środa, 10 kwietnia 2019

28. Wiem, że to Ty.

Gdybym miała podać definicję szczęścia, opisałabym błyszczące oczy mojego dziecka, jego głośny śmiech oraz szeroko uśmiechniętą buzię. Jego radość była moją radością. Mogłabym do końca życia przysłuchiwać się jego podekscytowanemu głosikowi. Melodii mojego życia.
Gdybym miała podać definicję szczęścia, opisałabym męskie ramiona oplatające moją sylwetkę, zarośnięty policzek ocierający się o moją szyję oraz pocałunki, które za każdym razem wywoływały dreszcze na moim ciele. Kocham Cię. Dwa słowa, które nigdy mi się nie znudzą.
Gdybym miała podać definicję szczęścia, opisałabym widok dwóch mężczyzn mojego  życia, którzy wygłupiali się we wodzie, zanosząc się głośnymi śmiechami. Te same cudowne oczy, ten sam cwaniacki uśmiech, te same rysy, odcień skóry ... ojciec i syn. Dwa powody mojego szczęścia.

Wakacje w Meksyku wydawały mi się być nierealne, a jednak stały się faktem. Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. Mogłabym całymi godzinami leżeć na cudownej plaży i z uśmiechem obserwować Mario i Theo, który urządzali sobie co raz to nowe zabawy w Morzu Karaibskim. Od czasu do czasu zapuszczałam się do kolorowych bazarów, chcąc nacieszyć swoje kobiece oko wszystkimi lokalnymi produktami. W końcu nie bez powodu wyspa nazywała się "Isla Mujeres". Siedem cudownych dni, które mogliśmy spędzić razem. Na luzie i bez żadnych zobowiązań.
- Gdzie ja miałem głowę, gdy pomagałem Ci wybrać te wszystkie stroje kąpielowe? - stojący nade mną Mario westchnął ciężko nad swoim losem. Zaśmiałam się pod nosem i przekręciłam na plecy. - Z tej strony też wyglądasz jak bogini.
- Szczególnie z rozstępami.
- Mówisz o tych mało widocznych śladach, które są dowodem Twojej miłości i poświęcenia? - kucnął obok i przejechał palcem po moim biodrze. - Są tak maleńkie jak Ty moja maleńka. - ucałował moje usta. - Chociaż nie. Nie wszystko w Tobie jest maleńkie.
- Nie bajeruj Hermoso. Gdzie Theo?
- Poderwał trzylatkę z Wenezueli. - wzruszył ramionami. Rozbawiona zerknęłam na naszego syna, który w towarzystwie uroczej dziewczynki budował zamek z piasku. - Odstawił ojca na bok, ale dzięki temu, mogę wrzucić jego mamusię do wody. - chwycił mnie niespodziewanie na ręce.
- Nie odważysz się! - pisnęłam.

Ostatniego wieczoru usiadłam na tarasie, wsłuchując się w uspokajający odgłos fal. Księżyc w pełni odbijał się w morzu, tworząc zapierający dech w piersiach widok. Jutro mieliśmy pożegnać się z Meksykiem, lecz wywoziliśmy stąd worek wspaniałych wspomnień. Naładowaliśmy baterie przed powrotem do szarej rzeczywistości, którą chcieliśmy ubarwiać swoją miłością.
Ostatnia rozmowa z lekarzem Daniego wprowadziła mnie w jeszcze lepszy nastrój. Dzięki własnemu samozaparciu, powoli wygrywał walkę z nałogiem. Oczywiście już nigdy nie będzie mógł powiedzieć "mam to za sobą" ponieważ każdy kolejny dzień będzie dla niego wielkim testem. Aczkolwiek najtrudniejszy krok, czyli przyznanie się przed samym sobą do nałogu i podjęcie leczenia z własnej woli, został wykonany. Byłam z niego bardzo dumna, co starałam się podkreślać na każdym kroku.
Cała ta sytuacja zmotywowała mnie do własnej odwagi. Pewnego popołudnia chwyciłam kopertę do ręki i bez zastanowienia wyciągnęłam z niej zawartość. W skupieniu czytałam każde słowo, każdą informację o moim biologicznym ojcu.

