z nieciekawą miną. - Dzwonią z hurtowni. Mają jakiś problem, ale w racjonalny sposób nie potrafią mi wyjaśnić jaki.
- Już idę. - jęknęła. - Ainhoa? Mogłabyś się nią zająć przez chwilę? - wskazała na Sofię, która zaciekawiona spoglądała na Theo. - Jak sama widzisz, mam tu totalny sajgon.
- Daj ją. - wyciągnęłam ręce po dziewczynkę, która usiadła na moich kolanach bez sprzeciwu. Na prawdę była urocza. Nostalgia ogarnęła moje serce, na wspomnienie maleńkiego Theo. Bałam się, że nie podołam opieki nad nim. Że niechcący zrobię mu krzywdę. Jednak instynkt macierzyński to coś na prawdę silnego. Od pierwszej chwili wiedziałam jak mam go trzymać, jak karmić, jak przewijać. Zawsze wiedziałam co go boli i jak mu pomóc. Może i nie byłam idealną matką, jednak starałam się jak mogłam.
- Leire? - obok nas pojawiła się ta sama kelnerka, lecz tym razem z nieciekawą miną. - Dzwonią z hurtowni. Mają jakiś problem, ale w racjonalny sposób nie potrafią mi wyjaśnić jaki.
- Już idę. - jęknęła. - Ainhoa? Mogłabyś się nią zająć przez chwilę? - wskazała na Sofię, która zaciekawiona spoglądała na Theo. - Jak sama widzisz, mam tu totalny sajgon.
- Daj ją. - wyciągnęłam ręce po dziewczynkę, która usiadła na moich kolanach bez sprzeciwu. Na prawdę była urocza. Nostalgia ogarnęła moje serce, na wspomnienie maleńkiego Theo. Bałam się, że nie podołam opieki nad nim. Że niechcący zrobię mu krzywdę. Jednak instynkt macierzyński to coś na prawdę silnego. Od pierwszej chwili wiedziałam jak mam go trzymać, jak karmić, jak przewijać. Zawsze wiedziałam co go boli i jak mu pomóc. Może i nie byłam idealną matką, jednak starałam się jak mogłam.
- Cy mogę ją pocęstować? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos syna. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Patsy na moje ciastko i wysuwa języcek. Chyba jest głodna.
- Głodna nie jest, ale uwielbia smakować nowe rzeczy. - dopiero po paru sekundach zorientowałam się, że to pytanie skierował do Leire. - Będziesz potrafił ją nakarmić?
- Nie wiem.
- Nałóż troszkę nadzienia na koniec łyżeczki i podłóż jej pod buzię. - poinstruowała go. Theo ze skupioną miną wykonał zadanie. Z uśmiechem spoglądałam jak zadowolona Sofia zlizuje słodki krem. - Musiałam. - zaśmiała się jej mama, pokazując mi zrobione zdjęcie. - To był uroczy obrazek! Saul nie uwierzy.
- Nie boi się nikogo. - zauważyłam.
- Gdybyś miała tyle cioć i wujków, którzy codziennie szturmują Ci dom, to obecność ludzi byłaby Ci obojętna. - machnęła dłonią. - Tutaj też ją zabieram, bo nie wyobrażam sobie, aby zostawiać ją pod opieką niani. Zresztą, Saul jest na mnie zły, że tak szybko chwyciłam się pracy. Jednak muszę nadzorować to, co tu się dzieje. Tym bardziej, że moja zaufana pracownica wyjechała do Sevilli. Nie potrzebujesz przypadkowo pracy? - zagadnęła.
- Właściwie to tak.
- Na prawdę?! - szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Ale ja nigdy nie byłam kelnerką.
- Żadna z moich dotychczasowych pracownic nie miała doświadczenia. Wiesz ile szklanek się tu potłukło? - zaśmiała się. - Nie zmuszam Cię, ale zawsze możesz spróbować.
