Sylwester
- Dziękuję. Wam również życzę Szczęśliwego Nowego Roku. - uśmiechnęłam się trzymając telefon przy uchu. Stałam przy tarasowych drzwiach naszego domu, spoglądając na Mario, Enzo i Marcosa, którzy przygotowywali się do wystrzelenia fajerwerków. Asystował im podekscytowany Theo, trzymając się posłusznie z boku. - Tak, tato. Twój wnuk wytrzymał do północy. - zaśmiałam się.
- W końcu ma już cztery lata! Muszę kończyć córeczko. Zostało pięć minut, więc uciekaj do swoich mężczyzn. Widzimy się za tydzień.
- Będę czekać. - rozłączyłam się.
- Dziękuję. Wam również życzę Szczęśliwego Nowego Roku. - uśmiechnęłam się trzymając telefon przy uchu. Stałam przy tarasowych drzwiach naszego domu, spoglądając na Mario, Enzo i Marcosa, którzy przygotowywali się do wystrzelenia fajerwerków. Asystował im podekscytowany Theo, trzymając się posłusznie z boku. - Tak, tato. Twój wnuk wytrzymał do północy. - zaśmiałam się.
- W końcu ma już cztery lata! Muszę kończyć córeczko. Zostało pięć minut, więc uciekaj do swoich mężczyzn. Widzimy się za tydzień.
- Będę czekać. - rozłączyłam się.
Z nostalgią pomyślałam o minionym roku. Tak wiele się zmieniło przez ostatnie dwanaście miesięcy. Odzyskałam ukochanego, ojca, brata. Poznałam wspaniałych ludzi, którzy stali się moimi przyjaciółmi i na każdym kroku mogłam na nich liczyć. Spełniłam marzenie, związane ze studiami, które pozwalały mi się rozwinąć i sprawiały ogrom radości. Czy mogłam prosić o więcej? Westchnęłam ciężko na wspomnienie Oliwii, która nadal trzymała mnie na dystans. Kto wie, może z czasem wszystko się ułoży? Skoro życie Daniego obróciło się o 180 stopni, co parę miesięcy temu było nie do pomyślenia, to czemu nie mogłabym liczyć na cud związany z moją młodszą siostrą?
- Dwie minuty! - usłyszałam na sobą głos Karen, dziewczyny Enzo. Wenezuelka podała mi z uśmiechem płaszcz i pchnęła w stronę wyjścia. Rozbawiona Paddy ruszyła w ślad za nami.
- Mamusiu, szybko! - podbiegł do mnie Theo i chwycił za rękę. - Zaraz się zacznie! Wujek Marcos powiedział, że ma dużo materiału wybuchowego!
- Marcos! - fuknęła na niego Patricia.
- Przejęzyczyłem się. - wyszczerzył swoje idealne ząbki. W tym samym momencie usłyszeliśmy niespodziewany i raczej nieplanowany wybuch korka od szampana. Enzo zaklął siarczyście, po czym zakrył usta dłonią, spoglądając spanikowany na rozchichotanego Theo. - Ja go przynajmniej nie uczę brzydkich słów!
- Pantoflarz! - syknąl Francuz.
- Żabojad!
- Anielska podróba!
- Maminsynek!
- W przedszkolnej grupie Theo na pewno znajdzie się dla was miejsce. - Mario spojrzał z politowaniem na swoich najlepszych przyjaciół. - Zostało pół minuty. Odliczamy? - zerknął na najmłodszego w towarzystwie, który zaczął skakać w miejscu. Po chwili był już na rękach swojego ojca. - Dziesięć?
- Dziewięć! Siedem! Trzy! Osiem! Pięć! Sześć! Cztery! Dwa! Jeden! Tadam! - pisnął radośnie, a my zaśmialiśmy się serdecznie. Fajerwerki wybuchły, a korki od szampana wystrzeliły. Jak zaczarowana spoglądałam w niebo, czując jak Mario obejmuje mnie wolnym ramieniem.
- Pięć lat temu się poznaliśmy.
- Można tak to nazwać. - zaśmiałam się.
- Piąta rocznica powstania cudu. - puścił mi oczko.
- Co to znaczy? - zaciekawił się Theo. Mario wyszczerzył swoje zęby, a ja bez zastanowienia kopnęłam go w kostkę. - Jaki cud? Jak powstał? - dopytywał. - Ej! Dlaczego nie chcecie mi powiedzieć?!
- Kochanie, tatuś wyjaśni Ci te rzeczy za parę lat.
- Dlaczego ja?!