Santiago Alonso Rubio
Sevilla, ulica San Esteban 48
Telefon +34 787083648
Historyk
Żona Lourdes Alfaro Puerto
Córka Olivia Alonso Alfaro (18)


Parę dni mi zajęło, aby wystukać odpowiedni numer po raz pierwszy. A potem po raz drugi, po raz trzeci, po raz czwarty ... za każdym razem tchórzyłam i rozłączałam się zażenowana swoim postępowaniem. Sama nie wiedziałam czego oczekiwałam. Z jednej strony chciałam go poznać, ale z drugiej okropnie się tego bałam. Co jeśli mi nie uwierzy? Co jeśli mnie odrzuci? Była jeszcze jego rodzina, która może nie być zadowolona moim nagłym pojawieniem się. A jeśli stanie się to, co z małżeństwem rodziców Daniego? Nie mogłam pozwolić, aby ...
- Ainhoa? - zamarłam. To był kolejny raz gdy próbowałam skontaktować się z biologicznym ojcem. Zazwyczaj po usłyszeniu potocznego "Słucham?" rozłączałam się z paniką, lecz tym razem chwila niepewności lekko się przeciągnęła. Zaskoczył mnie jednak swoim domysłem. - Wiem, że to Ty. - dodał niepewnie, aczkolwiek wyczułam w jego głosie troskę. - Zanim dostałaś kopertę, obiecałem Twojemu bratu, że nie odrzucę Cię, gdy będziesz chciała się ze mną skontaktować. Zresztą, nie mam ku temu powodu, więc nie musisz się bać.
- Ja ... - wydukałam.
- Poczekam ile będzie trzeba.
- Dziękuję. - szepnęłam, po czym się rozłączyłam. Łzy wzruszenia spłynęły po moich policzkach. Dani, zanim podarował mi kopertę, upewnił się, czy aby nie zostanę skrzywdzona kolejnym odrzuceniem. Jednak w głosie mężczyzny, który najprawdopodobniej był moim ojcem wyczułam coś, co było mi obce. Nienamacalne ciepło. Bezinteresowność. Bezpieczeństwo. Czy to właśnie to czuło dziecko w obecności swoich rodziców?

*

- To tutaj. - oznajmił Mario, gdy stanęliśmy przed wspaniałą budowlą. Katedra Najświętszej Marii Panny w Sevilli miała być miejscem mojego pierwszego spotkania z ojcem. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam dlaczego wybrał akurat to miejsce. Zaskoczył mnie tym pomysłem. Byłam przekonana, że poda mi adres jednej z restauracji, których było wokół pełno. - Na pewno chcesz zostać sama?
- Raczej nic mi nie grozi z jego strony. - zauważyłam.
- Ale się denerwujesz. - pogładził z troską moje spięte ramię. - Będzie dobrze. Pierwszy krok zawsze jest najtrudniejszy. To jest po prostu niemożliwe, aby nie pokochał od pierwszego wejrzenia takiej uroczej osóbki jak Ty. - posłał mi pełen wsparcia uśmiech. - Będziemy z Theo niedaleko. Telefon mam przy sobie.
- Mamusiu, dlaczego nie idziesz z nami na lody?
- Bo muszę się z kimś spotkać. - puściłam rączkę synka i kucnęłam na przeciwko niego. - Dzisiaj nie ma weekendu, ale pozwalam Ci wziąć sobie dwie gałki. Choć i tak wiem, że tata poddałby się Twojemu błagalnemu spojrzeniu. - poprawiłam mu sznurówki od trampek, chcąc na czymś skupić swoje poddenerwowanie. - Mam nadzieję, że będziecie grzeczni.
- Zawsze jesteśmy. - Mario posłał mi szeroki uśmiech. Pokręciłam rozbawiona głową, po czym dałam im po buziaku. Zadowolony Theo, który został posadzony przez tatusia na barkach, pomachał mi z góry. Odprowadziłam ich wzrokiem, po czym usiadłam na ławce. Zmierzyłam Katedrę uważnym spojrzeniem, czując bijącą od niej historię.
