- Nie podglądaj. - poprosiłam kolejny raz. Zniecierpliwiony Theo przebierał nóżkami pod drzwiami swojego nowego pokoju. Mario stał obok, kręcąc z rozbawieniem głową. Żaden z nich nie miał tej przyjemności, aby zobaczyć końcowy efekt. Wszystko trzymałam pod kluczem. Ekipa remontowa przychodziła w odpowiednich godzinach, czyli wtedy, gdy obydwaj byli po za domem. Chciałam, aby to wszystko było niespodzianką. - Gotowi?
- Tak!
- Zapraszam. - pchnęłam drzwi. Theo wpadł do środka z piskiem, rozglądając się wokół. Po chwili niespodziewanie zrobił piruet i pokręcił swoją pupą prezentując nam zabawny "twerk". Razem z Mario spojrzeliśmy na siebie zszokowani. Tymczasem nasz syn wskoczył na łóżko i schował się pod kołdrę. Nastała cisza. - Co to było? - wydukałam.
- Mój taniec ladości! - zawołał spod pościeli.
- Gdzie się tego nauczyłeś? - spytał rozbawiony Mario.
- W psedskolu na lytmice. Pan Miguel nas ucył.
- Moje dziecko uczy gej? - Hermoso wbił we mnie zszokowaną minę. - Nie żebym był homofobem, ale jeszcze chwila, a mój syn zamiast korków zacznie nosić pointy! Nie patrz tak na mnie! Przecież przyjaźnię się z baleriną. - oburzył się.
- Jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy na temat baletu, ale powiedz wreszcie czy Ci się podoba. - zniecierpliwiona wskazałam na pokój. Mario omiótł pomieszczenie swoim uważnym wzrokiem, po czym uśmiechnął się na widok dużego zdjęcia wiszącego na ścianie. On i Theo w strojach Realu Madryt na Santiago Bernabeu. - Taki dodatek związany z piłką nożną może być?
- Idealny. - ucałował moje czoło. - Jesteś zdolniacha.
- Ja tylko zaprojektowałam.
- No właśnie. Widziałaś to wszystko oczami swojej wyobraźni, po czym przeniosłaś na papier. A potem przestawiałaś ekipę remontową po kątach. Słyszałem jak się rządzisz. - puścił mi oczko. - I taka mnie myśl naszła, że cały dom przydałoby się urządzić. Szczególnie potrzebujemy nowego łóżka w sypialni, bo to za bardzo skrzypi ... aua! - rozmasował sobie bolące ramię. - Od razu masz dwuznaczne myśli! - oburzył się, jednak doskonale widziałam rozbawienie w jego oczach.
*
Lekko poddenerwowany rozglądałem się po przytulnym pomieszczeniu. Kremowe ściany kolorystycznie pasowały do dwóch foteli oraz sofy, które były dość wygodne. Widok z okna wychodził na ogród pełen zieleni i kolorowych kwiatów. Gdybym nie wiedział gdzie się znajduję, w życiu bym nie powiedział, że to Szpital Odwykowy. Idąc długim i elegancko urządzonym korytarzem, minąłem kilka znanych mi twarzy z telewizji. Widać Dani Martin wybrał idealne miejsce dla siebie.
Słysząc za plecami dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłem się od okna. Przez chwilę na twarzy piosenkarza wymalowane było zdezorientowanie, lecz po chwili odchrząknął i pewnie wszedł do pomieszczenia.
- Ainhoa z Theo są w ogrodzie.
- To zrozumiałe dlaczego nie chcesz, aby tu byli. - pokiwał głową, po czym usiadł ciężko we fotelu. Dostrzegłem jego lekko trzęsące się dłonie, które próbował za wszelką cenę ukryć. Twarz była blada, a sińce pod oczami aż za bardzo rzucały się w oczy. W spojrzeniu jednak biła determinacja. - Nie powinieneś być w drodze do Francji?
- Wylatujemy dziś wieczorem.
- Mam się do nich nie zbliżać, tak?
- Nie. Masz się wziąć za siebie dla ich bezpieczeństwa. Może i nie jesteś jej biologicznym bratem, ale ona nadal Cię tak traktuje. I chce Ci pomóc, czego nie mogę jej zabronić. Rozumiem co i dlaczego doprowadziło Cię do takiego stanu, ale tu chodzi o Ainhoę i moje dziecko. Prędzej Cię zamorduję niż pozwolę, abyś ich ponownie skrzywdził. - Dani uchylił usta, aby odpowiedzieć, jednak ja nadal ciągnąłem swój monolog. Chciałem już mieć to za sobą. - Nie chcę słyszeć o żadnym Twoim załamaniu w leczeniu. Może to okrutne z mojej strony, ale za każdym razem gdy pomyślisz o alkoholu, przed Twoimi oczami ma się pojawić moja wściekła twarz. Myślę, że to odpowiednia motywacja.
