niedziela, 9 grudnia 2018

1. M jak Mario.

Madryt, rok 2016.

Uczucie niezręczności, które pojawiało się za każdym razem, gdy przekraczałem dom rodziny Zidane, było wręcz przytłaczające. Świadomość stąpania po prywatnym terenie słynnego Zizou, była nie do opisania. Onieśmielało mnie tu wszystko, włącznie z panią Veronique, z uśmiechem zapewniającą nas o tym, że możemy się tu czuć jak we własnym domu. A to wszystko w powodu mojej przyjaźni z Enzo, najstarszym ich synem.
W rezerwach Realu Madryt pojawiłem się mając dziesięć lat. Wejście do tego świata było dla mnie wręcz magiczne. Nie było łatwo, ale dzięki mojemu uporowi oraz pewności siebie, powoli awansowałem szczebel po szczeblu, aby na koniec dostać szansę na trenowanie z pierwszą drużyną. Marzyłem o byciu podstawowym zawodnikiem, a gra u boku Sergio Ramosa, byłaby dla mnie szczytem szczytów! Jednak aby to osiągnąć, potrzebowałem doświadczenia.
- Czyli Barcelona? - mruknął pod nosem Enzo, kładąc przede mną puszkę Pepsi. - Asensio mówił, że nie ma lepszego miejsca do wybicia się w La Lidze niż RCD Espanyol.
- Rozmawiałem z nim przed podjęciem decyzji. - przyznałem, wzdychają ciężko. - To najwyższa pora, abym postawił kolejny krok w mojej karierze. Rezerwy już mi nie wystarczają, potrzebuję większych wyzwań. A po za tym, jak doskonale wiesz, zarząd bardziej skupia się na wypożyczonych zawodnikach i ich postępach. Chociaż trudno mi będzie was zostawić.
- To urocze, Hermoso. - wyszczerzył się. 
- Niby z kim tam będę imprezował? - zniżyłem głos, aby ta informacja nie dotarła przez przypadek do matki przyjaciela. 
- Teraz mówisz jak Ty.
- Ja w Barcelonie, Marcos w Vitorii, a Ty w Madrycie. - przeczesałem swoje włosy. - Nasze trio rozpadło się jak domek z kart. 
- Pamiętasz co sobie obiecaliśmy?
- Gdy pierwszy raz się schlaliśmy? - parsknąłem śmiechem, na co przyjaciel wywrócił zirytowany oczami. - Wiem, wiem. Mamy zrobić wszystko, aby za parę lat zagrać razem w pierwszym składzie Realu Madryt. A potem zrobić imprezę godną Kac Vegas. 
- Marcos odpada. Nie widzi świata poza Patricią.
- Zakochany baran. - mruknąłem.
- I kto to mówi? - zironizował. - Prowadziłeś śledztwo w poszukiwaniu laski, którą przeleciałeś. Z dwojga złego wolę zakochanego Marcosa. Patricia jest prawdziwa, a nie wyimaginowana.
- Kretynie, to było ponad rok temu! - rzuciłem w jego stronę poduszką. - I to nie miało nic wspólnego z zakochaniem. To był po prostu najlepszy seks w moim życiu. 
- A jednak Ci zwiała. - parsknął.
- Nie zrobiłaby tego, gdyby nie ten ćwierćinteligent Ruben, któremu musiałem natychmiastowo pomóc. Opuściłem pokój dosłownie na chwilę, a gdy wróciłem, zastałem puste łóżko. Nawet nie zdążyłem zapytać o jej imię.
- Było zapytać zanim wepchnąłeś język do jej ust.
- Czepiasz się szczegółów.
- Ja się czepiam szczegółów? - aż się biedaczysko zapowietrzyło. - Wypytywałeś wszystkich o dziewczynę z wytatuowanym "M" na ręce, bo nic więcej nie potrafiłeś o niej powiedzieć!
- Uwierz, pewne rzeczy wolałem zostawić dla siebie. - aż mi się gorąco zrobiło na samo wspomnienie. 
- Może byłeś beznadziejny i wolała zwiać?
- To nie był szybki numerek. Doszła parę razy.
- Nie było pytania!
- Po za tym, czy to nie interesujące, że akurat M miała wytatuowane? M jak Mario. - wyszczerzyłem się, opierając nonszalancko o oparcie kanapy. 
- Ma jak Mama. M jak Miguel. M jak Mariano. M jak ...
- Zamknij się Enzo. Psujesz chwilę.