- Robi wrażenie, prawda? - dreszcz przeszedł po moich plecach. Miejsce obok mnie zajął mężczyzna z przyprószonymi siwizną włosami, nie odrywając wzroku od okazałej budowli. - "Wzniesiemy świątynię tak wielką, że Ci którzy ujrzą ją ukończoną, uznają nas za szaleńców". - wyszeptał, po czym odwrócił głowę w moją stronę. Zamarłam wpatrując się w kopie moich oczów, które okalały drobne zmarszczki. - Jesteście z Oliwią sobowtórami mojej matki. Dwa dowody na to, że jej słowa o byciu najpiękniejszą Andaluzyjską dziewczyną są prawdą.
- Twojej ... to znaczy pana matki?
- Możesz mi mówić na Ty. - posłał mi uśmiech. - Panem dla Ciebie zdecydowanie nie jestem, a wiem że słowo tata czy ojciec będzie dla Ciebie zbyt trudne do wypowiedzenia. Bo co do swojego ojcostwa nie mam żadnych wątpliwości. Nie potrzebuję testu DNA, wystarczy że na Ciebie spojrzę.
- Nadal to do mnie nie dociera. - przyznałam. - Do niedawna byłam pewna, że moim ojcem jest ktoś zupełnie inny. Gdy Dani opowiedział mi całą historię, cała oschłość ze strony tego mężczyzny nabrała większego sensu. Powinnam poczuć ulgę, ale jedyne co się pojawiło to dziwna pustka. Mam tyle pytań ... sama nie wiem od czego mam zacząć.
- Na pewno Cię interesuje moja znajomość z Twoją matką. - zauważył. Przytaknęłam niepewnie głową. - Obydwoje pochodzimy z tej samej miejscowości. San Juan de Aznalfarache. Już w szkole Manuela zapowiadała, że ma zamiar wyjechać do większego miasta i żyć na poziomie. Chciała lepszego życia niż wiedli jej rodzice. Byliśmy parą i marzyliśmy o studiach w Sevilli. O wspólnym życiu w tym pięknym mieście. Udało nam się. Ja studiowałem Historię, a ona Architekturę.
- Architekturę? - wydukałam. - Moja matka?
- Była bardzo zdolna. - przyznał. - Pięknie szkicowała. Szczególnie tą Katedrę. - skinął głową w stronę budowli. - To dlatego poprosiłem, aby nasze spotkanie odbyło się w tym miejscu. Marzyliśmy, aby wziąć tu ślub i ochrzcić nasze dzieci.
- Ja zamierzam studiować Architekturę Wnętrz.
- Na prawdę? - posłał mi uśmiech. - Czyli odziedziczyłaś tą pasję po matce. Wierzę jednak, że w Twoim przypadku inaczej wszystko się potoczy. - westchnął ciężko. - Nie było nam łatwo. Mieszkaliśmy w kawalerce, ledwo wiążąc koniec z końcem. Na pomoc rodziców nie mogliśmy liczyć. Manuela zaczęła się irytować, ponieważ jej koleżanki mogły pozwolić sobie na markowe ciuchy i imprezy w modnych klubach. Zaczęło ją interesować, skąd brały na to pieniądze. Odpowiedź była banalnie prosta. Szukały sobie sponsorów, których nazywały swoimi życiowymi partnerami. A ja? Biedny student historii wiecznie z nosem w książkach. W mojej dobie brakowało czasu na dodatkową pracę.
- Ale ją kochałeś, prawda?
- Czasami miłość to zbyt mało. Twoja matka chciała wyrwać się z biedy za wszelką cenę. Nowe towarzystwo pokazało jej, że można to zrobić na skróty. Pewnego dnia wróciłem do mieszkania i zastałem pustą szafę. Zostawiła mi jedynie krótki liścik. Podobno kogoś poznała, zakochała się i wyjechała do stolicy. Sądziłem, że zmieniła Uczelnię, jednak okazało się że całkowicie porzuciła studia. Od tamtej pory nie miałem od niej żadnych wieści. Tak samo jak jej rodzina. Na prośbę jej matki podpytałem tu i ówdzie. Jedna z jej koleżanek powiedziała, że Manuela poznała starszego biznesmena.