- Zdajesz sobie sprawę, że gdybym nie miał tej pewności, że ją kochasz, nie pozwoliłbym jej do Ciebie odejść? - spojrzał na mnie uważnie. Uniosłem lekko brwi, zaskoczony tym wyznaniem. - Powiedziałem, że nie mają powrotu do mojego domu. Właśnie z powodu bezpieczeństwa nie chciałem, aby byli blisko mnie. Wiedziałem, że odpowiednio się nimi zajmiesz.
- Skąd wiedziałeś, że ją kocham?
- To było widać. Zrozumiałem to prędzej od Ciebie. - uśmiechnął się pod nosem. - Gdy Theo mi odpyskował, mówiąc że ma tatusia, poczułem się zazdrosny. Nie myśl, że chciałem mu zastąpić ojca, ja się do tej roli kompletnie nie nadaję. Po prostu to było dziwne uczucie. Taka rozdzierająca pustka. Straciłem go, ale cieszę się, że odzyskał Ciebie Zasługuje na to, aby mieć tatę.
- Miałby tatę od samego początku. Gdybym wiedział.
- Dziękuję za te słowa o bolącej głowie.
- Chciałem, aby miał ten koszmar za sobą. - przyznałem. Dani zacisnął usta w wąską linię i pokiwał zrozumiale głową. - W każdym bądź razie, będą Cię odwiedzać, ale pod moim nadzorem. Nie sądzę, abym kiedykolwiek Ci zaufał. - wyciągnąłem telefon z kieszeni, po czym napisałem wiadomość do dziewczyny.
- Jest jeszcze coś. Ten śmieszny dług. - odchrząknął. - Przesłałem wszystko z powrotem na Twoje konto. Nie chcę tych pieniędzy, nigdy nie chciałem. Przeznacz je na Theo. Kup mu coś, o czym marzy albo załóż lokatę. Ta cała kwota to jego własność.
- Ostatnio na spacerze zafascynował się ścigaczem. - mruknąłem.
- Nie ma mowy.
- W jednym się zgadzamy. - parsknąłem.
- Ceść wujku! - do pomieszczenia wparował Theo z kartką w ręce. Wdrapał się na kolana Daniego i objął za szyję. - Jutlo jadę z mamusią i z babcią do takiego duzego miasta z wielką wiezą, wies? - zaczął opowiadać i gestykulować. Sam zająłem miejsce w drugim fotelu i z uwagą przyglądałem się ich rozmowie. Ainhoa cały czas się uśmiechała, wtrącając swoje zdanie co jakiś czas. W tym momencie zrozumiałem, że dobrze postąpiłem.
- Tak!
- Zapraszam. - pchnęłam drzwi. Theo wpadł do środka z piskiem, rozglądając się wokół. Po chwili niespodziewanie zrobił piruet i pokręcił swoją pupą prezentując nam zabawny "twerk". Razem z Mario spojrzeliśmy na siebie zszokowani. Tymczasem nasz syn wskoczył na łóżko i schował się pod kołdrę. Nastała cisza. - Co to było? - wydukałam.
- Mój taniec ladości! - zawołał spod pościeli.
- Gdzie się tego nauczyłeś? - spytał rozbawiony Mario.
- W psedskolu na lytmice. Pan Miguel nas ucył.
- Moje dziecko uczy gej? - Hermoso wbił we mnie zszokowaną minę. - Nie żebym był homofobem, ale jeszcze chwila, a mój syn zamiast korków zacznie nosić pointy! Nie patrz tak na mnie! Przecież przyjaźnię się z baleriną. - oburzył się.
- Jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy na temat baletu, ale powiedz wreszcie czy Ci się podoba. - zniecierpliwiona wskazałam na pokój. Mario omiótł pomieszczenie swoim uważnym wzrokiem, po czym uśmiechnął się na widok dużego zdjęcia wiszącego na ścianie. On i Theo w strojach Realu Madryt na Santiago Bernabeu. - Taki dodatek związany z piłką nożną może być?
- Idealny. - ucałował moje czoło. - Jesteś zdolniacha.
- Ja tylko zaprojektowałam.
- No właśnie. Widziałaś to wszystko oczami swojej wyobraźni, po czym przeniosłaś na papier. A potem przestawiałaś ekipę remontową po kątach. Słyszałem jak się rządzisz. - puścił mi oczko. - I taka mnie myśl naszła, że cały dom przydałoby się urządzić. Szczególnie potrzebujemy nowego łóżka w sypialni, bo to za bardzo skrzypi ... aua! - rozmasował sobie bolące ramię. - Od razu masz dwuznaczne myśli! - oburzył się, jednak doskonale widziałam rozbawienie w jego oczach.
