Siedząc wygodnie na kanapie mojego przyjaciela, trzymałem w dłoniach joystick i z zaciętą miną naciskałem poszczególne przyciski. Dzisiaj mieliśmy wolne od treningów, dlatego Marcos wspaniałomyślnie zaproponował popołudnie przed PlayStation.
Dawno nie spędzaliśmy razem czasu. Życie rzuciło nas w różne części Hiszpanii, oddalając od swojego towarzystwa. Brakowało tu jedynie Enzo. W trójkę potrafiliśmy pokonać wszelkie przeszkody. O imprezach nie wspominając. Lecz potem Marcos poznał Patricię i zakochał się na zabój. Nie powiem, lubiłem sympatyczną blondynkę, ale czułem lekką zazdrość, ponieważ w jakiś sposób odebrała mi kumpla.
- Zastanawiałem się nad oświadczynami. - odezwał się niespodziewanie. Zaskoczony tymi słowami, zakrztusiłem się wodą. - Oczywiście gdy tylko skończy studia. Jest ambitna, więc nie chcę jej zawracać głowy tak ważną sprawą.
- Dla kobiet nie ma ważniejszej sprawy od ślubu.
Dawno nie spędzaliśmy razem czasu. Życie rzuciło nas w różne części Hiszpanii, oddalając od swojego towarzystwa. Brakowało tu jedynie Enzo. W trójkę potrafiliśmy pokonać wszelkie przeszkody. O imprezach nie wspominając. Lecz potem Marcos poznał Patricię i zakochał się na zabój. Nie powiem, lubiłem sympatyczną blondynkę, ale czułem lekką zazdrość, ponieważ w jakiś sposób odebrała mi kumpla.
- Zastanawiałem się nad oświadczynami. - odezwał się niespodziewanie. Zaskoczony tymi słowami, zakrztusiłem się wodą. - Oczywiście gdy tylko skończy studia. Jest ambitna, więc nie chcę jej zawracać głowy tak ważną sprawą.
- Dla kobiet nie ma ważniejszej sprawy od ślubu.
- Panikuje gdy narzuca się na nią presję. - uśmiechnął się pod nosem. - Zacznie mi tu biegać z notatkami zmieszanymi z katalogami ślubnymi i będzie wrzeszczała, że to moja wina. Że nie chcę jej pomóc! A nawet gdybym chciał, to i tak będzie wrzeszczeć, że nie mam za grosz gustu.
- Przypomnij jej wówczas, ze przecież ją wybrałeś. - wyszczerzyłem się cwaniacko, wbijając mu przy tym gola. - To ją uciszy i przestanie gadać o Twoim braku gustu.
- Wtedy do ślubu nie dojdzie, bo mnie zamorduje.
Jak na komendę odwróciliśmy swoje głowy na dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła Patricia, a zaraz za nią nieznana mi brunetka.
- Czego innego mogłabym się spodziewać. - mruknęła pod nosem, odwieszając płaszcz na wieszak. - Cześć Mario. Jedliście coś zdrowszego od pizzy?
- Ja też tu jestem. - oburzył się mój przyjaciel.
- Widzę kochanie. - nachyliła się nad kanapą i pocałowała go w nos. Marcos zrobił niezadowoloną minę, a ja wybuchnąłem śmiechem. - Mario, poznaj moją przyjaciółkę Chio. - wskazała na dziewczynę. - Chio, to Mario, przyjaciel Marcosa. - uprzejmie wstałem i podałem dziewczynie dłoń.
- Chio? To jakiś skrót? - spytałem zaciekawiony.
- Nie lubię swojego imienia, więc go nie poznasz. - wzruszyła ramionami, posyłając mi sympatyczny uśmiech. Usiadła we fotelu i spojrzała na wstrzymaną grę. - Faceci i FIFA. Brakuje wam piwa i chipsów.
- Ja im dam piwo i chipsy! - wrzasnęła z kuchni Patricia.