- Ojca Daniego. Wyjechała stąd w ciąży.
- Może nie wiedziała kto jest Twoim ojcem, a może chciała dać Ci lepsze życie. - mruknął. - Boże, gdybym wiedział. Gdy Twój brat opowiedział mi o wszystkim, poczułem ogromne wyrzuty sumienia. To wszystko co się stało ...
- To nie Twoja wina.
- Ale jesteś moim dzieckiem! Nie powinienem się tak łatwo poddać. Od paru tygodni pluję sobie w brodę, że nie przyjechałem za nią do stolicy. Że nie szukałem jej! Może i nie wrócilibyśmy do siebie, ale wiedziałbym o Tobie. Wówczas nie pozwoliłbym, aby spotkał Cię tak okrutny los.
- Nie pozwoliłbyś, aby mnie oddała do Domu Dziecka? - szepnęłam niepewnie, czując jak wzruszenie chwyta mnie za gardło, a do oczu napływają łzy.
- Nie pozwoliłbym? Ainhoa, wyrwałbym Cię stamtąd siłą.
- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. - otarłam łzę spływającą po moim policzku. - Ale tak musiało być. Inaczej nie poznałabym Miriam, Daniego i ... nie zostałabym nastoletnią matką. - szepnęłam dziwnie speszona. Jakbym obawiała się jego reakcji na tą rewelację. - Pewnie byś się na mnie zawiódł, ale ja nie wyobrażam sobie życia bez mojego synka.
- Wiem o Theo. Dalibyśmy sobie radę, w końcu każdy popełnia błędy, ale najważniejsze to wyciągnąć z nich wnioski. Chociaż jako Twój ojcec poważnie porozmawiałbym z Twoim ukochanym. - zaśmiałam się na te słowa. - Widziałem jak się z nim żegnałaś. Parę razy odwrócił się zatroskany w Twoją stronę. Jesteś w bardzo dobrych rękach. A ten mały chłopiec ... dziwnie się czuję z myślą, że jestem dziadkiem. Oh, przepraszam Cię. Nie powinienem.
- Sądzę, że Theo będzie zachwycony z myślą, że ma dziadka. - uśmiechnęłam się. - A co z Twoją rodziną? Nie chcę robić niepotrzebnego zamieszania. Jeśli moje pojawienie się będzie dla Twojej żony i córki problemem to ...
- Lourdes to wspaniała kobieta. Poznaliśmy się trzy lata po wyjeździe Twojej matki. Zaczynałem wtedy pracować jako pomocnik nauczyciela w szkole, a ona była początkującą przedszkolanką. Sama jedna potrafiła zapanować nad rozwrzeszczaną dziecięcą gromadą. - zaśmiał się, a jego oczy zabłysły na samo wspomnienie o żonie. - Pobraliśmy się, a kilka miesięcy później na świecie pojawiła się Oliwia. Później Lourdes zachorowała i nie mogła mieć więcej dzieci, ale nie rozpaczaliśmy z tego powodu. Cieszyliśmy się tym, co mamy. Gdy dowiedziała się o Tobie, początkowo była zszokowana. Ale potem porozmawialiśmy szczerze i powiedziała, że z chęcią Cię pozna.
- A Oliwia?
- Oliwia potrzebuje czasu. Obydwie potrzebujecie.
- Czyli jesteś nauczycielem historii?
- W tym momencie jestem Profesorem Historii na Uniwersytecie. Oprowadzam również prywatne wycieczki po historycznych zakątkach stolicy Andaluzji. Na przykład po tej Katedrze.
- A jeśli poprosiłabym Cię o prywatną lekcję historii?
- Byłbym zaszczycony.

