sobota, 15 grudnia 2018

2. Nie jestem dziewczyną, którą chciałbyś poznać.

Trzy lata później ...

- Mamusiu, pięknie wyglądas. - usłyszałam za sobą ukochany głosik mojego skarbu. Oderwałam się od wpatrywania w moje odbicie lustrzane, po czym odwróciłam się do niego z uśmiechem. - Jak księznicka.
- Dziękuję za komplement. Prawdziwy z Ciebie dżentelmen. - pogładziłam z czułością jego włosy. Dostrzegłam w jego oczkach przygnębienie, związane z moim wyjściem. Nie lubił gdy zostawiałam go z gosposią, a ja sama żegnałam go z ciężkim sercem. Szczególnie w taki dzień jak Boże Narodzenie. Jednak nie miałam innego wyjścia. Musiałam towarzyszyć Daniemu podczas ślubu jego znajomego.
- Musis iść? - zapytał z nadzieją.
- Muszę kochanie. - uklękłam na przeciwko niego. Trzylatek spuścił smutno swój wzrok, doprowadzając do bólu w moim sercu. - Przecież lubisz panią Rosę. Jest dla Ciebie bardzo miła. Nie możemy zdenerwować wujka.
- Bo nas wyzuci?
- Tak. - szepnęłam, przytulając go do siebie. Z każdym dniem było mi co raz ciężej. Z każdym dniem uzależniałam się co raz bardziej od brata, który na każdym kroku powtarzał, że do niczego się nie nadaję. Kto wie, może miał rację. Nie potrafiłam znaleźć porządnej pracy, która zapewniłaby mi utrzymanie. A dług wobec Daniego co raz bardziej się pogłębiał.
- Nie niańcz go, to już duży chłopak. - w progu mojej sypialni stanął Dani Martin we własnej osobie. Theo odsunął się ode mnie, po czym usiadł grzecznie przy stoliku i zaczął malować.
- Ma tylko trzy lata. - westchnęłam.
- Nie sika w pampersa, potrafi się ubrać i wziąć jedzenie z lodówki. Nie rób z niego cioty. - parsknął zakładając marynarkę. - Pospiesz się. Zaraz wychodzimy. - kiwnęłam jedynie głową, po czym ucałowałam Theo w główkę. Chwyciłam torebkę i raz jeszcze zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Cudowna granatowa suknia opinała moje ciało, a zakręcone na końcach włosy opadały kaskadą na plecy. Gdyby sytuacja była inna, z mojej twarzy nie schodziłby uśmiech na ten widok. 
Ślub miał odbyć się w starym kościele pod Madrytem. Jadąc na miejsce, spoglądałam przez szybę na mijające krajobrazy. Nie rozumiałam w jakim celu Dani przyjął to zaproszenie. Nie lubił takich uroczystości, a po za tym, nie miał kto mu towarzyszyć. Wiedziałam jedynie, że panem młodym był piłkarz Atletico.
Miejsce ślubu robiło wrażenie. Przekroczyłam próg świątyni, rozglądając się zaciekawiona wokół. Dani pociągnął mnie do ostatniej ławki, dzięki czemu miałam najlepszy widok na wszystko i wszystkich. Byłam otoczona podekscytowanymi i szeroko uśmiechniętymi ludźmi, którzy po chwili odwrócili swoje głowy w kierunku wchodzącej do kościoła parze z dzieckiem. Młoda dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, trzymała na rękach kilkumiesięczną dziewczynkę. Towarzyszył jej chłopak z artystycznym nieładzie na głowie. Idąc nawą, kiwała na powitanie przybyłym gościom.
- Najmłodsza smarkula Butragueño. - mruknął mój brat. Zaskoczona oderwałam wzrok od pary z dzieckiem, przenosząc go na Daniego. - Siostra panny młodej. Nie mam pojęcia co kierowało Saulem, żeby wiązać się z Madridistką.
- Może miłość?