- Sama widzisz. - Marcos niespodziewanie podał jej joystick. Zmarszczyłem brwi, spoglądając to na jedno, to znów na drugie. - Zagraj za mnie, a ja pomogę mojej ukochanej dietetyczce.
- Pantoflarz. - mruknąłem. - Umiesz grać?
- Zaraz skopię Ci dupę. - uśmiechnęła się szeroko. Zaśmiałem się w odpowiedzi i wznowiłem grę. Zdecydowanie nie rzucała słów na wiatr. Mógłbym rzec, że grała lepiej od Marcosa!
- Długo znacie się z Paddy? - zagadnąłem.
- Rozpraszasz mnie.
- Wiem. - uśmiechnąłem się do niej.
- Pantoflarz. - mruknąłem. - Umiesz grać?
- Zaraz skopię Ci dupę. - uśmiechnęła się szeroko. Zaśmiałem się w odpowiedzi i wznowiłem grę. Zdecydowanie nie rzucała słów na wiatr. Mógłbym rzec, że grała lepiej od Marcosa!
- Długo znacie się z Paddy? - zagadnąłem.
- Rozpraszasz mnie.
- Wiem. - uśmiechnąłem się do niej.
- Poznałyśmy się na siłowni. - odezwała się po chwili ciszy. - Dość szybko znalazłyśmy wspólny język. A Ty i Marcos? Gracie razem w klubie, tak? - zerknęła na mnie kątem oka.
- Zgadza się. Byliśmy razem w szkółce, szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie od jak dawna się znamy. - zaśmiałem się pod nosem.
Od słowa do słowa, co raz lepiej się poznawaliśmy. Chio była świetną rozmówczynią, nie robiącą do mnie maślanych oczu. A to była nowość. Podczas gry, nie mogąc się powstrzymać, zerkałem na nią katem oka. Była drobną brunetką z sympatycznym uśmiechem, który nie znikał z jej twarzy. Tak bardzo różniła się od kobiet, które zarzucały na mnie swoje sieci.
Po skończonej grze, Patricia zaprosiła nas na swój dietetyczny obiad. Z chęcią na to przystałem, bo dziewczyna Marcosa miała ogromny talent kulinarny. Nawet nie zorientowałem się, kiedy zrobiło się późno. W czwórkę zagadaliśmy się o różnych sprawach, kończąc na tym, że koniecznie musimy wyjść w tym samym gronie. Nie miałem nic przeciwko.
*
- Mamusiu, nie idź.
- Muszę kochanie. - ucałowałam z czułością rozgrzane czoło mojego dziecka. - Potrzebujemy pieniążków, więc mamusia musi pracować. Zostaniesz z panią Rosą, która się Tobą zajmie. Zobaczysz, szybko minie.
- Boli mnie główka i galdełko. - poskarżył się.
- Zażyłeś lekarstwa, więc powinno być lepiej. - poprawiłam jego pościel. Serce mi się krajało, jednak przepracowałam dopiero miesiąc. Leire i tak dużo dla mnie zrobiła, głupio mi było poprosić ją o wolny dzień.
- Ainhoa, nie wyglądasz najlepiej. - Rosa posłała mi zmartwione spojrzenie. - Nie spałaś pół nocy. Powinnaś odpocząć.
- Nie mogę stracić tej pracy.
- Twoja szefowa zrozumie.
- Oczywiście, że tak. Ale nie mogę być lepiej traktowana od innych. - chwyciłam moją torbę. - Uwierz mi, chciałabym zostać. Ale doskonale wiesz, dlaczego straciłam dwie poprzednie prace. Potrzebuję pieniędzy, bo inaczej nigdy stąd nie odejdę.
- Poradzę sobie z Theo, ale martwię się o Ciebie.
- Dam sobie radę, obiecuję. - objęłam ją. Z ciężkim sercem pożegnałam się z synem, który ze smutkiem w oczach wtulił się w poduszkę. Czasami były dni, gdy to wszystko mnie przerastało. Ale nie mogłam się poddać.
Godziny w pracy wlokły się niemiłosiernie. Na dodatek gości przybywało z każdą minutą. Biegałam pomiędzy stolikami, czując co raz większe zmęczenie. Nieprzespana noc dała mi mocno w kość.