*
Lekko poddenerwowany rozglądałem się po przytulnym pomieszczeniu. Kremowe ściany kolorystycznie pasowały do dwóch foteli oraz sofy, które były dość wygodne. Widok z okna wychodził na ogród pełen zieleni i kolorowych kwiatów. Gdybym nie wiedział gdzie się znajduję, w życiu bym nie powiedział, że to Szpital Odwykowy. Idąc długim i elegancko urządzonym korytarzem, minąłem kilka znanych mi twarzy z telewizji. Widać Dani Martin wybrał idealne miejsce dla siebie.
Słysząc za plecami dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłem się od okna. Przez chwilę na twarzy piosenkarza wymalowane było zdezorientowanie, lecz po chwili odchrząknął i pewnie wszedł do pomieszczenia.
- Ainhoa z Theo są w ogrodzie.
- To zrozumiałe dlaczego nie chcesz, aby tu byli. - pokiwał głową, po czym usiadł ciężko we fotelu. Dostrzegłem jego lekko trzęsące się dłonie, które próbował za wszelką cenę ukryć. Twarz była blada, a sińce pod oczami aż za bardzo rzucały się w oczy. W spojrzeniu jednak biła determinacja. - Nie powinieneś być w drodze do Francji?
- Wylatujemy dziś wieczorem.
- Mam się do nich nie zbliżać, tak?
- Nie. Masz się wziąć za siebie dla ich bezpieczeństwa. Może i nie jesteś jej biologicznym bratem, ale ona nadal Cię tak traktuje. I chce Ci pomóc, czego nie mogę jej zabronić. Rozumiem co i dlaczego doprowadziło Cię do takiego stanu, ale tu chodzi o Ainhoę i moje dziecko. Prędzej Cię zamorduję niż pozwolę, abyś ich ponownie skrzywdził. - Dani uchylił usta, aby odpowiedzieć, jednak ja nadal ciągnąłem swój monolog. Chciałem już mieć to za sobą. - Nie chcę słyszeć o żadnym Twoim załamaniu w leczeniu. Może to okrutne z mojej strony, ale za każdym razem gdy pomyślisz o alkoholu, przed Twoimi oczami ma się pojawić moja wściekła twarz. Myślę, że to odpowiednia motywacja.
- Zdajesz sobie sprawę, że gdybym nie miał tej pewności, że ją kochasz, nie pozwoliłbym jej do Ciebie odejść? - spojrzał na mnie uważnie. Uniosłem lekko brwi, zaskoczony tym wyznaniem. - Powiedziałem, że nie mają powrotu do mojego domu. Właśnie z powodu bezpieczeństwa nie chciałem, aby byli blisko mnie. Wiedziałem, że odpowiednio się nimi zajmiesz.
- Skąd wiedziałeś, że ją kocham?
- To było widać. Zrozumiałem to prędzej od Ciebie. - uśmiechnął się pod nosem. - Gdy Theo mi odpyskował, mówiąc że ma tatusia, poczułem się zazdrosny. Nie myśl, że chciałem mu zastąpić ojca, ja się do tej roli kompletnie nie nadaję. Po prostu to było dziwne uczucie. Taka rozdzierająca pustka. Straciłem go, ale cieszę się, że odzyskał Ciebie Zasługuje na to, aby mieć tatę.
- Miałby tatę od samego początku. Gdybym wiedział.
- Dziękuję za te słowa o bolącej głowie.
- Chciałem, aby miał ten koszmar za sobą. - przyznałem. Dani zacisnął usta w wąską linię i pokiwał zrozumiale głową. - W każdym bądź razie, będą Cię odwiedzać, ale pod moim nadzorem. Nie sądzę, abym kiedykolwiek Ci zaufał. - wyciągnąłem telefon z kieszeni, po czym napisałem wiadomość do dziewczyny.
- Jest jeszcze coś. Ten śmieszny dług. - odchrząknął. - Przesłałem wszystko z powrotem na Twoje konto. Nie chcę tych pieniędzy, nigdy nie chciałem. Przeznacz je na Theo. Kup mu coś, o czym marzy albo załóż lokatę. Ta cała kwota to jego własność.
- Ostatnio na spacerze zafascynował się ścigaczem. - mruknąłem.
- Nie ma mowy.
- W jednym się zgadzamy. - parsknąłem.
- Ceść wujku! - do pomieszczenia wparował Theo z kartką w ręce. Wdrapał się na kolana Daniego i objął za szyję. - Jutlo jadę z mamusią i z babcią do takiego duzego miasta z wielką wiezą, wies? - zaczął opowiadać i gestykulować. Sam zająłem miejsce w drugim fotelu i z uwagą przyglądałem się ich rozmowie. Ainhoa cały czas się uśmiechała, wtrącając swoje zdanie co jakiś czas. W tym momencie zrozumiałem, że dobrze postąpiłem.