- Jest jeszcze Theo. - spojrzałam na synka, który dopijał soczek. - Oczywiście chodzi do przedszkola i w jego opiece pomaga nam zaufana gosposia, ale ...
- Ainhoa, zdajesz sobie sprawę z tego, że mówisz to świeżo upieczonej matce? Oczywiście, że to rozumiem. I nie będzie problemu w razie czego. - zapewniła. Zagryzłam dolną wargę myśląc nad tym intensywnie. Słowa i zaufanie Leire podbudowały moją zszarganą pewność siebie. Praca rozwiązałaby większość moich problemów. Mogłabym wynająć mieszkanie i powoli spłacać dług u Daniego. O ile by mi się udało.
- To kiedy mam zacząć?
*
- TRZY!
- DWA!
- JEDEN!
- SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
Upiłem łyk szampana, po czym odłożyłem lampkę na pobliski stolik. Nigdy nie byłem fanem bąbelkowego napoju, lecz raz na rok, tradycyjnie, mogłem umoczyć w nim swoje usta. Fajerwerki rozbłysły nad Barceloną, zwiastując Nowy Rok oraz nową przygodę w moim życiu.
- Tu się schowałeś. - poczułem jak kobiece ręce oplatają moją sylwetkę. Parsknąłem pod nosem, odwracając się do niej przodem. Schemat znów się powtarzał. Zawsze gdy pojawiałem się na imprezach, czułem się jak na Safari. Tyle że nie musiałem zbytnio się wysilać. Zwierzyna sama padała u moich stóp.
Sądziły, że są wyjątkowe. Że zaoferują mi coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Miałem im rano wyznać miłość? Nie zasługiwały na to. Zresztą, zanim nastał świt, zdążyłem opuścić sypialnię.
Byłem kobieciarzem? Casanovą? Rozpustnikiem? Łamaczem damskich serc? Nic z tych rzeczy. Nigdy z nimi nie flirtowałem. Pojawiały się same. Od razu wiedząc, co ode mnie oczekują. Nie mogły po wszystkim czuć się oszukane, bo do niczego ich nie zmuszałem. A o obiecywaniu nawet nie było mowy.
- Jak było? - wymruczała zmysłowo, leżąc na posłaniu. Zaśmiałem się pod nosem, zapinając guzik od moich spodni. To pytanie było częścią schematu. Zawsze padało.
- Przeciętnie. - wyznałem zgodnie z prawą, wychodząc z pokoju. Idąc korytarzem, zapinałem guziki od swojej koszuli. Było jak zwykle. Zanim dojadę do domu, zdążę o tym zapomnieć. Ale przynajmniej będę odstresowany.
Wychodząc przed posiadłość, dostrzegłem ostatnie pojedyncze fajerwerki. Tyle szumu o tego Sylwestra, a zleciało nie wiadomo kiedy.
- Jesteś sukinsynem! - usłyszałem za sobą wrzask. Odwróciłem się rozbawiony w stronę okna, w którym pojawiła się moja dzisiejsza przygoda. Te dziewczyny nie miały za grosz szacunku do siebie, a oczekiwały go ode mnie.
Nauczyłem się je ignorować i nie zaprzątać sobie nimi głowy. Zrobiłem to raz i to był o jeden raz za dużo. Zresztą, mówią że wyjątek potwierdza regułę.
*
Fajerwerki miały w sobie coś specjalnego. Magicznego. Szczególnie dla dzieci. Dla mnie były to niepotrzebnie wydane pieniądze. Miliony euro, dolarów i innych walut wyrzuconych w powietrze. Doprowadzały wiele nieostrożnych osób do okaleczeń, a zwierzęta do panicznego strachu. Mi przypominały o życiowym błędzie. Chociaż czy mogłabym tak nazywać najpiękniejszą noc w moim życiu, której skutkiem był Theo? Czy cofnęłabym czas?
Z uśmiechem zerknęłam na małego śpiocha, który zmęczony oczekiwaniem na fajerwerki, zasnął snem kamiennym. Okryłam go ostrożnie kocykiem i ucałowałam z czułością główkę. Nie, nie cofnęłabym czasu.