- Niezły żart. - parsknął, a po chwili zazgrzytał zębami, gdy kilku młodych mężczyzn w garniturach weszło do środka. - W ten sposób wylądowaliśmy w jednym pomieszczeniu ze składem Realu Madryt. - zmierzył ich wściekłym spojrzeniem. Kątem oka spoglądałam jak zajmują swoje miejsca, wyglądając przy tym niczym modele Hugo Bossa. - Jest i pan młody. - poinformował mnie, odrywając moje myśli od wpatrywania się w profil jednego z nich.
Wzdłuż ławek szedł znany mi mężczyzna z dumną matką u swojego boku. Odpowiadał na uśmiechy wszystkich gości, aby na sam koniec wziąć na ręce kilkumiesięczną dziewczynkę i ucałować jej czoło. Dziecko przyczepiło się do jego szyi, nie chcąc puścić.
- To jego córka? - zapytałam zaskoczona.
- Nie wspominałem, że ślub jest połączony z jej chrzcinami?
- Nie. - mruknęłam pod nosem, nie odrywając wzroku od uroczej sceny. Poczułam ukucie zazdrości w sercu, ponieważ mojemu dziecku nie było dane zaznać ojcowskiej miłości.
Wszystkie szepty ucichły, gdy próg kościoła przekroczyła panna młoda, trzymając wzruszonego ojca pod ramię. Byłam pod wrażeniem jej sukni, która była skromna, ale wręcz emanowała pięknem. Jedyną jej ekstrawagancją był długi tren. Dziewczyna nie miała welonu, a jedynie uroczo upięte włosy. Wyglądała idealnie, a szczęście wręcz od niej biło.
Ojciec, zanim puścił jej dłoń, powiedział coś Saulowi. Młody mężczyzna pokiwał posłusznie głową, rozbawiając swoją narzeczoną. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Co chwilę wymieniali się pełnymi miłości spojrzeniami, trzymając za dłonie. Jednak to nie oni skradli całe show.
Owoc ich miłości, siedząc niecierpliwie na rękach swojej cioci, spoglądał na mężczyzn siedzących zaraz za nimi. Co chwile z ust dziewczynki wydobywał się pisk radości, gdy któryś z nich zrobił śmieszną minę.
Potem wszystko wydarzyło się dość szybko. Przysięga małżeńska, która była niesamowicie wzruszająca, a następnie chrzest małej Sofii, która z oburzeniem spoglądała na księdza, który ośmielił się polać jej główkę wodą.
Posłusznie udałam się za Danim przed kościół. Zaczął on witać się ze znajomymi ludźmi, a następnie wdał się z nimi w dyskusję. Stałam obok, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nienawidziłam takich sytuacji.
- Ja wiedziałam Asensio, że z Tobą jest coś nie tak! - usłyszałam za swoimi plecami rozbawiony kobiecy głos. Zaciekawiona odwróciłam głowę. - Ale żeby przyjść na ślub mojej siostry w towarzystwie mojego kumpla z ławki? Hermoso, wydoroślałeś! - dziewczyna rzuciła się na szyję jednego z mężczyzn.
- Ty za to jak zwykle pyskata, Butragueño. - odpowiedział jej rozbawiony. Zadrżałam na sam dźwięk tego głosu. - Odriozola, jesteś samobójcą. Co Ty w niej widzisz?! - zwrócił się do jej partnera.
- Ma swoje zalety.
- Jest dla mnie jak siostra, więc to niesmaczne.
- Oh, powiedz że wyładniałam!
- Cycki Ci urosły.
- Ty i te Twoje komplementy. - pokręciła zażenowana głową.
- Kobiety nie narzekają. - odwrócił swoją głowę w stronę wyjścia z kościoła, gdzie pojawili się państwo młodzi ze swoją córeczką. Ja jednak nie miałam siły, aby pójść w ślad za jego wzrokiem. Spanikowana wpatrywałam się w znajomą twarz.