- Ainhoa, wszystko w porządku? - usłyszałam za sobą zaniepokojony głos Sary, jednej z moich koleżanek. Zauważyła jak chwyciłam się za skroń, gdy niespodziewanie zakręciło mi się w głowie. - Odpocznij chwilę. Mamy tu prawdziwy sajgon.
- Stanę za ladą.
- Dobrze. - posłała mi uśmiech.
Wycierając suche szklanki, rozglądałam się wokół po sali. Lubiłam tą pracę, ale dzisiaj miałam jej po dziurki w nosie. Marzyłam o tym, aby wrócić do domu i przytulić do siebie Theo. Z niepokojem spoglądałam na wyświetlacz swojego telefonu, oczekując wiadomości od Rosy. Na razie wszystko było w porządku, oprócz marudzenia chłopca.
- Hej. - prawie upuściłam szklankę na dźwięk tego głosu. Zaskoczona spojrzałam na uśmiechniętego Mario, który opierał się nonszalancko o ladę. - Chciałbym prosić o cztery kawy. Dwie Caffè latte i dwie małe czarne. Widzę, że macie tu spory chaos, ale może mógłbym liczyć na przychylność w ramach znajomości?
- Od kiedy jesteśmy znajomymi? - mruknęłam.
- Ładnie proszę. - przechylił zabawnie głowę.
- Gwiazdorzysz. - wywróciłam oczami, ale posłusznie wzięłam się za jego zamówienie. Zadowolony z siebie udał się do stolika, gdzie czekali na niego znajomi. Dwie dziewczyny oraz chłopak. Dyskutowali o czymś wesoło, co chwilę wybuchając śmiechem. Uważnie obserwowałam brunetkę, która kątem oka zerkała na Mario. Ogarnęło mnie irracjonalne uczucie zazdrości, gdy dotknęła palcami jego policzka, coś z niego strzepując. Na dodatek podniósł on na mnie swój wzrok, przyłapując na podglądaniu.
Podskoczyłam przestraszona, słysząc dźwięk swojego telefonu. Widząc, kto do mnie dzwoni, pospiesznie nacisnęłam zieloną słuchawkę, uciekając na zaplecze.
- Co się stało?
- Ainhoa, gorączka się nawróciła. Do tego Theo zaczął wymiotować. - przerażona chwyciłam się za głowę, czując ogarniającą mnie panikę. - Płacze i cały czas Cię woła.
- Boże, co ja mam robić. - jęknęłam. Łzy napłynęły mi do oczu. Już dawno nie czułam się taka bezradna i samotna. Wiedziałam, że wyjście jest tylko jedno. - Powiedz mu, że niedługo będę. - rozłączyłam się, po czym odwróciłam na pięcie i z impetem wpadłam na męską klatę.
- Wiesz, nie żeby mnie to szczególnie interesowało, ale to kawiarnia mojej przyjaciółki i nie mogę przymykać oczu na brak profesjonalizmu. - surowy głos Mario, dotarł do moich uszu. Bałam się podnieść na niego swoje załzawione oczy. - Cała sala ludzi, Twoje koleżanki biegają jak szalone, a Ty urządzasz sobie pogawędki.
- Muszę wyjść. - wydukałam.
- Chyba żartujesz. - prychnął. - Leire ma zbyt dobre serce.
- Muszę wyjść, bo moje dziecko jest chore. - syknęłam, wbijając w niego wściekłe spojrzenie. - Wyobraź sobie, że ludzie mają większe problemy, niż nie dostarczenie im kawy na czas. Mój synek ma gorączkę, płacze i mnie woła, a Ty skończony egoisto kręcisz nosem, bo nie udało Ci się dostać zamówienia po za kolejką! Z łaski swojej odpieprz się ode mnie, bo nigdy nie zrozumiesz, co w tej chwili przeżywam!
- Ainhoa? - głos Leire był niczym kubeł zimnej wody. Oderwałam wzrok od zszokowanego moim wybuchem Mario i przeniosłam je na szefową.