*
Z szerokim uśmiechem spoglądałam na wirujące w powietrzu confetti. Błysk fajerwerków odbijał się od zafascynowanych oczu mojego małego chłopca. Trzymałam Theo na rękach, aby mógł lepiej wszystko widzieć. Jego tata właśnie wygrał swoją pierwszą Ligę Mistrzów, spełniając przy tym jedno z największych zawodowych marzeń. Sama myśl o jego radości doprowadzała mnie do łez wzruszenia.
Widząc jak podbiega do band, w towarzystwie pani Carloty, ostrożnie zeszłam ze stromych schodów. Posłałam mu szeroki uśmiech, który odwzajemnił i wyciągnął ręce po syna. Zawiesił na jego szyi medal i ucałował w czoło. Drugą ręką przyciągnął mnie do siebie i złożył na ustach pocałunek.
- Gratuluje Zorro. - puściłam mu oczko.
- Gratulować będziesz później Mamacita. - szepnął wielce z siebie zadowolony. - Mamo, czy taki prezent z okazji Twojego święta Ci odpowiada? - zwrócił się do pani Carloty. Pani Canseco pogładziła z czułością jego zarośnięty policzek, po czym mocno przytuliła. - Wszystkiego Najlepszego. Jesteś najlepsza na świecie.
- I jestem bardzo z Ciebie dumna. - pociągnęła nosem.
- Theo? A Ty jaki masz prezent dla swojej mamy?
- Nazywam się Theo Hermoso Martin i jestem Madridistą! Dobze to powiedziałem? - podrapał się po główce. Dokładnie tak samo jak robił to Mario. - Oh, nie! Dobrze to powiedziałem? - poprawił się. Zaśmiałam się radośnie i go przytuliłam. - Ćwiczyłem z tatusiem. Czyli mam już cztery lata?
- Masz trzy i pół. - zastrzegł Mario. - Nie rośnij mi tak szybko.
Widząc jak podbiega do band, w towarzystwie pani Carloty, ostrożnie zeszłam ze stromych schodów. Posłałam mu szeroki uśmiech, który odwzajemnił i wyciągnął ręce po syna. Zawiesił na jego szyi medal i ucałował w czoło. Drugą ręką przyciągnął mnie do siebie i złożył na ustach pocałunek.
- Gratuluje Zorro. - puściłam mu oczko.
- Gratulować będziesz później Mamacita. - szepnął wielce z siebie zadowolony. - Mamo, czy taki prezent z okazji Twojego święta Ci odpowiada? - zwrócił się do pani Carloty. Pani Canseco pogładziła z czułością jego zarośnięty policzek, po czym mocno przytuliła. - Wszystkiego Najlepszego. Jesteś najlepsza na świecie.
- I jestem bardzo z Ciebie dumna. - pociągnęła nosem.
- Theo? A Ty jaki masz prezent dla swojej mamy?
- Nazywam się Theo Hermoso Martin i jestem Madridistą! Dobze to powiedziałem? - podrapał się po główce. Dokładnie tak samo jak robił to Mario. - Oh, nie! Dobrze to powiedziałem? - poprawił się. Zaśmiałam się radośnie i go przytuliłam. - Ćwiczyłem z tatusiem. Czyli mam już cztery lata?
- Masz trzy i pół. - zastrzegł Mario. - Nie rośnij mi tak szybko.
- Mogę pobiegać z Sergio i Marco?
- Możesz. - postawił go na murawie. Theo szybko pobiegł w stronę swoich kolegów, którzy kopali piłkę obok wolnej bramki. - No co tak na mnie patrzycie? Sam sepleniłem i musiałem odwiedzać logopedę. Coś nie coś mi pozostało z tych ćwiczeń, więc wypróbowałem na Theo.
- Wychowała mama świetnego faceta. - zwróciłam się do pani Carloty.
- Wychowałam go dla Ciebie. - puściła mi oczko.
- Ej! - Mario objął nasze sylwetki swoimi ramionami. - Kocham was najbardziej na świecie i jesteście kobietami mojego życia, ale to nie oznacza, że macie ze mnie zrobić pantoflarza. - pociągnął nas w stronę murawy. - O, patrzcie. - skinął w stronę Marcosa i Paddy, którzy wtulali się w swoje ramiona. - Szykuje się ślub.
- No proszę, proszę. - mama Mario zacmokała z aprobatą. Dopiero teraz dostrzegłam zalaną łzami twarz blondynki. Patricia praktycznie nie odrywała zszokowanego wzroku od pierścionka lśniącego na jej palcu. - Jeden z waszej świętej trójcy potrafił uklęknąć przed kobietą.