*

Dwa dni później, w towarzystwie Mario i Theo, stanęłam pod białym budynkiem. Numer domu się zgadzał, jednak drzwi, wyglądające na zabytkowe, lekko mnie onieśmieliły. Na dodatek, do wejścia prowadziły marmurowe schody. Mój ojciec wspominał, że jest zakochany w historii i antykach, i dzięki tym pasjom dorobił się wspaniałego domu z patio w typowym hiszpańskim stylu. Miałam wrażenie, że kompletnie tu nie pasuję.
Po wspólnym spacerze zaproponował, abym pojawiła się w jego domu na obiedzie. Oczywiście z Mario i naszym synem. Skłamałabym mówiąc, że się nie denerwuję. Powtarzał, że nie mam się czego obawiać ze strony jego żony i córki, jednak ja nadal obawiałam się, że narobię niepotrzebnego zamieszania.
- Pukamy czy zwiewamy? - rzucił Mario, chcąc rozluźnić atmosferę. Theo zachichotał, nadal nie zdając sobie sprawy z powagi tej sytuacji. Westchnęłam ciężko i uderzyłam masywną kołatką w drzwi. - Pamiętaj, że jesteśmy w tym razem. Ale gdy będziesz zabierała się za remont salonu, to pamiętaj że nie zgadzam się na żadne antyki. - mruknął, spoglądając na rzeźbione gzymsy.
- Masz to jak w banku. - odpowiedziałam. Drzwi otworzyły się szeroko, a w progu stanął mój ojciec z serdecznym uśmiechem.
- Witajcie. Cieszę się, że trafiliście bez problemu. - zrobił krok w tył, chcąc wpuścić nas do środka. Kilka sekund później staliśmy w jasnym holu, w którym znajdowała się stylowa ławeczka, a na ścianie wisiał obraz. - Lourdes właśnie kończy obiad. Przygotowała swój specjalny deser ze względu na obecność Theo. - spojrzał na chłopca.
- Z czekoladą?
- Theo! - powiedzieliśmy razem z Mario.
- Dziś nie ma weekendu, więc nie mogę czekolady.
- Z owocami. - zaśmiał się mój ojciec.
- Owoce mogę.
- Musisz koniecznie poznać Oliwię. Sądzę, że dogadacie się idealnie. - gestem dłoni zaprosił nas dalej. Weszliśmy do uroczo urządzonego salonu w typowo hiszpańskim stylu. Na komodzie dostrzegłam kilka rodzinnych zdjęć, z których większość przedstawiała dziewczynę w różnych etapach jej życia. Zimny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. Miałam wrażenie, że spoglądam na własne odbicie. Nie trudno było się domyślić, że była to moja siostra. - Długo zostaniecie w Sevilli?
- Jutro wyjeżdżamy. Mario rozpoczyna zgrupowanie za tydzień, a chcieliśmy jeszcze odwiedzić jego rodzinne strony. - odpowiedziałam. - Po za tym, muszę wrócić do pracy.
- Nie wolałabyś się skupić na studiach?
- Ainhoa ma lekką obsesję związaną z niezależnością. - wtrącił rozbawiony Mario. - Ja mam dokładnie to samo zdanie co pan, ale temu uparciuchowi czasami trudno wytłumaczyć, że nie grozi jej bycie utrzymanką. To nie ten charakter.
- Ale ja lubię swoją pracę.
- Po prostu o tym pomyśl. Chcemy tylko Twojego dobra. - poprosił ojciec, na co kiwnęłam niepewnie głową. W tym samym momencie do salonu weszła blond włosa kobieta. Automatycznie poderwałam się z kanapy, czując jej uważny wzrok na sobie. - Pozwól. To moja żona Lourdes. Kochanie, to jest właśnie Ainhoa. - ułożył dłoń na moich plecach.
- Miło panią poznać. - wydukałam speszona.