- Przepraszam. - szepnęłam, spuszczając głowę. - Zabiorę tylko swoje rzeczy i już mnie nie ma. - otarłam łzy, po czym odwiązałam fartuch.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że Theo jest chory? - usłyszałam jej łagodny głos, gdy odwróciłam się do mojej szafki.
- Bo zależało mi na tej pracy. Dwie poprzednie straciłam z tego samego powodu. - głos mi się załamał, ale energicznie pakowałam swoje rzeczy do torby. - Przepraszam Leire. Nie powinnam tracić panowania nad sobą.
- Idź do domu. A gdy mu się polepszy, wróć do pracy. - położyła mi dłoń na ramieniu. Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Ale ...
- Potrzebujesz jakiejś pomocy? Lekarstwa? Podwózki?
- Poradzę sobie. Zawsze sobie radzę. - mruknęłam.
- Możesz zadzwonić do mnie o każdej porze. - zapewniła. Pociągnęłam wzruszona nosem. Ten kretyn miał rację. Leire miała zbyt dobre serce. - Uciekaj. Porozmawiamy na spokojnie przy najbliższej okazji. - odebrała ode mnie fartuch, który starannie złożyła i wrzuciła do szafki.
- Poradzę sobie. Zawsze sobie radzę. - mruknęłam.
- Możesz zadzwonić do mnie o każdej porze. - zapewniła. Pociągnęłam wzruszona nosem. Ten kretyn miał rację. Leire miała zbyt dobre serce. - Uciekaj. Porozmawiamy na spokojnie przy najbliższej okazji. - odebrała ode mnie fartuch, który starannie złożyła i wrzuciła do szafki.
- Dziękuję. I na prawdę Cię przepraszam.
- Theo czeka na mamusię. - uśmiechnęła się, co próbowałam w jakiś sposób odwzajemnić. Wzięłam do rąk swoje rzeczy, zmierzając ku wyjściu. Ostentacyjnie wyminęłam Hermoso, który ku mojemu zaskoczeniu nie opuścił zaplecza. Żałowałam swojego wybuchu, a raczej poinformowania go o posiadaniu syna, jednak to nie to było w tym momencie najważniejsze.
Do domu wróciłam metrem. W progu zostałam powitana przez zatroskaną Rosę. Bez słowa rzuciłam wszystko w kąt i pobiegłam do pokoju Theo. Na mój widok z jego gardła wydobył się szloch rozpaczy.
- Mama już jest. - posadziłam go na swoich kolanach i objęłam. Wtulił się ufnie w moje ramiona, pociągając raz za razem noskiem. Gładziłam z czułością jego główkę, kołysząc i nucąc kołysankę. Usnął po paru minutach, zmęczony wydarzeniami całego dnia. Ostrożnie ułożyłam go na łóżku, zajmując miejsce obok. Obydwoje potrzebowaliśmy odpoczynku.
*
Nigdy wcześniej nie było mi aż tak wstyd. Zachowałem się jak skończony kretyn. Sam już nie wiedziałem, dlaczego na nią naskoczyłem. Zasłużyłem na każde słowo, które wykrzyczała w moją twarz. Nie powinienem się wtrącać w pracę Leire i jej relacje z pracownicami. Szczególnie, że wiedziała o tej dziewczynie dużo więcej, niż mi się wydawało.
Jak sparaliżowany przysłuchiwałem się ich rozmowie, czując co raz większe wyrzuty sumienia. Dziewczyna była załamana i zawstydzona swoim zachowaniem, choć jedyną osobą, która powinna przeprosić, byłem ja. Byłem gotów wstawić się za nią, gdyby Leire postanowiła ją jednak zwolnić. Przez myśl mi nawet przeszło, aby zaproponować jej podwózkę do chorego dziecka, ale w porę ugryzłem się w język. Na pewno nie przyjęłaby dobrze tej propozycji.