- Najwyższa pora. Byli razem siedem lat.
- To nie lata doświadczenia są ważne tylko ...
- Carloto Canseco, znów mnie strofujesz.
- Bo Cię kocham. - uśmiechnęła się do niego. Mario ucałował jej skroń, odpowiadając tym samym. Patrząc na nich, miałam nadzieję że w przyszłości moje relacje z Theo będą wyglądać tak samo.
Doskonale wyczułam aluzję pani Carloty. Uważałam jednak, że pośpiech nie był nam potrzebny do szczęścia. Czy chciałam zostać żoną Mario? Skłamałabym mówiąc że nie. Ale na to było zbyt wcześnie. Może któregoś dnia, oczywiście o ile się nie pozabijamy, będzie mi dane stanąć przed ołtarzem.
- Tatusiu? - przed nami stanął Theo ze zdezorientowaną minką. - Dlaczego wujek wsadził Alejandro do tego dużego dzbanka? Ja tak nie chcę. - Mario nie mogąc się powstrzymać parsknął śmiechem, po czym chwycił syna na ręce. Mój wzrok padł na rodzinę Ramosów ustawiających się do zdjęcia oraz ich najmłodszego członka, stojącego w środku dużego pucharu.
- Myślę synku, że jesteś za duży. Ale to nie dzbanek, tylko puchar, który wygraliśmy. - wyjaśnił mu. - Pamiętasz jak Ci pokazywałem podobne w muzeum? Było ich trzynaście. Ten zajmie miejsce obok nich. Czyli ile razem będzie? - Theo się zamyślił i zaczął coś przeliczać na swoich paluszkach.
- Brakło mi. - poskarżył się pokazując dziesięć palców. Rozbawiony Mario "pożyczył" mu cztery własne. - Czternaście!
*
- Możesz. - postawił go na murawie. Theo szybko pobiegł w stronę swoich kolegów, którzy kopali piłkę obok wolnej bramki. - No co tak na mnie patrzycie? Sam sepleniłem i musiałem odwiedzać logopedę. Coś nie coś mi pozostało z tych ćwiczeń, więc wypróbowałem na Theo.
- Wychowała mama świetnego faceta. - zwróciłam się do pani Carloty.
- Wychowałam go dla Ciebie. - puściła mi oczko.
- Ej! - Mario objął nasze sylwetki swoimi ramionami. - Kocham was najbardziej na świecie i jesteście kobietami mojego życia, ale to nie oznacza, że macie ze mnie zrobić pantoflarza. - pociągnął nas w stronę murawy. - O, patrzcie. - skinął w stronę Marcosa i Paddy, którzy wtulali się w swoje ramiona. - Szykuje się ślub.
- No proszę, proszę. - mama Mario zacmokała z aprobatą. Dopiero teraz dostrzegłam zalaną łzami twarz blondynki. Patricia praktycznie nie odrywała zszokowanego wzroku od pierścionka lśniącego na jej palcu. - Jeden z waszej świętej trójcy potrafił uklęknąć przed kobietą.
- Najwyższa pora. Byli razem siedem lat.
- To nie lata doświadczenia są ważne tylko ...
- Carloto Canseco, znów mnie strofujesz.
- Bo Cię kocham. - uśmiechnęła się do niego. Mario ucałował jej skroń, odpowiadając tym samym. Patrząc na nich, miałam nadzieję że w przyszłości moje relacje z Theo będą wyglądać tak samo.
Doskonale wyczułam aluzję pani Carloty. Uważałam jednak, że pośpiech nie był nam potrzebny do szczęścia. Czy chciałam zostać żoną Mario? Skłamałabym mówiąc że nie. Ale na to było zbyt wcześnie. Może któregoś dnia, oczywiście o ile się nie pozabijamy, będzie mi dane stanąć przed ołtarzem.
- Tatusiu? - przed nami stanął Theo ze zdezorientowaną minką. - Dlaczego wujek wsadził Alejandro do tego dużego dzbanka? Ja tak nie chcę. - Mario nie mogąc się powstrzymać parsknął śmiechem, po czym chwycił syna na ręce. Mój wzrok padł na rodzinę Ramosów ustawiających się do zdjęcia oraz ich najmłodszego członka, stojącego w środku dużego pucharu.
- Myślę synku, że jesteś za duży. Ale to nie dzbanek, tylko puchar, który wygraliśmy. - wyjaśnił mu. - Pamiętasz jak Ci pokazywałem podobne w muzeum? Było ich trzynaście. Ten zajmie miejsce obok nich. Czyli ile razem będzie? - Theo się zamyślił i zaczął coś przeliczać na swoich paluszkach.