- Wzajemnie. Cieszę się, że przyjęłaś nasze zaproszenie. - podeszła do mnie bliżej i serdecznie objęła. - Jesteś tu mile widziana. Chciałabym, abyś miała tego pełną świadomość. - uśmiechnęła się, co starałam się odwzajemnić. Jej zaciekawiony wzrok padł na Mario ze speszonym Theo na rękach. - Santiago bardzo przeżywał fakt, że jest dziadkiem. - zachichotała. - Pytał mnie, czy aby na pewno poważnie wygląda do tej roli.
- Oh, sama szalałaś ze swoim tortem owocowym.
- Nie dziw mi. - fuknęła. - Wizja naszych wnuków w tym domu do niedawna była dość odległa. To znaczy ... przepraszam, zagalopowałam się. - zerknęła na mnie speszona. - Chyba za bardzo wzięłam sobie to wszystko do serca.
- Theo sam podejmie decyzję kim pani dla niego będzie.
- Tatusiu kto to jest? - usłyszałam za sobą zdezorientowany szept mojego chłopca.
- Mama lepiej wszystko tłumaczy, przecież wiesz. - postawił go na podłodze. Wyciągnęłam ku niemu dłoń, którą mocno uścisnął. Niepewnie zerknął na nowych ludzi, przysuwając się do mojej nogi. Kucnęłam, aby być tej samej wysokości co on.
- Wiesz, okazało się, że mój tatuś też się zgubił. Ale go odnalazłam. - wskazałam na mojego ojca, który spoglądał na nas z czułością. - Dlatego przyszliśmy tutaj, żebyś go poznał. Ten pan nazywa się Santiago i jest Twoim dziadkiem. A pani Lourdes to jego żona.
- Czyli moja babcia? - zmarszczył czółko.
- Mogę nią być, jeśli chcesz.
- Mam już babcię Carlotę. Robi najlepsze naleśniki z czekoladą. Ale mogę mieć dwie babcie, prawda? - spojrzał na mnie i Mario, na co pokiwaliśmy rozbawieni głowami. - Też umiesz robić naleśniki z czekoladą?
- Robię najlepszy tort z owocami w Hiszpanii. - zaśmiała się.
- Może być.
- Chciał powiedzieć, że jest podekscytowany posiadaniem dwóch babć. - zaśmiał się Mario. - To taka nasza mała gaduła z zapędami do bycia politykiem. Oczywiście Ainhoa i moja matka powiedziałyby, że odziedziczył to po mnie.
- Nie chcę być politykiem, tylko kierowcą ciężarówki!
- W tamtym tygodniu chciałeś być kosmonautą.
- Oliwia codziennie chciała być kimś innym. - zaśmiała się pani Lourdes. - Ale obiad jest już gotowy, więc zapraszam do stołu. Pójdę tylko na górę po ...
- Nie musisz. - jak na komendę odwróciliśmy się w stronę drzwi, gdzie stała moja młodsza siostra. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wpatrywała się we mnie uważnym wzrokiem, aby po chwili przenieść go na swoich rodziców. - Nie jestem głodna, po za tym muszę wyjść.
- Oliwia!
- Wrócę przed 22. - rzuciła przez ramię.
- Przepraszam Cię. - szepnęła pani Lourdes, gdy ojciec  ruszył w ślad za młodszą córką. - Ma dopiero osiemnaście lat. Dla niej to również jest bardzo trudne. Potrzebuje po prostu czasu.
- Rozumiem. - odchrząknęłam, chcąc ukryć lekkie rozczarowanie. Nie oczekiwałam, że padniemy sobie w ramiona. Miałam nadzieję na rozmowę, chociażby niezręczną. Nie mogłam jednak winić Oliwii, skoro tak samo zareagowałam na pierwszą wizytę Miriam w Domu Dziecka. Teraz role się odwróciły i to ja powinnam pochwalić się niekończącą się cierpliwością.

***

Wszystkie tajemnice zostały wyjaśnione :) 

3 komentarze:

  1. Nasi bohaterowie w końcu mogli udać się na zasłużony odpoczynek i spędzić we trójkę wspaniały czas w Meksyku. Beztrosko wylegując się na plaży. Aż im pozazdrościłam. 😁
    Ainhoa wprost promieniowała szczęściem, ale czy można się jej dziwić? W końcu po tylu trudnych i pełnych cierpienia latach, odnalazła szczęście, a los wynagrodził jej wszystkie krzywdy.