***

Nuciłam kołysankę, tuląc do siebie mojego kilkumiesięcznego synka. Ostatnia majowa noc była chłodna. Siedziałam przed domem należącym do mojego przyrodniego brata, otulając chłopca moją kurtką, dając mu jako takie poczucie ciepła.
Światła samochodowe padły na moją skuloną sylwetkę. Podniosłam głowę, mrużąc powieki przed ich blaskiem. Z taksówki wysiadł Dani Martín we własnej osobie. Ze wściekłością trzasnął drzwiami, po czym kopnął leżący na chodniku kamień. A ja zadrżałam ze strachu.
Z każdym jego zbliżającym się krokiem, miałam pewność, że przesadził dzisiaj z alkoholem. Byłam na to wyczulona jak mało kto. Jednak musiałam pokonać ten strach. Poniżyć się. Dla dobra Theo.
- Nie daję dzisiaj datków dla żebraków. - mruknął pod nosem, dostrzegając mnie. Niepewnie się podniosłam, mocniej przytulając do siebie przysypiające dziecko. Dani zmierzył je uważnym spojrzeniem. - I nie wmówisz mi, że to moje!
- Dani, to ja. Ainhoa. - wyszeptałam, spoglądając na niego niepewnie.
- Jaka Ainhoa? - czknął.
- Twoja siostra.
- Moja siostra nie żyje. - syknął wściekle. - I miała na imię Miriam! - spuściłam głowę, czując ból w sercu. To na jej pogrzebie ostatni raz widziałam się z bratem. Jako jedyna zaakceptowała moje istnienie i próbowała w jakiś sposób pomóc. - Ty jesteś jedynie błędem naszego ojca, przez który rozwaliła się nasza rodzina!
- Dani, wiem że mnie nienawidzisz, ale błagam Cię, musisz mi pomóc. - odważyłam się spojrzeć na niego załzawionymi oczami. Byłam w stanie paść przed nim na kolana, aby tylko udzielił mi schronienia. - Wyrzucili mnie z mieszkania. Gdy opieka się o tym dowie, odbiorą mi Theo!
- Co mnie obchodzi Twój bękart? Taki sam jak Ty! - warknął, szukając po kieszeniach kluczy. - Taka sama jak matka. Nie potrafiłaś się zabezpieczyć? Nie uczą was tego w tych slamsach? - mówił dalej, a ja słuchałam tych wszystkich krzywdzących słów ze łzami spływającymi po moich policzkach.
- Miriam chciała mi pomóc. - chwyciłam się ostatniej brzytwy, zaciskając mocno powieki. Oczekiwałam uderzenia w policzek, wiedząc jak ważną osobą była dla niego nasza siostra. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Dani stał w tym samym miejscu, zaciskając swoje pięści. Wściekłość wręcz od niego biła!
Nagle Theo poruszył się niespokojnie w moich ramionach i uniósł swoją główkę. Spojrzał zaciekawiony na Daniego, a po chwili wtulił się zawstydzony w moją szyję. Mój brat wypuścił głośno powietrze i przekręcił klucz w zamku. Otworzył szeroko drzwi, przytrzymując je.
- Właź, zanim się rozmyślę. - warknął. Bez słowa znalazłam się w przytulnym i ciepłym holu. - Zostajecie tu, zanim nie znajdziesz pracy i nowego mieszkania. W trybie natychmiastowym! I nie chcę słyszeć żadnego płaczu smarkacza, zrozumiano? - pokiwałam głową niczym żołnierzyk. Z uwagą obserwowałam jak próbuje zdjąć swoje buty, co w jego stanie było dość trudnym zadaniem.
- Dziękuję. - wyszeptałam.
- Co za zjebany dzień. - nie zwrócił nawet uwagi na moje słowa, a jedynie udał się w stronę kuchni połączonej z salonem. Poszłam niepewnie za nim, rozglądając się wokół. - Mieliśmy szansę z nimi wygrać, rozumiesz? Przegraliśmy przez jebane karne! - walnął pięścią w blat stołu. Chciałam mu zwrócić uwagę na słownictwo w towarzystwie Theo, jednak wolałam nie ryzykować. - Zdobyli jebaną La UnDecimę! Znowu naszym kosztem! A na koniec ... proszę bardzo! - machnął ręką w moją stronę. - Zostałem nianią!
Przypomniałam sobie nagle o finale Ligi Mistrzów, który miał miejsce kilka godzin temu. Dwie ekipy z Madrytu, najwięksi wrogowie, znów stoczyli bój o upragnione trofeum. Nie znałam wyniku, jednak widząc w jakim stanie znajduje się mój brat, zrozumiałam że Atletico poniosło klęskę. Cała stolica żyła tym wydarzeniem.
- Nie będę Ci przeszkadzać. Po prostu powiedz mi, gdzie mam ...
- Drugie drzwi na prawo. - wskazał palcem schody. Kiwnęłam głową, udając się w tamtą stronę. Postawiłam krok na pierwszym schodku ... - Masz jakieś pieniądze? - zapytał niespodziewanie. Stanęłam jak wryta. - Masz ze sobą tylko plecak i pieprzonego pluszaka. Ten mały chyba musi coś jeść, a co najważniejsze ... to jedzenie musi się potem też gdzieś znaleźć. - skrzywił się na wzmiance o pampersach.
- Nie mam dużo, ale ... gdybyś mógł ... oddam Ci wszystko!
- Boże, za co? - jęknął kładąc głowę na blacie stołu. Ostrożnie weszłam na schody, znikając z zasięgu jego wzroku. Czułam ogromny wstyd związany z moim poniżeniem. Gdyby nie Theo, nigdy bym się na to nie odważyła.
Dani mnie nienawidził, czemu niekoniecznie się dziwiłam. Kobieta, która mnie urodziła, perfidnie rozwaliła małżeństwo jego rodziców, zachodząc w ciąże. Wykorzystywała mnie do pobierania od mężczyzny pieniędzy za milczenie. Szantażowała go wyjawieniem prawdy o ich romansie. Ja byłam jedynie pionkiem w ich chorej grze. Do chwili, aż prawda wyszła na jaw.
Umieściła mnie w sierocińcu bez mrugnięcia okiem. Zostawiła samą jak palec. Dopiero po latach pojawiła się Miriam, chcąca mi pomóc, wyrwać mnie stamtąd. Jednak ją odrzuciłam. Nie chciałam jej współczucia i litości.
Wiadomość o ciąży spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Idealny prezent na osiemnaste urodziny! Zniszczyłam swoje życie na samym jego początku. Nie chciałam tego dziecka i właśnie to oznajmiłam Miriam, gdy stanęłam przed jej drzwiami. Namówiła mnie, abym je urodziła. Powiedziała, że to ona się nim zajmie i stworzy mu dom. Kupiła mieszkanie, w którym mnie ulokowała. A potem wydarzył się ten okropny wypadek. Życie odebrało mi jedyną osobę, której na mnie zależało.
A gdy urodził się Theo ... gdy na niego spojrzałam ... gdy go dotknęłam ... nie mogłam go zostawić. Miriam to przewidziała. Dała mi szansę na pokochanie go. Nie mogłam jej zawieźć!
Jednak życie kolejny raz pokazało mi swoje okrutne oblicze. Skończyły się moje oszczędności, nie mogłam podjąć pracy z powodu Theo, a o pomoc bałam się poprosić, nie chcąc, aby ktokolwiek mi go odebrał. Wtedy przypomniałam sobie o kopercie, którą mimochodem zostawiła Miriam. Z adresem Daniego w środku.
Opuszkami palców dotknęłam zdjęcia wiszącego na ścianie. Dani z mikrofonem w ręce. Na środku sceny. Dani Martín. Wokalista najsłynniejszego zespołu muzycznego w Hiszpanii. Mój starszy brat, dla którego byłam złem wcielonym. Pomógł mi jedynie ze względu na pamięć o Miriam. Jednak byłam mu za to niezwykle wdzięczna.
Ułożyłam chłopca na szerokim łóżku, po czym ostrożnie zajęłam miejsce obok. Ucałowałam z czułością w czółko i pogładziłam po główce.
- Nikt Cię nigdy nie skrzywdzi, skarbie. Dam Ci całą moją miłość. Nikt się tak nie liczy jak Ty.

***

Przyznam wam szczerze, że taki napływ weny miałam przy tworzeniu historii o Saulu i Leire. Gdy tylko mam chwilkę wolną, siadam i piszę. A gdy nie mam chwilki wolnej, to mnie nosi, że nie mogę pisać :)

Mam nadzieję, że polubicie rodziców Theo, a on sam skradnie wasze serca :) Bo takie ma tutaj zadanie! 

4 komentarze:

  1. To dopiero początek, a ja już wciągnęłam się w tą historię bez reszty.
    Zacznę od Mario, który wzorem moralności raczej na razie nie jest. Imprezy, krótkie przygody z dziewczynami i zabawaz przyjaciółmi to dla niego najlepszy sposób na spędzanie wolnego czasu. Choć nie można odmówić mu ambicji i marzeń o staniu się świetnym piłkarzem, które być może będą miały okazję się ziścić. Mimo tego swojego dosyć luźnego i beztroskiego podejścia do życia. Nadal nie potrafi zapomnieć o tajemniczej dziewczynie, z którą spędził noc, mimo tak dużego upływu czasu od tego wydarzenia. Nic o niej nie wie poza tym, że miała tatuaż. Nie zdaje sobie także sprawy, że ta noc przyniosła za sobą, także duże konsekwencji w postaci jego syna. Gdyby tylko o tym wszystkim wiedział... Być może wszystko wyglądałoby inaczej.
    Ogromnie współczuję Ainhoi. Nie dość, że od samego początku nie miała łatwego życia. Teraz jest młodą samotną matką, nie ma w nikim wsparcia, a w dodatku dachu nad głową. Przez to wszystko musiała udać się po pomoc do przyrodniego brata, który traktuje ją okropnie. Niczym największego wroga...
    Te wszystkie przykre słowa, które usłyszała od Daniego. Musiały być bardzo bolesne. Zniosła je jednak z pokorą dla Theo. Na szczęście Dani ulitował się nad nimi i nie zostawił samych sobie. Może on jednak nie jest tak do końca, aż tak zły? Tylko cierpi po śmierci siostry? To co spotkało Miriam było straszne. W dodatku była jedyną osobą, która chciała pomóc Ainhoi. Nie zważając, że mama dziewczyny zniszczyła jej rodzinę. Postępując w bardzo wyrachowany sposób.
    Mam nadzieję, że Dani także w końcu kiedyś zrozumie, że Ainhoa nie jest niczemu winna i zacznie ją lepiej traktować. A ona i Theo sobie poradzą. 😊 Obydwoje na to zasługują.
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholercia. Chyba już mnie kupiłaś Jak to możliwe? :o

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, ja jestem pewna, że Theo skradnie moje serce <3
    Ja już polubiłam jego rodziców hihi ^^ :D
    Ach, ten Mario! Imprezy, spędzanie czasu z przyjaciółmi, marzenia oraz ambicje, by w przyszłości zagrać w pierwszym składzie Realu Madryt oraz dziewczyny... A raczej dziewczyna, która nie może wyjść mu z głowy ^^ Sporo czasu minęło od ich wspólnie spędzonej nocy, a Mario ciągle o niej myśli, jednak wie tylko tyle, że dziewczyna miała wytatuowane M. Jak widać ich wspólna noc przyniosła efekt w postaci Theo. Jednak Mario nie ma o tym pojęcia, zresztą, co się dziwić, skoro jego tajemnicza wybranka zniknęła bez śladu. Ale niech sobie dalej marzy o tym, że to M od jego imienia haha :D
    Bardzo współczuję Ainhoi. Dziewczyna znalazła się w ciężkiej sytuacji, która spowodowała, że musiała się ugiąć i iść szukać pomocy u przyrodniego brata, który przywitał ją okropnym zachowaniem oraz słowami. Ainhoa musiała czuć się upokorzona, ale dla dobra synka była gotowa się poświęcić i prosić brata o dach nad głową. Już myślałam, że się nie zgodzi, ale na całe szczęście tak się nie stało. Może jego zachowanie jest spowodowane tym, że nadal przeżywa śmierć Miriam? Jakie to przykre, że jedyna osoba, która chciała pomóc Ainhoi straciła życie :( Ainhoa nie jest niczemu winna, więc Dani nie ma prawa obwiniać jej o rozpad małżeństwa rodziców. Na całe szczęście Miriam przekonała Ainhoę, by urodziła dziecko, bo teraz dziewczyna nie wyobraża sobie świata bez tego uroczego małego chłopca :) Zrobi wszystko, aby zapewnić mu wszystko, co najlepsze :)
    Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój oraz na przecięcie się losów tej dwójki... Trójki! ^^
    <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie mi szkoda Ainhoi... :( To co ją w życiu spotkało... Naprawdę straszne. A biedny Theo nie jest przecież niczemu winien. Ainhoa zresztą też.
    A z tego jej brata niezły buc!

    OdpowiedzUsuń