- Brakło mi. - poskarżył się pokazując dziesięć palców. Rozbawiony Mario "pożyczył" mu cztery własne. - Czternaście!
*
Theo był dziwnie nieswój. Zawsze był posłuszny i grzeczny, jednak dzisiaj przeszedł samego siebie. Nawet podsunął krzesełko pod zlew, chcąc na nim stanąć i umyć naczynia po obiedzie! Na całe szczęście Ainhoa odwiodła go od tego pomysłu, przy okazji sprawdzając czy nie ma gorączki. Jeszcze tego by nam brakowało przed wyjazdem do Meksyku.
Wieczorem wykąpał się bez sprzeciwu, co również było zaskakujące, po czym udał się do swojego pokoju. Wymieniliśmy z Ainhoą zaniepokojone spojrzenia. Zgłosiłem się na ochotnika do poważnej rozmowy, przy okazji wypełniając swój ojcowski obowiązek. Obiecałem mu jakiś czas temu, że zawsze będę mu czytał na dobranoc, o ile będę w domu. A jeśli o to chodzi ... przy dzisiejszej kolacji nawet nie wspomniał o tym, co chciałby usłyszeć przed snem.
Wszedłem po cichu do jego pokoju. Chłopiec leżał na swoim dużym łóżku, skubiąc futerko pana misia. Minkę miał smutną, co od razu mi się nie spodobało.
- Synku? - usiadłem obok. - Co się dzieje?
- Nic. - mruknął.
- Przecież widzę. - pogładziłem go po głowie, przy okazji sprawdzając, czy aby na pewno nie ma rozgrzanego czoła. - Źle się czujesz? - spytałem, na co pokręcił przecząco głową. - Więc o co chodzi? Nawet nie powiedziałeś mi, jaką bajkę będziemy czytać.
- Nie musisz mi dzisiaj czytać, jeśli jesteś zmęczony. - odpowiedział. Szczerze mówiąc zaskoczył mnie tymi słowami. W pamięci szybko szukałem momentu, w którym Theo mógł coś źle zrozumieć. - Tatusiu, czy ja jestem niegrzeczny? - zapytał, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
- Słucham? Ty i niegrzeczny? - uśmiechnąłem się.
- To dlaczego chcesz inne dziecko? - pociągnął noskiem.
- O czym Ty mówisz? - zmarszczyłem czoło. - Gdzie takie coś usłyszałeś? Skąd Ci to w ogóle przyszło do główki?
- Powiedziałeś wujkowi Enzo że mnie kochasz, ale chciałbyś kiedyś kolejne dziecko. - spojrzał na mnie pełnymi łez oczami. Ten widok chwycił mnie za serce. - Dlaczego? Przecież byłem grzeczny i nauczyłem się mówić R. Nie chcę żebyś znowu się zgubił i nie mieszkał z nami ...
- Theo, chodź tu do mnie. - wyciągnąłem do niego ręce. Niepewnie wdrapał się na moje kolana pociągając nosem. - Owszem, powiedziałem wujkowi o kolejnym dziecku, ale miałem na myśli rodzeństwo dla Ciebie. - otarłem mu łezki. - Nie chciałbyś mieć młodszego brata albo siostry?
- Nie wiem. - wzruszył ramionami.
- Posłuchaj. Nawet jeśli w tym domu pojawiłby się kiedyś dzidziuś, to nie oznacza, że w zastępstwie za Ciebie. Kochałbym was tak samo mocno. Synku, nawet jeśli byłbyś łobuzem, to nic by to nie zmieniło. - uśmiechnąłem się. - I obiecuję Ci, że już nigdy więcej się nie zgubię. Zawsze będziemy razem. - przytuliłem go. Poczułem jak Theo obejmuje moją szyję i kładzie główkę na ramieniu. Gładziłem jego plecki, wiedząc że za chwilę zaśnie, uspokojony moimi słowami. Dopiero teraz dostrzegłem Ainhoę, stojącą w progu. Uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłem.
- Tęskniłem za Tobą tatusiu. - usłyszałem słodki pomruk.
- Przecież jestem.
- Ale gdy nie było Cię z nami. Tęskniłem.
- Ja za wami też tęskniłem. - szepnąłem. Najdziwniejszy w tym wszystkim było to, że to były szczere słowa. Przez pewien czas miałem wrażenie, że czegoś brakowało w moim życiu. Odkąd odzyskałem Ainhoę i Theo, to uczucie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Jakiś czas później ułożyłem go wygodnie na łóżku i okryłem pościelą. Spał spokojnie z lekkim zarysem uśmiechu na ustach. W miarę cicho opuściłem jego pokój i udałem się do sypialni. Od razu w moje oczy rzuciła się Ainhoa, trzymająca zaklejoną kopertę w dłoniach.