    Na pewno ucieszyła się także z faktu postępów jakie Dani systematycznie czyni w swojej terapii. Na całe szczęście powoli wychodzi na prostą z szansą na ułożenie sobie życia. Na pewno jest mu łatwiej ze świadomością, że ma wsparcie w Ainhoi i Theo. Wierzę w to, że teraz już ich nie zawiedzie i wynagrodzi im jeszcze te wszystkie nie najlepsze chwile, które przeżyli pod jego dachem.
    Ainhoa zdobyła się w końcu na odwagę i poznała tożsamość swojego taty, który okazał się naprawdę dobrym człowiekiem. Zupełnie innym niż jej rodzicielka. On w życiu nie dopuściłby do tego, aby Ainhoa miała tak fatalne dzieciństwo.
    Na pewno był też tak samo mocno poruszony, jak dziewczyna gdy doszło do ich pierwszego spotkania.
    Po tylu latach mógł w końcu poznać własne dziecko, o którym istnieniu nie wiedział przez tyle lat. Przy okazji pokazał trochę inną stronę matki Ainhoi, która jak się okazało nie zawsze była taka próżna i egoistyczna. Niestety chęć zaznania lepszego życia doprowadziła ją do zguby. Poświęciła miłość i życie u boku Santiago za cenę luksusu. Zbłądziła i do tej pory nie potrafi się odnaleźć. Niestety jej wybory, zniszczyły całe dzieciństwo jej córki... Przecież wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej.
    Dobrze, że przynajmniej teraz Ainhoa ma szansę nadrobić z tatą, choć część straconych lat. Na szczęście jego żona bez żadnego problemu ją zaakceptowała tak samo jak Theo, który zyskał dziadka i drugą babcię.
    Za to Oliwia na pewno potrzebuje czasu, aby pogodzić się nową sytuacją. Jestem jednak przekonana, że za niedługo przekona się do Ainhoi i zechce ją bliżej poznać. Kto w końcu nie chciałby mieć takiej siostry? 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wakacje w Meksyku! Ależ im zazdroszczę! *_* Cieszę się, że rodzinny urlop w pełni się udał :) Plaża, morze, odpoczynek... Ach! Na pewno całej trójce przydała się taka odskocznia :) Nowy kraj, inna kultura, wszystko dosłownie na plus :) Do tego Theo podrywający małą Wenezuelkę <3
    Bardzo cieszy mnie fakt, że leczenie Daniego przynosi oczekiwane efekty :) Powoli wychodzi na prostą i jeszcze ma szansę na to, by wieść spokojne życie :) Na pewno pomaga mu fakt, że ma wsparcie Ainhoy, która również jest szczęśliwa z powodu jego postępów z walką z nałogiem. Ale absolutnie się jej nie dziwię! Widać, że Dani wziął sobie ich słowa na poważnie i ani myśli, by się poddawać.