- Ty jesteś ojcem Hermoso.
- No dobrze. Ale najpierw Tobie pokaże co i jak. - bezczelnie wbił mi palec między żebra. - Nowy rok, więc nowe postanowienia. - oznajmił, ciągnąc nas na taras. - Theo? Masz jakieś marzenie?
- Tort czekoladowy?
- Theo!
- Chciałbym mieć pieska. Takiego jak ma Sofia. - ogłosił. Spojrzeliśmy po sobie zdezorientowani. - No co? Słyszałem jak mamusia Ci mówiła, że na razie nie ma mowy o dzidziusiu. Może być pies? - wbił we mnie błagalne spojrzenie. - Będę się nim opiekował i chodził na spacery. Obiecuję! Jorge mówił, że bycie starszym bratem jest bardzo skomplikowane i trzeba do tego dojrzeć.
- A mówiłem, że będzie politykiem? - wydukał Mario.
- Przedyskutujemy to z tatą. - obiecałam. Hermoso zapytał o moje postanowienia. - Spełniłeś wszystkie moje marzenia w starym roku. - uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. - Po prostu zachowajmy status quo. Bądź nadal moim podrabianym Zorro, a nic więcej do szczęścia nie będę potrzebowała. Chyba że jest coś, co mogłabym zrobić dla Ciebie?
- Mam jedno marzenie. - przyznał.
- Jakie?
- Zakończyć ten nowy rok w związku małżeńskim. - pogładził z czułością mój policzek. - Chciałbym być Twoim Zorro z obrączką na palcu. - uchyliłam zaskoczona usta, patrząc jak Mario wymienia się z Theo porozumiewawczymi spojrzeniami. Po chwili mój synek wyciągnął ze swojej kieszeni czerwone pudełeczko.
- Mario ...
- Niech się uczy. Czeka go bardzo ważna rola i lepiej żeby obrączek nie zgubił. - połaskotał go. Poczułam jak łzy napływają do moich oczu, a serce bije w zastraszająco szybkim tempie. To było po prostu niemożliwe! - Twój ojciec zgodził się oddać mi Twoją rękę pod jednym warunkiem. Ślub na być w Sevilli.
- W Katedrze. - szepnęłam drżącym głosem.
- Będzie tak, jak Ty sobie wymarzysz. Ale najpierw musisz odpowiedzieć na najważniejsze pytanie. - uklęknął, a Theo chwycił mnie za rękę. - Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- Tak. - uśmiechnęłam się przez łzy. Mario wsunął na mój palec pierścionek i ucałował go z czułością. Uklękłam na przeciwko niego i chwyciłam jego twarz w dłonie. Nasze usta złączyły się w pełnym miłości pocałunku. Mario objął mnie jednym ramieniem, a drugim przyciągnął do nas Theo.
Dzisiejszej nocy zrozumiałam że nic na tym świecie nie dzieje się bez przyczyny. Życie rzucało mi kłody pod nogi i nie raz dało mocno w kość. Co jeśli to wszystko co przeżyłam było wyboistą drogą do pełnego szczęścia? Zbyt wcześnie zostałam matką i według wielu ludzi zniszczyłam swoje życia na starcie. Bzdura. Gdyby nie Theo, mogłam skończyć o wiele gorzej. Był moją motywacją, światełkiem w tunelu. Swoją obecnością dawał mi nadzieję na lepsze jutro. Nie poddałam się. Dla niego bądź dzięki niemu.
A co równie ważne, podarował mi go najwspanialszy mężczyzna na świecie. Na pewno nie byłam taka jaką sobie wymarzył. Ale byłam w stanie podarować mu coś, co jest najważniejsze i czego nie można kupić za żadne pieniądze. Bezgraniczną miłość.
***
Pisanie tej historii sprawiło mi dużo frajdy, a to w końcu najważniejsze ^^ Sceny z Theo, a jakże, są moimi ulubionymi, które tworzyłam "lekką ręką". W głowie zakiełkował mi pomysł, aby się z nimi nie żegnać, ale na ten moment powiedziałam sobie dość. Chciałabym skupić się na innych historiach, ale kto wie ... to zależy od mojej weny :)
Dziękuję wam za wszystkie komentarze :) Sprawiły mi one ogrom radości! To bardzo miłe gdy ktoś systematycznie tu zagląda, choć z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze jest to łatwe. Dlatego bardzo do doceniam :) Jeśli są osoby, które nadal są zainteresowane moją "twórczością" zapraszam was na nową historię o Marco Asensio, gdzie dla zachęty pojawiła się nowość :
Jeśli chodzi o "szalone małżeństwo" czyli Saula i Ines, będę starała się sporadycznie publikować nowe rozdziały. Nie ukrywam, że straciłam większość zapału, ale obiecałam sobie, że doprowadzę do do końca :
Dziękuję za wszystko! Buziaki :*:*:*
- Marcos! - fuknęła na niego Patricia.