- Co to?
- Od Daniego. - westchnęła.
- Niewiele mi to mówi. - zauważyłem.
- Wynajął detektywa. Jakiś czas temu. - szepnęła. Zmarszczyłem zdezorientowany czoło. Usiadłem obok niej i objąłem ramieniem. - Chciał się dowiedzieć, kim jest mój ojciec. Biologiczny.
- Rozumiem. - szczerze mówiąc, sam zastanawiałem się nad odszukaniem mężczyzny, którego córką była Ainhoa. Nie chciałem jednak na nią naciskać, chcąc, aby sama podjęła tą decyzję. Jak widać Dani był w gorącej wodzie kąpany. Może to i dobrze? - Boisz się otworzyć, prawda? - spytałem, na co kiwnęła głową. - Zrobimy tak. Chowamy tą kopertę do szuflady. Jeśli będziesz gotowa, to ją po prostu rozerwiesz. Pamiętaj, że to, co jest w środku, na pewno nie jest gorsze od tego, co już przeszłaś w swoim życiu. A na pewno nie wpłynie to na naszą rodzinę.
- Dziękuję.
- Jestem Superbohater. Ratuję ten depresyjny dzień.
- A sam nie masz złego humoru?
- Zawsze mogę mieć, jeśli chcesz go poprawić.
***
Kolejnym rozdziałem miał być epilog, ale poznacie ostatnią tajemnicę, o której wspominałyście. Uwierzcie, mi również ciężko rozstać się z Theo ^^ nawet w głowie zakiełkował mi mały pomysł, ale na razie nie ma szans na jego realizację :)
Ahh to dobrze, że będzie jeszcze jeden rozdział i coś czuję, że wtedy dowiemy się kto jest ojcem Ainhoy tylko nie rób tego... i żeby się nie okazało, że oni jednak są spokrewnieni! bo wtedy to spadnę z krzesła w tramwaju:D
OdpowiedzUsuńI Theo jest kochany, biedny bał się, że pójdzie w odstawkę, i dlatego starał się być grzecznym chłopcem, a tu jednak planowane jest dla niego rodzeństwo :D choć nie wiem czy mamusia jest tego samego zdania co tatuś. Zwłaszcza, że teraz będzie się rozwijać zawodowo jako architekt :D czekam na ciąg dalszy.. i na dalsze mocne "R" w wykonaniu Theo :D
Uf, na szczęście będzie jeszcze jeden rozdział. Niby nic, ale jednak... Jakoś człowiek chwyta się tej ostatniej deski ratunku. Bo przyznam, że za Chiny Ludowe nie potrafię się pożegnać z Theo i Ainhoą. A po tym rozdziale to już w ogóle.
OdpowiedzUsuńTheo był taki uroczy. To jak starał się być najlepszym synkiem pod słońcem... No po prostu rozpłynęłam się i tyle. Przy nim normalnie zamieniam się w ciecz! Jak koty!
Ale dobrze, że Mario wytłumaczył mu co i jak. Dzieci czasami tak mają, że coś usłyszą, przeinaczą, źle zrozumieją. Dlatego rodzice muszą być czujni i prostować ewentualne wątpliwości. Teraz już mogę mieć pewność, że jeśli Ainhoa i Mario kiedyś znów zostaną rodzicami, to Theo będzie najlepszym starszym bratem pod słońcem. Innej wersji nie przyjmuję.
Przyznam, że trochę bałam się tego spotkania z Danym. Bo okej, chce się leczyć, ale nigdy nic nie wiadomo. Na szczęście w pobliżu cały czas był Mario, który kontrolował sytuacje. Na pewno dzięki temu sam jest spokojniejszy, a do tego zrozumiał, że dobrze zrobił zgadzając się na te spotkania. Są potrzebne i Ainhoi i Danemu i Theo.
Ogólnie to strasznie ciekawi mnie, kto jest ojcem Ainhoi, ale rozumiem jej decyzję. Ta informacja jest w końcu bardzo ważna i zmieni całe jej dotychczasowe spojrzenie na życie. Nie dziwię się więc, że woli odłożyć ją na odpowiedni moment.
Theo wymawiający R i bojący się wejść do pucharu... Znów się rozpływam i zaraz zacznę parować! Serio.
W każdym razie dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Theo nareszcie doczekał się swojego wymarzonego pokoju, który na pewno będzie jego ulubionym miejscem w całym domu. Ainhoa spisała się perfekcyjnie i po raz kolejny potwierdziła, że ma talent i nie powinna pozwolić, aby się zaprzepaścił. Pomysł Mario ze zmianą wystroju reszty pomieszczeń w domu to strzał w dziesiątkę. Ainhoa powinna go wykorzystać. Na pewno będzie to dla niej czysta przyjemność i sporo radości.
OdpowiedzUsuńDani naprawdę postanowił o siebie zawalczyć. Choć niewątpliwie jest mu ciężko, stara się i próbuje diametralnie zmienić swoje dotychczasowe życie. Przed nim trudna droga, ale wierzę, że sobie poradzi, bo ma dla kogo.
Jego rozmowa z Mario na pewno dla żadnego z nich nie była czymś przyjemnym, ale przynajmniej w jednej kwestii się zgadzają. Ainhoa i Theo są dla nich najważniejsi i liczy się przede wszystkim ich szczęście.
Mario zdobył jedno z najcenniejszych trofeów z drużyną, co na pewno było dla niego wyjątkową chwilą. Zwłaszcza, że mógł się z niego cieszyć w towarzystwie najbliższych mu osób.
Oświadczyny Marcosa przyjęte. Paddy na pewno była zachwycona. Teraz czas na Mario. Oczywiście nie ma się z czym śpieszyć, ale kiedyś na pewno chciałby, aby Ainhoa została jego żoną.
Biedny Theo... Źle zrozumiał rozmowę Enzo z Mario i poczuł się fatalnie. Myśląc, że ukochany tatuś chce go wymienić na inne dziecko. Dobrze, że Mario wszystko mu dokładnie wytłumaczył i zapewnił o tym, że zawsze będzie go kochać.
Nic dziwnego, że Ainhoa boi się otworzyć tą kopertę. Przecież to może zmienić całe jej życie. Chyba nikt nie byłby w stanie ot tak poznać taką prawdę.
Choć odkrycie tożsamości jej prawdziwego ojca jest bardzo ciekawe. Nie mogę się już doczekać, aż ta tajemnica zostanie odkryta. 😊
Och, Mario, Mario, jak ja Cię kocham! Idealny partner i tatuś ❤️
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej tajemnicy, więc czekam na kolejny rozdział. Buziaki!
Jestem! Przychodzę zadowolona po meczu i zdezorientowana czemu Kepcio dostał żółtą kartkę... (może mu sędzia urody pozazdrościł, czy co ^^ :D) tak, tak, moja pora już dawno minęła :D
OdpowiedzUsuńAjajaj, jak ja bym chciała zobaczyć ten taniec radości w wykonaniu Theo! <3 Musiał być obłędny! :D Ale musiał idealnie okazać radość po zobaczeniu swojego upragnionego i wymarzonego pokoju :) Ainhoa spisała się na medal! Zresztą... Czy były co do tego jakieś wątpliwości? ^^ Akcent piłkarski... Perfecto!
Cieszę się, że Mario zdecydował się na odbycie tej poważnej rozmowy z Danim. Mężczyzna ma teraz cel, który powinien mu przyświecać podczas pobytu w szpitalu. Już Mario zadba o to, żeby ani nie myślał o przerwaniu leczenia! Trzymam kciuki za Daniego, by wytrwał i wygrał z tym uzależnieniem :) W końcu prawie każdy zasługuje na drugą szansę, a Dani zasłużył :) Dla Ainhoy i Theo warto wszystko! <3 Mario podjął słuszną decyzję, chociaż z pewnością nie była ona dla niego łatwa.
Real zwycięzcą Ligi Mistrzów! Niach, niach, gratulacje!! :D Czy Mario mógł to sobie lepiej wymarzyć? Upragnione zwycięstwo, upragniony Puchar zdobyty z ukochanym klubem, obecność Ainhoy i Theo... *_* W tamtym momencie do szczęścia nie potrzebował niczego więcej :) Mógł cieszyć się tymi pięknymi chwilami z najbliższymi i dzielić z nimi radość :) Aluzje jego mamy wygrały wszystko haha :D Ale powoli, powoli, na wszystko przyjdzie czas. Teraz niech Marcos cieszy się ze swoich zaręczyn z Paddy :) Nie ma, co wiedział kiedy ma uklęknąć! Dużo szczęścia dla nich! :)
Oj :( Theo źle zrozumiał rozmowę Mario z Enzo i poczuł się trochę odrzucony. Pewnie w ogóle nie przyszła mu do głowy myśl o rodzeństwie, więc rozumiem jego reakcję. Ale brawa dla Mario, że w spokoju wytłumaczył mu całą sytuację :) Mario zawsze będzie go kochał i ewentualny przyszły dzidziuś tego nie zmieni :)
Absolutnie nie dziwię się Ainhoi, że boi się otworzyć tę kopertę... Odkrycie tożsamości jej biologicznego ojca na pewno ją kusi, ale nic na siłę, otworzy ją, gdy będzie na to gotowa w stu procentach :)
Theo Hermoso Martin Madridista <333