W twarz ojca mojego dziecka.

*

Złożyłem nowożeńcom życzenia, ściskając Leire za wszystkie czasy. Jej zaproszenie sprawiło mi ogromną radość, mimo że nasz kontakt został nadszarpnięty podczas mojego pobytu w Katalonii. Byłem kumplem Nati, więc spędzałem w ich domu dużo czasu. Szczególnie gdy Leire wzięła w swoje ręce korepetytowanie takiego głąba jak mnie. Z kolei z Saulem i Alvaro grałem w młodzieżówkach, więc znaliśmy się doskonale. Dziewczyny nie mogły lepiej trafić.
- Cała Leire. - uśmiechnąłem się do małej Sofii, siedzącej dumnie na kolanach Asensio. - Chociaż ten błysk cwaniactwa ma po tatusiu.
- Nie bajeruj Hermoso, tylko spowiadaj się jak na spowiedzi. - mruknęła Nati, poprawiając dziecku opaskę. - Wracasz w styczniu czy nie?
- Jeszcze nic nie podpisałem. - wyszczerzyłem się do niej.
- Odpowiedź jej tak albo nie, w innym wypadku nie będę miał życia. - zażartował Odriozola, na co Nati prychnęła obrażona. Nic się nie zmieniła. - Jeśli będzie chodziła w tą i z powrotem po mieszkaniu, dumając nad Twoim przypadkiem, to sam osobiście zmuszę Cię do podpisania papierów.
- Mamy braki w obronie Hermoso! - wręcz pisnęła.
- Przyznaj się, nasłał Cię ojciec, żebyś go przekonała. - dodał swoje trzy grosze Asensio. Dziewczyna nie odpowiedziała, a jedynie wpatrywała się we mnie z pytaniem w oczach.
- Ugh, kupuj koszulkę z moim nazwiskiem. - westchnąłem. Nati pisnęła, a po chwili wisiała na mojej szyi. Zaczęliśmy się śmiać, ponieważ mała Sofia poszła w ślady cioci i też zaczęła piszczeć z uciechy.
Przeprosiłem towarzystwo, po czym udałem się do łazienki. Przyjęcie co raz bardziej się rozkręcało, a wokół biegały rozradowane dzieciaki. Żartowaliśmy z Marco, że ten ślub przypomina Derby Madrytu. Real Madryt i Atletico pod jednym dachem. Myśl, że znów będę mógł się nazywać piłkarzem Los Blancos sprawiała mi ogrom radości, jak i dumy. Wracałem w zimowym okienku i zamierzałem zostać tu na bardzo długo.
Chcąc się przewietrzyć, wyszedłem na obszerny taras. O dziwo był pusty, nie licząc dziewczyny opartej o balustradę i rozmawiającej przez telefon. Zmierzyłem uważnym spojrzeniem jej sylwetkę, mając wrażenie, że jest mi znajoma. Gdzieś już musiałem widzieć te urocze kształty. Może to jedna z przyjaciółek Leire?
- Zjadł kolację? - spytała dziwnie zatroskanym głosem. - W szafce w kuchni zostawiłam syrop. Narzekał, że go boli gardło.
Nie chciałem podsłuchiwać, jednak jej głos sam do mnie dolatywał. Idąc w jej ślady, oparłem się o balustradę kilka kroków dalej. Wyciągnąłem swój telefon, odpisując na wiadomości.
- Obiecałam mu, że obejrzy Opowieść Wigilijną z Kaczorem Donaldem. Ale potem ma iść prosto do łóżka. - zmarszczyłem czoło, spoglądając na nią katem oka. Dziewczyna miała z dwadzieścia lat, to niemożliwe, aby była zatroskaną mamuśką. - Proszę mu przekazać, że ... - dopiero w tej chwili dostrzegła moją obecność. Widziałem już różne reakcje na moją osobę, ale błyskawiczna bladość na twarzy była nowością. - Przepraszam, muszę kończyć.
- Nie podsłuchiwałem. - posłałem w jej stronę swój firmowy uśmiech, podnosząc ręce w geście poddania. Dziewczyna była kompletnie niewzruszona. - Znamy się? - wypaliłem, przyglądając się uważnie jej twarzy.
- Każdej to mówisz? - mruknęła pod nosem.
- Woah Woah ... nie było pytania. - parsknąłem.
- Nie jestem dziewczyną, którą chciałbyś poznać. A Ty nie jesteś facetem, którego ja chciałabym poznać. - posłała mi surowe spojrzenie, od którego poczułem dreszcz na kręgosłupie. Wydawała się być zimna niczym lód, a jednak bił od niej gorąc. A może to mi się podniosła temperatura.
- Masz o sobie wysokie mniemanie, bo przecież Cię nie podrywam. - przechyliłem głowę, spoglądając w jej oczy. Cholera jasna, na prawdę była znajoma! - Więc nie musisz mi dawać kosza.
- Myśl sobie co chcesz. Skoro masz się poczuć lepiej. - wzruszyła ramionami, uciekając wzrokiem na wszystkie strony. - A teraz przepraszam, ale chciałam przejść.
- Chcę tylko Twoje imię.
- Po co? - uniosła zaskoczona brew.
- Żebym je dopasował do odpowiedniej osoby z mojej przeszłości. Musiałem coś Ci zrobić, skoro na mnie warczysz. - założyłem ręce na klatce piersiowej, spoglądając na nią z góry. - Zapewne jakieś głupstwo.
- Carmelita. Mogę przejść?
- Chrzanisz. - parsknąłem.
- Ainhoa. I tak Ci to gówno mówi. - minęła mnie ostentacyjnie, zostawiając z jeszcze większym mętlikiem w głowie. Cholera, nie znałem żadnej dziewczyny o takim imieniu!

*

Spanikowanym spojrzeniem omiotłam salę pełną gości. Miałam nadzieję, że uda mi się zasymulować przed Danim ból głowy, a jednak nigdzie nie mogłam go dostrzec.
Nie byłam przygotowana na konfrontację z ojcem mojego syna, dlatego czułam jak powoli tracę grunt pod nogami. Emocje wzięły nade mną górę. Zamiast udać kompletnie obojętną, zaatakowałam go, wzbudzając w nim niepotrzebną ciekawość. Podświadomie to jego obarczałam winą za moją sytuację życiową. Do dzisiaj pamiętałam pytanie, które mu zadałam podczas naszej wspólnej nocy. Zanim do czegokolwiek doszło, upewniłam się, że jest odpowiednio zabezpieczony. Był.
Usiadłam przy stoliku, popijając wodę. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie nazwę Theo wpadką. Był cudem. Moją małą gwiazdką z nieba. I chociaż oddałabym wszystko, aby móc go wychowywać w lepszych warunkach, musiałam ponieść konsekwencję mojego nastoletniego życia.
Zawsze wiedziałam, że jest podobny do ojca. Jednak dzisiaj przekonałam się, że był jego małą kopią. Kolor włosów, oczu, te same rysy ... ten sam uśmiech. Westchnęłam ciężko, przymykając powieki.
Koniec z tym. Wstałam gwałtownie, chwytając za swoją torebkę. Jeśli nie znajdę Daniego, wyjdę sama z przyjęcia. I tak nie jestem mu do niczego potrzebna. Nie mogłam zaryzykować. W końcu mężczyzna mógłby przypomnieć sobie jakiś szczegół z tamtej nocy.
Idąc żwawym krokiem przed siebie, przypomniałam sobie co powiedziała siostra panny młodej. Hermoso. Powiedziała do niego Hermoso. Nadal nie wiedziałam kim jest, ale przynajmniej znałam jego nazwisko. Chociaż nie było mi to do niczego potrzebne.
- ... nie udawaj cnotliwej. Wszyscy wiedzą, że słynna pani dziennikarz dawała dupy na prawo i lewo! - usłyszałam przesiąknięty złością głos brata. Zatrzymałam się gwałtownie, dostrzegając go w towarzystwie ładnej blondynki.
- Zważ na słowa. - syknęła w jego twarz. - Dalej nie możesz się pogodzić z naszym rozstaniem? Dani, to było pięć lat temu! Zresztą, o jakim związku ja mówię! To był tylko romans!
- Czyli dobrze powiedziałem!
- Jest tu mój narzeczony, który jest policjantem. Więc jeśli nie chcesz problemów, to się do mnie nie zbliżaj. - ostrzegła go. - To ślub mojej siostry! Zniszcz go, a osobiście Cię zamorduję!
- Posłuchaj Raquel. - warknął chwytając ją za nadgarstki.
- Puść mnie! Jesteś podpity!
- Dani co Ty ... - chciałam się wtrącić.
- W tej chwili ją puszczaj, bo ze mną będziesz miał do czynienia. - poczułam męskie dłonie na ramionach, które odsunęły mnie ostrożnie na bok.
- Mario, idź po Fernando. - dopiero teraz dostrzegłam w kobiecie Raquel Butragueño, prezenterkę telewizyjną. W mig połączyłam wszystkie fakty.
- Słyszałeś co powiedziałem? - podszedł do mojego brata z wyzwaniem wymalowanym na twarzy. - Taki z Ciebie kozak, a nie potrafisz uszanować kobiety? Poszarp się z kimś kto jest Tobie równy! - jednym ruchem wyrwał kobietę ze szponów mojego brata i zasłonił swoim ciałem.
- Nie wtrącaj się szczylu. - syknął mu w twarz.
- Grzecznie Cię proszę, opuść przyjęcie weselne mojej przyjaciółki. - powiedział w miarę spokojnie. - Chyba że potrzebujesz pomocy, to z chęcią Ci jej udzielę.
- Spokojnie, już go zabieram. - weszłam pomiędzy nich.
- Jesteś z nim? - zaskoczony Hermoso zmarszczył czoło, przenosząc swój wzrok ze mnie na Daniego i z powrotem.
- Masz jakiś problem?
- Dani! - skarciłam brata. - Wracamy do domu.
- Nie mów mi, co mam robić. - syknął w moją twarz.
- Proszę Cię, chodźmy stąd. - szepnęłam.
- Nigdzie z nim nie idziesz. - usłyszałam za sobą stanowczy głos Hermoso. Dani zacisnął wściekle swoje pięści, patrząc na niego z furią. - Jest kompletnie pijany!
- Mario ma rację. - wtrąciła Raquel.
- Dam sobie radę. - zapewniłam ich.
- Idziemy. - poczułam szarpnięcie na nadgarstku. Hermoso chciał zareagować, jednak pokręciłam głową, dając mu niemą prośbę o niewtrącanie się. Posłusznie udałam się za Danim, mając nadzieję, że już nigdy nie będzie mi dane spojrzeć tym ludziom w oczy.

***

Tak jak wam wspominałam, nie pożegnałyśmy się z Leire i Nati :) Mogłyście szansę "zobaczyć" ślub tej pierwszej i Saula oczami Ainhoy. Jedna z nich odegra dość ważną rolę w życiu naszej głównej bohaterki :)

5 komentarzy:

  1. Theo <33
    Ja już wspominałam wcześniej, że on na pewno skradnie moje serce i tak już się stało :) Jest uroczy! Wierzę, że na pewno było mu smutno z tego powodu, że musiał zostać pod opieką gosposi w Boże Narodzenie... Na pewno wolałby spędzić ten dzień z mamą, zresztą tak samo, jak Ainhoa wolała zostać ze swoim skarbem niż iść na wesele ze swoim bratem... Nie wiem, co mam sądzić o Danim. Z jednej strony pozwolił zostać Ainhoi w swoim domu, a z drugiej... Nie podoba mi się jego stosunek do Theo :(
    Ślub Leire i Saula, w połączeniu z chrzcinami małej Sofii był przepiękny! <3 Aż się wzruszyłam. Wspaniale, że mogli cieszyć się tymi szczęśliwymi momentami wraz ze swoimi najbliższymi, którzy stawili się bardzo licznie. Zresztą, inaczej być nie mogło! :D Bardzo fajnie, że będą się tutaj pojawiać, wraz z Nati, bo nie wyobrażam sobie rozstania z nimi ^^
    Ale, ale! Wściekły Dani fuczał pod nosem, że znalazł się w pomieszczeniu ze składem Realu Madryt, a Ainhoa w jednym z nich rozpoznała tatę Theo. To musiał być dla niej szok! I wcale się jej nie dziwię... W końcu przez trzy lata nie miała pojęcia, kim on jest, a teraz znalazła się z nim na jednym weselu. Sam Mario wraca do Realu, co spotkało się z wielkim entuzjazmem Nati :D I dobrze, niech wraca, ileż można siedzieć w Katalonii? No właśnie :D I mamy ich pierwsze spotkanie twarzą w twarz... Ainhoa już wie, a Mario nadal nie, choć dziewczyna wydała mu się znajoma. Naprawdę musiała mu zapaść w pamięć, skoro nadal pamięta jej sylwetkę ^^ Och, Mario, gdybyś Ty wiedział, że tamtej nocy zmajstrowałeś tak uroczą istotkę, jaką jest Theo to byś mówił inaczej! :D Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa jego reakcji, gdy prawda wyjdzie na jaw! I mówisz, że mały Theo jest kopią Mario? ^^ <3
    Ech, Dani mógłby się wstrzymać, a nie robić awantury Raquel na weselu jej własnej siostry! Na szczęście Mario w porę zainterweniował, i nie powiem, zaimponował mi, gdy powiedział, że Ainhoa na pewno nie pójdzie z Danim, gdy ten znajduje się w takim stanie. Ale koniec końców nie dziwię się jej, że z nim poszła, dalsze awantury na pewno nie były nikomu potrzebne.
    I co będzie dalej? ^^
    <33

    OdpowiedzUsuń
  2. ahhh już myślałam, że on zobaczy jej tatuaż na nadgarstku a tu nic?! porque?:D ale jestem ciekawa co będzie dalej, jak widać jedna szalona noc zakończyła się małym szalonym Theo i pewnie sporo namiesza, zwłaszcza w życiu Mario ;D ciekawe zreszta jak zareaguje na wieść, że szukał laski przez rok, cisza i nagle znalazł syna:D choć mam nadzieję, że wtedy nie będzie dwóch!:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Theo jest bardzo uroczym i słodkim chłopcem, którego wprost nie można nie polubić. Malec już teraz skradł bez reszty moje serce.
    Od razu też widać, że jest bardzo związany ze swoją mamą. Nic w tym zresztą dziwnego. Mają tylko siebie i razem muszą stawiać czoła nieprzychylnemu dla nich losowi, który zgotował im wyjątkowo trudne i skomplikowane życie.
    Strasznie zrobiło mi się ich żal, gdy okazało się, że nie mogą spędzić razem Bożego Narodzenia. Dla Theo na pewno nie było to łatwe. Tym bardziej, że Dani okropnie go traktuje. Jak może mówić o nim w taki sposób i to jeszcze w jego obecności? Przecież to tylko małe i bezbronne dziecko... Zresztą brat Ainhoi cały dzień stopniowo pracował na moją ogromną niechęć, jaką odczuwam w jego kierunku. Jego zachowanie na ślubie, jak i weselu Leire i Saula było wręcz skandaliczne. Najpierw te niezbyt stosowane komentarze, a potem kłótnia z Raquel.
    Nie mógł sobie odpuścić? Przecież od ich rozstania minęło tyle lat! Dani ma naprawdę niemałe problemy ze sobą. Z każdym dniem coraz bardziej się zatraca i zamienia w okropnego człowieka. Czas się opamiętać, zanim nie będzie za późno.
    Ślub jak i chrzciny małej Sofii. Były przepiękne. W dodatku dla Ainhoy niosły one za sobą szokujące spotkanie z przeszłością. Na pewno nie spodziewała się spotykać w tym miejscu ojca swojego dziecka. Który na dodatek nie potrafi sobie przypomnieć, skąd ją zna... Nic więc dziwnego, że zareagowała na niego z taką niechęcią.
    Gdyby Mario tylko wiedział, że to właśnie Ainhoi szukał przez tyle czasu...a w dodatku, że ma z nią synka. Na pewno nie byłby taki spokojny.
    Nie mogę się już doczekać, aż tajemnice stopniowo zaczną wychodzić na jaw. A zwłaszcza na reakcję Mario na wieść, że od kilku już lat jest tatą.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz ci teraz robię? Klnę na własną głupotę. Bo kurczę zapomniałam dodać tego opowiadania do obserwowanych, przez co nie wiedziałam o nowych rozdziałów. Na szczęście coś mnie minęło, by sprawdzić czy nie ma niczego nowego u Ciebie, więc teraz nadrabiam zaległości.
    Zacznę może od Daniego. To głupek, idiota i plany jakich mało. I chyba wszyscy już to wiedzą. No bo kurczę jak można traktować własną siostrę? Okej, może przegraną, może jej matka rozbiła małżeństwo jego ojca. Ale czy Ainhoa jest temu winna? A tym bardziej Theo? Czy na siłę pchali się na ten świat? Zresztą to w jaki sposób Dani potraktował Raquel mówi samo za siebie - ten facet to gnida i tyle. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że z czasem się zmieni. I fakt, że mimo wszystko zapewnił siostrze dach nad głową, może dawać nadzieję, że pozostały w nim resztki ludzkich uczuć.
    Strasznie współczuję Ainhsze( dobrze odmieniłam?) Chce być najlepszą matką dla Theo, ale los cały czas rzuca jej kłody pod nogi. Mimo tego stara się walczyć o szczęście swojego syna. Kocha go, a to najważniejsze. Może i popełniła błąd - przespałam się w końcu z przypadkowym facetem, czego skutkiem była ciąża, ale wzięła odpowiedzialność i na pewno teraz tego nie żałuje.
    Ale teraz przeszłość do niej wróciła. Bo spotkała Mario, który nie ma pojęcia, że jest ojcem. Wrócił do Madrytu by spełnić swoje marzenia, a tym czasem spotkał tajemniczą dziewczynę z przeszłości. Tylko jeszcze o tym nie wie.
    Strasznie ciekawi mnie jak zareaguje gdy dowie się o Theo. Na razie wierzę, że weźmie odpowiedzialność za syna. Wydaje się być porządnym facetem o czym dobitnie świadczy to, że staną w obronie Raquel.
    Przyznam, że ta historia zaciekawiła mnie jeszcze bardziej niż poprzednie, choć to wydawało się już niemożliwe. Z niecierpliwością czekam więc na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  5. Theo jest tak uroczym chłopcem, że nie da się go nie lubić. Od samego początku skradł moje serce. Chyba żadne dziecko nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak on i żadne nie podbiło mojego serca w tak krótkim czasie.
    Za to Daniego coraz bardziej nie lubię. Jak się można tak zachowywać? I jak on może tak traktować młodego i swoją siostrę?

    OdpowiedzUsuń