- Theo czeka na mamusię. - uśmiechnęła się, co próbowałam w jakiś sposób odwzajemnić. Wzięłam do rąk swoje rzeczy, zmierzając ku wyjściu. Ostentacyjnie wyminęłam Hermoso, który ku mojemu zaskoczeniu nie opuścił zaplecza. Żałowałam swojego wybuchu, a raczej poinformowania go o posiadaniu syna, jednak to nie to było w tym momencie najważniejsze.
Do domu wróciłam metrem. W progu zostałam powitana przez zatroskaną Rosę. Bez słowa rzuciłam wszystko w kąt i pobiegłam do pokoju Theo. Na mój widok z jego gardła wydobył się szloch rozpaczy.
- Mama już jest. - posadziłam go na swoich kolanach i objęłam. Wtulił się ufnie w moje ramiona, pociągając raz za razem noskiem. Gładziłam z czułością jego główkę, kołysząc i nucąc kołysankę. Usnął po paru minutach, zmęczony wydarzeniami całego dnia. Ostrożnie ułożyłam go na łóżku, zajmując miejsce obok. Obydwoje potrzebowaliśmy odpoczynku.
*
Nigdy wcześniej nie było mi aż tak wstyd. Zachowałem się jak skończony kretyn. Sam już nie wiedziałem, dlaczego na nią naskoczyłem. Zasłużyłem na każde słowo, które wykrzyczała w moją twarz. Nie powinienem się wtrącać w pracę Leire i jej relacje z pracownicami. Szczególnie, że wiedziała o tej dziewczynie dużo więcej, niż mi się wydawało.
Jak sparaliżowany przysłuchiwałem się ich rozmowie, czując co raz większe wyrzuty sumienia. Dziewczyna była załamana i zawstydzona swoim zachowaniem, choć jedyną osobą, która powinna przeprosić, byłem ja. Byłem gotów wstawić się za nią, gdyby Leire postanowiła ją jednak zwolnić. Przez myśl mi nawet przeszło, aby zaproponować jej podwózkę do chorego dziecka, ale w porę ugryzłem się w język. Na pewno nie przyjęłaby dobrze tej propozycji.
- Zachowałem się idiotycznie.
- Mało powiedziane. - Leire westchnęła ciężko, nalewając sobie wody do szklanki. - Ale skąd mogłeś wiedzieć? Nawet nie chce sobie wyobrażać, co ona przeżywała przez cały dzień. Wyobraź sobie, że moim największym problemem była sprzeczka z Saulem o błahostkę. - prychnęła.
- A moim niedostarczona kawa. - jęknąłem zażenowany. - Muszę ją jakoś przeprosić, chociaż zabija mnie wzrokiem za każdym razem, gdy się do niej odezwę.
- Dlaczego?
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Mam wrażenie, że skądś ją znam, co jest niedorzeczne. Czemu tak na mnie patrzysz? - spytałem zdziwiony. Leire skanowała moją twarz uważnym spojrzeniem. Najwięcej uwagi poświęciła oczom, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu. Po chwili jednak potrząsnęła głową, jakby chciała pozbyć się z niej głupich myśli.
- Fakt, to niedorzeczne. - szepnęła.
***
Tak mnie naszło, aby dodać nowość :) Przy okazji poznałyście nowych bohaterów, którzy nie raz przewiną się w tej historii :)
Mogę wam obiecać, że jedna z tajemnic zostanie odkryta ... dzięki Nati! Tęskniłyście za tą wariatką? ^^ Po za tym, w kolejnym rozdziale dowiedzie się więcej o "zakończeniu" Sylwestrowej Nocy :) Więc wypadałoby go opublikować w Nowym Roku ...
Tak mnie naszło, aby dodać nowość :) Przy okazji poznałyście nowych bohaterów, którzy nie raz przewiną się w tej historii :)
Mogę wam obiecać, że jedna z tajemnic zostanie odkryta ... dzięki Nati! Tęskniłyście za tą wariatką? ^^ Po za tym, w kolejnym rozdziale dowiedzie się więcej o "zakończeniu" Sylwestrowej Nocy :) Więc wypadałoby go opublikować w Nowym Roku ...