- Przejęzyczyłem się. - wyszczerzył swoje idealne ząbki. W tym samym momencie usłyszeliśmy niespodziewany i raczej nieplanowany wybuch korka od szampana. Enzo zaklął siarczyście, po czym zakrył usta dłonią, spoglądając spanikowany na rozchichotanego Theo. - Ja go przynajmniej nie uczę brzydkich słów!
- Pantoflarz! - syknąl Francuz.
- Żabojad!
- Anielska podróba!
- Maminsynek!
- W przedszkolnej grupie Theo na pewno znajdzie się dla was miejsce. - Mario spojrzał z politowaniem na swoich najlepszych przyjaciół. - Zostało pół minuty. Odliczamy? - zerknął na najmłodszego w towarzystwie, który zaczął skakać w miejscu. Po chwili był już na rękach swojego ojca. - Dziesięć?
- Dziewięć! Siedem! Trzy! Osiem! Pięć! Sześć! Cztery! Dwa! Jeden! Tadam! - pisnął radośnie, a my zaśmialiśmy się serdecznie. Fajerwerki wybuchły, a korki od szampana wystrzeliły. Jak zaczarowana spoglądałam w niebo, czując jak Mario obejmuje mnie wolnym ramieniem.
- Pięć lat temu się poznaliśmy.
- Można tak to nazwać. - zaśmiałam się.
- Piąta rocznica powstania cudu. - puścił mi oczko.
- Co to znaczy? - zaciekawił się Theo. Mario wyszczerzył swoje zęby, a ja bez zastanowienia kopnęłam go w kostkę. - Jaki cud? Jak powstał? - dopytywał. - Ej! Dlaczego nie chcecie mi powiedzieć?!
- Kochanie, tatuś wyjaśni Ci te rzeczy za parę lat.
- Dlaczego ja?!
- Ty jesteś ojcem Hermoso.
- No dobrze. Ale najpierw Tobie pokaże co i jak. - bezczelnie wbił mi palec między żebra. - Nowy rok, więc nowe postanowienia. - oznajmił, ciągnąc nas na taras. - Theo? Masz jakieś marzenie?
- Tort czekoladowy?
- Theo!
- Chciałbym mieć pieska. Takiego jak ma Sofia. - ogłosił. Spojrzeliśmy po sobie zdezorientowani. - No co? Słyszałem jak mamusia Ci mówiła, że na razie nie ma mowy o dzidziusiu. Może być pies? - wbił we mnie błagalne spojrzenie. - Będę się nim opiekował i chodził na spacery. Obiecuję! Jorge mówił, że bycie starszym bratem jest bardzo skomplikowane i trzeba do tego dojrzeć.
- A mówiłem, że będzie politykiem? - wydukał Mario.
- Przedyskutujemy to z tatą. - obiecałam. Hermoso zapytał o moje postanowienia. - Spełniłeś wszystkie moje marzenia w starym roku. - uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. - Po prostu zachowajmy status quo. Bądź nadal moim podrabianym Zorro, a nic więcej do szczęścia nie będę potrzebowała. Chyba że jest coś, co mogłabym zrobić dla Ciebie?
- Mam jedno marzenie. - przyznał.
- Jakie?
- Zakończyć ten nowy rok w związku małżeńskim. - pogładził z czułością mój policzek. - Chciałbym być Twoim Zorro z obrączką na palcu. - uchyliłam zaskoczona usta, patrząc jak Mario wymienia się z Theo porozumiewawczymi spojrzeniami. Po chwili mój synek wyciągnął ze swojej kieszeni czerwone pudełeczko.
- Mario ...
- Niech się uczy. Czeka go bardzo ważna rola i lepiej żeby obrączek nie zgubił. - połaskotał go. Poczułam jak łzy napływają do moich oczu, a serce bije w zastraszająco szybkim tempie. To było po prostu niemożliwe! - Twój ojciec zgodził się oddać mi Twoją rękę pod jednym warunkiem. Ślub na być w Sevilli.
- W Katedrze. - szepnęłam drżącym głosem.
- Będzie tak, jak Ty sobie wymarzysz. Ale najpierw musisz odpowiedzieć na najważniejsze pytanie. - uklęknął, a Theo chwycił mnie za rękę. - Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- Tak. - uśmiechnęłam się przez łzy. Mario wsunął na mój palec pierścionek i ucałował go z czułością. Uklękłam na przeciwko niego i chwyciłam jego twarz w dłonie. Nasze usta złączyły się w pełnym miłości pocałunku. Mario objął mnie jednym ramieniem, a drugim przyciągnął do nas Theo.
Dzisiejszej nocy zrozumiałam że nic na tym świecie nie dzieje się bez przyczyny. Życie rzucało mi kłody pod nogi i nie raz dało mocno w kość. Co jeśli to wszystko co przeżyłam było wyboistą drogą do pełnego szczęścia? Zbyt wcześnie zostałam matką i według wielu ludzi zniszczyłam swoje życia na starcie. Bzdura. Gdyby nie Theo, mogłam skończyć o wiele gorzej. Był moją motywacją, światełkiem w tunelu. Swoją obecnością dawał mi nadzieję na lepsze jutro. Nie poddałam się. Dla niego bądź dzięki niemu.
A co równie ważne, podarował mi go najwspanialszy mężczyzna na świecie. Na pewno nie byłam taka jaką sobie wymarzył. Ale byłam w stanie podarować mu coś, co jest najważniejsze i czego nie można kupić za żadne pieniądze. Bezgraniczną miłość.
***
Dziękuję wam za wszystkie komentarze :) Sprawiły mi one ogrom radości! To bardzo miłe gdy ktoś systematycznie tu zagląda, choć z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze jest to łatwe. Dlatego bardzo do doceniam :) Jeśli są osoby, które nadal są zainteresowane moją "twórczością" zapraszam was na nową historię o Marco Asensio, gdzie dla zachęty pojawiła się nowość :
Dziękuję za wszystko! Buziaki :*:*:*
Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę koniec historii Ainhoy, Mario i Theo. Będę za nimi bardzo tęsknić. Strasznie się z nimi zżyłam.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko ogromnie się cieszę, że wszystko skończyło się w tak szczęśliwy sposób dla naszych bohaterów. Tworzą szczęśliwą rodzinę, opartą na prawdziwej miłości i bezgranicznym oddaniu. Taką o jakiej od zawsze marzyli. W dodatku Ainhoa oprócz swojego ukochanego odzyskała także inne ważne dla niej osoby. Jak jej tata, czy Dani, który w końcu zachowuje się, jak na prawdziwego starszego brata przystało, mimo że nie są spokrewnieni.
Wystarczył rok, aby los bohaterów kompletnie się odmienił, a życie zmieniło się nie do poznania. W pełni jednak na to zasłużyli.
Mario wybrał idealny moment na oświadczyny, które oczywiście zostały przyjęte. Nie mogło być przecież inaczej. Ślub w katedrze na pewno byłby przepięknym wydarzeniem. Zresztą gdziekolwiek by się nie odbył to taki będzie.
Ale najpierw niech Ainhoa zgodzi się na tego pieska. Theo na pewno wzorowo się nim zaopiekuje!
Na koniec chciałabym Ci podziękować za stworzenie kolejnej już wspaniałej historii, której czytanie jak i komentowanie było czystą przyjemnością. 😊
ahh i koniec... szkoda trochę, ale wszystko się zawsze musi zakończyć, a coś czuję, że im dłużej trwałaby historia to byś się wypaliła, a tak to tworzysz dalej ;) wracając jednak do rozdziału, a raczej do epilogu... i będzie imprezka, która zapowiada szczęśliwe zakończenie. Mimo kłód rzucanych pod nogi to Ainhoa w końcu odnalazła swój kawałek ziemi i co najważniejsze spokój... należało jej się jak mało komu, więc bardzo mnie cieszy, że ma to o czym marzyła i nawet więcej. może bez dodatku szczeniaka, ale... w końcu jeszcze nie chce dzidzi to niech sprezentuje synkowi psiaka :D
OdpowiedzUsuńhmm dziś chyba to na tyle... nie mam weny na komentarze, zwłaszcza, że zmęczona jestem... więc uciekaj na kolejne opko :D
Koniec? Ale jak to koniec? Już? Jak ja mam niby żyć bez Ainhoi i Mario? Przecież w tym momencie cały świat stracił sens!
OdpowiedzUsuńNo dobra, może trochę przesadzam. Ale serio, zrobiło mi się smutno. Naprawdę przywiązałam się do tego opowiadania. Do Ainhoi, do Mario o Theo nie wspominając. Przecież ten maluch już pierwszej sceny skradł moje serduszko!
Ale cieszę się, że wszystko jakoś im się ułożyło. Było ciężko, czasami musieli nieźle się wysilić, ale w końcu zaznali prawdziwego szczęścia. Theo ma dwoje kochających rodziców, dziadka, dwie babcie, mnóstwo wujków i cioć. Ainhoa ma kochającego męża i spełnia swoje marzenia. Mario w końcu się ustatkował. I wierzę, że w końcu nawet Olivia do wszystkiego się dostosuje. Po prostu potrzebuje więcej czasu i tyle.
A szczeniak? Na pewno będzie dla Theo najlepszym przyjacielem.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać. Dziękuję Ci za to opowiadanie i już idę czytać następne.
Pozdrawiam
Violin
Ale jak to epilog...? Jak ja się mam z nimi rozstać, no jak? :( Ech, i co ja mam napisać?
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo się cieszę, że w życiu Ainhoy zapanował taki spokój oraz harmonia :) Nie miała łatwo od samego początku, życie rzucało jej kłody pod nogi i pewnie nie jedna młoda kobieta, która znalazłaby się w takiej sytuacji jak ona, nie poradziłaby sobie, ale... Nie Ainhoa! Nie poddała się, tylko walczyła o swoje, nie tylko dla siebie, ale również dla Theo. Wychowała go na wspaniałego młodego mężczyznę i odnalazła w Mario miłość swojego życia <3 Wspólnie spędzony Sylwester te pięć lat temu zapoczątkował coś, co w końcu odnalazło do siebie drogę. Byli sobie przeznaczeni już od tamtej chwili i od tego przeznaczenia nie uciekli :) A mały cud, który wtedy powstał jest na to doskonałym dowodem <3
W życiu Ainhoy zaszło wiele zmian. Stworzyła z Mario rodzinę, o jakiej zawsze marzyła, wychowuje z nim Theo w miłości i poczuciu bezpieczeństwa, zyskała nowych przyjaciół, prawdziwą mamę w mamie Mario i odnalazła swojego biologicznego ojca... Wszystko zmieniło się na lepsze :)
Mario dzięki Ainhoi uporządkował swoje życie, odnalazł w niej tę jedyną kobietę, z którą chce się zestarzeć :) Jego oświadczyny były piękne i mega się wzruszyłam! *_* Lepszego momentu chyba nie mógł sobie wybrać :) Pięknie to z Theo przygotowali <3 Aż łezka się w oku kręci!
Skoro rodzice nie chcą jeszcze kolejnego dzidziusia to może poważnie zastanowią się nad tym szczeniaczkiem haha? Jestem pewna, że Theo wspaniale by się nim opiekował :D
Mam również nadzieję, że Olivia z czasem przekona się do Ainhoy i przełamie swój dystans. Wszystko w swoim czasie :)
Brawa również dla Daniego, który wziął się za siebie i ogarnął swoje życie na lepsze :)
Ciężko się żegnać z tą historią, z Ainhoą, Mario, Theo i z całą tą szaloną bandą! Będę za nimi tęsknić!
Ale bardzo Ci dziękuję, że mogłam ją czytać, wzruszać się razem z nimi i przeżywać z nimi wszystko :) Ale może to nie takie ostateczne rozstanie? ^^
Serio, nie mogę uwierzyć, że to już koniec... A pamiętam, jak miała to być historia o Marco hihi ^^
Raz jeszcze dziękuję! <33
Wybacz, kochana, że dopiero teraz komentuję, ale musiałam to sobie na spokojnie poukładać... Tak więc... Ekhem..
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Mario przeszedł tak wielką zmianę. Z imprezowicza potrafił stać się troskliwym tatą i partnerem. Przez całe opowiadanie był uroczy - no może poza momentami, kiedy powinien pogonić tę głupią wiedźmę, a tego nie robił... Ale w końcu ją pogonił! I wyznał Aihno, co do niej czuje.
Serduszko mi się cieszy, kiedy widzę, jak świetnym jest ojcem dla malutkiego Theo. Ich relacja, te ich rozmowy... Jak tu ich nie kochać, co? <3 A Theo to już w ogóle - najcudowniejszy chłopczyk ever!!
Dobrze, że Dani zrozumiał w końcu swój błąd i zmądrzał. Zmienił się dla rodziny - choć i tak już wcześniej ją chronił (choć nikt o tym nie wiedział).
Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze i wszyscy są szczęśliwi. :D
Na szczęście są jeszcze dwie historie, więc nie muszę się żegnać!
Buziaki! <3