Sylwester 2015
- Nikt się nie zorientuje! - zawołała Ana, moja współlokatorka z sierocińca, gdy stanęłyśmy przed domem w prywatnej dzielnicy. - Powiemy, że jesteśmy koleżankami Marcosa i tadam!
- Kim jest Marcos? - zaśmiałam się.
- A skąd ja mam wiedzieć? - wzruszyła ramionami, po czym nacisnęła guzik dzwonka do drzwi. - Tak nazywa się właściciel tego domu. Jeśli szczęście nam dopisze, to nawet go nie poznamy. Nikt nas nie będzie legitymował!
I tak też było. Weszłyśmy bez problemu do środka, gdzie tłum ludzi rozpoczął sylwestrową zabawę. Jeden z chłopaków wcisnął mi do rąk drinka. Upiłam łyk, krztusząc się lekko.
- Idziemy na parkiet! - zawołała Ana, łapiąc za mój nadgarstek. Procenty dodały mi odwagi, więc bez zbędnego skrępowania zaczęłam poruszać swoim ciałem.
Po jakiejś chwili mój świat się zatrzymał, gdy przez oszklone drzwi przeszedł brunet z cudownymi niebieskimi oczami. Roześmiany rozmawiał ze swoimi kumplami, popijając Whisky, a ja, jak ta ostatnia idiotka, poczułam motyle w podbrzuszu.
- Wow, niezły jest. - zachichotała Ana do mojego ucha.
- Daj spokój. - skarciłam ją speszona.
- Patrzy na Ciebie.
- To masz zwidy. - mruknęłam.
- Zabaw się dziewczyno. - wywróciła oczami. - W maju będziesz pełnoletnia! - dodała, uśmiechając się zalotnie do przechodzącego obok nas chłopaka. Puściłam tą uwagę mimo uszu, zerkając kąta oka w miejsce, gdzie przed chwilą stał tajemniczy brunet. Nie było go. Westchnęłam ciężko, skupiając się na tańcu. Byłabym naiwna sądząc, że zwróciłby na mnie uwagę.
- Można? - poczułam na biodrach męskie dłonie. Uniosłam zaskoczona głowę, zatapiając się w pięknym odcieniu niebieskich oczu. Kiwnęłam niepewnie głową. Fala gorąca zalała moje ciało, gdy chłopak przysunął się bliżej mnie i zaczął się poruszać. Uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.
Przetańczyliśmy ze sobą kilka piosenek, idealnie wpasowując się w swoje ramiona. Z każdą chwilą jego dłonie były co raz pewniejsze siebie, a ja mu na to pozwalałam. Pierwszy raz w życiu poczułam się taka ważna, zauważona, doceniona. A gdy niespodziewanie mnie pocałował ... świat przestał dla mnie istnieć.
Nawet nie wiem w którym momencie znaleźliśmy się w jednym z pokoi na górze, zdejmując z siebie nawzajem ubrania. Opadłam plecami na posłanie, przejeżdżając dłonią po jego umięśnionym torsie. Chłopak zadrżał i z czułością ucałował moje usta.
- Mmm ... masz ...
- Mam. - szepnął wyciągając z kieszeni spodni szeleszczące opakowanie. - Szczęśliwego Nowego Roku. - dodał zatapiając się we mnie. Jęknęłam z przyjemności, a w oknie rozbłysły się fajerwerki ...
- Mamusiu? - zaspany głosik Theo ocknął mnie ze wspomnień. - Chyba zaspałem. - jego usta wygięły się w podkówkę.
- Wprost przeciwnie kochanie. - wzięłam go na ręce i podeszłam do okna. - Popatrz. Fajerwerki na Ciebie zaczekały. - uśmiechnęłam się, spoglądając na niego uważnie. W jego zafascynowanych oczach, odbijały się kolorowe światła.
W jego cudownych niebieskich oczkach.
***
Dziękuję wam bardzo za miłe słowa :) Cieszę się, że ta historia przypadła wam do gustu, choć jest to dopiero początek!
- Gdybyś miała tyle cioć i wujków, którzy codziennie szturmują Ci dom, to obecność ludzi byłaby Ci obojętna. - machnęła dłonią. - Tutaj też ją zabieram, bo nie wyobrażam sobie, aby zostawiać ją pod opieką niani. Zresztą, Saul jest na mnie zły, że tak szybko chwyciłam się pracy. Jednak muszę nadzorować to, co tu się dzieje. Tym bardziej, że moja zaufana pracownica wyjechała do Sevilli. Nie potrzebujesz przypadkowo pracy? - zagadnęła.
- Właściwie to tak.
- Na prawdę?! - szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Ale ja nigdy nie byłam kelnerką.
- Żadna z moich dotychczasowych pracownic nie miała doświadczenia. Wiesz ile szklanek się tu potłukło? - zaśmiała się. - Nie zmuszam Cię, ale zawsze możesz spróbować.
- Jest jeszcze Theo. - spojrzałam na synka, który dopijał soczek. - Oczywiście chodzi do przedszkola i w jego opiece pomaga nam zaufana gosposia, ale ...
- Ainhoa, zdajesz sobie sprawę z tego, że mówisz to świeżo upieczonej matce? Oczywiście, że to rozumiem. I nie będzie problemu w razie czego. - zapewniła. Zagryzłam dolną wargę myśląc nad tym intensywnie. Słowa i zaufanie Leire podbudowały moją zszarganą pewność siebie. Praca rozwiązałaby większość moich problemów. Mogłabym wynająć mieszkanie i powoli spłacać dług u Daniego. O ile by mi się udało.
- To kiedy mam zacząć?
*
- TRZY!
- DWA!
- JEDEN!
- SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
Upiłem łyk szampana, po czym odłożyłem lampkę na pobliski stolik. Nigdy nie byłem fanem bąbelkowego napoju, lecz raz na rok, tradycyjnie, mogłem umoczyć w nim swoje usta. Fajerwerki rozbłysły nad Barceloną, zwiastując Nowy Rok oraz nową przygodę w moim życiu.
- Tu się schowałeś. - poczułem jak kobiece ręce oplatają moją sylwetkę. Parsknąłem pod nosem, odwracając się do niej przodem. Schemat znów się powtarzał. Zawsze gdy pojawiałem się na imprezach, czułem się jak na Safari. Tyle że nie musiałem zbytnio się wysilać. Zwierzyna sama padała u moich stóp.
Sądziły, że są wyjątkowe. Że zaoferują mi coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Miałem im rano wyznać miłość? Nie zasługiwały na to. Zresztą, zanim nastał świt, zdążyłem opuścić sypialnię.
Byłem kobieciarzem? Casanovą? Rozpustnikiem? Łamaczem damskich serc? Nic z tych rzeczy. Nigdy z nimi nie flirtowałem. Pojawiały się same. Od razu wiedząc, co ode mnie oczekują. Nie mogły po wszystkim czuć się oszukane, bo do niczego ich nie zmuszałem. A o obiecywaniu nawet nie było mowy.
- Jak było? - wymruczała zmysłowo, leżąc na posłaniu. Zaśmiałem się pod nosem, zapinając guzik od moich spodni. To pytanie było częścią schematu. Zawsze padało.
- Przeciętnie. - wyznałem zgodnie z prawą, wychodząc z pokoju. Idąc korytarzem, zapinałem guziki od swojej koszuli. Było jak zwykle. Zanim dojadę do domu, zdążę o tym zapomnieć. Ale przynajmniej będę odstresowany.
Wychodząc przed posiadłość, dostrzegłem ostatnie pojedyncze fajerwerki. Tyle szumu o tego Sylwestra, a zleciało nie wiadomo kiedy.
- Jesteś sukinsynem! - usłyszałem za sobą wrzask. Odwróciłem się rozbawiony w stronę okna, w którym pojawiła się moja dzisiejsza przygoda. Te dziewczyny nie miały za grosz szacunku do siebie, a oczekiwały go ode mnie.
Nauczyłem się je ignorować i nie zaprzątać sobie nimi głowy. Zrobiłem to raz i to był o jeden raz za dużo. Zresztą, mówią że wyjątek potwierdza regułę.
*
Fajerwerki miały w sobie coś specjalnego. Magicznego. Szczególnie dla dzieci. Dla mnie były to niepotrzebnie wydane pieniądze. Miliony euro, dolarów i innych walut wyrzuconych w powietrze. Doprowadzały wiele nieostrożnych osób do okaleczeń, a zwierzęta do panicznego strachu. Mi przypominały o życiowym błędzie. Chociaż czy mogłabym tak nazywać najpiękniejszą noc w moim życiu, której skutkiem był Theo? Czy cofnęłabym czas?
Z uśmiechem zerknęłam na małego śpiocha, który zmęczony oczekiwaniem na fajerwerki, zasnął snem kamiennym. Okryłam go ostrożnie kocykiem i ucałowałam z czułością główkę. Nie, nie cofnęłabym czasu.
Sylwester 2015
- Nikt się nie zorientuje! - zawołała Ana, moja współlokatorka z sierocińca, gdy stanęłyśmy przed domem w prywatnej dzielnicy. - Powiemy, że jesteśmy koleżankami Marcosa i tadam!
- Kim jest Marcos? - zaśmiałam się.
- A skąd ja mam wiedzieć? - wzruszyła ramionami, po czym nacisnęła guzik dzwonka do drzwi. - Tak nazywa się właściciel tego domu. Jeśli szczęście nam dopisze, to nawet go nie poznamy. Nikt nas nie będzie legitymował!
I tak też było. Weszłyśmy bez problemu do środka, gdzie tłum ludzi rozpoczął sylwestrową zabawę. Jeden z chłopaków wcisnął mi do rąk drinka. Upiłam łyk, krztusząc się lekko.
- Idziemy na parkiet! - zawołała Ana, łapiąc za mój nadgarstek. Procenty dodały mi odwagi, więc bez zbędnego skrępowania zaczęłam poruszać swoim ciałem.
Po jakiejś chwili mój świat się zatrzymał, gdy przez oszklone drzwi przeszedł brunet z cudownymi niebieskimi oczami. Roześmiany rozmawiał ze swoimi kumplami, popijając Whisky, a ja, jak ta ostatnia idiotka, poczułam motyle w podbrzuszu.
- Wow, niezły jest. - zachichotała Ana do mojego ucha.
- Daj spokój. - skarciłam ją speszona.
- Patrzy na Ciebie.
- To masz zwidy. - mruknęłam.
- Zabaw się dziewczyno. - wywróciła oczami. - W maju będziesz pełnoletnia! - dodała, uśmiechając się zalotnie do przechodzącego obok nas chłopaka. Puściłam tą uwagę mimo uszu, zerkając kąta oka w miejsce, gdzie przed chwilą stał tajemniczy brunet. Nie było go. Westchnęłam ciężko, skupiając się na tańcu. Byłabym naiwna sądząc, że zwróciłby na mnie uwagę.
- Można? - poczułam na biodrach męskie dłonie. Uniosłam zaskoczona głowę, zatapiając się w pięknym odcieniu niebieskich oczu. Kiwnęłam niepewnie głową. Fala gorąca zalała moje ciało, gdy chłopak przysunął się bliżej mnie i zaczął się poruszać. Uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.
Przetańczyliśmy ze sobą kilka piosenek, idealnie wpasowując się w swoje ramiona. Z każdą chwilą jego dłonie były co raz pewniejsze siebie, a ja mu na to pozwalałam. Pierwszy raz w życiu poczułam się taka ważna, zauważona, doceniona. A gdy niespodziewanie mnie pocałował ... świat przestał dla mnie istnieć.
Nawet nie wiem w którym momencie znaleźliśmy się w jednym z pokoi na górze, zdejmując z siebie nawzajem ubrania. Opadłam plecami na posłanie, przejeżdżając dłonią po jego umięśnionym torsie. Chłopak zadrżał i z czułością ucałował moje usta.
- Mmm ... masz ...
- Mam. - szepnął wyciągając z kieszeni spodni szeleszczące opakowanie. - Szczęśliwego Nowego Roku. - dodał zatapiając się we mnie. Jęknęłam z przyjemności, a w oknie rozbłysły się fajerwerki ...
- Mamusiu? - zaspany głosik Theo ocknął mnie ze wspomnień. - Chyba zaspałem. - jego usta wygięły się w podkówkę.
- Wprost przeciwnie kochanie. - wzięłam go na ręce i podeszłam do okna. - Popatrz. Fajerwerki na Ciebie zaczekały. - uśmiechnęłam się, spoglądając na niego uważnie. W jego zafascynowanych oczach, odbijały się kolorowe światła.
W jego cudownych niebieskich oczkach.
***
Dziękuję wam bardzo za miłe słowa :) Cieszę się, że ta historia przypadła wam do gustu, choć jest to dopiero początek!
Leire i jej oferta pracy, spadły niczym z nieba Ainhoi. Dzięki tej niespodziewanej propozycji być może w życiu dziewczyny coś drgnie i poprawi się ono w końcu. Obydwoje z Theo na to w pełni zasługują. Dość już spotkało ich przykrości i upokorzeń przez ostatnie lata.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim za jakiś czas będą mieli szansę uniezależnić się od Daniego, co niewątpliwie bardzo by ich uszczęśliwiło. Życie z nim, jak na razie przypomina istny koszmar. Także mam nadzieję, że z tą pracą wszystko się uda.
Mario wciąż prowadzi tryb życia jaki prowadzi. Szuka odskoczni i przygód. Uważając, że nie potrzeba mu kogoś na dłużej. Nawet nie myśli o ustatkowaniu. Choć gdzieś tam po głowie, nadal krążą mu wspomnienia Ainhoi i ich wspólnej nocy. Jako jedyna potrafiła na dłużej zagościć w jego myślach, co już czyni ją wyjątkową. Gdyby on tylko wiedział, że miał ją już ostanio na wyciągnięcie ręki. 🙂
Wspomnienia Ainhoi z wyjątkowego dla niej Sylwestra, także pokazują że wciąż myśli ona o ojcu Theo i nie potrafi wyrzucić go ze swojej pamięci.
Na koniec zostawiłam sobie Theo, który z każdym rozdziałem, jeszcze bardziej pokazuje, jak wspaniałym i mądrym jest chłopcem. Uwielbiam go i mam nadzieję, że wkrótce doczeka się on szczęśliwej rodziny. 🙂
Czekam jak zawsze z niecierpliwością na następny rozdział.
Aaaa! Zakochałam się w małym Theo! Jest cudownym maleństwem! Chyba muszę przestać czytać te wszystkie opowiadania, bo jeszcze instynkt macierzyński się we mnie obudzi XD
OdpowiedzUsuńJestem mega ciekawa tego, jak potoczy się kolejne spotkanie Hermoso z naszą Ainohą - bo muszą się przecież już wkrótce spotkać! :D
Czekam na next, a w niedzielę zapraszam do mnie na nowy rozdział + mam dla Was niespodziankę odnośnie poprzedniego opowiadania ;D
Buziaki!
Ale fajny ten pomnik *_*
OdpowiedzUsuńNie dziwię się więc Theo, że jest nim zachwycony i że lubi tam spacerować wraz z mamą i swoim własnym pluszakiem :)
Leire spadła Ainhoi z nieba :) Fajnie, że tak na siebie wpadły i Ainhoa dała się namówić na kawę, chociaż wierzę, że był to dla niej dość niezręczny moment. Ale, czego się nie robi dla Theo? <3 Bardzo się cieszę, że złapała z Leire taki fajny kontakt. W dodatku Leire zaproponowała jej pracę... Lepiej być chyba nie mogło! :) Wierzę, że dzięki temu Ainhoa odżyje i będzie to pierwszy krok do tego, aby wszystko zaczęło się lepiej układać. W końcu dziewczyna wraz z Theo zasługują na to, jak mało kto! Tak... Theo! <3 Uroczy, kulturalny młody mężczyzna hihi ^^ Mimo trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się Ainhoa, mimo tego, że wychowuje synka sama to daje radę i nie poddaje się, bo wie, że ma dla kogo :) Pewnie wiele osób w jej sytuacji, by nie podołało, ale nie ona! I to mi się podoba :) I pojawiła się Sofia, mały łobuziak <3
Jest i Mario, który w dalszym ciągu prowadzi dość rozrywkowy tryb życia i którego nie interesują żadne poważne związki, czy cokolwiek innego. Jednak w dalszym ciągu w głowie kłębi mu się wspomnienie o Ainhoi, co dobitnie wskazuje na to, że dziewczyna wywarła na nim niemałe wrażenie. Zresztą wspomnienie Sylwestra, kiedy powstał Theo jest tego doskonałym dowodem ^^ Początkowo dziewczyna była sceptycznie nastawiona, co do pomysłu swojej przyjaciółki, jednak później całkowicie o tym zapomniała, pozwalając sobie na szaleństwo i na pełną pasji noc spędzoną w ramionach Mario. Ainhoa dalej myśli o tajemniczym mężczyźnie, czemu trudno się dziwić...
I jeszcze raz powtórzę - Theo! <333
Jestem i ja. Za drobne opóźnienie przepraszam, ale ten czas przed świętami miałam tak strasznie zapełniony, że przychodziłam do domu i niemal od razu zasypiałam. Dlatego teraz nadrabiam wszelkie zaległości.
OdpowiedzUsuńTheo jest cudny, tak totalnie uroczy, że to aż nierealne. Serio, kocham tego chłopca. No po prostu, jego to można by było tylko tulić, całować i dawać ciasteczka. Już wielokrotnie pisałam, że uwielbiam małe dzieci w opowiadaniach, ale Theo bije je wszystkie na głowę.
Zawsze wiedziałam, że z Leire jest równa babka. Jej oferta pracy spadła niczym z nieba. Teraz Ainoha w końcu zacznie zarabiać własne pieniądze, będzie mogła wynająć własne mieszkanie i uniezależnić się od okropnego brata. To dla niej ogromna szansa. Dodatkowo Leira jest bardzo wyrozumiałym pracodawcą, więc Ainoha nie powinna mieć problemu z opieką nad synkiem.
Zaskoczyło mnie trochę zachowanie Mario. Wychodzi na to, że mężczyzna nieudolnie próbuje odtworzyć tę jedną noc z Ainohą. Jednak żadna dziewczyna nie jest wstanie spełnić jego oczekiwań. I pewnie z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zaczyna tracić nadzieję na ustatkowanie się. On chyba nawet już o tym nie myśli. Przez wydarzenia z przeszłości nie wierzy chyba w miłość.
Może gdyby tamten jeden sylwester potoczył się inaczej, może gdyby zdążył porozmawiać z Ainohą... Ale tak się nie stało. Teraz obydwoje są sami, nie mając nawet pojęcia, jak blisko jest ich szczęście.
Strasznie ciekawi mnie co będzie dalej. Kiedy Mario dowie się, że ma syna? Kiedy pozna w Ainochi kochankę z tej pamiętnej nocy? I jak na to wszystko zareaguje Dany.
Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Zawsze uwielbiałam Leire, ale to co zrobiła to... Naprawdę piękne. Może wreszcie Ainhoa stanie na nogi wraz z synkiem.
OdpowiedzUsuń