    Ainhoa zdobyła się na odwagę i otworzyła kopertę, która zawierała w sobie list z danymi jej biologicznego ojca. Odważyła się również wykonać pierwszy krok i zadzwonić do niego, choć parę razy się rozłączała. Ale koniec końców jej tata ją zaskoczył i choć przez chwilę mogła z nim porozmawiać. A ta jedna krótka rozmowa sprawiła, że zdecydowała się go poznać osobiście... I tak też się stało! Mężczyzna wybrał wspaniałe miejsce na pierwsze spotkanie z córką, o której nie wiedział przez tyle lat. Dla niego również było to na pewno emocjonujące spotkanie, ale wspaniale sobie z tym poradził :) Od razu zaakceptował Ainhoę i wyjawił jej prawdę odnośnie jego związku z jej matką. Jak widać mieli swoje plany i marzenia, jednak to nie wystarczyło. Matka Ainhoy zapragnęła życia w luksusie i wszystko potoczyło się tak jak się potoczyło. Kobieta zgotowała dziewczynie koszmarne dzieciństwo, a przecież wcale nie musiało tak być. Jednak czasu nie da rady cofnąć, trzeba żyć tym, co jest teraz. Nie dziwię się Ainhoi, że była zdenerwowana i pełna obaw, ale jak widać zupełnie niepotrzebnie :) Teraz Ainhoa i pan Santiago dostali szansę, by zaistnieć w swoim życiu, poznać siebie i co najważniejsze nadrobić wszystkie stracone lata :) Łatwo nie będzie, ale małymi kroczkami do przodu. Ainhoa ma wsparcie w swoich ukochanych mężczyznach, a jej tata ma wsparcie żony, która również zaakceptowała Ainhoę :) To na pewno wiele znaczy dla dziewczyny. A Theo zyskał dziadka i drugą babcię <3 Naleśniki z czekoladą, tort owocowy... Żyć nie umierać! ^^
    Oliwia potrzebuje więcej czasu od swoich rodziców, by ogarnąć zaistniałą sytuację i się do niej przyzwyczaić, ale mam nadzieję, że pewnego dnia ona i Ainhoa będą miały ze sobą świetny kontakt. W końcu to siostry! :)
    <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Ze sporym, ale zapowiedzianym opuszczeniem w końcu przybywam i ja. Rozdział przeczytałam zaraz po tym jak się pojawił, ale nie miałam sposobności, by go skomentować.
    Przyznam, że w trakcie czytania targały mną różne, sprzeczne emocje. Początek był piękny. Wakacje w Meksyku, czyli istna sielanka. Mario i Ainhoa mieli okazję w końcu mieli okazję na spokojnie nacieszyć się sobą, odpocząć. Taki wyjazd napewno był im bardzo potrzebny. Do tego Theo także mógł nacieszyć się rodzicami. Choć oczywiście nowa koleżanka była bardziej interesująca.
    No i żeby było jeszcze lepiej Dany w końcu wychodzi na prostą. Co również bardzo mnie cieszy. Oczywiście nie może osiąść na laurach. Tak naprawdę nie da się całkowicie wyjść z nałogu. Teraz każdego dnia będzie musiał się bardzo kontrolować, by stare demony nie wróciły.
    Potem Ainhoa w końcu dodzwoniła się do ojca. Przyznam, że strasznie bałam się tego momentu. Jak zareaguje Santiago, co będzie miał do powiedzenia. Bałam się, że nie uwierzy Ainhoi. Ale na szczęście Dany wcześniej z nim porozmawiał i pan Rubio okazał się być naprawdę wspaniałym człowiekiem. Co bardzo mnie cieszy, bo Ainhoa naprawdę stresowała się tym spotkaniem.
    Przyznam, że niespecjalnie zdziwiła mnie prawdziwa historia matki Ainhoi. Chyba spodziewałam się czegoś takiego. Od razu widać, że Ainhoa cały charakter odziedziczyła po ojcu. Nie zależy jej na pieniądzach, ale na szczęściu w rodzinnym gronie.
    Strasznie cieszy mnie też postawa żony Santiago. W końcu mogła zachować się zupełnie inaczej. Nagle okazało się, że jej mąż ma córkę z inną kobietą. Nie jedna kobieta pewnie byłaby wściekła, ale Lourdes zrozumiała, że to nie wina mężczyzny.
    I dzięki temu Theo zyskał dziadka, drugą babcie, a Ainhoa kolejne osoby, które będą ją wspierać. W końcu ma rodzinę, której tak bardzo pragnęła.
    A co do Olivi, to myślę, że po prostu potrzebuje czasu. Nagle zyskała siostrę, a dokładniej dowiedziała się, że ojciec ma drugą córkę. Pewnie boi się, że Ainhoa zajmie jej miejsce. Olivia ma przecież tylko osiemnaście lat, nadal wchodzi w dorosłość, potrzebuje wsparcia. Mam jednak nadzieję, że w końcu dogada się z Ainhoą. W końcu czasami siostra potrafi być najlepszym wsparciem.
    Okej, ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń